Przejdź do głównej zawartości

Ostatni post

Życzenia świąteczne

Zwierzogród: Alternatywna kontynuacja (Roz. 2 Cz. 6) - Michael Lught [Opowiadanie]




***

Współrzędne, które zostały podane w poprzedniej części nie odpowiadają swojemu prawdziwemu miejscu, ponieważ w uniwersum tego opowiadania południk zerowy został wyznaczony w innym miejscu. W tym opowiadaniu Zwierzogród został umiejscowiony jako wolne miasto między Kanadą i USA. Współrzędna równoleżnikowa jest taka jak naprawdę, a granice państw w większości przypadków odpowiadają prawdziwym granicą.

Znowu ten pieprzony telefon wydzwania. To jest już nie do zniesienia. Wstaje i podchodzę do telefonu. Oczywiście dzwoni do mnie po raz kolejny ten sam numer. Nie kojarzę numeru 555-17-2235. Nie ważne. Nie odbieram. Która godzina? Aaah! 4:45. Nienawidzę życia. Boli mnie szyja. Pewnie dlatego, że krzywo spałem. Co poradzę.

Usiadłem na krawędzi łóżka i zerknąłem na widok za oknem. Na zewnątrz było już jasno, ale niebo było mocno zagęszczone ciemnymi chmurami. Obolały podszedłem do okna i otworzyłem je. Gdy tylko otworzyłem drzwi balkonu, poczułem przyjemny, chłodny wietrzyk dmuchający mi w twarz. Wyszedłem na zewnątrz. Usiadłem momentalnie na jednym ze znajdujących się tam wiklinowych, szarych krzeseł. Z tego co wiem to powinno się rano po obudzeniu przebywać w naświetlonych słońcem miejscach. No, teraz to tego słońca za dużo nie widać, ale zawsze to coś daje. Wstałem i oparłem dłonie o balustradę. Przede mną była dróżka, która prowadziła do rozciągającej się betonowej ulicy. O tej porze ulica była jeszcze pusta. Zawsze mi się na swój sposób podobała, ale mogli by ją odnowić. Była bardzo zaniedbana. Ze ścian odpada tynk, cegły się kruszą. Może się komuś kiedyś coś stać przez to. W oknach kamienicy odbijały się chmury, które bardzo wyróżniały się w tym obrazku. Wtedy znów zadzwonił do mnie telefon.

- Co znowu! Pewnie znowu ten numer

Zdenerwowałem się nieco i w napiętej sylwetce, szybkim krokiem podszedłem do telefonu. jednak kiedy się zbliżyłem mój gniew zamienił się w zadowolenie. To była Judy. Zdziwiłem się trochę, że o tej porze dzwoni, ale nie zastanawiając się dłużej odebrałem.

- Hej Judy. Czemu dzwonisz o tak wczesnej porze?

- Nie gniewaj się jeśli Cię obudziłam.

- Nie, nie obudziłaś mnie.

- Chciałbyś może gdzieś wyjść? Wiem, że to trochę głupie zważywszy na to, że mamy dziś prace i jest wcześnie rano, ale nie mogę zwyczajnie zasnąć i nie wiem co robić.

- To nie głupi pomysł. Ja też nie mogę zasnąć.

- W takim razie zgadzasz się?

- No jasne. Nawet świetnie się składa. Jakbyś nie zadzwoniła to pewnie przez parę godzin przewalałbym się w łóżku próbując zasnąć.

- Dobrze. A gdzie dokładnie?

- No wiesz. To ty dałaś propozycję, więc ty wymyśl.

Judy przez chwilę zaczęła się zastanawiać. Wtedy pomyślałem, że dobrym miejscem będzie pewna ulica, która znajduje się mniej- więcej w połowie drogi między jej domem, a moim. Miałem już powiedzieć, kiedy w ostatniej chwili Judy mnie uprzedziła.

- A może być ta ulica, która jest gdzieś tak w połowie drogi z mojego domu do ciebie. Wiesz, która? Ta co spotkaliśmy się tam za pierwszym razem.

- Oczywiście, że wiem. No, więc ustalone. To do zobaczenia Karotka.

- Do zobaczenia Nick.

Judy była trochę dziwnie jakby smutna podczas rozmowy, ale może winą było zmęczenie. Nie mam pojęcia. Od razu się ubrałem i wyszedłem. Gdy otworzyłem drzwi od klatki schodowej i poszedłem. Kiedy otworzyłem drzwi uderzyła w moje oczy fala jasnego światła. Na zewnątrz było jednocześnie bardzo jasno, ale za razem ciemno. Ciężko to wytłumaczyć. Po prostu duża warstwa chmur powodowała, że blask słońca zza nich był jakby przez nie filtrowany przez co dawał inną barwę. Tej ponurej atmosferze towarzyszył również silny chłód i drzewa, które zaczęły się już pozbywać swoich liści. Nadchodzi jesień.

Od mojego bloku skręciłem w lewo. Szedłem chodnikiem tuż przy jednej z najszerszych ulic w Zwierzogrodzie. Rozglądając się nie widziałem niemal nikogo. O tej porze to miasto dopiero się budzi. Od czasu do czasu tylko przejeżdżały samochody. Czułem się trochę jak w post apokaliptycznym świecie. To dziwne, że tak wielkie miasto jest w stanie jeszcze usłyszeć dźwięki ciszy. Przeszedłem jeszcze parę uliczek i w końcu dotarłem tam gdzie mam się spotkać z Judy. Zatrzymałem się przy jednej z lodziarni. Tak... Tej lodziarni, w której ją spotkałem po raz pierwszy. To było wtedy kiedy jeszcze byłem dla niej złośliwy i chamski... Ale ja byłem wtedy głupi. Zachowywałem się jak zwykły debil. Bywa...Chociaż... Nie byłem głupi. Byłem mniej doświadczony niż obecnie. Doświadczony w życiu. Na starość, której być może dożyje z kolei będę myślał, że to jaki jestem obecnie było głupie.

Porozglądałem się nieco trochę na boki. Przyglądnąłem się sklepom znajdującym się po drugiej stronie drogi. W budynkach na parterach znajdował się takie sklepy jak Morsemann, Lemufour oraz jakiś mały sklep spożywczy RSS i lombard. W każdym z tych sklepów znajdowały się wielkie neonowe tablice i ich nazwami. Te tablice są wszędobylskie. Czasami mam wrażenie, że są w tym mieście formą jakiegoś bóstwa, bądź religii. Ssaki w końcu przychodzą do takich sklepów codziennie. Niby po potrzebne im rzeczy, ale czy na pewno te rzeczy są takie niezbędne. Na pewno są ważne. To fakt, ale czasem mam wrażenie, że nie powinno tak być. Sklepy stały się miejscem, w którym kupujemy byle co za pieniądze, które potem garściami zbierają biznesmeni. Sprzedają nam coś beznadziejnego, kłamią, że to jest dobre, a tak naprawdę nas oszukują. Przez ten mechanizm w naszym społeczeństwie ssaki harują bez przerwy, zapominając o wartościach rodzinnych tylko po to by mieć pieniądze, za które kupią produkty niskiej jakości.

Usłyszałem czyjeś ciche kroki w oddali. Wtedy jakaś postać wyłoniła się zza rogu jednego z budynków. Rozpoznałem Judy. Gdy tylko zobaczyłem zbliżającą się Judy od razu poczułem się, że moje serce zaczyna pompować więcej krwi. Mimowolnie na mojej twarzy pojawił się szczery uśmiech. Jakbym miał sprężyny na stopach. Zatrzymałem się metr przed nią i chciałem ją uścisnąć, ale z jakiegoś powodu powstrzymałem się od tego. Potem powiedziałem do niej nieco niepewnym i cichym głosem.

- Cześć Judy.

- Cześć Nick.

Jakoś tak nie wiedzieliśmy o czym rozmawiać. Przez chwilę nastała cisza. Na siłę udało mi się wymyślić jakiś temat.

- Ty też masz problemy ze snem?

- Z reguły to nie. A ty jakieś masz?

- Trochę. Czasem ciężko mi zasnąć. Dlaczego wstałaś tak wcześnie?

- Prawie nie spałam.

- Czemu?

Judy zrobiła się jakby nieco smutna, ale skryła to mocno.

- Musiałam jechać do Szarakówka, ponieważ tata źle się poczuł. Zawiozłam go do szpitala. Jest z nim źle...

Myśli Judy musiały się ze sobą plątać. Mówiła trochę w złej kolejności.

- On... W nocy wymiotował. Mama do mnie zadzwoniła. Zawiozłam go... Mama mi kazała, bo ja znam najlepiej Zwierzogród rodziny z. Poza tym nie ma obecnie w domu nikogo. Znaczy się... Nie. Nikogo z prawem jazdy poza tatą. Ale on się nie zawiezie sam. O północy przyjechałam i... jest w szpitalu.

- A sąsiedzi nie mogli go zawieść?

- Festyny są... Pożegnanie lata... Wiele osób... Sąsiedzi też pojechali.







***

- Na pewno wszystko w porządku?

Judy powstrzymywała się od okazywania emocji. Starała się mówić jak najspokojniej. Jakoś jej to szło, aż się uspokoiła na dobre.

- Tak Nick, Wszystko w porządku

Popatrzyłem się na nią litościwie. Chciałem z nią o tym porozmawiać, ale sądząc po tym jak tłumi emocje lepiej będzie jak spróbuje jej pomóc na chwilę o tym zapomnieć i ją rozweselić.

- To dobrze. Mam nadzieje, że wszystko będzie z nim dobrze. Hmmmm... Jako, iż tu jesteśmy to proponuje byśmy się gdzieś przeszli. Może na kawę?

- Na kawę? O 5 rano!?

Judy była wyraźnie zdziwiona i prawdopodobnie również trochę zirytowana. Szybko wyjaśniłem jej co mam na myśli.

- Chodzi mi o automat z kawą. Jest ich kilka na stacji autobusowej.

- No dobra. Nie zrozumiałam wcześniej, myślałem, że chodzi Ci o kawiarnie. Chodźmy.

Judy powiedziała to mocno pozbawionym uczuć głosem. Uśmiechnąłem się do niej, ale ona nie odpowiedziała mi tym samym. Postanowiłem, że muszę jakoś ten uśmiech odkopać na powierzchnie.

- Ale ty płacisz.

Judy obróciła się gniewnie, ale zrozumiała, że to był tylko żart.

- Śmieszne... Myślałam, że płacą nam jednakowo.

Zaśmiałem się lekko i wzruszyłem głową.

- Heh! Nieważne...

Ucieszyłem się jak tylko zobaczyłem jak Judy się uśmiecha. Gdzieś w środku mnie na ten widok zawrzało z radości. Udaliśmy się na stację autobusową. W milczeniu przebyliśmy całą drogę, aż dotarliśmy do placu. Plac był bardzo duży i otoczony niskimi blokami. Na jednym z jego krańców znajdowała się stacja autobusowa. Przy każdym stanowisku dla autobusów były rzędy żółtych krzeseł zadaszone czerwonym daszkiem, a obok były automaty. Zbliżyliśmy się do jednego z automatów. Niestety był to automat dla dużych ssaków. Rozglądnąłem się na boki, ale wszystkie były identyczne.

- Judy! Podsadzę Cię, dobra?

Zanim zdążyłem to zrobić ona bez problemu skoczyła mi na głowę. Zrobiła to tak delikatnie, że nawet nie poczułem jej ciężaru.

- Nie potrzebuje. Wystarczy, że nie będziesz się ruszał.

Judy powiedziała udawanym stanowczym głosem nieco naśladując w ten sposób szefa.

- Dobrze szefowo. Zasalutował bym, ale w obecnej sytuacji jest to ciężko wykonalne.

Judy wsadziła pieniądze do automatu. Następnie wybrała mi kubek kawy. Nie musiałem mówić jaką piję. Judy pamiętała, że zawszę pijam czarną z trzema torebeczkami cukru. Z automatu wyskoczył żółty, papierowy kubek i zaczął się napełniać. Następnie wyciągnąłem kubek, a Judy wybrała kawę dla siebie. Gdy to zrobiła, zeskoczyła z mojej głowy, lądując obok mnie. Zaczekałem kulturalnie aż ona odbierze swoją kawę zanim zacząłem pić. Wziąłem dwa małe łyki przy, których lekko oparzyłem sobie czubek języka. Z każdym łykiem czułem jak napój przechodzi przez mój przełyk i przyjemnie go ogrzewa, a następnie wpada jeszcze ciepły do żołądka. Gdy skończyliśmy pić, usiedliśmy na jednej z ławek. Judy znów wydawała się jakby smutna. Pomyślałem że powinienem odkopać jej promienny, codzienny uśmiech. Tylko potrzebuję do tego dobrego kilofa.

- Hej Judy, wiesz co to znaczy Piss men? - Spojrzała się na mnie zdziwionym wzrokiem.

- Eeee! Na wszelki wypadek powiem nie.

- Szczepan.

Zacząłem się śmiać. Judy próbowała ukryć śmiech, ale jej to nie wyszło Najpierw śmiała się cicho pod nosem, aż w końcu zaczęła się autentycznie śmiać. Kiedy już się uspokoiliśmy powiedziała:

- Dzięki że jesteś Nick.

Spojrzała się na mnie z najpiękniejszym uśmiechem jaki w życiu widziałem. Odwzajemniłem uśmiech i odważyłem się objąć ją kładąc swoją rękę na barkach. Patrzyliśmy razem w szare niebo.

- Lubię taką pochmurną pogodę Judy, a ty?

- Ja zdecydowanie wolę słońce. Lubię też wysokie temperatury.

- To dlatego, że jesteś emocjonalna, a ja zimny.

- Mhm... Co do mnie masz racje, ale nie uważam, że jesteś zimny.

- Miałem na myśli bardziej stonowany w okazywaniu emocji.

- W takim razie to masz rację.

- To dobrze, że jesteś taka emocjonalna.

- Czemu?

- No może trochę za bardzo emocjonalna, ale dobrze, że taka jesteś, bo jesteś takim kontrastem odnośnie do mnie. Wiesz... Jesteśmy troszeczkę jak Ying i Jang. Razem uzupełniamy siebie idealnie. Gdybyśmy byli z charakteru zbyt podobni to być może nie bylibyśmy tak blisko siebie jak teraz.

- Jak blisko?

- Przyjaciółmi. Jesteśmy przyjaciółmi. Przecież dobrze o tym wiesz głupi króliku.

- Tak wiem.

Serce znów mocniej mi zabiło. Czy ona też mnie kocha. Stałbym się wtedy najszczęśliwszym zwierzęciem na świecie.

- Rozumiem. Ja z kolei za dużo przyjaciół nie posiadam. Właściwie to tylko ty i Feniek, ale... To nie tak, że byłbym w stanie wybrać pomiędzy jednym z was, bo oboje jesteście dla mnie ważni, ale jest coś... To coś powoduje, że częściej jak myślę o przyjaciołach to ty pojawiasz się pierwsza.

Poczułem jak głowa Judy powoli opada na mnie. Uśmiechnąłem się i odwróciłem głowę w stronę króliczki. Chciałem opowiedzieć jej kolejny żart, ale okazało się, że Judy zasnęła. Wtedy zbliżyłem swoje usta i delikatnie musnąłem swoimi wargami jej czoło. Judy uśmiechnęła się przez sen. Co chwilę rozmyślałem nad tym co łączy mnie z Judy. A właściwie to co ona myśli o mnie. W skrócie...Czy ona też... Nie wiem. Nawet jeśli nie to trudno. Przynajmniej mam przyjaciółkę, która nigdy mnie nie opuści i ja to wiem. Czy to nie jest piękne, że potrafię jej zaufać bez żadnej gwarancji? Siedzieliśmy tak przez dość długi czas. Nie pamiętam ile. Może około godzinę? To w sumie nie jest istotne. Ważne było, że była to kolejna szczęśliwa chwila w moim życiu. Postaram się o niej zapamiętać.

W pewnym momencie przejechała w pobliżu nas masywna ciężarówka. Ryk jej silnika obudził Judy. Judy popatrzyła swoimi fioletowymi, wielkimi oczami na mnie. Obróciłem się w jej stronę. Na początku Judy uśmiechała się. Potem jednak gwałtownie się odsunęła.

- Przepraszam Nick. Byłam zmęczona.

- Spokojnie karotka. Twoje futro jest mięciutkie. - uśmiechnąłem się.

- Nie gniewasz się, prawda?

- Skąd!? Oczywiście, że nie, ale obawiam się, że nie zostało nam zbyt dużo czasu.

- Jakiego czasu.

- Czasu do pracy.

- Zdążymy jeszcze. Na Komendę jest blisko.

Judy ułożyła się wygodnie na ławce i patrzyła na rozmaite gatunki drzew znajdujące się w parku. Wtedy usłyszeliśmy głośny męski krzyk.

- Pomocy!

Oboje szybko wstaliśmy. Nasłuchiwaliśmy ustawiając swoje uszy, szukając tym kierunku pochodzenia głosu.

- Ratujcie!

Wtedy zorientowaliśmy się skąd mniej więcej wydobywał się dźwięk. Krzyk wydobywał się z jednej z bocznych ulic odchodzącej od głównej drogi. Od razu pobiegliśmy w tamtą stronę. Gdy mijaliśmy ulice z czasem krzyki stawały się coraz głośniejsze. Będąc już na szarym, dużych płytach chodnika zobaczyliśmy niewyraźny cień postaci, która stała nad inną osobą. Krzykom zaczęły towarzyszyć dźwięki uderzania. Biegliśmy dalej wzdłuż sklepów i restauracji znajdujących się przy chodniku. Liczne krzesła i parasole rozstawione przy restauracjach nieco przeszkodziły nam w biegu. W końcu jednak przedarliśmy się przez te barykadę i dotarliśmy tam gdzie chcieliśmy. Wybiegliśmy w boczną ulice i zobaczyliśmy szopa i niedźwiedzia, którzy znęcali się nad lwem, który był księdzem. Jego sutanna była podarta, a twarz opuchnięta. Bandyci odwrócili się w nasza stronę i od razu gdy rozpoznali w nas policjantów, zaczęli uciekać. Gdy tylko się odwrócili, wtedy razem skoczyliśmy. Łatwo obaliłem niedźwiedzia, który potknął się o kamień w momencie kiedy na niego wskoczyłem, a Judy szopa. Szop uderzył mocno głową o ziemie po czym stracił przytomność, a niedźwiedź o dziwo poddał się bez próby ucieczki i walki. Szybko zapiąłem kajdanki na rękach niedźwiedzia, przykuwając go do ulicznej lampy. Następnie podbiegłem do Judy i zapytałem dysząc:

- Masz go?

- Chyba trochę za mocno uderzył o chodnik. Stracił przytomność.

- Raczej straciła.

- Jak to ona.

- No teraz to szczerze nawet ciężko powiedzieć. Znam ją. Nie pamiętam już jej nazwiska, ale kiedyś z nią handlowałem. Przerobiła się na faceta. Sprawdziłaś czy nie ma krwotoku?

- Zewnętrznego nie, ale lekarze muszą ją zbadać. No nie. Co ja zrobiłam?

- Wykonałaś swoją pracę. Dzwoń po karetkę, a ja zobaczę co z księdzem.

Judy czym prędzej wykonała moje polecenia, a ja podszedłem do księdza. Był to dość niski lew z krótką grzywą. Siedział samodzielnie co oznaczało, że nie poniósł wielkich obrażeń.

- Coś księdzu jest?

- Bóg wam zapłać za to, że przyszliście. Nie, nic mi nie jest. Dostałem trochę po głowie i żebrach, ale daje radę.

Lew lekko syknął z bólu gdy chwytał się za głowę.

- Lepiej będzie jak obejrzy księdza lekarz. Jesteś w stanie powiedzieć dlaczego Cię pobili.

Zadając pytanie przykucnąłem by mieć bezpośredni kontakt wzrokowy z rozmówcą. To bardzo ważne wielu rozmowach, które musi przeprowadzać policjant. Ksiądz lekko się zamyślił, ale potem bez problemu opowiedział mi o co chodziło.

- Dostawałem od dawna pogróżki od nich. Wysyłali listy, w których grożono mi, że ktoś mnie zabije. Potem namalowali jakieś dziwne napisy na bramie kościoła. Nie chcę tych napisów teraz przytaczać ze względu na ich wulgarną treść. Nie chciałem zgłaszać tego na policję, bo myślałem, że to tylko jakieś dzieciaki.

- Wie ksiądz dlaczego tak was prześladowali?

- Raczej nie były to powody osobiste. Nie wiem do końca czemu.

- A czy mógłby ksiądz jednak powiedzieć jakie to były napisy lub może ma ksiądz zdjęcie?

- Tak, zrobiłem na wypadek gdyby to wszystko wyszło poza normę.

- Uważa ksiądz pogróżki za normę?

- Nie jest to dzisiaj nic dziwnego w naszym świecie. Wiele zwierząt obraża kościół z wielu mniej lub bardziej uzasadnionych powodów. Ja jako ksiądz nie chce się mieszać w wir polityczny. Zamiast tego modlę się codziennie o pokój dla tych osób.

Ksiądz podał mi swój telefon komórkowy. Sprzęt był tak wielki, że dla lisa był jak tablet. Ksiądz pokazał mi zdjęcia i to co zobaczyłem było okropne. Na bramie kościoła namalowano napisy z bardzo wulgarną treścią, wypełnione nienawiścią. Nie było by kulturalnym ich opisywanie dlatego powiem tylko, że na wiele "kreatywnych" sposobów opisano w nich kościół i duchownych oraz osoby wierzące. Narysowano również kilka obrazków ukazujących różne osoby w trakcie psychoseksualnych czynności. Bez problemu zrozumiałem o co chodzi. Ostatnio odbyły się protesty w europie. W niektórych krajach wciąż nie można zawierać małżeństw osób jednej płci, zmieniać płci oraz adoptować dzieci w związku homoseksualnym. Wiele takich osób uznało, że to jest im zabierania wolności, a jak wiadomo to te rzekome zabieranie im wolności jest spowodowane w dużej mierze względami religijnymi. Nie chcę już wnikać czy jest to zabieranie wolności czy nie, ale ja bym się tu skupił na czymś innym. Wiele osób odmiennej orientacji seksualnej żąda równości i tolerancji. W tym samym czasie kiedy głoszą hasła o tej, że tolerancji sami tak naprawdę popadają w jej brak. Co raz więcej gejów i lesbijek gdy tylko ktoś publicznie wyrazi swoje zdanie w kulturalny sposób odmienny od ich poglądów od razu rzuca się na taką osobę z "krucjatą". W sytuacji, w której ktoś by ich obrażał takie coś jest zrozumiałe, ale problem w tym, że bardzo często ich reakcje są nieadekwatne do tego co ktoś o nich powiedział lub napisał. Oczywistym jest, że w niektórych krajach zabrania się małżeństw jedno płciowych ze względu na religię. Dlatego też takie osoby często mówiąc kolokwialnie "wypinają się" na religie. Religia staje się ich wrogiem numer jeden. Każdy może mieć w tym względzie swoje zdanie na ten temat. Można też na różne sposoby manifestować tą swoją odmienność o ile jest to w granicach normy i kultury. NO właśnie. Ci, którzy uważają się za ofiary nietolerancji ostatnio stają się sami napastnikami. Uważają nawet czasem, że ktoś kto nie popiera ich założeń powinien być wykluczony ze społeczeństwa. Oni coraz częściej nie manifestują równości, a swoją dominację. Jest powiedzmy sytuacja w której homoseksualista wytyka komuś nietolerancje i publicznie go obraża. Powoli takie coś staje się normą. W drugą stronę jednak by to nie wyszło. Od razu spotkałoby się to z bojkotem. Ja rozumiem jak ktoś popiera lewicowe poglądy i chodź bliżej mi do prawicy to pokuszę się o stwierdzenie, że kluczem do osiągnięcia zwycięstwa w tym przypadku nie jest głośne wypowiadanie zdania, a wypowiadanie go w sposób kulturalny z poszanowaniem dla drugiej strony.



Link do oryginału: klik!
Autor: Michael Lught

Komentarze

  1. Też jestem za kulularnym wyrażaniem swojego zdania. Jak zwykle świetna robota. Lepsze od gry o tron.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki. Nie sądzę, że można grę o tron w jakikolwiek sposób do tego porównać, bo to całkowicie dwie różne rzeczy, ale i tak dzięki.

      Usuń
  2. Michael czekam niecierpliwie na więcej. Twoje opowiadanie mnie pochłonęło

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Wszystkie komiksy

Legenda

¤ - W trakcie tłumaczenia
¤ - W trakcie rysowania
¤ - Dawno nieaktualizowane, brak informacji o dalszych częściach
¤ - Wstrzymane bądź niedokończone
¤ - Zakończone