Przejdź do głównej zawartości

Ostatni post

What a Feast... - Roz. 4 Cz. 2 - 0l-Fox-l0 [Tłumaczenie PL]

Zwierzogród: Alternatywna kontynuacja (Roz. 2 Cz. 8) - Michael Lught [Opowiadanie]



***

Powoli skradałem się w stronę garażu. Wysuwałem stopy delikatnie do przodu. Każdy krok stawiałem z jak największą precyzją. Dźwięki skrzypienia podłogi, mimo, że naprawdę były bardzo dyskretne, wydawały mi się niemal tak głośne jak ryk niedźwiedzia, spowodowany przedzierającym bólem. Byłem strasznie zestresowany. Być może patrzyłem na powagę sytuacji z pokaźną przesadą, ale fakt faktem robiłem coś, czego nie powinienem był robić. Nerwowo rozglądałem się na każdy cień, każdy przedmiot wydawał mi się sylwetką szefa. Moje oczy płonęły w ciemnościach aby wszystko zobaczyć. Niemal całkiem zapomniałem o mruganiu. W pewnej chwili poczułem czyjąś dłoń, która chwyciła mnie pod moim prawym łokciem. W przerażeniu wzdrygnąłem się, gdy palce osaczały mój łokieć jak żelazne kraty celi. Powoli odwróciłem głowę, szukając wzrokiem właściciela tej dłoni.

- Nick!

- Judy...! Nie strasz mnie

Mój podirytowany głos spłynął obojętnie po królicy. Ona odpowiedziała na to swoim miłym głosem, którym chciała mnie otulić.

- Nick, uspokój się. Nie popełniliśmy zbrodni. My tylko jedziemy na patrol. Pełny luz.

- Dobrze wiesz jaki jest Bogo. Bardzo restrykcyjny.

- Nie dramatyzuj. Chodź!

Judy szybko wystrzeliła w stronę drzwi do garażu. Ja natomiast powoli włóczyłem się za nią, będąc ciągniętym za rękę. Chwyciłem wtedy jej dłoń by czasem się nie "zerwać" z jej uścisku. Ehhh... Po prostu przesadzałem. Rozglądałem się uważnie dookoła. Przyglądałem się każdemu szczegółowi. Każdemu miejscu, gdzie ktoś może być. W tym czasie Judy otworzyła drzwi i stanęła w progu.

- Chodźże już!

- No, dobrze.

Nieco przyśpieszyłem swój krok. Szybko znalazłem się tuż przy Judy i razem weszliśmy do garażu. Mój umysł nadal uciekał myślami do możliwych konsekwencji. "Co będzie jeśli?" "A co jak?". Jednak, myśli te powoli zaczęły zanikać, a ciało już w pełni ich nie słuchało. Pomieszczenie do, którego wkroczyliśmy było bardzo wielkie i przedzielone dwoma rzędami masywnych filarów. Za równo filary jak i ściany były szare, betonowe. Podłoże również niczym się nie wyróżniało. Znajdowały tam się też po trzy wielkie rozsuwane drzwi z blachy. Drzwi posiadały małe okno zrobione z przeźroczystego plastiku na górze, a ich dół był pomalowany w czarne i żółte pasy, skierowane po skosie. Między filarami stały po dwa radiowozy. Łącznie było ich sześć. Właściwie wszystkie były jednakowe. Duże, czarno-niebieskie pojazdy.

- To, co Nick? Jedziemy, czy nadal się boisz?

- W porządku, Judy, ale tylko moją ulubioną.

- Oczywiście!

Wraz z Judy weszliśmy do radiowozu nr. 240. Tym razem to znów ona zasiadła za kierownicą. Oboje zapieliśmy pasy i Judy uruchomiła pojazd. W tej naszej nieuwadze kompletnie zapomnieliśmy o otwarciu wyjazdu. Na szczęście umysł Judy wziął górę nad jej porywczością.

- Jesteśmy, bardzo głupi.

- Mów za siebie, Nick.

- Mogę być głupi, ale i tak jestem bardzo przystojnym lisem.

- Tak średnio bym powiedziała.

Jej mimika i lekkie zaczerwienienie na twarzy zdecydowanie mówiły co innego. Również jej oczy. Były jakby czarniejsze z powodu rozszerzenia się źrenic. Podobno to oznaka miłości. Podobno. Oby tak było.

- Myślę, że myślisz co innego.

- Myślę, że za dużo myślisz.

- Skoro myślę za dużo to czemu mam być niby głupi?

- Dlatego, że źle myślisz.

- Kiedy źle pomyślałem?

- Wtedy kiedy pomyślałeś, że ja otworzę bramę.

Sprytny królik. A podobno taka uprzejma i pracowita. Ha! Leń! Jak będzie mi kiedyś wytykać moje lenistwo, którego nie ukrywam, to mam jak się zemścić.

- Mylisz się, wcale tak nie myślałem. To ty źle myślisz.

- Dobrze, więc chyba sama to zrobię. A co jeśli skręcę sobie kostkę, gdy będę wychodziła z samochodu.

Przybrałem stanowczą postawę, prostując się i napinając mięśnie na plecach.

- Kiedyś i tak będziesz musiała stąd wysiąść.

- A jak te drzwi spadną mi na stopę?

- To będzie to tylko wina twojej głupoty.

- Ale gdybyś to zrobił to ja bym się nie narażała.

- Może to zrobię, jeśli uda Ci się mnie przekonać.

Judy zakryła dwoma palcami swoje wargi i lekko zaśmiała się pod nosem. Ona zbliżyła się do mnie gwałtownie. Potem błyskawicznie chwyciła mnie za mundur, wyrywając mnie tym samym z wyprostowanej pozycji i pochylając. Wtedy poczułem jej chłodne wargi na moim policzku.

-No! To myślę, że teraz już Cię przekonałam.

Przez chwilę poczułem się jakby poszarzałe chmury, rozpłynęły się. Jakby promień światła, przebił się przez ich grubą warstwę i dotarł do mojego serca, rozpalając je ponownie. Nie byłem przez chwilę w stanie nic powiedzieć. W końcu jakieś słowa napłynęły mi do gardła. Na szczęście głos Judy przerwał próbę ich wypowiedzenia. Ich wypowiedzenie w tym momencie mogło by się dla mnie nie skończyć dobrze skończyć.

- To otworzysz tę bramę?

Bez zbędnych słów wysiadłem z pojazdu. Z reguły w takiej sytuacji czuje jakby moje nogi wciskały się w podłoże, ale teraz niemal fruwały. Szybkim, pewnym krokiem, podszedłem do bramy i wcisnąłem przycisk otwierając ją. Później wróciłem do samochodu.

- To w drogę, Karotka.

Judy uruchomiła pojazd i wyruszyliśmy w drogę. Kiedy Judy prowadziła pojazd, ja oparłem rękę o część samochodu która jest pod oknem a o, którą można się oprzeć i nie spuszczałem jej z oczu. Uważnie się jej przyglądałem. Wpatrywałem się w każdy szczegół. Przez chwilę czułem się niesamowicie beztroski. Później jednak napłynęły do mojej głowy różne sprzeczne ze sobą myśli. Myśli te zaczęły rodzić uczucia. Do tych uczuć należała miłość, strach, troska, obawa, radość. Ta wszędobylska marność. Normalnie wydaje mi się, że każdy by się cieszył, że dziewczyna pocałowała go w policzek. Ja też się z tego powodu cieszę. Ale nie tylko. Co jeśli ja zacznę myśleć, że ona musi mnie na pewno kochać i zrobię zbyt wielki krok w przód, a wtedy mnie przestanie lubić lub nawet mnie znienawidzi? Boje się, że tak będzie, obawiam się. Ale w końcu nikt nie całuje byle kogo, więc się cieszę z tego wyróżnienia. Odczuwam też marność. Marność, polegającą na tym, że nie wiem co się stanie i nie wiem co teraz jest. Nie wiem co siedzi w jej głowie, ani co ona zrobi. Ta niewiedza powoduje u mnie poczucie marności. A może po prostu mam się cieszyć tym i nie myśleć o tym co może się dziać, tylko czerpać szczęście z tego co teraz jest. Tylko, że... To jest głupstwem. Nie zabezpieczyć się na wypadek czegoś i potem ponosić tego konsekwencje, tylko i wyłącznie ze swojej winy. Za swoją beztroskę. Głupota! Inną głupotą jest próbowanie by zapomnieć o przeszłości. Czy jeśli poniosę w czymś porażkę to mam z niej nie wyciągać żadnych wniosków? Nikogo przed poniesieniem takiej klęski, nie przestrzegać? Czy jeśli stracę dziewczynę w wypadku samochodowym, spowodowanym własną głupotą, to czy można i powinno się o tym zapomnieć? Jeśli przypadkiem spowoduje czyjąś śmierć, bo ta osoba popełni samobójstwo, to czy mam wtedy nie wyciągać z tego zdarzenia żadnych refleksji? Czy jeśli jakiś kraj zostałby podzielony między dwóch swoich sąsiadów, a następnie wyzwolony, to czy ten kraj powinien o tym zapomnieć i nie starać się przed czymś takim zabezpieczyć? Ktoś powie: Zapomniałem o przeszłości i jest mi teraz lepiej! Ale zapytaj się wtedy gościu samego siebie: Czy na pewno? Czy w ogóle da się zapomnieć o przeszłości? Niektóre wydarzenia potrafią się zagrzebać głęboko w naszej pamięci lub zakorzenić w psychice. Próbowanie o tym zapomnieć jest oszukiwaniem samego siebie. Próbowanie zapomnienia o jakimś wydarzeniu jest jak wyhodowanie sobie własnego prześladowcy. Wspomnienia, o których staramy się zapomnieć... Wspomnienia, od których uciekamy, stają się naszymi koszmarami.

Po chwili zamyślenia, światło jadącego z naprzeciwka samochodu wskrzesiło mnie w świecie rzeczywistym. Jednak to, że ten świat jest rzeczywisty nie skreśla realność mojego świata w umyśle. Po prostu to inna rzeczywistość. Ta lepsza, bo można ją swobodnie kreować i nikt nie wejdzie Ci tam ze swoimi tezami. Chyba, że sam go wpuścisz. Obróciłem się w stronę mojej partnerki. Judy była wyprostowana i napięta jak struna. Jej oczy były przykute do tego co się dzieje na drodze. Jej klatka piersiowa była dumnie uniesiona. Powiedziałbym, że wygląda co najmniej jak burmistrz, gdyby nie fakt, że nie zbyt przepadam za Panią burmistrz...

- A czemu Panna jest teraz taka poważna?

Judy obróciła oczy w moją stronę, ale po nie więcej niż sekundzie, wróciły one na swoje pierwotne miejsce. Wtedy Karotka powiedziała mi nieco poważnym głosem.

- Jestem bardzo odpowiedzialną osobą i mam wiele ważnych rzeczy na głowie.

- Naprawdę? Pracuje w tym samym zawodzie co Panna i podobnie, mam wiele różnych ważnych rzeczy na głowie, ale potrafię czasem się wyluzować.

- To prawa, ale to ja w tym momencie prowadzę pojazd, w którym Pan przebywa, więc gdybym się zbyt rozluźniła to mogło by się skończyć moją i Pana śmiercią.

- Taka optymistka, a tu o śmierci mówi!? Nie wierze. Co też Panna wygaduje?

Na krótką chwilę popatrzyliśmy się na siebie w zupełnej ciszy. Nasze usta nabrały kamiennego wyrazu. Po chwili jednak struga powietrza wydostała się z moich płuc i opuściła moje ciało, zostawiając za sobą charakterystyczny dźwięk, u Judy zaszło to samo zjawisko. Zaczęliśmy się głośno śmiać. Judy chichotała lekko pod nosem, gdyż musiała skupić się na prowadzeniu, natomiast ja czułem jakbym zaczął wychodzić z ciała. Zupełnie nie mogłem się opanować. W końcu opamiętałem się, gdy uderzyłem czołem o boczną szybę.

- No dobrze, więc, gdzie my w ogóle jedziemy?

- Myślałam o takiej pewnej ulicy, blisko centrum. Tam, gdzie kiedyś zatrzymaliśmy dwóch chuliganów, co handlowali jakimś dziadostwem. Bodajże było to jakiś miesiąc temu.

- Wiem, pamiętam. To były chyba dwa szopy.

- Szop i borsuk.

- Tak. Ten borsuk sobie wtedy złamał nogę.

- O Boże, nie mów mi o tym.

- Co mówiłaś?

- Nie mów o tym!

- A okej. Mam mówić. Ten borsuk...

- Ej no, błagam, nie mów o tym!

- Co? Że głośniej? W porządku

- Aaaah!

- Ten borsuk chciał mnie kopnąć! Przypadkiem z całej siły kopnął w lampę uliczną! Znaczy się... Ja wykonałem unik i wtedy on kopnął w tą lampę.

Judy wymachiwała gwałtownie ręka, próbując złapać mnie za pysk, ale ponieważ była skupiona na prowadzeniu radiowozu, to jej dłoń szukała mojej twarzy w zupełnie innym miejscu niż powinna.

- Nie mów tego...

- No i gdy uderzył w tą lampę...!

- Nie mów!

- To noga złamała mu się w pół i wygięła w nienaturalny sposób. Jak postawił ją na ziemi to wyglądało to tak jakby miał gigantyczną stopę! Potem straszyłem Cię zdjęciami. Byłaś na mnie taka wściekła!

- Tak jak teraz! Jeszcze jedno słowo o tym, a normalnie wykopię Cie z tego radiowozu!

- Ja bym uważał, bo kopanie i moja uniki kończą się tragicznie dla napastnika!

- Przestań. To obrzydliwe i straszne... i okropne.

- Kiedyś trzymałaś na rekach spalonego trupa. Złamana noga ma być dla ciebie obrzydliwa i okropna?

- Tak. Nie wiem czemu.

- Spokojnie, następnym razem nie zrobię uniku i dam się kopnąć bandycie.

- Lepiej nie, bo jeszcze ci złamie drugą nogę.

- Na pewno tylko dlatego byś nie chciała bym nie robił uniku? Tylko dlatego, że nie chcesz patrzeć na moja złamaną nogę?

- Nie. Dlatego, bo nie chcę patrzeć na to jak cierpisz, ponieważ JESZCZE Cię toleruje.

- To takie słod...

- MILCZ!

Po kilku minutach wzajemnego drażnienia się... Po kilku minutach drażnienia jej przeze mnie, dojechaliśmy na miejsce. Zaparkowaliśmy pojazd w jednej w bocznych uliczek. Byliśmy tam zaczajeni jak dzikie zwierze. Zaczajeni i cierpliwi. Bacznie obserwowaliśmy ulice. Taki pochmurny i lekko mglisty dzień. Coś mi się zdaje, że trochę będziemy mieli do roboty. W sumie to dobrze, że postanowiliśmy opuścić komendę. Lepiej jest działać niż bezsensownie siedzieć w miejscu. Kto wie co dzisiaj się wydarzy.

W taki oto sposób upłynęły dwie godziny. W między czasie mgła wstąpiła deszczowi. Na początku to wyczekiwanie było całkiem przyjemne, ale potem zaczęło mi się nudzić, więc z rozglądania się za przestępcami przerzuciłem się na leniwe obserwowanie jeszcze leniwiej spływających kropli deszczu po szybie, po drzewach, po ulicy, po dachach i ścianach budynków, aż wreszcie po zwierzętach uciekających do swych domów przed deszczem. W końcu gdy na ulicach nie było już prawie nikogo, nastała cisza. Cisza przerywana jedynie uderzającymi o dach samochodu, kroplami wody i syczeniem wiatru.

- Może zmienimy miejsce?

- Powtarzasz się Nick.

- Nie prawda. Pierwszy raz to mówię.

- Pierwszy raz od ostatnich pięciu minut.

Oparłem się wygodnie o fotel, podkładając ręce pod głowę i patrzyłem z nudów na Judy. Nie skupiałem przez pewien czas wzroku na niej jako na osobie. Po prostu patrzyłem się tępo w jeden punkt na jej mundurze. Patrzyłem na jedno małe wybrzuszenie, które przykuło moja uwagę. Nawet nie myślałem o tym. Zwyczajnie patrzyłem. Jednak po kilku minutach siedzenia w zamyśleniu, zacząłem przyglądać się królikowi. Karotka nadal uważnie przyglądała się wszystkiemu co było dla niej podejrzane. Od śmietnika, który stał po lewej stronie radiowozu po coś co znajdowało się daleko w tle. Nie wiem co konkretnie. Była nachylona nad przednią szybą. Zupełnie jakby chciała zaraz wyskoczyć.

- Nie wypatrzysz nikogo w ten sposób.

Judy nadal cicho siedziała w skupieniu. Zupełnie jakby mnie nie słyszała. Zbliżyłem się trochę do niej. Miałem już ją szturchnąć, ale zobaczyłem odbicie jej oczu w szybie. Jej oczy jakby śledziły coś wzrokiem. Przysunąłem się do niej i szukałem tego co przykuło jej uwagę. Po kilku chwilach zauważyłem. Dwójka nastolatków stała pod drzewem po drugiej stronie ulicy. Jeden z nich trzymał w lewej dłoni klatkę. Wyglądało to nieco podejrzanie. Potem jeden z nich zaczął coś z tej klatki wyciągać. Pierwsza moja myśl była taka, że może jakieś narkotyki, ale gdy zobaczyłem, że to co wyciągają się rusza, jakby serce mi przyśpieszyło. Judy bez zastanowienia uruchomiła pojazd i podjechaliśmy do tej dwójki, by móc się temu lepiej przyjrzeć. Judy wjechała na jedną z głównych dróg miasta, która była teraz wyjątkowo spokojna. Kiedy Judy mijała miejsce, gdzie byli nastolatkowie, ja cały czas wodziłem za nimi wzrokiem. Cały czas przyglądałem się temu co jeden z nich trzymał w łapach. Kiedy zatrzymaliśmy się najbliżej, jak to było możliwe, dostrzegłem więcej szczegółów i rozpoznałem co oni mają. Judy chciała już wysiąść z radiowozu, ale wtedy chwyciłem ją za mundur i zatrzymałem.

-Myślę, że nie masz się po co fatygować.

Judy lepiej przyglądnęła się tej całej sytuacji. Po chwili lekko zaśmiała się pod nosem i wróciła do samochodu.

- Jaszczurka.

- Dokładniej to iguana.

- Dobra, wyciągnij mapę ze schowka.

- Po co? Mam GPS w telefonie. W ogóle szkoda, że w radiowozach nie mamy.

- To by ułatwiło tak wiele.

Wyciągnąłem telefon z bocznej kieszeni i uruchomiłem GPS. W pierwszej chwili moją uwagę przyciągnęła mała uliczka nieopodal nas.

- Jedźmy na elm street. Mała, wąska uliczka za ratuszem. Coś w czym lubujemy.

- No to w drogę!


***
Link do oryginału: klik!
Autor: Michael Lught

Komentarze

  1. Właśnie obejrzałem ostatni odcinek Return to Zootopia.
    Moja reakcja była jak przy oglądaniu Zwierzogrodu.
    Niedowierzanie, chęć więcej i błaganie twórców o kolejną część.
    A wy?

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Wszystkie komiksy

Legenda

¤ - W trakcie tłumaczenia
¤ - W trakcie rysowania
¤ - Dawno nieaktualizowane, brak informacji o dalszych częściach
¤ - Wstrzymane bądź niedokończone
¤ - Zakończone