Przejdź do głównej zawartości

Ostatni post

Życzenia świąteczne

Hungry Hearts - Roz. 12 Cz. 3 - Johnsoneer & KungFuFreak & FeverWildeHopps [Tłumaczenie PL]

 

Prolog   Poprzednia część


- Judy! - gorączkowy głos N spowodował, że jej serce podskoczyło. Puściła ojca i odwróciła się, zobaczywszy N wskazującego na coś na zakurzonym wzgórzu za nimi. Chwilę zajęło jej, żeby odnaleźć to, na co wskazuje, ale bez słów zrozumiała, kiedy to zobaczyła.

 

- Dzicy.

 

Na opustoszałym kopcu za linią szwendaczy stał prawdziwy potwór. Dziki olbrzym - a sądząc po wyglądzie, nosorożec - patrzył na tłum szwendaczy. Jego chorobliwie biała skóra obwisła na postrzępionych kościach. Szarpnął się i wrzeszczał, brzmiąc jak tłuczone szkło rozbijane o stal.

 

Żołądek Judy opadł, a uszy za nią. Za nosorożcem szło teraz więcej dzikusów. Prawie wszystkie były większymi ssakami – musiały być, żeby dotrzeć aż do Szarakówka – niedźwiedzie, kilkoro dużych kotów i co najmniej jeden hipopotam. Zobaczyła siedem lub osiem… potem tuzin… potem kolejny tuzin. Warczeli i drapali ziemię, jakby zrobiono ją z mięsa.

 

Jej ojciec odskoczył od niej i uniósł broń. Jego oczy rozszerzyły się, a nos drgnął.

 

- To była pułapka!

 

Podniosła ręce i rozłożyła łapy.

 

- Nie! Tato, to nie jest–

 

- Przyszli dobrać się do bramy! - twierdził.

 

Odbezpieczył strzelbę. Judy słyszała, jak grupy szwendaczy ustępują i krzyczą ze strachu.

 

- Tato, zaczekaj! Nie strzelaj! - błagała, starając się utrzymać między ojcem a N najlepiej, jak potrafiła, chociaż wyraz jego twarzy mówił jej, że swoim postępowaniem jeszcze bardziej napełnia go strachem.

 

Po swoim boku dostrzegła pomarańczowe futro.

 

- Tutaj! - N błagał. - Judy odwróciła się i zobaczyła N stojącego tuż przed jej ojcem, oferującą mu sprawę otwarcie i pilnie. - Weź to i wracaj na mury!

 

Stu wyglądał na zdezorientowanego, ale trzymał broń wycelowaną prosto w niego.

 

- Co?

 

N ukląkł niżej i pchnął w jego stronę walizkę.

 

- Powstrzymamy ich. Po prostu weź tę sprawę!

 

Stu nieśmiało wyciągnął rękę, jego łapa trzęsła się szaleńczo, i złapał walizkę w łapę. N odsunął się z podniesionymi łapami, a jej ojciec rzucił się do Judy.

 

- Uciekamy.

 

Ona się sprzeciwiała.

 

- I zostawić ich tutaj na śmierć?

 

- To nie była prośba, Judy. - głos Stu był gruby i niski. Ponownie uniósł broń w kierunku N i wycelował prosto w twarz. - Chodź ze mną teraz albo go zastrzelę.

 

- Tato! - Judy wrzasnęła w panice.

 

- Teraz! - warknął.

 

Serce Judy waliło. Spojrzała na N., który wciąż miał rozstawione łapy w kapitulacji. Złapał jej wzrok, a jego wyraz twarzy złagodniał. Opuścił łapy i stał trochę wyższy.

 

- Idź.

 

Potrząsnęła głową.

 

- N, nie.

 

- Nic mi nie będzie. - zapewnił ją z uśmiechem. – Wracaj i zabierz to do domu.

 

Jej oczy powędrowały z powrotem do walizki trzymanej przez ojca. Chciała jednocześnie krzyczeć na swojego ojca, krzyczeć na N, i nie krzyczeć na żadnego. Odgłosy odległego wycia uświadomiły ją, że zbliża się coraz więcej dzikusów. Gdyby ładunek nie znalazł się wkrótce za ścianą, wszystko to mogłoby pójść na marne. Jeszcze raz zerknęła na N.

 

- Jesteś żywy. - powiedziała cicho. Zrobiła krok w kierunku ojca i wzmocniła wyraz twarzy. – I taki pozostań.

 

- Chodźmy, Jude. - skinął jej ojciec, a ona stanęła za nią.

 

Obaj oddalili się od hordy Szwendaczy i wrócili w kierunku metalowej ściany oddzielającej jej dom od zdawałoby się niekończącej przemocy. Jej ojciec zarzucił broń na ramię, biegnąc i wyciągając krótkofalówkę.

- Hopps do bramy, przygotować drabinę! - powiedział. Judy nie odważyła się spojrzeć za siebie ze strachu przed wyrazem twarzy N. To prawdopodobnie złamałoby jej serce.

 

Biegli dalej, a jej ojciec pokazał, że nawet starsze króliki były jednymi z najszybszych żyjących ssaków. Jego strzelba praktycznie trzepotała na jego plecach jak flaga na wietrze. Trzymał jedno ucho skierowane do tyłu, upewniając się, że jej kroki są tuż za nim, gdy zbliżali się do ściany. Gdy się zbliżyli, na ścianie przy bramie trzepotała sznurowa drabinka, a on ponownie zawołał przez radio.

 

- Jak tylko wejdziemy, podciągnijcie nas jak najszybciej! - dotarł do drabiny i odwrócił się, dając jej znak, żeby zaczęła się wspinać.

 

- Ty pierwsza.

 

- Dobra. - zgodziła się i chwyciła linę w łapy. Wspięła się na kilka szczebli w górę i spojrzała w dół na swojego ojca, który sam siedział na pierwszych dwóch szczeblach drabiny. Mocno ścisnął linę, futerał spoczywał na jego nadgarstku, podczas gdy drugą ręką znów szukał radia. Dopóki nie upadł, walizka była bezpieczna.

 

- Biedny tato - pomyślała przez chwilę, widząc ciągłą panikę w jego oczach, gdy nerwowo patrzył przez ramię w stronę zbliżających się dzikusów. Mam nadzieję, że zapamięta mnie za coś więcej niż to.

 

- Teraz! - krzyknął do radia. - Wciągnijcie nas!

 

Drabina szarpnęła się w górę i Judy puściła. spadając obróciła się do tyłu - drabina podnosząc jej stopy wyżej tylko to ułatwiła. W chwili, gdy mijała ojca, chwyciła strzelbę z jego ramienia, złapała go za łapę i wytrąciła radio z jego uścisku. Na wysokości około metra nad ziemią odzyskała uwagę gotując się do lądowania.

 

- JUDY! - krzyknął, wznosząc się z imponującą prędkością. – Judy, nie!

 

Jego twarz wykrzywiła się w złości i rozpaczy, gdy sunął  po ścianie. Ale walizka wciąż tkwiła w jego łapie i tylko to się liczyło.

 

Judy patrzyła, upewniając się, że jej ojciec i walizka w jego łapie bezpiecznie znikają na szczycie muru. Słyszała słabe odgłosy krzyków, kiedy wspiął się na szczyt, i zdezorientowanych żołnierzy, zastanawiających się, gdzie ona jest. Pewnego dnia wkrótce zrozumieją, dlaczego nie mogła zostawić N – i tak naprawdę wszystkich szwendaczy – na zatracenie.

 

Odwróciła się na pięcie i zarzuciła pistolet ojca na ramię, rzucając się biegiem w stronę hordy szwendaczy. Utworzyli cieńszą linię ssaków, rozciągając się bardziej od siebie, twarzą do nadciągających dzikusów. Zawołała N, ale nie widziała go w tłumie. Rzuciła się w masę nóg i zmatowiałego futra. Kilku szwendaczy spojrzało znacznie bardziej wstrząśniętych niż poprzednio, jęcząc i od czasu do czasu warcząc jak potwory, których się bała.

 

Wśród nich ocelot zauważył Judy i leniwie złapał jej kurtkę. Z łatwością się wyrwała, ale inni zaczęli poświęcać jej podobną uwagę. Ich oczy szkliły się na jej widok.

- N? - zawołała. - N!

 

- Karota! - jego głos dobiegał z kilku spacerowiczów przed nimi. Odepchnął kilku szwendaczy na bok i zrobił krok do przodu, powodując, że pozostali powoli się cofnęli.

 

Judy spojrzała na nich z niepokojem.

 

- Co się z nimi dzieje?

 

- Boją się. - wyjaśnił. Przy bliższym przyjrzeniu się nie dostrzegła głodu w ich oczach, ale raczej dezorientację, jak u zagubionych dzieci.

 

Odwróciła się do N.

 

- A ty się boisz?

 

Uśmiechnął się i złapał ją za łapę.

 

- Nigdy więcej.

 

- Dzikusy. - powiedziała chłodno.

 

N skinął głową i poprowadził ją do przodu. Szereg warczących bestii stał na brudnym wzgórzu kilkadziesiąt metrów dalej. Niektórzy z nich nadal błądzili, bezcelowo drapiąc ziemię. Ich puste, martwe oczy były białe i głodne. Judy jeszcze raz sprawdziła kieszenie pod kątem wyposażenia, po czym zdjęła strzelbę z ramienia i sprawdziła magazynek. 6 naboi… Może powalić jedną lub dwie z tych bestii.

 

- Dlaczego po prostu tam stoją? - zastanawiała się cicho.

 

- Nie widzą zbyt dobrze. - przypomniał jej N.

 

Zmarszczyła brwi.

 

- To jak udało im się dotrzeć tutaj tak szybko?

 

- Zapach. - odparł N. z łatwością.

 

Pochyliła się na niego z szeroko otwartymi oczami.

 

- Mój zapach?

 

- Nie tylko. Szarakówek… kiedy byłem w środku…

 

- Czułeś zapach żywych? - skończyła dla niego.

 

- Jak w bufet ze zniżkami. - powiedział stanowczo. - Prawdopodobnie wyszli z miasta za naszym zapachem, a potem wyczuli z daleka Szarakówek.

 

Usta Judy opadły.

 

 Ja to zrobiłam.

 

Przysięgała na miejscu, w którym stała, że ​​żadna bestia nie dotrze do ściany, nie mówiąc już o przejściu.

 

- Nie możemy pozwolić, aby ci duzi dotarli do ​​ściany. Brama jest mocna, ale nosorożec lub bizon szturmujący wystarczająco szybko może się przebić. Nawet pojedynczy dzikus wewnątrz murów wywoła epidemię.

 

- Nie dopuścimy do tego. - powiedział N z przekonaniem.

 

- Mam wystarczająco naboi dla tego wielgusa z przodu. Mogę być przynętą, bo to mój zapach czują.

 

N prychnął i pokręcił głową.

 

- Chcesz zamęczyć ich corridą?

 

- Myślę nad planem. - zapewniła Judy, choć musiała przyznać, że szczegóły tego planu nie przychodziły tak łatwo, jak się spodziewała.

 

Zza ich pleców zerwał się sztywny, chłodny wiatr, pieszcząc brud i dzikie krzewy. Był to jedyny dźwięk w powietrzu przez kilka podniosłych chwil, zanim Feniek odezwał się stojąc obok niej. Jego małe oczy były również skierowane na koszmar, który stał przed nimi.

 

- Lepiej p - pracuj nad tym planem szy... szybko. Pachniesz przepysznie.

 

Wszyscy dzikusi zatrzymali się, unosząc nosy wysoko i zasysając zapach z powietrza. Musiał być dla nich szczególnie mocny, ponieważ gdy tylko to zrobili, ich mięśnie napięły się, a ich warczenie stało się głośniejsze. Po raz pierwszy wszyscy spojrzeli jednocześnie w stronę ściany Szarakówka z zawistnymi paszczami i ociekającymi kłami.

 

N odwrócił się twarzą do szwendaczy i podniósł łapy do ust.

 

- Jeśli coś czujecie! Jeśli poczujecie cokolwiek! To żyjecie!

 

Judy odwróciła się i zobaczyła, że ​​tłum skupia się na nim. Ich upiorne oczy i blada skóra nie zdradzały ożywienia na twarzach.

 

- Możemy pomóc wam znowu ożyć! Ale najpierw musimy powstrzymać tych popaprańców od spieprzenia wszystkiego!

 

Judy usłyszała, jak Feniek chichocze obok niej. N nadal krzyczał do zniewolonego tłumu.

 

- Jeśli jesteście z nami, okażcie nam to, mówcie: dwie nogi dobre! Cztery nogi złe!

 

W jej uszach rozległ się głośny ryk i słyszała echo odbijające się od ściany za nią. Dzikusy zaczęły szarżę powoli zwiększając prędkość jak opadający grzmot. Najcięższe ssaki - nosorożce i bizony – wznosiły tumany kurzu, a ich oddech parował w powietrzu powodując wrażenie wydychania przez nich gęstego dymu.

 

Ale po chwili Judy usłyszała za sobą dziwne pomruki. Zaczęło się powoli i niekonsekwentnie, ale stawało się głośniejsze i bardziej pewne siebie. Tłum szwendaczy skandował.

 

- Dwie nogi dobrze…. Cztery nogi źle… Dwie nogi dobre…. Złe cztery nogi… - zaczęli zbliżać się do szarżujących potworów.

 

Feniek zaczął z nimi iść.

 

- Ce - celujcie w nogi.

 

N skinął głową, gdy zaczął marsz obok Judy. Kiedy ona też zaczęła maszerować?

 

 - On ma rację. - stwierdził. - Ich kości są kruche i nie przebiją muru, jeśli nie będą mogli biegać.

 

Powoli zaczął biec.

 

Judy chwyciła broń w łapy i zaczęła biec. Grzmiące kopyta wokół niej dzwoniły równie głośno, jak zbliżające się warczenie. Teraz także obok niej dochodziło warczenie i wycie, wraz z nieprzerwanym zbiorowym monologiem. Szwendacze dotrzymywali jej kroku. Lata strachu przed tymi stworzeniami zmuszały ją do zachowania dystansu, ale była szczęśliwa, ​​że ​​tym razem ich kły nie były skierowane w jej stronę.

 

Judy spojrzała na N płomiennym spojrzeniem.

 

- Ufasz mi? - krzyknęła przez tupot, skandowanie i warczenie.

 

- Tak! - krzyknął.

 

- Więc trzymaj się tuż za mną!

 

Judy była teraz w pełnym sprincie i zaledwie kilka metrów od pierwszego z szarżujących dzikusów. Przodujący bawół sapnął na nią i jadowicie ryknął. Czuła N tak blisko siebie, że jej uszy muskały jego wąsy za nią. Nastąpiło zderzenie dzikich i szwendaczy.




Link do oryginału: O, tutaj.
Autor oryginału: Johnsoneer 
Autor rysunków: KungFuFreak & FeverWildeHopps
Autor tłumaczenia: Ślązak Grzesiek

Komentarze

Wszystkie komiksy

Legenda

¤ - W trakcie tłumaczenia
¤ - W trakcie rysowania
¤ - Dawno nieaktualizowane, brak informacji o dalszych częściach
¤ - Wstrzymane bądź niedokończone
¤ - Zakończone