Przejdź do głównej zawartości

Ostatni post

Życzenia świąteczne

Hungry Hearts - Roz. 12 Cz. 1 - Johnsoneer & KungFuFreak & FeverWildeHopps [Tłumaczenie PL]

 

Prolog   Poprzednia część

Nie chodzi o to, jak mnie podtrzymujesz

Nie chodzi o to jak mówisz, że jesteś moja

Autor nie wspomina bezpośrednio ale to prawdopodobnie dwa wersy z utworu
Toto - Hold The Line


Furgonetka obijała się, gdy Judy lawirowała między porzuconymi samochodami na drodze. Amortyzatory piszczały, a silnik jęczał - wydawało się, że furgonetka nawet w najlepszym razie nie wytrzyma kolejnych stu mil. Mimo wszystko to było aż nadto, ponieważ byli prawie w domu. Judy jechała tak, jakby dobre losy świata były z nimi w samochodzie, bo tak właśnie było.

 

Spojrzała na N w fotelu pasażera.

 

- Nadal masz walizkę?

 

Jęknął i przewrócił oczami.

 

- Nie, wyrzuciłem ją przez okno dla zabawy.

 

- N, nie żartuj. Wiesz, że to ważne.

 

- Tak jest, sierżancie Marchewa. - powiedział z kolejnym jękiem i uniósł w łapach beżową, twardą walizkę. - Pytasz o to co kilka mil. Spokojnie, Judy. Mamy to.

 

Westchnęła i ponownie spojrzała na otwartą drogę.

 

- Wiem, przepraszam. Ale prawdopodobnie nie zdajesz sobie sprawy, ile to dla mnie znaczy. Wszystko. Klucz do naprawienia tego zepsutego świata przez lata tkwił w ośrodku badawczym, czekając, aż go znajdziemy, a my przez cały ten czas szukaliśmy jedzenia i lekarstw, myśląc, że jesteście tylko potworami.

 

Poczuła, jak jego łapa delikatnie dotyka jej ramienia, a ten gest sprawił, że się uśmiechnęła.

 

- Mamy to, Karotka. Przekażemy to medykowi, a on będzie mógł zacząć wszystko naprawiać. Myślę, że poradzimy sobie z jeszcze jedną podróżą.

 

Patrząc wstecz, całowanie go było prawdopodobnie nierozsądne. W końcu został zarażony pasożytem, ​​który może zmienić ją w szalonego potwora zjadającego mózgi. Gdyby ktoś z jej rodziny lub –– o niebiosa …–– Kris słyszała o tym, męczyli by ją do końca życia. Ale Judy w głębi duszy wiedziała, że ​​wszyscy mogą jej naskoczyć, ponieważ po prostu jej to nie obchodziło. On był żywy! Był żywy, choć palant, ale i zabawny, słodki, dowcipny i wiele więcej. Dopóki jej nie gryzie, nic jej nie będzie. Teraz musiała tylko go wyleczyć.

 

- Wiem. Dziękuję. - powiedziała i ścisnęła jego łapę. - Nawiasem mówiąc, uwielbiam te płynne rozmowy. Masz spokojny głos.

 

Odwrócił się, by spojrzeć przed siebie, i skrzywił się.

 

- Miejmy nadzieję, że jest wystarczająco spokojny dla… dla twojego papy.

 

- Dojdzie do tego. - zapewniła go. - Musi tylko zobaczyć wszystko, co dla nas zrobiłeś.

 

Prawdę mówiąc, wciąż nie była tego pewna. Wyjeżdżając nie byli w najlepszych stosunkach z jej ojcem, a on zdecydowanie żywił urazę jeszcze od czasu powstania. Ale N miał obecnie lekarstwo na apokalipsę, więc może przynajmniej wysłucha go, zanim zacznie strzelać.

 

Judy usłyszała przytłumiony głos z zakłóceniami. Radio na jej biodrze zadzwoniło i zaszumiało, zanim głos ucichł. Ściągając je z talii, podkręciła głośność i trzymała je między nią a N.

 

Głos ucichł, przerywany zakłóceniami.

 

- … oddziały do wschodniej bramy! Powtarzam…– do wschodniej bramy… - nie rozpoznała głosu, ale brzmiał natarczywie. Serce Judy zaczęło przyspieszać.

 

N pochylił się bliżej.

 

- Jak myślisz, co się dzieje?

 

- Nie wiem. - powiedziała uroczyście Judy. - Ostatni raz wzywali „wszystkie oddziały”, gdy zdziczała wiewiórka wdrapała się na ścianę i wywołała epidemię. To było lata temu.

 

Oboje słuchali, jak naglący głos ponownie przełamał zakłócenia.

 

- ...jakiekolwiek uzbrojone jednostki na mur.

 

Sygnał zaczął się polepszać, więc Judy postanowiła przerwać milczenie i dowiedzieć się więcej. Wcisnęła palcem guzik na radiu i zawołała.

 

- Tu Judy Hopps do dowództwa Szarakówka. Słyszycie mnie? -  chwila szumu… kolejna próba. - Judy Hopps do dowództwa Szarakówka, odezwijcie się.

 

- Przyjąłem, Hopps. - zawołał głos. – Raportuj.

 

Judy ponownie wcisnęła guzik.

 

- W drodze do wschodniej bramy z cennym ładunkiem cywilną furgonetką. Czy mamy pozwolenie na wjazd?

 

- Odmawiam! - głos przebrzmiał paniką. - Między tobą a bramą jest mnóstwo szwendaczy.

 

N i Judy rzucili sobie nerwowe spojrzenia. Gdyby szwendacze zebrały się w pobliżu ściany, strażnicy z pewnością zestrzeliliby ich, zabijając przy tym więcej zarażonych, nie zdając sobie sprawy, że można ich jeszcze uratować.

 

Judy gorączkowo podniosła radio z powrotem do ust.

 

- Wstrzymać ogień! Powtarzaj, wstrzymaj ogień!

 

Rozległ się krótki dźwięk szurania i jakiś niesłyszalny trzask, zanim inny głos dobiegł z radia.

 

 - Dowódca Szponer do Hopps. Nie możesz wydawać poleceń. Horda obecnie gromadzi się poza zasięgiem naszej obecnej obrony, więc na razie nie będziemy marnować amunicji.

 

Judy spojrzała na N z uniesioną brwią.

 

- Jak mówiłeś, ilu tam było szwendaczy? Takich jak ty, którzy opuścili miasto?

 

Wzruszył ramionami.

 

- Dziesiątki?

 

Ponownie włączyła radio.

 

- Hopps do Szponer: Jak wielkie jest stado przed nami?

 

Gburowaty kobiecy głos odpowiedział gniewnie.

 

- Setki. Zbyt wiele, abyś mogła przez nich przejechać. Udaj się autostradą do północnej bramy i skręć w naszym kierunku. Zostaniesz odprowadzona na posterunek w celu przeszukania.

 

Judy jęknęła i potarła palcami czubek nosa.

 

- Wygląda na to, że mój ojciec wolałby mieć mnie w celi niż gdzieś na zewnątrz w twoim towarzystwie.

 

N położył łapę na brodzie, zastanawiając się nad czymś.

 

- Nadal uważają, że szwendacze są bezmyślne. Jeśli udowodnimy im, że się mylą, może z-zostaniemy… w-wysłuchani.

 

 -----

 

 

- Jak to zrobimy? -  spytała Judy.

 

Wzruszył ramionami. Komandor Szponer była trochę brutalna i nie lubiła sprzeciwiania się rozkazom. Ale ona też miała rodzinę w norach. Gdyby zobaczyła coś, co uważała za niemożliwe, może to wystarczyłoby, by wpuścili ich bez strzału.

 

Judy ponownie włączyła radio.

 

- Hopps do Szponer. Przygotuj wschodnią bramę. Kończy nam się paliwo i prawie gotowe. Dojdziemy do Ciebie pieszo.

 

- Co!? - krzyknął głos oficer. - Hopps, ta horda jest ogromna. Rozerwie cię na strzępy, zanim dotrzesz do bramy.

 

- Nie skrzywdzą nas. - zapewniła Judy.

 

- Odmawiam, Hopps. Jedź na północ i trzymaj się z daleka od stada… .. chwila, „nas”? Kogo masz jeszcze w ekipie?

 

Judy zmarszczyła brwi.

 

- Powtarzam, jedziemy cywilną furgonetką ze wschodniej autostrady. Ekipą dwuosobową i przewozimy cenny ładunek.

 

- Żaden ładunek nie jest tak cenny, aby był wart takiego ryzyka, Hopps.

 

Judy straciła cierpliwość.

 

-  No żesz, Szarakówek, mamy lekarstwo. Powtarzam, znaleźliśmy lekarstwo.

 

Nastąpiła cisza. Przez długi czas jedynymi dźwiękami, jakie słyszeli, było grzechotanie sprzętu w furgonetce i dudnienie silnika. N siedział na skraju siedzenia pasażera, wpatrując się szeroko otwartymi oczami w radio. Łapa Judy drżała, więc wzięła głęboki oddech przez nos i przez usta, aby zachować spokój, czekając na odpowiedź.

 

- … Potrzebujemy byś raz jeszcze powtórzyła, Hopps. Zrozumieliśmy jakbyś gadała coś o „lekarstwie”.

 

Judy spokojnie oddychała i mówiła tak wyraźnie, jak to możliwe.

 

- Potwierdzam, pani oficer. Mamy lekarstwo i chcemy je wam dostarczyć. Prosimy was tylko o wstrzymanie ognia.

 

Cisza, która nastąpiła, była najgorszą częścią. Wiedziała, że ​​oficer kłóci się z innymi członkami dowództwa o to, co robić. Fakt, że jej ojciec nie przyłączył się jeszcze do rozmowy, był obiecujący, ale musiała się upewnić, że nie zaczną strzelać, zanim będą mogli dostarczyć lekarstwo w ręce Ramica.

 

Szponer oddzwoniła ponownie.

 

- Porucznik Pazurian mówi mi, że nie jesteś szalona. Hopps, pozostań w pojeździe i powoli zbliż się do wschodniej bramy.

 

Judy uśmiechnęła się i klepnęła łapą o kierownicę.

 

 – Przyjęłam, Szponer. Przewidywany czas dojazdu: 30 minut.

 

 

- Przyjęłam. Mam rozkaz trzymać nasze siły przy bramie. Powodzenia, Hopps.

 

N szturchnął ją w ramię. Odwróciła się i zobaczyła, jak wyciąga łapę, wskazując na odbiornik.

 

- Mogę?

 

Judy sceptycznie spojrzała na radio. Nie była pewna, o czym myśli, ale przeczucie podpowiadało jej, by mu zaufać, więc to zrobiła. Podała mu radio i z powrotem spojrzała na drogę przed sobą. Usłyszała, jak N odchrząknął, zanim nacisnął guzik i przemówił najgłębszym, najsprytniejszym głosem, jaki kiedykolwiek od niego słyszała.

 

- Z tej strony N do dowódczyni Szponer. Hopps i ja doceniamy chęć współpracy. Czy wyświadczyłaby nam pani przysługę, by wyciągnąć doktorka z jego celi? W końcu lekarstwo na śmierć wypadałoby oddać w r-ręce fachowca.

 

Oczy Judy rozszerzyły się i zerknęła na N, który siedział na miejscu pasażera z nogą skrzyżowaną na kolanie i łapą za głową. Był zrelaksowany i pewny siebie. Nawet się uśmiechał, jakby wiedział na pewno, że jego prośba na ten moment nie zwiększała ich szans. Ton był patetyczny i odważny. Sprawił, że poczuła się jednocześnie sfrustrowana, jak i - jeśli była ze sobą całkowicie szczera - jakby chciała go ponownie pocałować.

 

- … To leży w kwestii komandora Hoppsa, kimkolwiek jesteś. Ale przekażę wiadomość.  

 

Judy zobaczyła, jak zadowolony z siebie uśmiech N zwraca się w jej stronę, gdy chełpił się jakimś zwycięstwem.

 

- Coraz płynniej.

 

- To już wchodzi ci w nawyk. - powiedziała i przewróciła oczami. - Jeśli zobaczą, że przechodzę nietknięta przez hordę, to może ich przekonać, że nie zamierzasz nikogo skrzywdzić.

 

- Albo... - wtrącił się. – Zastrzelą nas oboje.

 

- Nie zrobią tego.

 

- Jesteś pewna? - twarz N była niepewna i zaniepokojona.

 

Odwróciła się do niego.

 

- Ufasz mi? - uśmiechnął się i skinął głową. - W takim razie włącz trochę muzyki, Pysiu. Musimy stymulować twoją korę czołową tak bardzo, jak to tylko możliwe.

 

- Tak! - świętował i przekopywał się przez kasety na podłodze. Judy prychnęła, kiedy zobaczyła, jak macha ogonem przez chwilę poszukując dobrego kawałka. Po odrzuceniu kilku na bok znalazł taki, który pasował do jego gust. Wsunął ją w odtwarzacz kasetowy, podkręcił głośność i zabębnił palcami po desce rozdzielczej. Szybkie uderzenie w bęben, a następnie brzęczenie fortepianu i dźwięki gitary ożywiły kabinę furgonetki. Widząc, jak N kiwa głową w rytm muzyki i naprawdę dobrze się bawi, była szczęśliwa. Pragnęła zobaczyć, jak będzie się cieszył wolnym od chorób i prześladowań. Może chciałby właściwie zwiedzić Szarakówek? Może mogłaby znaleźć dla niego miejsce na nocleg.

 

Z tym obrazem w głowie i ryczącą muzyką w uszach nadepnęła na gaz i ruszyła naprzód.

 

***



Link do oryginału: O, tutaj.
Autor oryginału: Johnsoneer 
Autor rysunków: KungFuFreak & FeverWildeHopps
Autor tłumaczenia: Ślązak Grzesiek

Komentarze

Wszystkie komiksy

Legenda

¤ - W trakcie tłumaczenia
¤ - W trakcie rysowania
¤ - Dawno nieaktualizowane, brak informacji o dalszych częściach
¤ - Wstrzymane bądź niedokończone
¤ - Zakończone