Przejdź do głównej zawartości

Ostatni post

Death Dealing Outfoxed - Cz. 4 - Krampuzzz - Tłumaczenie PL]

Hungry Hearts - Roz. 11 Cz. 5 - Johnsoneer & KungFuFreak & FeverWildeHopps [Tłumaczenie PL]

 


Prolog   Poprzednia część

  Strażnik przemówił uroczyście.

 

- Musisz biec.

 

- Nie porzucę ci–...

 

- Masz lek, tak?! Ruszaj!

 

Zakrwawiony wilk rzucił się do przodu i powalił ochroniarza na podłogę z linoleum. Kamera gwałtownie zatrzęsła się, gdy dr DeFleur wyrwała się do przodu. Słyszeli bolesne wycie , gdy dwa wilki walczyły, ale N wiedział, jak zakończyła się ta walka. Kamera nadal się trzęsła, ale rozpoznawali rozmazane korytarze prowadzące do biura, w którym się znajdowali. Trzasnęły drzwi. Zamek zaryglowany. Doktor DeFleur nadal ciężko oddychała.

 

- … okej. - powiedziała i położyła aparat na biurku, ostatecznie nadając nagraniu pewną ostrość na kilka chwil, gdy zbierała materiały z całego biura. W końcu wróciła do kadru, mając za sobą drzwi do biura. Nabazgrała notatkę na kartce papieru i ostrożnie położyła ją na aparacie.

 

- Ktokolwiek to znajdzie… - zaczęła, tłumiąc szloch. - Oni nie są zombie. Są chorzy, tak jak zawsze mówiłam, i  można  ich wyleczyć. Pasożyt, który za to odpowiedzialny… istnieje katalizator, który powoduje, że zachowuje się w ten sposób… jak trucizna. Udało mi się to wyizolować, ale nie jestem pewna, skąd się wzięło. Związek jest toksycznym środkiem drażniącym, który powoduje, że pasożyt zachowuje się nieregularnie. Sama substancja chemiczna jest zwykle znajdowana w niektórych kwiatach odmian ogrodowych, ale została w jakiś sposób zamieniona w broń––

 

Za jej plecami rozległo się głośne huknięcie, a lekarka podskoczyła z krzykiem. Rozległ się sfrustrowany niski pomruk, po którym nastąpiło kolejne uderzenie w drzwi. Mówiła dalej z drżącymi ustami.

 

- M - musisz wyizolować katalizator i zapewnić antidotum na pasożyta. Gdy pasożyt s – się uspokoi, należy rozpocząć transfuzję krwi od dawcy tego samego gatunku. Przez cały czas stymuluj płat czołowy mózgu!

 

Kolejny okropny huk. Doktor DeFleur się skrzywiła. Jej łapy się trzęsły.

 

- Jeśli ta część m-mózgu nie zniknie, to nadal mogą c-czuć. Spraw, aby czuli emocje, w jakikolwiek sposób. Im silniejszy, tym lepszy!

 

Trzeci huk. Tym razem drzwi pękły.

 

Honey oddychała równo przez nos i uspokajała się najlepiej, jak potrafiła.

 

- Umieściłam tutaj niezbędne próbki, notatki i badania w tym przypadku. Hasło to Dzień Traktatu, kiedy założono Zwierzogród. Zabierz to gdzieś, gdzie jest personel medyczny i zacznij leczyć te biedne stworzenia…. Nie wiedzą, co robią. - uśmiechnęła się i zamrugała kilka łez. - ...Oni nie umarli. Nie są źli. są tylko nieświadomi.

 

Doktor Defleur położyła łapy na aparacie i nagranie się zatrzymało. Judy zakryła usta łapą i cicho zadrżała obok N. Położył łapę na jej ramieniu i przyciągnął bliżej. Był wdzięczny, że w pomieszczeniu nie było z nimi ciała, ale plamy krwi na ziemi w pobliżu drzwi musiały się pojawić dopiero po zatrzymaniu filmu.

 

N przytulił ją do siebie.

 

- Judy, ja–

 

- Grrrrrrrrrrrr...

 

Kolejny warkot. Judy i N oboje spojrzeli w kamerę, ale bateria się wyczerpała. Spoglądając w górę, obaj spojrzeli prosto na dużego, białego, zdziczałego wilka leśnego z drugiej strony wąskiego korytarza.

 

Mamy przesrane.

 

- Szlag! - zaklęła Judy i skoczyła do przodu. Wilk skoczył do przodu i warknął w czasie szarży. Próbowała wycelować karabin w kierunku głowy drapieżnika, ale wilk za szybko ją dopadł. Chwycił lufę broni w paszczę i mocno ugryzł. Metal wygiął się i pękł pod działaniem siły. Bestia wyszarpała broń z jej łap i rzuciła ją za siebie w połamanej kupie na ziemię.

 

- Judy! - zawołał N.

 

Szybko odpowiedziała drugą bronią. Wyciągnęła mały pistolet zza paska i zaczęła strzelać. Głośne trzaski jej broni palnej dudniły w pokoju, ale wilk zdawał się nie zwracać uwagi na kule. W porównaniu z większym karabinem, ten pistolet niewiele mógł zdziałać przeciwko bestii tej wielkości.

 

- Okno! - N warknął i wskazał na wybite okno za nimi.

 

Krzyknęła między strzałami.

 

- Tam jest wodospad!

 

- Ochronię cię, tylko weź walizkę!

 

Judy odskoczyła w bok, gdy wilk rzucił się do przodu z ostrymi zębami i wyschniętym językiem. Jego szczęki trzasnęły w powietrzu. N wspiął się na parapet i odwrócił się do niej, rozkładając ramiona na zewnątrz i przywołując ją bliżej.

 

Judy wskoczyła na stół jednym susem, podnosząc teczkę i przyciskając ją do piersi, po czym ruszyła w kierunku N następnym susem. Dzikus rzucił się ponownie, celując w jej stopy. Ugryzienie było tak blisko, że N pomyślał, że na pewno wbił się w stopy Judy, ale chybił o centymetry. Zderzyła się z jego klatką piersiową, a on objął ją ramionami tak mocno, jak tylko mógł. Odskoczył do tyłu i oddalił się od okna.

 

-----

 

Świat wywrócił się do góry nogami, a wiatr wył przez jego uszy. Przelatując przez powietrze w ciasnym splocie, ledwo dostrzegli wilka wyjącego na nich z okna Azylu. Powietrze zaczęło wypełniać się szumem wody i zapachem świeżej rzeki. Upadanie wydawało się trwać wiecznie, ale N nie martwił się bólem zderzenia z wodą przy takiej szybkości. Trzymał króliczkę w ramionach tak mocno jak tylko mógł, chroniąc ją przed uderzeniem całym swoim ciałem.

 

Kiedy nadeszła, szum wiatru i wody nagle ucichł. Jakikolwiek powietrze z płuc zostało natychmiast wyrzucone. Woda była przeraźliwie zimna i natychmiast przesiąkła przez jego futro i ubranie. Dzwoniło mu w uszach, a świat w mętnej wodzie stał się jeszcze mroczniejszy.

 

Judy wierciła się w jego ramionach, ale nagle nie mógł już dłużej utrzymać się wokół niej. Kiedy w końcu się wynurzył, to dlatego, że jej łapa chwyciła go za kołnierz i szarpnęła w górę.

 

- N! - powiedziała i kopnęła wodę nad nim. - No dawaj! Musisz pływać.

 

- Ja… próbuję... - kopał nogami, ale prawdopodobnie był kiepskim pływakiem przed powstaniem, więc jego forma nie ułatwiała dostania się na brzeg.

 

- Weź walizkę! - powiedziała i wtuliła ją w jego łapy. Musiała być szczelnie zamknięta, ponieważ pływała po powierzchni jak balon. Wbił ją w klatkę piersiową jak małe koło ratunkowe i zamachnął nogą, by poprowadziła ich oboje w kierunku błotnistego brzegu. Judy chrząknęła i szarpnęła, prowadząc go i walizkę wzdłuż silnego prądu. Po tym, jak lodowata woda całkowicie wyssała całą jego energię, w końcu poczuł ziemię pod stopami. Judy wciąż ciągnęła go na suchy ląd, kiedy odwrócił się i trzymał w łapie lekarstwo na śmierć.



- Walizka. - sapnął, łapiąc oddech. Judy wyjęła mu ją z łapy i bezpiecznie położyła na trawie za nią. Bawiła się kombinacją, wpisując numery z daty podanej przez lekarkę. N kontynuował drżące oddechy, obserwując, jak próbuje ją otworzyć. Jego nogi pozostały w wodzie, jego ubranie było moczyło się w błocie.

 

- 0 ... 3 ... 0 ... 4… no dalej. - waliza otworzyła się pod jej łapami i rzuciła okiem na nią tylko na tyle długo, by wiedzieć, że nie jest pusta. Zatrzasnęła ją, a chwilę później była już przy boku N i posadziła go. Jej łapy biegały w górę i w dół jego formy, sprawdzając, czy nie ma obrażeń.

 

- Jesteś ranny, N? - zapytała, jej głos drżał z zimna. Jej oczy przebiegały po jego twarzy z tym przerażonym, ale jednocześnie znajomym wyrazem niepokoju. - … N! Wszystko w porządku? Odezwij się!

 


- Jestem… - zaczął, ale zatrzymał się i jego oczy rozszerzyły się. Położył łapę na piersi i oddychał równo. - … Jestem…

 

Oczy Judy otworzyły się nieco szerzej w szoku, jednocześnie zdając sobie sprawę z tego, co powiedziała im doktor. N usłyszał, jak jej oddech zatrzymuje się w piersi, zanim wyciągnęła rękę i delikatnie położyła łapę na jego przedramieniu.

 

 - Jesteś żywy. - szepnęła.

 


Zapadła między nimi chwila zdumienia, nie mając odwagi mówić ani się ruszać. W następnej chwili Judy zrobiła krok do przodu, objęła go ramionami i przytuliła się do niego z całej siły. Trochę szlochała ... czy to był śmiech? Trudno było powiedzieć. Tak czy inaczej, lekko trzęsła się i oddychała ciężko, powtarzając to w kółko.

 

- Żyjesz, N. Ty żyjesz.

 

Jego ramiona powoli owinęły się wokół niej. Na jego twarzy pojawił się mały uśmiech, który szybko zaczął rosnąć. Jej kurtka była przemoczona, a jej uszy ociekały zimną wodą na jego łapy. Mimo to czuł niezaprzeczalne ciepło jej ciała na swoim.

 

- Żyję. - powtórzył. Zaśmiał się trochę, zanim powiedział ponownie: - Żyję. Cichy śmiech tańczył na jego języku.

 


Judy cofnęła się na chwilę, a N miał nadzieję zobaczyć jej piękny uśmiech. Zamiast tego złapała go jedną łapą za policzek i przycisnęła usta do jego. Szok zatrzymał go na chwilę, ponieważ to nowe uczucie sprawiło, że jego pierś bolała mocniej niż kiedykolwiek wcześniej. Na początku było zimno, ponieważ oboje wciąż byli mokrzy. Wkrótce jednak poczuł, jak ciepło jej drżących ust zaczyna rozpuszczać jego własne dreszcze. Jego oczy się zamknęły. Przyciągnął ją bliżej i delikatnie pocałował w plecy, głaszcząc jej policzek łapą.

 

Judy złamała ich uścisk tylko na chwilę, by uwolnić radosny śmiech, który brzmiał jak muzyka dla jego uszu. Delikatnie pogłaskał ją po policzku… to był ten uśmiech, na który liczył. Pochyliła się i ponownie go pocałowała, biorąc w łapy jego przemoczoną koszulę i przyciągając go bliżej. Wszystkie wspomnienia, które N ukradł Jackowi, bledły w porównaniu do tego. Jego pierś płonęła, a jej delikatny dotyk na jego ustach miał wrażenie, jakby wszystkie wspomnienia, które kiedykolwiek skonsumował, wydarzyły się w tym samym czasie.

 

Judy znowu się odsunęła i spojrzała na niego z promiennym uśmiechem. N wstrzymał oddech i odwzajemnił uśmiech. Pochylił się do przodu i położył swoje czoło na jej czole.

 

- Cóż, jeśli wcześniej nie żyłem, z pewnością robię to teraz.

 

Zachichotała i wtarła nos w jego mokre futro.

 

- I niech tak zostanie.

 

N siedział nieruchomo przez chwilę, delektując się tym, jak delikatnie przebiegała łapami po jego futrze na policzku. Wkrótce jednak musiał przerwać ciszę. W końcu musieli iść dalej.

 

- Myślisz, że jej lekarstwo zadziała?

 

Powędrowała z powrotem w stronę leżącej na ziemi walizki i skinęła głową.

 

- Powiedziała, że ​​potrzebujemy transfuzji krwi, czegoś na truciznę i emocjonalnej stymulacji. Ramic poradzi sobie z dwiema pierwszymi częściami i chciałbym mieć nadzieję, że ja wystarczę na trzecią.

 

Uśmiechnął się i przyciągnął ją bliżej.

 

- I to z nawiązką.

 

Ścisnęła go z powrotem i westchnęła.

 

- Musimy tylko utrzymać cię przy życiu wystarczająco długo, aby zabrać ciebie i tę sprawę z powrotem do domu.

 

- Więc nie będziemy więcej skakać z klifu wodospadu?

 

Zaśmiała się ponownie i potrząsnęła głową.

 

- Nie.

 

- Jesteś pewna? Poszedłbym ponownie, gdyby to oznaczało więcej buzi-buzi.

 

Postukała go w nos czubkiem palca.

 

- Dostaniesz to za darmo.

 

- Naprawdę? Niby jak?

 

- A choćby tak. - pochyliła się i ponownie go pocałowała, tym razem z większą energią. Chwyciła jego futro, a on położył drugą rękę na jej plecach, aby przyciągnąć ją bliżej. N śmierdział błotem, czuł przenikliwe zimno i był przemoczony, ale też w tej chwili poczuł, że mógłby nawet latać.

 

Chyba dam radę przyzwyczaić się do życia.



Link do oryginału: O, tutaj.
Autor oryginału: Johnsoneer 
Autor rysunków: KungFuFreak & FeverWildeHopps
Autor tłumaczenia: Ślązak Grzesiek

Komentarze

Wszystkie komiksy

Legenda

¤ - W trakcie tłumaczenia
¤ - W trakcie rysowania
¤ - Dawno nieaktualizowane, brak informacji o dalszych częściach
¤ - Wstrzymane bądź niedokończone
¤ - Zakończone