Przejdź do głównej zawartości

Ostatni post

Życzenia świąteczne

Hungry Hearts - Roz. 11 Cz. 2 - Johnsoneer & KungFuFreak & FeverWildeHopps [Tłumaczenie PL]

Prolog   Poprzednia część

  N usłyszał obok siebie kolejny pomruk i zobaczył, jak z drzew wyłania się kolejny dziki wilk. Ten miał plamy brązowego futra na ciele i resztki ubrania na nogach. Podpełzł do niego groźnie, wpatrując się w flarę. N prawie podskoczył, gdy trzeci zawył z linii drzew. Jego krzyki odbijały się echem wśród drzew, wzywając czwartego dzikusa. Potem wyłoniła się jakaś zdziczała krowa i podeszła do niego z ciężkim tupaniem i głodnym prychnięciem. Wkrótce zobaczył ścianę bladego ciała i białych oczu, wpatrujących się w niego ze wszystkich stron. Instynktownie cofnął się, aż jego ogon dotknął stalowej bramy za nim.


Dobra chłopaki, uspokójcie się. Nie ma tu mózgów. 


N wyrzucił flarę przed siebie, gdzie poślizgnęła się na jezdni i potoczyła w kierunku środka grupy dzikusów.


Jego oczy rozszerzyły się. Żaden z nich nie patrzył już na flarę. Ich spojrzenia pozostały skupione na nim i powoli zbliżali się.


- Rrrruuuuughghhhh… - N mruknął tak, jak tylko zapamiętał rolę szwendacza. Dzikusy nadal posuwały się naprzód.


Och, dajcie spokój! To znaczy „nie żyję”! Chcecie, żebym wbił sobie kolejny nóż do klatki piersiowej? Jestem trupem!!


Pierwszy wilk był o oddech od N, a lis ze strachu opadł na zimną ziemię. Zobaczył martwe oczy i niekończące się zęby. Czuł oddech i widział głód na jego twarzy.


- ...Karota.




Był taki moment, kiedy dzikus miał czaszkę w jednym kawałku. Miał oczy w głowie, a nos przyczepiony do twarzy. W następnej chwili tak już nie było. Potworna bestia upadła na ziemię z wielkim klapnięciem i pozostała całkowicie nieruchoma. N usłyszał, jak coś świstało, gdy kości i zęby leciały we wszystkie strony. Reszta dzikusów zaczęła warczeć, gdy zwłoki upadły na ziemię.


Gdzieś w oddali N słyszał trzask i syczenie, jakby ktoś otworzył bardzo głośno puszkę z napojem. Po tym dźwięku nastąpił kolejny świst i twarz kolejnego zdziczałego straciła swój kształt w paskudnej eksplozji. Padły jeszcze kolejne dwa wilki, a po tym jak uderzyły o ziemię, przypominały drapieżniki w znacznie mniejszym stopniu. Wydawało się, że inni również słyszą trzaski i odwrócili się, by spojrzeć w dół drogi. Ostatni wilczur zaszczekał w stronę źródła kul, po czym również upadł na ziemię. Wielka krowa wykonała ruch, jakby miała zamiar zaatakować, ale nie zdobyła się na więcej niż jeden krok, zanim kolejna kula przebiła jej rogi iz hukiem spadła na chodnik.


N pozostał bez ruchu z tyłkiem na asfalcie. Błysk na drodze nadal syczał przez chwilę, podczas gdy N rozważał to, czego właśnie był świadkiem. Wkrótce prychnął i wyczerpał energię, zanim stał się zupełnie ponury i cichy. W spokojnym powietrzu N usłyszał chrzęst i kroki zbliżające się w niewielkim tempie. Mały egzekutor z oddali zbliżał się do niego.


Jej celność zaimponowała mu bardziej, niż się spodziewał, biorąc pod uwagę, jak długo zajęło Judy, by w końcu do niego dobiec. W jednej łapie trzymała marchewkę, a na plecach przewieszony był przerośnięty karabin. Lufa wciąż parowała. Przyglądając się rzezi, ugryzła swoją pomarańczową przekąskę z chrupnięciem.


- Przepraszam za to. Nie mogłem cię zobaczyć, dopóki nie leżałeś na ziemi i musiałem się upewnić, że moje strzały nie trafią cię przez pomyłkę. - podała mu łapę.


N chwycił ją i wstał. 


- W porządku. D - Dzięki, że nie strzelałaś do mnie. -  jego mowa była trochę bardziej roztrzęsiona.


- Dzięki, że mi zaufałeś. - powiedziała po prostu i zagryzła ponownie. - Myślisz, że to wszystko?


- Tutaj? R - Raczej tak. 


Judy wskazała przez bramę. 


- Czy może być tam więcej?


- M – może.


- Cóż, dobierzemy się do nich powoli i w pełnej gotowości. - skończyła marchewkę na śniadanie i sięgnęła do zestawu zwiadowcy. Wyjęła puszkę chemikaliów i zdjęła nakrętkę. Po nałożeniu roztworu maskującego zapach rzuciła pustą puszkę na drogę.


N zmarszczył brwi. 


- G - Gotowa?


- Jak nigdy dotąd. Chodźmy.


Brama była zardzewiała, zamknięta łańcuchem wokół zamka. Na szczęście kraty były na tyle szerokie, że mniejszym ssakom, takich jak oni, nie sprawiało problemu przeciśnięcie się. N domyślał się, że może to mieć na celu powstrzymanie czegoś przed ucieczką, albo rónie dobrze też powstrzymywać głupich szwendaczy przed wejściem na posiadłość, a była to niesamowita nieruchomość.


Droga przed nimi wiła się pod stromym wzgórzem, które prowadziło na szczyt potężnego wodospadu. Potężna ściana wody wpadała do ​​rzeki po ich prawej stronie, a ta prawdopodobnie prowadziła z powrotem do miasta. Odgłos szumiącej wody odbijał się echem od gór rozciągających się na mile w poprzek wodospadu. Ktokolwiek zbudował to miejsce, najwyraźniej lubił  ładne widoki. Gdy podeszli bliżej, znaleźli most wystarczająco szeroki , by mogły jechać obok siebie dwie ciężarówki wielkości słonia. Zaprowadził ich przez ryczący wodospad do ponurego, zniszczonego budynku, który stał na szczycie wodospadu jak ponura betonowa latarnia morska. Drzwi były masywne, prawdopodobnie w razie potrzeby mogły tam wejść nawet największe ssaki.


N zatrzymał się i odwrócił twarz w stronę krętej drogi, po której się wspinali.


To się robi zbyt dziwne.


- Wszystko w porządku? - zapytała Judy.


- Mm? - odwrócił się i pomachał jej ręką. - T-tak, dobrze.


Judy szarpnęła klamkę, ale bez skutku. 


- Szlag. Musi być inne wejście. 


- Próbowałaś dzwonka do drzwi? - zasugerował N z uśmiechem.


Judy po prostu go zignorowała i zaczęła skradać się wzdłuż ściany. Nie wyglądało na to by w pobliżu znajdowały się jakieś okna a nie widziała im się wspinaczka po betonowej ścianie. To miejsce wyglądało, jakby mogło zapewnić przetrwanie wojny, gdyby zaszła taka potrzeba. N podrapał się po brodzie, spoglądając na górzystą szarą wieżę przed nimi.


- Aha! - wiwatowała Judy. N oderwał wzrok od wieży, ale nigdzie jej nie widział. - Tutaj, cwaniaku!


Znalazł ją przy ścianie w pobliżu wodospadu. Wskazała w górę na rurę odpływową, która wychodziła nad wodospad. N skrzywił się i spojrzał na Judy z frustracją. 


- D-dopiero co dostałem czyste ubrania!


Judy machnęła mu ręką, gdy zaczęła wspinać się do wylotu. 


- Och, przestań narzekać. Założę się, że i tak nie czujesz tego zapachu.


- Błąd. - poprawił ją N. - Czuję w-wybornie. Jak myślisz, jak cię znalazłem, kiedy próbowałaś uciec z magazynu?


- Awww, śledziłeś mój zapach? - Judy spytała z uśmiechem. - Jakiego mam uroczego, małego stalkera.


N westchnął i również wgramolił się na ściankę rury. Uścisk Judy powstrzymał go przed upadkiem, gdy przygotowywali się do czołgania się po śmierdzącym, ciemnym rurociągu. 


- To nie moja wina, że ​​twój zapach jest łatwy do wyśledzenia.


Judy wyjęła latarkę i jednym kliknięciem oświetliła tunel przed nimi. Przejście było suche jak kość, co było dla nich szczęściem, ponieważ oznaczało, że szlam i zapach nie były tak złe, jak by mogły. 


- Hej, więcej wiary. Wróciliśmy jednak do magazynu, tak?


N na czworaka podążył za nią w ciemności. 


- Tak, magazynu, w którym prawie zginęliśmy ponownie na kolejce górskiej. 


Ich głosy odbijały się echem od żelaznych ścian, gdy wkradali się w głąb budynku, nadając im metaliczny dźwięk.


Judy stwierdziła cicho. 


- Och, daj spokój, to było zabawne!


N potrząsnął głową i czołgał się dalej. 


- Karota - królica, która marzy o śmierci. Pewnie dlatego tak często się ze mną kręcisz.


Judy odpowiedziała ściszonym tonem, który wciąż miał w sobie pewną bezczelność. 


- Hej, od czasu do czasu mogę podejmuję pewne ryzyko, ale wciąż jestem lepsza od Kris.


- Nie jest to najlepszy standard, do jakiego można się porównywać, Okruszku - zauważył. - Ona nie ma klasy kobiet z twojego małego wiejskiego miasteczka.


- Może wydawać się chamska, ale wyśmiewa cię dlatego, że cię lubi.


N przewrócił oczami. 


- Cóż, to dobrze, że nie jest kimś, na kim ludzie polegają w czasach gdy nie wiesz czy dożyjesz jutra, jak pielęgniarka czy coś.


- Hej, to dobra pielęgniarka. Jest po prostu zuchwała ze swoimi przyjaciółmi.


- Myślałem, że twoje przyjaźnie nie mogą być gorsze od martwego lisa.


Judy zatrzymała się. N pomyślał przez sekundę, że coś jest z nią nie tak, ponieważ opuściła latarkę i zaczęła drgać. Ale usłyszał coś, co go całkowicie zdezorientowało: śmiała się! Judy odwróciła się i spojrzała na niego z radosnym uśmiechem. Biorąc pod uwagę, że kilka chwil wcześniej posłał w jej stronę kilka uwag, nie była to do końca oczekiwana reakcja.


- Co cię tak bawi?


Westchnęła przez śmiech i potrząsnęła głową. 


- Nic. Jesteś dupkiem.


Uniósł brew. 


- No bywa, ale z czego się śmiejesz?


- Ponieważ ani razu się nie zająknąłeś, odkąd się tu wczołgaliśmy.


N pomyślał przez chwilę. Miała rację. W ciągu ostatniej godziny może było kilka zdań, które wydał wyraźnie tu czy tam. Ale właśnie teraz prowadził całą rozmowę, jakby jego wzrok nie był już pocięty martwicą. Najdziwniejsze było to, że nawet nie zdawał sobie z tego sprawy.


- Huh… - mruknął do siebie.


Judy westchnęła i pokręciła głową. 


- Któregoś dnia będziemy prowadzić normalną rozmowę, taką jak ta, kiedy nie gapisz się na mój tyłek.


Kur...!


- J-ja em… n-nie jestem… nie g-ga…


No i jąkanie powróciło. No żesz, Marchewa!


Judy znowu zachichotała i kontynuowała w górę rury. 


- Kris gadała, że mój ogon ma magiczne moce. Chyba miała rację.


N westchnął i poszedł za nią, odciągając od teraz wzrok od sylwetki jej pośladków, najlepiej jak potrafił. N wyszeptał początki przeprosin. 


- Karota, ja się nie… gapiłem.


- Jasne. - przerwała mu. - Tak jak nie patrzyłeś na mój tyłek, kiedy potknąłeś się o schody w Wypasówku.


- … s-skąd wiedziałaś?


Judy wzruszyła ramionami i czołgała się dalej. 


- Właściwie to nie pierwszy raz, kiedy to się stało.


N zmarszczył brwi i ponownie spojrzał na ściany odpływu. Otworzył usta, żeby odpowiedzieć, ale cokolwiek mniej niż pełne wyznanie i przeprosiny byłyby kłamstwem. Zamiast tego potrząsnął głową i westchnął.


- Przepraszam.


- Cicho.


- Ale Karo–


- Ćśś! - uciszyła go, kładąc palec na ustach i wskazała na sufit nad nimi. Znajdowali się tuż pod pokrywą odpływu, która zdawała się prowadzić do pustego pokoju nad nimi. Przez kilka chwil siedzieli bez ruchu i milczący. Przez prawie minutę nie było jęków ani ruchu, więc prawdopodobnie byli bezpieczni. W każdym razie tak bezpiecznie, jak tylko można było wziąć pod uwagę okoliczności.


Judy zdjęła pokrywę z odpływu i szybko zeskanowała pokój z nisko schowanymi uszami. Uniosła swój gigantyczny karabin i położyła na podłogę pokoju nad nimi. Opuściła się z powrotem i wskazała kciukiem na dziurę.  


- Chyba czysto.


- OK. - powiedział, kiwając głową.


N czekał, aż Judy znów przejmie prowadzenie, ale zamiast tego pochyliła się do przodu i zbliżyła się do nosa N. Tak blisko, że czuł zapach marchewki, która pozostała w jej oddechu. Nagła bliskość ogłuszyła N, gdy szeptała mu do ucha. 


- Nie musisz przepraszać, N. Gdyby naprawdę mi to przeszkadzało, to po wczołgiwałabym jako pierwsza się do tego tunelu?


N przełknął ślinę, nie śmiejąc się poruszyć w obawie, że odstraszy tę chwilę jak płochliwego ptaka. Odsunęła się od niego, posłała mu pełen satysfakcji uśmiech i wyskoczyła z dziury, lądując cicho na opuszkach łap.


Czy… czy to oznacza, że ​​mogę częsciej patrzeć na jej tyłek? .... Będę musiał to sprawdzić później.



Link do oryginału: O, tutaj.
Autor oryginału: Johnsoneer 
Autor rysunków: KungFuFreak & FeverWildeHopps
Autor tłumaczenia: Ślązak Grzesiek

Komentarze

  1. czy to oznacza, że ​​mogę częsciej patrzeć na jej tyłek? NO PO PROSTU XD

    OdpowiedzUsuń
  2. Z friend zona do dziwnych momentów . Ciekawe......

    OdpowiedzUsuń
  3. Chyba musiałbym więcej tłumaczyć takich ffów. Aż dziwne jak sprośne zachowania Nicka dobrze działają na aktywność w komentarzach xD Tylko potrzebne byłyby propozycje ffów żeby było co rozważać xD

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Wszystkie komiksy

Legenda

¤ - W trakcie tłumaczenia
¤ - W trakcie rysowania
¤ - Dawno nieaktualizowane, brak informacji o dalszych częściach
¤ - Wstrzymane bądź niedokończone
¤ - Zakończone