Przejdź do głównej zawartości

Ostatni post

Życzenia świąteczne

Hungry Hearts - Roz. 13 Cz. 3 - Johnsoneer & KungFuFreak & FeverWildeHopps [Tłumaczenie PL]

Prolog               Poprzednia część


Ramic uśmiechnął się i zaczął cieszyć się swoją połową kanapki, przekazując również swoje komplementy lisowi. Gideon uśmiechnął się i rzucił torbę przez ramię na skraj łóżka. Rozpiął zamek i wyjął komplet czystych ubrań. Czerwona koszula zapinana na guziki i granatowy krawat były starannie złożone na zestaw beżowych spodni. Gideon ułożył je ostrożnie z uśmiechem. N miał nadzieję, że jego drugą koszulę można jeszcze odzyskać, ale uśmiechnął się do Gideona z wdzięcznością za dodanie czegoś więcej do jego nieistniejącej garderoby.

 

- Och, zanim zapomnę! - powiedział otrząśnięty Ramic i sięgnął pod stolik nocny N. Wyciągnął jasnobeżową kopertę, która wyglądała, jakby była trochę zużyta i otworzył ją. - Judy powiedziała, że ​​tym samym podmiotem, którego użyła doktor DeFleur w swoich badaniach, byłeś ty, N. Nie mogłem w to uwierzyć, ale stwierdziła, że ​​byłeś na nagraniu z badań w Bocznym Klifie. Zgadza się? - N wziął kolejny kęs kanapki i skinął głową. Brwi Gideona uniosły się, ale nie zawracał sobie głowy przerywaniem doktorowi, gdy kontynuował przeglądanie stron.

 

Ramic kontynuował.

 

- Honey wyciągnęła twóją kartotekę z bazy danych w Z.G. i zostawiła ją w etui, abyśmy mogli go znaleźć. Były tylko częścią jej notatek badawczych. Wiesz jakie mamy szczęście!? Mam tu tak wiele o tobie! Twoje imię i nazwisko, wiek, grupa krwi, miejsce urodzenia, wyuczony zawód, historia chorób w rodzinie i wiele innych rzeczy!

 

Oczy N rozszerzyły się, a Gideon zaśmiał się serdecznie.

 

- Cóż, nie pozwól lisowi czekać. Jak on ma na imię?!

 

Ramic zaczął czytać na głos:

 

- Data urodzenia pacjenta: 12 stycznia 1984 r., Pierwsze im––

 

--Zaczekaj! - N podniósł łapy i odciął Ramica, ku ich zaskoczeniu. Po niezręcznej chwili N uśmiechnął się i wzruszył ramionami. - Nie wiem, czy chcę o tym wszystkim słyszeć, doktorze.

 

- Nie doktorze, - przypomniał mu Ramic. - Czemu nie?

 

- Ja… nie wiem… - zastanawiał się przez chwilę. Wiele było w swoim starym życiu, które stracił, ale teraz to wszystko za nim. Odkopanie tego wszystkiego teraz nie zmieniłoby niczego. Może lepiej zostawić to wszystko pogrzebane. W ten sposób mógłby naprawdę zacząć od nowa.

 

- Och, no weź, daj spokój. -  Gideon wydawał się trochę sfrustrowany tym, że trzymano go w niepewności. - Przynajmniej odzyskaj swoje imię. Naprawdę chcesz być literą do końca życia?

 

Miał rację. „N” nie wzięło się znikąd.

 

- Tutaj, - powiedział Ramic i zapisał coś na rogu jednej ze stron. Oderwał ten róg i złożył go na pół, po czym sięgnął i włożył do kieszeni koszuli N, która leżała złożona na jego spodniach. - Na moment kiedy będziesz gotowy.

 

Gideon uśmiechnął się i postukał w ramę łóżka szpitalnego. – Chodźmy, nie-doktorze. Lepiej pozwólmy mu się ubrać. Są ssaki, które chcą go zobaczyć - powiedział Gideon i machając ręką, pożegnał się. Były szwendacz skinął im głową, kiedy zamknęli za sobą drzwi i zostawili go samego z jego ubraniem i myślami. Jego wzrok padł na kartkę papieru wystającą z kieszeni zapinanej na guziki koszuli. Z jakiegoś powodu przeczytanie notatki wydawało się jeszcze przedwczesne.

 

Zamiast tego N ugryzł ostatni kęs kanapki, po czym rozwiązał szpitalną koszulę i powoli wszedł do toalety. Szybko wyszczotkował zęby i przeczesał sierść na twarzy, zanim przebral się w świeże ciuchy. Koszula wydawała się teraz trochę ciaśniejsza na jego klatce piersiowej, chociaż może to wynikało z nowych wrażeń, jakie odczuwał na skórze. Ubieranie się było prawdopodobnie pierwszym ćwiczeniem, jakie wykonał od zejścia na dół kilka dni wcześniej. W rezultacie czuł, że jego serce bije teraz znacznie mocniej i prawdopodobnie trzeba będzie się do tego przyzwyczaić. Kiedy dyskomfort narastał, pogłaskał się w klatkę piersiową.

 

Chwilę później wyszedł ze swojego pokoju i wszedł do skromnej recepcji, która była ledwie dostatecznie duża, aby dorosły lew mógł w nim stanąć. Gideon i Ramic czekali na niego, ale zanim zdążył coś powiedzieć na zewnątrz, kilka cętkowanych ramion podniosło go z ziemi i ścisnęło mocno.

 

- Ha ha! Wiedziałem, że dasz radę! -  Benny piszczał mu do ucha.

 

 

- AGH! Benny, żebra! -  N jęknął z bólu.

 

- A! - Benny z paniką zdał sobie sprawę, że prawdopodobnie go rani, i nieśmiało położył go z powrotem na ziemię. - Przepraszam! Zapomniałem, mój błąd.

 

Gideon zaśmiał się i uderzył geparda w ramię.

 

- Uważaj, wielkoludzie. Nie przyzwyczaił się jeszcze do bycia żywym.

 

Benny wrócił do podniecenia, gdy przyjrzał się N bliżej.

 

- Wyglądasz niesamowicie! Twoje futro jest świeże, ubranie czyste –– Dobra robota kochaniutki–– Twoje oczy wróciły do ​​normy i pachniesz jak mydło szpitalne!

 

Uszy N drgnęły.

 

- Moje oczy? Naprawdę?

 

- Tak! - powiedział Benny i podekscytowany wskazał ścianę za ladą recepcji. - Sprawdź sam!

 

Na ścianie tuż pod tytułem licencjata Ramica wisiało lustro, obok czegoś, co wyglądało na inny, fałszywy stopień naukowy, który został pośpiesznie pociągnięty magicznym markerem… prawdopodobnie dzieło Kris, pomyślał N. Spojrzał w lustro i tak naprawdę nie mógł siebie rozpoznać. Jego futro było naprawdę czyste, a ubranie świeże, ale widział się już w takim stanie. To jego spojrzenie naprawdę wyglądało nie na miejscu. W miejscu cienkich szczelin ujrzał dwie okrągłe źrenice, które dostosowywały się do światła, gdy się zbliżał. Zakrwawione żyły po bokach zniknęły, teraz zastąpiono je białymi ze wszystkich stron.

 

- Całkiem niezły wygląd, prawda? Taki przystojniak! - Benny wiwatował obok niego.

 

N uniósł brew, patrząc na podekscytowanego geparda.

 

- Może. A może po prostu lubisz lisy.

 

Benny przewrócił oczami z uśmiechem i założył rękę na ramieniu Gideona.

 

- No cóż. Przynajmniej wiem, że Judy też polubi to, co zobaczy.

 

- A propos, - powiedział dobitnie N. - Wiesz, gdzie ona jest?

 

Benny zamyślił się przez chwilę.

 

- Prawdopodobnie od rana jest na odwykowym. Chcesz podwózkę? Mogę cię tam zabrać.

 

N zwrócił się do nie-lekarza.

 

- Masz coś przeciwko, Ramic?

 

Uśmiechnął się szeroko i skinął głową na drzwi.

 

- Po prostu wróć tu dziś wieczorem, abym mógł przeprowadzić kolejny test twoich funkcji życiowych. Powiedziałbym, że „czołowa stymulacja” to właśnie lek, którego dzisiaj potrzebujesz.

 

- Ugh, - skrzywił się Gideon. - Czy tak to nazywają w dzisiejszych czasach? Dlaczego nie możecie po prostu nazwać to „spiknięciem”, jak robiliśmy to w liceum?

 

- Buahaha! - Benny złapał się za brzuch i potarł futro Gideona na głowie. - Myślę, że miał na myśli korę przedczołową jego mózgu, kolego większy.

 

- Ach… - wyjąkał z zażenowaniem Gideon. - Wiedziałem .

 

Ramic pochylił się do N i powiedział przyciszonym szeptem, mimo że Benny nadal się śmiał. –

 

- Właściwie to chodziło mi właśnie o całowanie. Ty i Judy jesteście bardzo uroczą parą.

 

Zanim N zdążył odpowiedzieć, wstał i mrugnął do niego, po czym podniósł dużą walizkę i podał ją Benny'emu.

- Ach! - powiedział podekscytowany Benny. - To Honey?

 

Ramic skinął głową.

 

- 50 dawek. Pracuję nad większą ilością, ale niedługo zabraknie nam niektórych składników.

 

- Świetnie. - Benny podniósł walizkę i skinął na N., żeby poszedł za nim. - Chodźmy tam, zabiorę cię do Judy!

 

N jeszcze raz podziękował nie-lekarzowi, zanim opuścił oddział z Bennym. Gepard był tak podekscytowany, że N musiał praktycznie biec, żeby za nim nadążyć. A może właśnie tak szybkie były gepardy? Czy to było jakieś szczególne? To nie miało znaczenia. Liczyło się to, że zabierał ją do Judy. Kiedy wojskowy hummer jechał naprzód, serce N zaczęło nieco mocniej bić mu w piersi. Nie było dla niego zaskoczeniem, że spędzała czas na pomaganiu innym ssakom, kiedy był nieprzytomny.

 

N wyjrzał przez okno dużej ciężarówki, kiedy jechali przez miasto. Zauważył ssaki pakujące pudełka z zapasami i ładujące je na ciężarówki. Inni szli grupami w kierunku ściany z paczkami pełnymi butelek wody. Co dziwne, zobaczył więcej niż jednego ssaka z instrumentem muzycznym w łapach, takim jak gitara lub bęben.

 

Gdy zbliżyli się do ściany, N zauważył coś, co wyglądało jak ogromna dziura w boku. Wstał z miejsca, żeby lepiej się przyjrzeć i rzeczywiście, w stali była duża prostokątna szczelina, przez którą przeświecało słońce.

 

- Wczoraj go rozcięliśmy, - wyjaśnił Benny. - Dostarczanie zapasów lekarstw tam i z powrotem przy zamkniętej bramie trwało zbyt długo, więc stworzyliśmy nową bramę, którą możemy zaprzeć dodatkową stalą, jeśli zechcemy ją zamknąć. Ale ostatnia noc była pierwszą, kiedy nawet nie zawracaliśmy sobie głowy zamknięciem.

 

- Dlaczego nie? - spytał N.

 

- Zobaczysz, - odparł Benny i oparł się o radio na swoim ramieniu. - Kapral Pazurian do operatora bramy. Jadę do ciebie z cennym ładunkiem do centrum odwykowego.

 

Odpowiedział mu trzaskający głos po drugiej stronie.

 

- Przyjąłem, Pazurian. Możecie przejechać .

 

Ciężarówka zwolniła, kiedy przejeżdżali pod masą stali i żelaza. N zobaczył grube talerze, które zostały pośpiesznie rozcięte, gdy przechodzili obok. Potem, po drugiej stronie muru, ta sama ziemia, która zdobiła pole bitwy kilka dni wcześniej, była teraz zapełniona namiotami, ławkami, szpitalnymi noszami i ssakami tak daleko, jak tylko mógł sięgnąć wzrokiem. Kontynuując jazdę drogą, N zauważył ssaki noszące fartuchy, które opiekowały się szwendaczami, które siedziały cicho, podczas gdy sprawdano stan ich zdrowia. Zobaczył też - co dziwne - dużą grupę ssaków zebranych w tłum w pobliżu pospiesznie zbudowanej sceny z liniami energetycznymi biegnącymi wzdłuż ziemi. Było tam trio ssaków grających muzykę na gitarach i banjo i śpiewająco skocznie.

 

- Koncert? - powiedział z niedowierzaniem.

 

- Coś bardziej w stylu wypasionego festiwalu muzycznego, - poprawił Benny. - Uważamy, że muzyka na żywo działa lepiej niż zwykłe odtwarzanie plików MP3. Szwendacze, którzy decydują się na słuchanie, zwykle okazują się o wiele mniej rozdrażnieni, więc każdy, kto gra cokolwiek, wtrąca się i gra. Stworzyliśmy też inne stacje w zależności od ich upodobań. Widzisz?  - Benny wskazał na drugą stronę ulicy, kiedy mijali mniejszą grupę szwendaczy, skupionych wokół telewizora, odtwarzającego film, którego N nie rozpoznał. - Mamy już nawet miejsca na filmy, muzykę, dzieła sztuki… i tam! Grizzoli zorganizował puchar softballa i gra z chłopakami przeciw panienkom.




Link do oryginału: O, tutaj.
Autor oryginału: Johnsoneer 
Autor rysunków: KungFuFreak & FeverWildeHopps
Autor tłumaczenia: Ślązak Grzesiek

Komentarze

Wszystkie komiksy

Legenda

¤ - W trakcie tłumaczenia
¤ - W trakcie rysowania
¤ - Dawno nieaktualizowane, brak informacji o dalszych częściach
¤ - Wstrzymane bądź niedokończone
¤ - Zakończone