Przejdź do głównej zawartości

Ostatni post

Dzień, w którym Cię zabraknie - Roz. 26 - Po nitce do... sznura - Ślązak Grzesiek [Polskie opowiadanie]

Zwierzogród: Alternatywna kontynuacja (Roz. 1 Cz. 2 - Początek nieporządku) - Michael Lught [Opowiadanie]


***

Postać w aucie zaciągnęła ręczny hamulec.

- Dobra! O co gramy?

Kiedy zadała to pytanie ja już byłem kilka metrów przed nią. To trochę dziecinne, ale po prostu było to coś, co mnie i jej sprawiało przyjemność.

- Kupujesz mi dziś kawę. Na razie Karotka!

Cały mój organizm pracował ze zdwojoną siłą. Mimo to udało jej się mnie dogonić. Zachodziłem jej drogę, ale ona odbiła się od boku ciężarówki i wskoczyła w moje pole widzenia. Zasłoniła sobą cały obraz jaki miałem przed oczyma. Zrobiła to tak delikatnie, że nawet nic nie było słychać. Teraz ona blokowała mi możliwość wyprzedzenia jej. W pewnym momencie byliśmy na równi obok siebie. Do komisariatu została już tylko jedna ulica.

- Widzę, że tracisz siły!

- Dopiero się rozgrzewam!

Wypowiedziawszy to zdanie znacznie przyśpieszyła i wyprzedziła mnie o jakieś pięć do siedmiu metrów. Pomyślałem sobie, że już trudno. Najwyżej postawię jej tą kawę. Wszystko działo się spokojnie do chwili kiedy usłyszałem dość głośny dźwięk przyśpieszającego samochodu. Popatrzyłem na lewo. Mały niebieski Jeep jechał prosto w stronę Judy. Ona go nie widziała. W jednej chwili serce mi stanęło. Odpoczęło zanim nagle gwałtownie przyśpieszyło. Poczułem w ciele siłę jakbym wcale wcześniej nie biegał, a chodził. Z całej siły przebierałem łapami. Samochód był coraz bliżej Judy! Biegłem co sił w nogach. Nie byłem w stanie nic powiedzieć. Głos zamknął się we mnie. Głos krzyczący: Judy uważaj, samochód! Nie byłem w stanie go wydobyć. Judy znalazła się na ulicy. Kilka małych wróbelków spoglądało na rozpoczynającą się tragedię. Kierowca nie zwolnił. Zszedłem do parteru. Obie pary łap obijały się jak piłka od twardej nawierzchni. Zimno płyt chodnika przeniosło się na moje kończyny. Samochód był parę metrów od Judy. Podmuch spowodowany pędem samochodu spowodował, że kwiaty na małej grządce niedaleko od Judy zaczęły się uginać. Z przerażenia Judy stanęła na drodze jak wryta. Kierowca za późno ją dostrzegł. Judy widziała białka oczu kierowcy, który miał niechcący przyczynić się do jej śmierci. Jej oczy przeniknęły do duszy nierozważnego kierowcy. Przerażenie było w całej naszej trójce. Wiedziałem, że nie dam rady dobiec, więc wykonałem skok. Moje ciało ułożyło się instynktownie w opływowy kształt. Moja głowa dotknęła czoła Judy, a moje ręce objęły jej smukłe ciało. Małe włoski na mej skórze wtopiły się w jedną integralną całość z tymi na jej czole. Odbiłem się na tyle mocno, że udało mi się wylądować z nią w rękach dwa metry od ulicy. Chodnik zdarł nieco skórę na moich dłoniach, ale adrenalina spowodowała, że byłem na to obojętny. Liście od wietrzyku jaki wytworzył mój skok rozsypały się dookoła nas. Popatrzyłem na Judy. Jej wielkie oczy przez chwilę były pełne przerażenia. Fiolet jej oczu zasłonił źrenice. Chwilę później jednak uspokoiła się. Popatrzyła na moje ręce. Wzrokiem prześledziła całe moje ciało by w końcu rzucić go na mą twarz. Nasze oczy się spotkały. Zieleń zagrała z fioletem. Położyła łapę na mojej dłoni. Była taka ciepła jak piecyk. Wtuliła się w moje chude ciało.

- Dziękuję Ci Nick.

- Nie ma za co, ale to Ty mi stawiasz kawę.

- Co? Ej!

- No tak.

- Ale byłam przed tobą!

Zrobiłem najbardziej sarkastycznie spojrzenie jakie umiałem.

- No dobrze Nick. Ale pogadamy o tym na komisariacie.

- Nie wymigasz się, Karotka!

Z auta wysiadł gepard. Ten sam co niemal przed chwilą nie potrącił Judy.

- Przepraszam, nie zauważyłem Pani. Naprawdę bardzo mi przykro. Mam nadzieję, że nic Pani nie jest.

Popatrzyłem na drogowskaz. Dozwolona prędkości to 40 na godzinę, a palant zasuwał koło 60. W dodatku wymusił pierwszeństwo wyjeżdżając z drogi podporządkowanej. Spisywałem mandat na kartce.

- Ten samochód ma słabe hamulce. W dodatku siedzenia są za nisko... Czy Pan mnie słucha?

Ja na to po prostu rzuciłem spojrzenie na kierowcę. Nie ukrywam, że byłem na niego wściekły, ale musiałem się opanować. Wręczyłem mu kartkę z mandatem po czym odwróciłem się na piętach i poszedłem z Judy w stronę komisariatu.

- Ale proszę Pana! Ale jak to! Ale ja... To nie moja wina! Wyjaśnię to!

Jego dźwięk powoli cichł w tłumie bezimiennych głosów i hałasów tego miasta.

- Nick!

Judy stanęła przede mną. Zdecydowanie widać było, że chce powiedzieć coś bardzo ważnego. Uszy oklapnięte miała do pasa, a głowę spuszczoną do dołu.

- Karotka, o co chodzi?

- Nick, bo ja... Ja mogłam zginąć przez swoją głupotę, a Ty w ostatniej chwili mnie uratowałeś i...

- I i i co?

- Zaryzykowałeś swoje życie! Nie zapomnę Ci tego. Dziękuję raz jeszcze i proszę wybacz mi moją głupotę.

- To zaszczyt mi Ciebie chronić. No skoro jesteś taka zadowolona to jutro też fundujesz mi kawę.

Z oka Judy wypłynęła błyszcząca w świetle porannego słońca mała łza. Ktoś kiedyś powiedział, że łzy szczęścia leją się z prawego oka. W tym przypadku tak też było. Nie wydaje mi się to prawdą, ale czasami wierzenie w takie małe kłamstewka czyni świat piękniejszym. Spadająca gwiazda nie spełnia życzeń, ale czy wiara w takie drobnostki nie upiększa świata?

Judy przytuliła mnie raz jeszcze. Tym razem zacisnęła mocniej łapy na moich plecach.

- Chyba wprowadzę opłaty za przytulanie.

- He he, to Ty powinieneś płacić za ten zaszczyt, że Cię przytulam.

- Judy, ty każdego przytulasz kogo znam.

- Bez przesady, szefa nie tuliłam.

- Jeszcze!

- Dobra pośpieszmy się, bo szef jak się zdenerwuje to nawet zbiorowe tulenie nie pomoże.

- Zgadzam się. Przyśpieszymy tempo.

Ach, jej nierozwaga i dziecięce zachowanie mnie śmieszy. Co prawda ta sytuacja nie powodowała, że było mi do śmiechu, ale jest to w pewnym sensie w niej urocze. Ma już ponad 20 lat, a nadal zachowała odrobinę dziecka w sobie. To dobrze. Dzieci są szczęśliwe, bo myślą jak dzieci. Myślą w sposób prosty i wesoły. Nie zamartwiają się na zapas. Bycie jak dziecko jest dobre, ale niestety świat na to nie pozwala. Świat jest okrutny. Najlepiej trzymać równowagę między dziecinnością, a powagą. Nie wolno nam stać się bezmózgimi zimnymi kamieniami ani nie być zbyt beztroskimi osobami. Choć z drugiej strony jakby każdy był jak dziecko to czy świat nie byłby lepszy. Gdyby tylko do dziecinności dodać sumienność i staranność to świat byłby niemal idealny.

Wchodząc przez szklane obrotowe drzwi pierwszy przed naszymi oczami ukazał nam się Pazurian. Pazurian oraz jego pudło z pączkami.

- O cześć Judy! A gdzie Nick?

- Cześć. Nick jest obok mnie.

Pazurian przesunął pudełka po pączkach. Rozgarnął je szybko, ale ostrożnie, by żadne nie spadło na podłogę, żeby nie musiał potem specjalnie wstawać, obchodzić całą ladę i podnosić go z ziemi. Nie chodziło o to, że był leniwy. Dobrze wykonywał swoją pracę, ale każdy nie chce czegoś wykonywać na zapas. To chyba oczywiste, że lepiej zrobić coś dokładnie niż potem robić więcej.

- Wybacz Nick, nie zauważyłem Cię przez te pudełka.

- Bywa. A ja już miałem kupić Ci okulary.

- Tak źle jeszcze ze mną nie jest.

- Wiesz gdzie jest szef? Musimy wyjaśnić mu spóźnienie.

- Nie wiem gdzie on jest Judy. Jeszcze go nie było tutaj.

- Jak to!? Myślałem, że szef zawsze jest o godzinę wcześniej.

- Bo z reguły tak jest, ale teraz się spóźnia. To do niego niepodobne.

- Gdzie reszta?

- Wszyscy siedzą w sali głównej. Jedynie Borowski jest na patrolu na obrzeżach.

- Szef się spóźnia i jeszcze prawie nikomu nie przydziela patrolu po za tym kotem?

- Najwidoczniej.

- To bardzo dziwne. Nigdy bym nie przypuszczał że szef się spóźnia. To naprawdę niepodobne do niego. Bardzo dziwne. Mam nadzieję, że zaraz wróci.

- Na osłodę życia mogę wam dać po pączku.

- Nie, dziękuję Pazurian. Jadłam solidne śniadanie.

- A ja bardzo chętnie.

- Proszę bardzo. Poczekaj tylko poszukam.

Pazurian przeglądał każde pudełko. W końcu zanurkował pod ladę. Gdy zniknął pod nią słychać było odgłos szperania i szeleszczenia reklamówek i pudełek. Nagle Pazurian wyłonił się ze smutną twarzą i powiedział:

- Bardzo mi przykro. Chyba już wszystkie się skończyły.

- Sprawdzałeś pod podbródkiem?

- Hahaha! Potrafisz polepszyć mi humor.

- A byłeś w złym?

- W sumie to nie. Bardziej po prostu poprawiłeś na jeszcze lepszy.

- Dobra Nick, chodźmy już i porozmawiajmy z resztą. Na razie Pazurian!

- Na razie. Miłego dnia!

Przyznam szczerze, że rozmowa z Pazurianem jest całkiem przyjemna. Co innego ta lodowata podłoga. Całe stopy mam zmarznięte. W dodatku bardzo się spociłem, a ten poranek jest wyjątkowo zimny i wietrzny. I jeszcze jest straszny przeciąg. Nie mówiąc już o tym, że spałem z odkrytymi nogami. W ogóle byłem cały zmarznięty! Ale ze mnie malkontent. Niestety nie potrafię cieszyć się z drobnostek. Wolę narzekać. Wszyscy narzekamy. Mało jest tak bardzo pozytywnie pod tym kątem nastawionych osób. Narzekać jest łatwiej. Jednak narzekanie odbiera szczęście, ale co mi tam. I tak nie należę do zbyt szczęśliwych osób.

Po otwarciu drzwi silne światło oślepiło nas obydwoje. Gdy zasłoniłem twarz ręką każdy większy włos na mojej dłoni wraz ze blaskiem utworzył biało-czarny wzór pasków. Gdy wyjrzałem zza ręki zobaczyłem cała ekipę w ławkach czekającą na szefa. Oprócz Borowskiego oczywiście.

- Do cholery. Po co tak odsłoniliście te rolety. Wiecie jak w korytarzu jest ciemno. Oczy nam wypalicie.

- Wybaczcie nam. Wyglądamy czy szef nie przychodzi. A tak w ogóle cześć Judy i Nicky!

- Cześć Stanley!

Ten kudłaty Lori zawsze zachowywał się bardzo uprzejmie. Jest dość pomocny. Jedyna jego wada to te wielkie oczy. Te wielkie, błyszczące, pomarańczowe oczęta! Może dlatego mało kto go lubi. Jest dość rzadkim i niespotykanym gatunkiem na terenie Wolnego Miasta Zwierzogród. Nawet na całym kontynencie jest ich niewiele. Niestety wielu ocenia go zbyt pochopnie tylko dlatego, że wygląda dziwnie. Tak naprawdę jest to istota o bardzo miłym charakterze. My ssaki zbyt bardzo katalogujemy innych. Dla wielu istnieje tylko klasyfikacja dobry i zły. Wystarczy, że znamy jedną złą cechę danej osoby, a ona automatycznie staje się zła. Czasami wystarczy zły wygląd. My byśmy to chcieli mieć wszystko czarno na białym, a tak nie jest. Wszyscy mamy dobre i złe cechy. Nie ma nikogo całkiem dobrego, ani całkiem złego. Jeśli znamy tylko wady to nie znaczy, że nie ma zalet. Natomiast ocenianie po wyglądzie jest dziwne... No może nie tak dziwne jak te oczy!

- Wie ktoś może dlaczego nie ma szefa!?

- Nie. A właściwie to czemu się spóźniliście?

- Ja zaspałem, a ty Judy?

- Nie chcę o tym rozmawiać. Sprawy rodzinne.

- Rozumiem. Wracam patrzeć czy szef nie nadchodzi. Jak na razie to jedyne ciekawe zajęcie dostępne w tejże sytuacji.

Judy wyraźnie posmutniała. Zawsze była wesoła i pełna energii. W dodatku ma bardzo ekstrawertyczny charakter. Coś się musiało stać.

- Hej, Judy? Wszystko w porządku?

- Możemy porozmawiać w bardziej ustronnym miejscu?

- I tak wszyscy bardziej interesują się tym, gdzie jest szef. Musisz docenić to, że ja zainteresowałem się tym co Ci na sercu leży w przeciwieństwie do reszty. Od początku widzę, że coś jest nie tak. Widzę, że coś ukrywasz. Zwykle jesteś inna.

- Doceniam to bardzo i właśnie dlatego chcę o tym powiedzieć Tobie, a nie nikomu innemu. Powiem ci potem, zgoda?

- Oczywiście. Tylko nie licz na to, że zapomnę.

- Ale ja chcę Ci powiedzieć, tylko nie teraz.

- Nie mów tonem jakby z takimi pretensjami.

- A Ty nie mów do mnie głosem jakby...

- Jakby co?

- Jakbyś był na wpół przytomny, na kacu i w dodatku pijany.

- Hahahaha!

Roześmiałem się tak głośno, że wszyscy się na mnie popatrzyli ze zdziwieniem tak wielkim jakby usłyszeli co najmniej ducha. W dodatku był to chyba najgłupszy odgłos śmiechu jaki byłem w stanie wydać.

- No proszę bardzo! My się martwimy, a nasz mały Nicky z Judy opowiadają sobie dowcipy. No słucham o czym to tak rozmawialiście. Moje wilcze uszy dawno nie słyszały czegoś śmiesznego. A w ogóle to część Judy i Nick. Nie zauważyłem was.

- Chcesz żart Bela? Proszę bardzo. Więc jak nazywa się żona alkoholika?! Rozwódka!

- Słyszałem już to. No dawaj. Wiem, że stać cię na więcej. Może nas rozbawisz zanim przyjdzie Bogo.

- Dobrze, więc...

No i w tym momencie dowiedziałem się, że nie należy stać przy drzwiach. Zwłaszcza tych większych od ciebie dwukrotnie. Ktoś za mną tak mocno je rozwarł, że wyleciałem w powietrze i spadłem parę metrów obok miejsca gdzie stałem.

- Witajcie wszyscy! Siaaadać! Przepraszam za spóźnienie! Mam dla wszystkich ważne zadanie, ale to zaraz! A tak w ogóle to cześć Judy i Nick. Nie zauważyłem was.

Znowu to samo.

- Może to wina okularów.

- Morda Bajer! Dlaczego się spóźniłem!? Miałem spotkanie z nowym burmistrzem miasta. Jak wiecie lub nie dziś rano burmistrzem została ogłoszona panna Obłoczek!

W mojej głowie pojawiła się myśl: Jak to? Przecież ona będzie gorsza od Swinton. Ona miała zaledwie 20% poparcia w próbnych wyborach. Była dopiero trzecia. Tak bardzo liczyłem, że Burmistrzem będzie Pan Blackpool. Porządny ssak. Osoba bardzo tolerancyjna. W dodatku byłby to pierwszy drapieżnik wybrany na burmistrza od 150 lat. A mogło być tak dobrze.

- Panna Obłoczek przedstawiła mi kilka wytycznych odnośnie policji w wspaniałym wolnym mieście, wolnych ssaków jakim jest Zwierzogród.

Wolnym mieście. Chyba wolnym w rozwoju. Istna propaganda.

- Przedstawię je wam po tym jak skończycie swoją zmianę. Są to wytyczne dotyczące jacy macie być, co musicie zrobić et cetera, et cetera...

Jakaś pewnie kolejna ideologia. Ideologia zawsze tylko zaprowadziła świat w bardzo złe kierunki. Czy to właśnie nie ideologię napełniają tyranów, zniewalają narody, zmuszają do okrucieństwa, niszczą piękno i wrażliwość na ból innych? Czy to właśnie nie ideologie zniewalają, ograniczają? Czy to właśnie nie one niszczą nas od środka? Pozbawiają wolności słowa? Ideologie to zło. Nie ważne czy głoszą wojnę, czy też pokój. Tak! Ideologię głoszące pokój potrafią być gorsze od tych głoszących wojnę. Dlaczego? Ponieważ chcą one stworzyć utopię. Świat idealny, a to nie jest możliwe. I zawsze ktoś na tej idealności ucierpi. To samo głoszenie przez liberalne rządy jedności. Zjednoczenia się wszystkich. Ujednolicenia wszystkich i wszystkiego. Czy to na pewno dobre? Dobre jest wprowadzenie jednej kultury, języka, waluty, prawa i sposobu postępowania? Czy dobrym jest robienie z każdego jednej osoby? By każdy był taki sam! Każdy kraj ma inną kulturę, tradycje i tego podobne sprawy. Każdy widzi świat inaczej i niech tak pozostanie. Lepsze jest zło wynikające z innych poglądów niżeli zniewolenie i ogłupianie.

- Teraz niech wszystkie duety gdzie występuje choć jeden drapieżnik mają zadanie patrolu określonych rejonów miasta. Duety z dwoma roślinożercami mają dziś wolne. Drapieżniki mają się do mnie zgłosić po pracy. Po prostu macie przyjść do mojego biura. Ustaliła to Pani burmistrz nie ja! Ten harmonogram obowiązuje jedynie dziś. Zrozumiano!

- Tak jest!

- Bajer, a Ty czemu nie odpowiedziałeś!?

- Tak jest szefie!

- Więc skoro się rozumiemy to zaraz ustalę rejony patroli i godziny wyznaczonych dwójek, a reszta do domu!

Nam trafiło się Śródmieście. W sumie trochę tłoczne miejsce, ale i tak mimo to w miarę spokojne. Pecha mają ci co trafili na jakąś dzielnice w Las Padas, bo jest tam bardzo wilgotno, pada deszcz niemal bez przerwy, a w dodatku dużo podejrzanych typów. Z jednej strony dobrze, bo większą wypłata z tego jest, a z drugiej to czy warto się narażać. Z drugiej strony to część naszej pracy, narażanie się. Podobno śmieciarze mają bardziej niebezpieczny zawód od nas, a zarabiają mniej. Trochę nie zbyt sprawiedliwe. No cóż...

- Nick, o czym tak się rozmarzyłeś?

- A nic nie ważne.

- Nick skup się. Jesteśmy na patrolu!

Dopiero teraz zauważyłem, że siedzę na miękkim czarnym fotelu z zapiętymi pasami bezpieczeństwa, opieram łokieć o lodowatą szybę i wpatruje się w okno.

- Masz rację Karotka. Trochę się zamyśliłem. Co chciałaś mi powiedzieć?

- Masz na myśli to o czym rozmawialiśmy w komisariacie?

- Domyśl się. O czym innym niby.

- Ach no tak. Nick posłuchaj mnie teraz uważnie.

Obróciłem się do niej i popatrzyłem na nią z zaciekawieniem, ale i również odczuwałem w sercu stres. Nie wiedziałem co chce mi powiedzieć i jak zareagować. Skoro to takie ważne i chce powiedzieć to tylko mnie, to znając Karotkę faktycznie musi takie być. Judy spuściła głowę do poziomu kierownicy. Wyciągnąłem ręce z kieszeni i postawiłem na swoich kolanach. Nic nie mówiła. Naprawdę mocno się zaniepokoiłem. O co chodzi? Może o... Nie, to niemożliwe.

- Nick...



Link do oryginału: klik!
Autor: Michael Lught
Korekta: _NG_

Komentarze

  1. Przecież Obłoczek na koniec filmu idzie do więzienia. Jakim więc cudem jest tu Burmistrzem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo to jest alternatywna historia ;)

      Usuń
    2. W prologu opisałem co się wydarzyło.

      Usuń
    3. I tutaj Bogo wspominał o pani Swinton. Chyba nie muszę mówić, kto to jest, nie?

      Usuń

Prześlij komentarz

Wszystkie komiksy

Legenda

¤ - W trakcie tłumaczenia
¤ - W trakcie rysowania
¤ - Dawno nieaktualizowane, brak informacji o dalszych częściach
¤ - Wstrzymane bądź niedokończone
¤ - Zakończone