Przejdź do głównej zawartości

Ostatni post

Życzenia świąteczne

Zwierzogród: Alternatywna kontynuacja (Roz. 1 Cz. 3 - Nadzieja) - Michael Lught [Opowiadanie]





***

Wiatr nagle ustał.

- Nick, posłuchaj, bo to naprawdę ważne. Proszę byś potraktował to poważnie.

- Judy. Czy ja kiedyś nie traktowałem cię poważnie? Nawet gdy bawiłem się w ten chory interes z Jumbolodami. Może wyglądało to jakbym Cię lekceważył, ale ja myślałem co innego. Tym bardziej kiedy teraz się przyjaźnimy... Tym bardziej będę Cię traktować poważnie.

- Wiem Nick. Ja tylko tak...

- Wiem. A teraz powiedz mi co cię trapi.

Judy jakby zatrzymała się w czasie. Patrzyła ślepo przed siebie. W dłoniach trzymała czarną skórzaną kierownicę. Potem odwróciła się w moją stronę. Jej wielkie fioletowe oczy pochłonęły wszystko co miałem w zasięgu widzenia. Były tak ogromne i tak piękne. Wpatrywały się we mnie, a ich głębia wciągała mnie do ich wnętrza. Przeszyły moje ciało na wylot. Były pełne smutku i radości. To paradoksalne, ale prawdziwe. Mimo tego co ją trapi była szczęśliwa, że ma przy mnie kogoś takiego jak ja. Nachyliłem się do niej. Wtopiły się nasze oczy w siebie. Zieleń i fiolet w idealnej harmonii. Jej poliki stały się czerwone niczym rozgrzane węgle. W końcu usta Judy przemówiły.

- Nick, chodzi o mojego ojca.

- O Boże, a ja już myślałem...

- Obiecałeś traktować mnie poważnie.

- Przepraszam. To nie tak. Ja traktuje Cię poważnie. Pomyślałem, że to coś innego i tyle. Przepraszam, że zareagowałem tak nieadekwatnie do tej sytuacji.

- Okej. Nic się nie stało.

- Co jest z nim?

- Jest chory. Poważnie chory.

- Opisz mi dokładnie o co chodzi.

- Ma wysoką gorączkę już od ponad tygodnia. Żadne antybiotyki na niego nie działają. Podobno raz wymiotował, gdy byłam w Zwierzogrodzie. Ponad to ma bóle mięśni i głowy. Jest tak osłabiony, że ostatnio musiałam mu do ust podnosić szklankę wody.

- To bardzo niedobrze. Byliście już u lekarza, prawda?

- U dwóch.

- Skąd byli ci lekarze?

- Z okolicznych wsi. A czemu pytasz?

- Znam paru dobrych lekarzy w Zwierzogrodzie.

- Mój ojciec się nie zgodzi. On nie ufa szpitalom i miejskim lekarzom.

- Będzie musiał. Może być to coś mało poważnego, ale nie wykluczone, że to jest coś z czym wiejscy lekarze sobie nie poradzą.

- Mamy dobrych lekarzy.

- Ja bym z nim na twoim miejscu udał się do szpitala. Miał jakieś objawy jeszcze?

- Nie, chyba nie... Chociaż tak. Jak mogłam o tym zapomnieć?

- A więc?

- Kilka razy skarżył się na to, że ma krew w moczu.

- Lekarzem nie jestem, ale mój ojciec był. Nie chcę cię martwić Judy, ale to może być poważna choroba.

- T... tak?

- Wygląda to na niewydolność nerek spowodowaną jakąś chorobą lub to właśnie owa niewydolność je spowodowała.

- Proszę, opowiedz mi dokładnie.

- Widzisz. Nerki są częścią układu wydalniczego. Ich rola to filtrowanie krwi oraz wartości odżywczych w wydalanej cieczy. Za to filtrowanie odpowiedzialne są nefrony. Jeżeli doszło do ich zapalenia jest bardzo źle.

- Nick, teraz jestem jeszcze bardziej zmartwiona. Nie wypominam Ci tego, ale po prostu jeśli to coś poważnego...

Judy zacisnęła zęby jakby powstrzymywała łzy przed wydostaniem się na powierzchnię. Wkrótce jednak zdołała się opanować, ale jej twarz zmieniła wyraz na obojętny. Chwyciłem jej ciepłe poliki i obróciłem w swoją stronę. Nasze oczy znów odgrywały to przedstawienie jakie mało miejsce wcześniej. Nasze nosy lekko się musnęły. Nasze twarze były tak blisko... Na tyle blisko by dało się odczuć powiew jej rzęs. Był jak przyjemny wietrzyk w ciepłą letnią noc. W pewnej chwili jej oczy wręcz oświetlały jej piękną twarz.

- Judy. Nie wiem co jest z Twoim ojcem. Musicie zabrać go do lekarza, a najlepiej do szpitala. Nawet wbrew jego woli. Nie zamartwiaj się aż tak. Nie chowaj łez we wnętrzu. Płacz nie jest powodem do smutku. Okazuj swoja uczucia. Tłumienie ich uczyni Cię tylko smutniejszą. Może akurat to nie jest bardzo poważna choroba. Zawsze mniej w sobie nadzieje. Mówią, że nadzieja jest matką głupich. To głupi nie mają nadziei. Powiedz to swojemu ojcu. Powiedz mu to jeśli zacznie wątpić w wyzdrowienie. I najważniejsze, zawsze pamiętaj, że co by nie było, i tak będę z Tobą. Będę przy Tobie. Zrobiłaś dla mnie tak wiele. Nie wiem kiedy spłacę ten dług. Nie wiem czy kiedykolwiek temu podołam, ale będę robił co w mojej mocy.

Objąłem ją ramionami. Tak mocno wtuliliśmy się w siebie... Tak mocno, że nasze szaro-pomarańczowe futro tak się zmieszało, że ciężko byłoby określić gdzie lis, a gdzie zając. Jej miękkie dłonie wcisnęły się w moje plecy. Chciałbym, by ta chwila nigdy się nie skończyła. Chciałbym, żeby trwała zawsze. Przez wieczność. Już tak na zawsze przy jej ciepłym drobnym ciele. Drobnym ciele, w którym drzemie prawdziwy wojownik. Wojownik siejący zamiast zniszczenia samo dobro. W końcu jednak musieliśmy wrócić do patrolu.

- Judy. Zapuść radio. Może coś fajnego teraz puszczają.

- A teraz czas na program "Stare urzeka wiecznie" i na pierwszy ogień odpalamy piosenkę zespołu "Kojoty" pod tytułem "Wznosimy toast za lepszy czas".

- Uwielbiam tę piosenkę!

- Ja też ją lubię. Została nam jeszcze jedna dzielnica do sprawdzenia i będziemy kończyć.

- Ja mam jeszcze spotkanie z Bogo.

- Ciekawe o co chodzi?

- Nie mam pojęcia. Niepokoi mnie też to, że tylko drapieżniki muszą iść na dywanik. A teraz cicho. Leci refren.

Wznosimy toast za lepszy czas!
Za każdy moment, co przez życie gna!
Za każde wspomnienie płonące w nas!
Niech płonie jeszcze przez lata!

- Nick?

- Tak?

- Może jutro jak... Jakbyś miał czas...

- Do rzeczy Karotka.

- Może wpadłbyś do mnie?

- Za mało mnie jeszcze w pracy widzisz? Żartuję, oczywiście, że tak.

- Chodzi o to, że jutro jak sam wiesz mamy krótszą zmianę i nie chce mi się siedzieć samej w domu przez tak długi czas. Oczywiście jeśli Ty masz czas, bo jeżeli masz jakieś plany to nie chcę ich Tobie niszczyć.

- Nie, nie mam żadnych planów. Chętnie do Ciebie wpadnę, ale czy naprawdę czujesz się taka samotna? Możesz przecież rozmawiać z rodzicami, albo porozmawiać ze mną telefonicznie. Przecież już nie raz tak robiłaś.

- Co innego jest rozmawiać przez telefon, a co innego w żywe oczy Nick. A z moimi rodzicami będę się widzieć na weekend, bo ich odwiedzę.

- Dobrze zatem, chętnie do ciebie wpadnę.

- Dzięki Nick. Jesteś naprawdę świetnym przyjacielem.

Gdy patrol dobiegł końca Judy podwiozła mnie pod komisariat. Pożegnaliśmy się, a czas moich przyjemności na dzisiaj właśnie chyba się skończył. Spotkanie z szefem. Czego on chce? Może nie będzie tak źle? Martwi mnie jednak fakt, że Obłoczek została burmistrzem. To naprawdę źle. Mam nadzieję, że nie będę musiał wyprowadzać się z powrotem do Kanady. Nie mam ochoty patrzeć na tego starego dziada. Przez niego nasza rodzina miała tylko same problemy. Kłopotów mi nie trzeba.

Wszedłem do komisariatu. Światło było tam tak jasne, że aż zakuły mnie oczy mimo tego, że na polu nie było jeszcze tak bardzo ciemno. Gdy głębiej wkroczyłem do środka usłyszałem pisk. Był to szef, który poślizgnął się na posadzce i niemal upadł. Był bardzo zdenerwowany. Widać to było po tym, jak zaciska dłonie na stercie papierów, które w nich trzymał. Był tak bardzo spięty, że jego mięśnie drgały. Przeszedł dosłownie dwa metry obok mnie i zignorował. Jakby oślepł na wszystko co akurat nie chodzi mu po głowie. W centrum jego zainteresowania był prawdopodobnie powód jego zdenerwowania.

- Halo Szefie!?

Jakby był głuchy. Podbiegłem i pociągałem go lekko za nogawkę. Obrócił się i rozglądał się po korytarzu szukając osoby lub czegoś co ciągnęło go za nogawkę. W końcu zajrzał w dół i zlokalizował źródło, a mianowicie mnie.

- Co jest? A to ty Bajer. Czemu po prostu się nie odezwiesz. Proszę wejdź do środka. Muszę poważnie podyskutować z Tobą i kilkoma innymi...

- Dobra, dobra. Po prostu konkrety.

- Bajer, nie targaj mi i tak rozszarpanych nerwów.

Był dziwnie spokojny i miły. I to nie jak na niego, ale jak na normalnego ssaka. Widocznie miał przed sobą stresujący dzień lub ma jakiś problem, który tak go wykończył i pochłonął, że już zwyczajnie na darcie nie miał siły.

- Gdzie jest reszta?

- Chciałem rozplanować to tak, by rozmawiać z wami z osobna. Kilka osób już u mnie było. Właściwie to chyba jesteś ostatni. Straciłem rachubę.

Bogo powoli wsunął się do swojego biura. Był bardzo ślamazarny. Wszystko robił ceremonialnie. Każdy krok był jak krok w gęstym betonie na chwilę przed zastygnięciem. Gdy usiadł już na miejscu, wskoczyłem na fotel obrotowy. Impet był na tyle duży, że odwróciłem się na nim ze trzy razy aż w końcu zatrzymałem się na przeciwko szefa.

- Nick, mam obowiązek poinformować Cię o czymś ważnym.

- To naprawdę poważne skoro szef, aż zwraca się do mnie po imieniu.

- Nie utrudniaj tego. Słuchaj uważnie tego co zaraz Ci powiem i siedź cicho.

- Dobrze, więc zamieniam się w słuch.

- Chodzi o pewne zasady jakie będą teraz obowiązywać w komisariacie. Nie ustaliłem ich ja. To są zlecenia jakie dostałem od władz miasta.

- To faktycznie poważne. Szefie, dostosuje się do każdego obowiązku jaki...

- Siedź cicho i słuchaj!

Z szafki wyciągnął jakąś teczkę. Była brązowa i dość cienka. Spodziewałem się sterty papierów, ale to na oko było dosłownie 5 kartek, nie więcej.

- Tu masz zalecenia odnośnie tego, jaki masz być jako policjant w ZPD. Są to zakazy, rady i obowiązki. Wszystkim innym czytałem je na głos, ale lepiej będzie jak sam je przeczytasz. Mam za dużo starganych nerwów.

Otworzyłem teczkę. Na pierwszej stronie nie było nic niezwykłego. Zwykły dokument. Oczywiście pieczątka burmistrz, co było do przewidzenia. Natomiast gdy przekręciłem na drugą stronę na samej górze była dość śmieszna mowa wstępna. Czemu śmieszna? Brzmiała jakby przesadnie. Były tam takie sformułowania jak: Nasz wspaniały zarząd na czele, którego stoi wspaniała burmistrz Jagna Obłoczek. Bez, której nasze miasto było by jak studnia bez wody.

Miałem ochotę się roześmiać na całą salę, ale tekst dalej szybko zmył mi uśmiech z twarzy. Nakazy te były wręcz niedorzeczne. Dostałem szoku gdy przeczytał pierwsze kilka, a tego jest jeszcze trzy kartki. Opisy były tak napisane jakby kierowano je do dziecka. Były tak bardzo wyszczególnione. Do tego brzmiały jakby układał je ktoś całkiem nie nadający się do tego. Zdania były proste i często nieskładnie złożone. Najgorsza była jednak głupota tych nakazów. Byłem tak w tym momencie wkurzony, że miałem ochotę stargać tą stertę absurdów i napluć burmistrzowi w twarz. To było niesprawiedliwe i jeszcze tyczyło tylko drapieżników.

- Przepraszam, ale to jest chyba jakaś kpina! To jest wręcz chore. Nie lubię używać tego określenia, ale to jest jedyne słowo, które idealnie odwzorowuje ten durny dokument.

- Bajer! Też uważam, że to jakiś nonsens, ale nie zwracaj się do mnie z takim krzykiem!

Chciałbym by to był tylko zły żart. By to był tylko taki sen, ale to nieprawda. To prawdziwe życie i prawdziwa w nim przeszkoda, a Ty musisz sobie z nią poradzić. Nie moja wina, że takich mamy polityków.

- Pan się zbyt usprawiedliwia. Na pewno coś się dało zrobić.

- Uwierz mi, że nie! Jesteś moim jednym z najlepszych policjantów jakich miałem w historii! Gdyby dało się coś zrobić! Nie dopuściłbym do tego!

- Nawet jak Pan mówi komplement to brzmi jak... darcie.

- Chce dobra dla...

Przerwałem mu w pół zdania. Byłem tak zażenowany, że już nie miałem siły rozmawiać. Zniżyłem nieco ton głosu.

- Dobrze rozumiem już. Dostosuje się. Dobrej nocy życzę.

- D... Do widzenia.

Ze spuszczoną głową idzie miastem ktoś smutny,
Szare barwy świata pokazują jego żal,
Na sercu rośnie ciemna narośl krwią płynąca,
Rana jeszcze świeża, do wyleczenia trudna,
Bandaż ostatniej nadziei przesiąkł w pełni,
Stopy jego suną prosto, trąc o nawierzchnie,
Próbując zatrzeć wyraźne ślady cierpienia.
Przez co tak okropnie, niezasłużenie cierpi?
Społeczeństwo, w które jeszcze wierzył ledwie,
Gdy próby przyszedł czas, ostatnią szanse dawał,
Tylko nieliczni ranę załatać usiłują,
Zaufanie swoje do wszystkich stracił całkiem,
Ta garstka pomocników niech błogosławioną!


***
Link do oryginału: klik!
Autor: Michael Lught
Korekta: _NG_

Komentarze

Wszystkie komiksy

Legenda

¤ - W trakcie tłumaczenia
¤ - W trakcie rysowania
¤ - Dawno nieaktualizowane, brak informacji o dalszych częściach
¤ - Wstrzymane bądź niedokończone
¤ - Zakończone