Przejdź do głównej zawartości

Ostatni post

Życzenia świąteczne

Zwierzogród: Alternatywna kontynuacja (Roz. 2 Cz. 13) - Michael Lught [Opowiadanie]





***
Gdy zacząłem się budzić, poczułem jakieś ciepło na twarzy. Ciepło, które otulało moje policzki. Był to oddech Judy. Zorientowałem się, że od momentu pójścia spać, ciągle byliśmy wtuleni w siebie. Gdy królik poczuł mój ruch, jej twarz obróciła się w stronę mojej klatki piersiowej i delikatnie wtopiła się w futro na niej. Czułem się nieco skrępowany i chciałem wstać, ale gdy tylko spróbowałem to zrobić na jej ciele dostrzegłem dreszcze. Nie zastanawiając się pozostałem z nią w tej pozycji i okryłem ją dodatkowo swoim ogonem. To było naprawdę dziwne uczucie. Połączenie przyjemności i ekscytacji z wyrzutami sumienia, obawami i stresem. To nie było żadne z tych odczuć z osobna. To było jedno, jakby zlepione z nich, a za razem odmienne. Nie trwało to długo. Gdy tylko ją ogrzałem, otworzyła oczy. Jakby to ciepło przywróciło ją do życia. Uśmiechnęła się i przytuliła mój ogon, mocno zaciskając na nim dłonie. Nie znoszę takiego traktowanie mojego ogona i z reguły od razu bym oddalił od niej ogon, ale tym razem zrobiłem dla niej wyjątek. Nie zmieniało to faktu, że czułem się nadal niekomfortowo. Ona zawsze chciała to zrobić. Już nie jeden raz chciała go chwycić. Zazdrości mi tego, że mam ładniejszy i większy ogon. Delikatnie głaskała mój ogon, ale nagle przejechała po miejscu gdzie miałem ranę. Prawie krzyknąłem z bólu, ale zakryłem usta dostatecznie szybko. Przypomniałem sobie wtedy o wczorajszej bójce i popatrzyłem wtedy na najbardziej obolałą rękę. Była opuchnięta. Tak bardzo się rozszerzyła, że w kilku miejscach opuchlizna przebijała się przez warstwę futra, odsłaniając siną skórę pełną czerwonych naczynek krwionośnych. Aż bałem się spojrzeć na resztę mojego ciała... Judy w końcu przestała rozczochrywać mój ogon i położyła się z powrotem tam gdzie ostatnio. Ostatecznie otworzyła oczy i zadała mi pytanie, dość energicznym głosem jak na poranek.

- Jak tam twoje rany?
- No cóż... Bolą... Ale myślę, że coraz mniej.

Judy wstała z łóżka. Moim pierwszym odruchem było aby zrobić to samo, ale gdy tylko usiadłem, syknąłem przez zęby z powodu silnego pieczenia z boku ciała. Judy obserwowała to z niepokojem i natychmiastowo położyła dłonie na moich barkach, chcąc utrzymać mnie w pozycji siedzącej.

- Nie ruszaj się! Zobaczę co z twoimi ranami.

Judy przeszła obok mnie i wskoczyła na łóżko, za moimi plecami. Łóżko sprężynowało przez chwilę, a gdy się zatrzymało, poczułem jak Judy kładzie coś miękkiego w miejscach gdzie były rany. To były waciki, które dodatkowo spryskała substancją odkażającą. Każde dotknięcie rany i opuchlizny było bolesne, ale powstrzymywałem się od krzyku. Ból był znośny, a nawet nieco przyjemny gdy ona to robiła.

- Nie zbyt ładnie to wygląda, Nick.

- Co masz przez to na myśli?

- Strasznie wiele ran. Krew nawet nie zdążyła zakrzepnąć od wczorajszej nocy. Futro na twoich plecach jest całe nasiąknięte i tworzy mokry szlak wzdłuż długości kręgosłupa. Wszędzie jakieś opuchlizny. Przynajmniej dobrze, że nie ma ropy. Masz powbijane dużo małych drzazg i kamyków.

- Brzmisz jakbyś patrzyła na krwawą meksykańską masakrę piłą tarczową.

Zaśmiałem się cicho, ale Judy i tak była zbyt przejęta i zmartwiona tym co tam widziała. Postanowiłem wtedy kontynuować żartowanie, dając upust mojej wyobraźni.

- Albo jakbyś opisywała twoje pierwsze nieudane danie. Mięsista papka, nadziewana kawałkami betonu, pięści i pałek, zmiksowana z lisimi włosami i podana w formie puree.

- Nick, twoje żarty nie są śmieszne. Nie ruszaj się, bo obserwuje twoje rany.

- Właśnie o nich mówię. Można też moje plecy porównać do powierzchni ziemi podczas jej formowania. Czerwona, ociekająca lawą, nierówna. Idealne porównanie.

- Ha, ha...

Judy zaśmiała się sztucznie, nie potrafiąc ukryć, że bardzo się niepokoi. Nie odzywałem się już więcej i pozwoliłem jej obserwować, a następnie oczyszczać rany za pomocą odkażacza. Za każdym razem to bardzo piekło i pozostawiało po sobie uczucie, że skóra jest sucha, ale było to koniecznie, wiec cierpliwie to znosiłem. Judy po kilku minutach wstała i usiadła na łóżku przed moimi oczami.

- Myślę, że teraz wszystko będzie dobrze. Rany powinny się teraz szybciej goić. Powinieneś jednak pójść do lekarza i zostać w domu.

- Do lekarza? Nie wiem czy to dobry pomysł.
Judy zaskoczyła się tym co mówię. Po chwili zaczęła krytykować to co powiedziałem.

- Nie bądź głupi Nick. Lekarz musi to zobaczyć. Nie bądź...

- Tak, wiem Judy, ale co ja mu powiem? Powiem, że zaatakowało mnie dwóch sługusów Obłoczek?
Judy była jeszcze bardziej zdenerwowana. Sposób w jaki okazywała złość był nawet słodki. Jej głos wtedy zawsze miał śmiesznie piszczący wydźwięk. Poza sytuacjami, kiedy to faktycznie bardzo była wkurzona.

- Tak! Tak mu właśnie powiesz! Niech ssaki wiedzą co robi władza. Niech właśnie poznają jej prawdziwe oblicze! Władzy, która deklaruje się, że nie jest rasistowska! Władzy, która propaguje równość na każdym kroku, a sama ją dziwnie pojmuje! Władza, która dawne ofiary zmienia w dominatorów i absolutów, a dawnych drapieżców zmienia w uległe im bestie! Ja nie mogę się na to zgodzić, Nick!

- Uspokój się, Karotka, bo zaraz odlecisz za daleko.
Judy przestała się unosić i zrobiła parę cichych westchnień i wdechów dla uspokojenia się. Wtedy to ja się odezwałem. Również wzburzony, ale bardziej opanowany niż Judy przed chwilą.

- Zgadza się z tym co mówisz. Ponadto władza podaje się za rząd, który różnice między drapieżnikami i roślinożercami zaciera. Rząd, który łączy wszystkich we współpracy. Rząd, który likwiduje konflikty. W jaki sposób? Ograniczając prawa tych, którzy wcześniej ograniczali innym? Zmuszając ich do uznania słuszności tych, którzy kiedyś musieli uznać ich słuszność. Odwracanie roli? Próba rewanżu? To co działo się w przeszłości było bez wątpienia złe, ale czy to ma znaczyć, że trzeba robić to samo tylko w drugą stronę?

Judy wyprostowała się i zapytała mnie, bardzo niskim i poważnym tonem.

- Dlaczego, więc nie chcesz iść do lekarza. Powiedzieć światu o tym co Ci zrobili.

Popatrzyłem się na nią, po czym opuściłem głowę do dołu. Przez moje usta przelały się następnie słowa. Słowa te były niestety najbardziej gorzką i smutną prawdą.

- Zwróciłbym wtedy na siebie zbyt dużą uwagę. Już teraz Obłoczek za nami nie przepada. Jeśli ogłoszę to publicznie mogą spaść na drapieżniki jeszcze większe sankcje.

- W jaki sposób? Przecież byś powiedział, że...?

Podniosłem głowę i patrzyłem w jej oczy jak na wroga. Jednak nie czułem wrogości do niej, ani do jej oczu. Przez chwilę wyobraziłem sobie w nich Obłoczek, która niszczy ich piękno. Mój wzrok spowodował niepokój u Judy, który objawił się mało widocznym, przyśpieszonym oddechem.

- Ona przekręci Jenota ogonem! Powiedzą, że to drapieżniki mnie zaatakowały, a ja teraz kłamię z powodu złych relacji z burmistrz. Albo to ze mnie zrobią oprawcę, a z moich oprawców ofiary, które się tylko bronił to wszystkim na gorsze. Propaganda strachu przed tym co działo się w przeszłości wpłynie na niedrapieżnych mieszkańców miasta. W dodatku, pomyśl! Drapieżniki są tak niebezpieczne, że atakują nawet swoich. Idealne hasło do zasiania strachu. Potem będą chcieli mnie uciszyć. Aż boję się pomyśleć jakimi metodami. Możliwe, że nawet ty byłabyś w niebezpieczeństwie.

Gdy skończyłem mówić, niepokój znikł. Judy smutno skierowała głowę w stronę kąta pokoju. Jej uszy opadły na jej ramiona i plecy. To trwało tylko chwilę. Energiczna Judy szybko powróciła. Ta energia jakby najpierw postawiła jej uszy do pionu, a potem ją całą.

- I co z tego?! Zróbmy to. Na pewno będą osoby, które Cię poprą. Masz wielu znajomych. Jesteś policjantem. Ssaki ufają policji. Ssaki ufają mundurowym. Na pewno nie jeden Ci uwierzy. Poza tym ja stanę za tobą. Osoba uważana za bohaterkę miasta. Z resztą ty też jesteś bohaterem w tej historii. Uwierzą nam. Postawimy na swoim i przetrwamy razem wszelkie represje. Wszyscy się przekonają jaka jest prawdziwa twarz Obłoczek. Wykorzystamy tą propagandę przeciwko jej samej. Wtedy to my odniesiemy zwycięstwo, ponieważ to właśnie my stoimy po stronie prawdy i dobra. Razem uda nam się.

Uśmiechnąłem się szeroko i zacząłem klaskać. Chciałem rozluźnić napięcie, więc zacząłem mówić luźnym tonem.

- Cóż za przepiękna przemowa, Panno Hopps!

Wtedy moje usta zamknęły się. Otworzyłem szerzej oczy i znieruchomiałem. Dzięki naszym wypowiedzią chyba coś zrozumiałem. Zacząłem analizować to co przed chwilą powiedziała Judy, aż wreszcie ułożyłem to w jedną wypowiedź.

- Może to samo chce osiągnąć zamaskowany?

Judy skrzywiła się na to i od razu odpowiedziała na to emocjonalnie.

- Co ty sugerujesz? Że mamy się bratać z nim, bo on też nienawidzi władzy? Możliwe, że faktycznie to jest jego cel, ale to terrorysta, Nick! Nie możemy.

- Ciiiii...

Uciszałem Judy za pomocą tego wykrzyknika jakbym powoli spuszczał powietrze z balonika jej emocji. Jej usta powoli się zamknęły, tak jak i oczy chwilę potem. Judy znów je otworzyła i zaczęła mnie słuchać. Wyglądała jakbym wprowadził ją w chwilową medytację. Cokolwiek by to nie było, podziałało.

- Judy, przeanalizujmy kto został zamordowany przez zamaskowanego. Do tej pory wydawało nam się, że te osoby są powiązane ze sobą nieznacznie. Przeważnie bogate ssaki, czasem członkowie rządu. Wielu z nich można powiązać z obłoczek, ale może każdy miał coś wspólnego? A może to powiązanie nie jest takie oczywiste. Musimy jeszcze raz przeglądnąć dane tych osób. Każdej, którą zabił zamaskowany.

- Dążysz do tego, że jest za tym coś jeszcze grubszego?

- Tak... Myślę, że te osoby mogły go jakoś zranić. I to mocno. Po tym jak przed chwilą rozmawialiśmy wnioskuje, że zamaskowany kieruje się podobnymi celami. Myślę, że on też nie znosi rządu i obłoczek. Jednak samej jej nie zaatakował. Może ją jakoś próbować zastraszyć. Powoli się do niej dobrać. Morderstwo po morderstwie. Zamach po zamachu. Eksplozja po eksplozji. On ją zostawi na sam koniec. To będzie finał. To jego ostatni cel.

- Czyli chcesz zasugerować, że powinniśmy mu zezwolić na to aby zabił obłoczek?

- Nie...

W głębi duszy trochę tego pragnąłem. Jednak nie jestem pewny co do jego intencji i czy on nie będzie chciał posunąć się dalej.

- Możliwe, że możemy wykorzystać jego działania na naszą korzyść. A jego samego przy okazji złapać. Może powinienem się z nim spotkać. Jakoś skontaktować. To mogłoby się udać.

- Nick, to morderca. Terrorysta... A ty do tego jesteś ranny.

- Tak, wiem, Judy, ale pomyśl o tym w ten sposób. Rozeznam jaka jest jego misja. Możliwe, że jego cel jest podobny do tego jaki my chcemy osiągnąć. Pójdę z nim na udawaną współpracę.

- Na jakiej zasadzie?

- Wydaje mi się, że on zastrasza Obłoczek. Możliwe, że po to aby ona coś zrobiła. Możliwe, że chodzi o to jaka jest obecnie sytuacja z drapieżnikami. Namówię go do tego aby zastraszał jeszcze bardziej Obłoczek, ale jej nie zabijał. Zastraszona burmistrz zrobi to co on będzie chciał i to co my chcemy. A wtedy znienacka złapiemy go. Oba cele osiągnięte.

Judy słuchała mnie uważnie, a jej mina była bardzo poważna. Potem zauważyłem, że biega oczami po ścianach. To najprawdopodobniej oznaczało, że poważnie się nad tym zastanawia. Zmotywowałem ją do odpowiedzi pytając ją co o tym myśli.

- Myślę, że to ryzykowne Nick. Zbyt bardzo ryzykowne. Nie możesz ot tak po prostu pójść do niego po powiedzieć: Hej, pomogę Ci! Plan jest dobry, ale zbyt ryzykowny. Może omówmy tą sprawę z Bogo.

- Bogo jest nie do końca wolny. Mam na myśli... Obłoczek ma go nieco w garści. W końcu policja jest podległa jej. W teorii. Pamiętasz tą akcję z podsłuchami? I tą co milicja wkroczyła na komendę? Ona ma milicje pod kontrolą. Natomiast to samo próbuje zrobić z policją. Myślę, że być może dawno byśmy złapali tego terrorystę gdyby nie jej akcje.

- Prawdą jest, że czasem faktycznie utrudnia śledztwo, ale po co miała by to robić, jeśli terrorysta by jej zagrażał?

- Myślę, że kryje się za tym jakiś głębszy skandal i dlatego. Jeśli ktoś inny go dopadnie i dowie się czegoś o nim... Ktoś niepowołany... Ona poniesie konsekwencje.

Starłem pot z czoła, który ściekał z niego jak krople rosy. Mimo snu byłem nadal zmęczony. Nie miałem siły mówić dalej i Judy widziała to.

- Połóż się jeszcze. Rany są nadal świeże. Musisz się zregenerować.

Nie opierałem się i położyłem się delikatnie na boku, tak aby jak najmniej ran miało kontakt z prześcieradłem. Leżałem myślami nadal będąc przy sprawie Obłoczek. Od czasu do czasu jednak przerywałem rozważania, obserwując kręcącą się po okolicy Judy, która wykonywała swoja codzienne, poranne czynności, jak gdyby mnie tu nie było. Aż dziwne to było. Takie zaufanie do mnie. W sensie, analizując perspektywę czasu i naszą rozwijającą się ciągle relację każdy widziałby to jako coś normalnego, ale na pierwszy rzut oka... Mały, niepozorny, aczkolwiek silny królik w łóżku którego leży ponad pół raza większy lis. Dwa płaskie zęby w jej dziąsłach i moje ostre siekacze. Jej melancholijnie szare futro i moje, niemal krwiste owłosienie, rwące się do ataku. Jej oczy koloru lawendy i moje, wtapiające się w kolor traw. Jak to możliwe, że tak drapieżne zwierze jak ja, które pożera ją samym wyglądem, wgryza się futrem w jej futro, zębami kruszy jej zęby, a oczami pochłania jej oczy, może koegzystować obok i to tak blisko niej. Dwa różne ssaki, nieco podobne do siebie wyłącznie myślą i być może uczuciem. A gdyby tak każdy mógł żyć w takiej niezachwianej, aczkolwiek bardzo delikatnej harmonii? Gdyby tak każdy ssak potrafił to samo co my. Zamiast drapieżnika rozrywającego ciało ofiary, łamiącego jej kości i usilnie szukającym dominacji, drapieżnik mający świadomość swojego miejsca na jakim się znajduje. Postrzegający swoje wady i zalety oraz przewagę nad ofiarą, ale umiejący jej wysłuchać i wdać się w dyskusję. Z drugiej strony zamiast ofiary, która podrzuca się sama pod kły, wołając na ratunek oraz drapaniem i kopaniem, próbując uciec ze szczęk, ofiara, która ma świadomość tego na jakim miejscu się znajduje. Ma świadomość swoich słabości i zalet. To jak inna jest od drapieżnika, ale przy tym umiejąca walczyć, ale za pomocą dyskusji i argumentów. Dlaczego taka harmonia jest taka trudna? A przecież nie jest niczym nieosiągalnym? Tylko co jeśli ona urośnie do rangi wyższej niż przewidywano? Jak ja i Judy. Nadal jestem przesiąknięty jej zapachem... Albo po prostu jest go tutaj gdzie jestem tak dużo. W końcu ona tu mieszka. A co jeśli to moja chwilowa dysfunkcjonalność trzyma ten ład razem? A może rozerwałbym ją na kawałki i powyrywałbym wszystkie stawy, gdybym tylko był teraz w stanie. Drapieżnik w amoku nie może ręczyć za siebie. Więc czy miłość jest tutaj w ogóle możliwa? Coś czuję, że powinienem pogadać z nią o tym co stało się wczoraj. To było nasze najbliższe zatknięcie. Niemal jak te asteroidy, którymi straszą naukowcy, wmawiając nam koniec świata i egzystencji. Przelatują coraz bliżej naszej planety. Tutaj było to samo. Jednak czy ja mogę pozwolić na to by doszło ostatecznie do zderzenia? W końcu jest to destrukcyjne zjawisko. Przeciwieństwo harmonii.
Judy... Nie jesteś w stanie usłyszeć tego co jest w mojej głowie, ale kocham Cię. Szczerze chce Ci to okazać. Wiem, że ty to wiesz, ale niewypowiedziane uczucie może istnieć samo z siebie? Proszę, powiedz mi, czy wypowiedzenie tych słów na głos przyniesie ład czy pożogę. I nie mówię tu o twojej aprobacie bądź jej braku, ale o samym efekcie tej relacji. Myślę, że oboje chcemy tego samego, ale czy ty też widzisz to ryzyko? To nad jaką przepaścią stoimy. Czy nasze ręce będą na tyle długie abym mógł Cię pochwycić i przerzucić na drugą stronę?
Poczułem ciepło na policzku... Tak bardzo przyjemne jak wtedy kiedy przytulaliśmy się razem. Szare, niewinne łapy objęły moje barki i z delikatnością motyka, dotknęły mojej klatki piersiowej. Potem poczułem szmery koło ucha, które jak lekkie łaskotanie, rozeszły się przez szyję w stronę pleców, jakby materializując się. A do mojego ucha zaczęły wlewać się słowa.

- Nick... Zbyt głośno myślisz... Zbyt głośno i zbyt dużo.

Obróciłem się natychmiast, ale nie byłem przerażony. Przeciwnie, zadowolony, że tak łatwo powiedziałem co czuję, nie będąc do końca tego świadomym. Jednak nie odpowiedziałem. Mógłbym powiedzieć teraz wiele, ale ani jedno słowo nie przychodziło na myśl, tak aby było na tyle adekwatne i miało jakikolwiek sens.

- Destrukcja potrafi być niszczycielska, ale czasem z chaosu wyłania się słońce. Wystarczy zachowanie kilku prostych zasad, aby znowu pojawił się ład. I tych zasad należy przestrzegać. Reszta jest dowolnością. Tym jak poprowadzimy to wszystko. Teraz tylko od ciebie zależy czy idziemy w stronę zderzenia czy nie. Ja już wybrałam i jestem na torze kolizyjnym. Zrobisz unik?

- Wiesz co? I tak mnie dorwiesz, więc po co.

Wystrzeliłem z łóżka, odbijając się od niego. Z jednego źródła sprężystości przywarłem do drugiego. Moje ciemne wargi odbiły się od jej warg. Znacznie gładszych. Następnie wargi rozwarły się, a ja zacząłem pochłaniać jej usta. Z daleka wyglądało to jakbym upolował ofiarę. Z bliska jednak było widać czułość. Po równo po obu stronach. To ja upolowałem ją i za równo ona mnie. Uczyniliśmy ten jeden miły gest, arcydziełem, które mimo swojej powtarzalności, wciąż jest ponadczasowe i tajemnicze. Jak logicznie rzecz ujmując, zetknięcie się dwóch warg i języków, stało się czymś tak pięknym... Rozwiązaniem jest to, że świat nie jest tylko logiczną kupą decyzji, wydarzeń i efektów. Jest pełen irracjonalizmu. Naiwnego, ale pięknego. Wszechobecnego, ale nadzwyczajnego.

***

Link do oryginału: klik!
Autor: Michael Lught

Komentarze

Prześlij komentarz

Wszystkie komiksy

Legenda

¤ - W trakcie tłumaczenia
¤ - W trakcie rysowania
¤ - Dawno nieaktualizowane, brak informacji o dalszych częściach
¤ - Wstrzymane bądź niedokończone
¤ - Zakończone