Przejdź do głównej zawartości

Ostatni post

Życzenia świąteczne

Moje (Nasze) Nowe życie - Roz. 21 - Prawdziwe śledztwo - Slowak [Polskie opowiadanie]



***
(Komisariat ten sam dzień)

 Judy wciąż przesłuchiwała geparda.
- To jak? Przejdziemy do konkretów czy nie? - zapytała dość przyjaźnie pokazując część zębów podczas uśmiechu. Hassan wciągnął głęboko powietrze, spojrzał w sufit i pomyślał trochę.
- No dobra, tylko weź mi zdejmij te kajdanki bo mnie ręce bolą.
- A nie uciekniesz, ani nic złego mi nie zrobisz?
- A po co mi to? Jeśli Nick mnie tu sprowadził to gorzej będzie tylko wtedy jak nie będę gadał, ten szczwany lis wie zdecydowanie za dużo.
- Jakby nie patrzeć. Dobrze, więc zacznijmy od tego, że opowiesz mi o swoich kontaktach.
- Tak zawsze wyglądają przesłuchania?
- Czasem.
- A. Okej. Generalnie większości z nich nie zamknięcie bo są za granicą i to dalekooo. Ale jednego wam podam. Lee Chena. -  to zaskoczyło Judy. Wstała na krześle i pochyliła się do niego. Nagle stała się poważniejsza.
- Mów, co o nim wiesz.
- Notuj. -  Judy szybko wyjęła notes i swój długopis- marchewkę. -  Parę lat temu jak biznes zaczął się szybko rozwijać zgłosił się do mnie pewien jegomość. Pantera dokładniej...
- Już go mamy, ale mów dalej...
- Mówił, że pracuje w przemycie zwierząt dla Lee Chena i, że proponuje umowę. W zamian za dwadzieścia procent miałem monopol na kluby z egzotycznymi, kotowatymi pięknościami w Zwierzogrodzie, te gazele to tylko mały dodatek, ale wracając. Ten szczur lata temu zorganizował sobie kartel przemytniczy  w tej części kontynentu. Głównie handel żywym towarem, ale jak trafi się okazja to dostarczy broń, narkotyki, coś nielegalnego albo "zaginione"- kiwnął palcami-  dzieła sztuki i pradawne skarby.
- Znasz ich? Jego najbliższych współpracowników?
- Chyba ci się coś w tej małej puszystej główce poprzewracało.
- Jeszcze raz nazwiesz mnie słodką, a rozmowa już nie będzie raka przyjemna. - starała się zrobić groźny wyraz twarzy, który w rzeczywistości był jeszcze bardziej uroczy, jednak na szczęście Hassan spoważniał.
- Nie nie znam. Parę razy obiło mi się o uszy kilka- kilkanaście nazwisk, ale to byli drobni podwykonawcy. Prawdziwi szefowie są daleko poza naszym zasięgiem pani posterunkowa.
- Ale Lee Chena znasz?
- Był raz u mnie jego wysłannik, taki królik w okularach.
- Anthony?
- Znasz go? A no tak, on nie żyje.
- Kiedy był u ciebie? - weszła mu w słowo.
- Parę miesięcy temu i dał mi taki mały bryloczek. Powiedział, że mam go pilnować jakby coś mu się stało, i żeby rodzina się o tym nie dowiedziała.
- Masz go przy sobie? - zapytała podekscytowana, w odpowiedzi gepard włożył łapę głęboko pod swoje ubranie i wyciągnął małą beczułkę. Judy zabrała go w swoje małe puchate łapki. - Rekwiruje to
- To wszytko co wiem w tej sprawie. Czy jeśli podam parę innych nazwisk, niekoniecznie związanych z Chenem to dostanę łagodniejszy wyrok?
- Tak tak. - powiedziała policjantka na odczepne ponieważ, całą jej uwagę pochłaniała mała beczułka. Po przekręceniu jej dna, wypadł z niej pendrive.

(Kilka minut później)

 Judy siedziała w swoim specjalnie pomniejszonym boksie dla niej i Nicka. Właśnie wpisywała dane do archiwum. Jednak cały czas myślała o małym pendrive, co Anthony mógł robić w tym burdelu? To wszystko było szyte grubymi nićmi, jakby ktoś chciał, żeby Judy dostała tego pendrive.
- Jak się ma najbardziej milusińska policjantka świata? - podszedł do niej Kojoto.
- Mam dylemat.
- Jaki. I skąd to masz?
- To, od Hassana. Podobno należał do naszego byłego świadka koronnego.
- Może jest tam coś na Lee Chena? Za niedługo będzie jego proces, z którego pewnie i tak się wyliże. - podsumował kiwając łbem. W tym czasie Judy nauczona ostrożnością włożyła urządzenia do małego laptopa na którym zazwyczaj sprawdzano podobne nośniki pamięci, na wypadek gdyby miał wirusa. Jednak ten go nie miał.
 Króliczka włożyła go do laptopa. Przeskanowała, nic. Chciała otworzyć folder z pamięcią, brak dostępu. Po chwili pojawił się mały ekran z miejscem na wpisanie hasała.
- Masz jakiś pomysł? - psowaty specjalnie kucnął aby się przyjrzeć i wepchnął swój łeb blisko głowy Judy.
- Zegarek. - przypomniała sobie. -  Jaki był napis na tym zegarku? Pamięć jest... Pamięć jest...
- ...niczym ...ulotna... wszystkim? - podpowiadał jej kolega.
- Dokładnie! - krzyknęła z euforii. Wpisała hasło. Ich oczom ukazała się cała biblioteka plików. Były tam zdjęcia dowodzące, że ten szczur jest zamieszany w handel żywym towarem, jak rozmawia z podejrzanymi typami, którzy figurowali na listach gończych i bazach danych różnych organizacji. Kilku z nich znała nawet Judy. Poza tym były fałszywe faktury, polecenia, kopie prywatnych maili od Anthonego.
- Dlatego Anthony nie chciał, żeby rodzina się o tym dowiedziała. On od samego początku wiedział o działalności Lee Chena. Ta bajeczka którą mi wciskał... - wstrzymała oddech.
- Pokaż jeden z nich. - Kojoto wskazał folder z mailami. Policjantka wybrała jeden z pierwszych, z przed półtora roku.

"Katalogowanie dzieł z wykopalisk z Doliny Gher zakończona. Były małe problemy z armią Federacji, ale dzięki dostawie nowych pracowników praca poszła szybciej. Skończymy za dwa dni. Załączam zdjęcia z najważniejszymi okazami, znalazłem nawet potencjalnych kupców, zapłacą więcej niż się spodziewaliśmy.

P.s. Dziękuje za miłe towarzystwo tych klaczy, ale jednak preferuje swój gatunek

Data 21.12.2016"


- Jednak nie był taki święty na jakiego wyglądał.
- Dawaj następny.
- Powinniśmy dać to do analizy.
- A co my robimy?
- A w ogóle gdzie jest Nick?
- Dalej gada z rządowymi. No dawaj kolejne, czuje się jak w mocnym thrillerze.
- Przecież jesteś policjantem, twoje życie to dreszczowiec.
- Ostatnio to bardziej kiepska komedia. - westchnął - Nie licząc poprzednich akcji w tym tygodniu, to od pół roku nie dostałem żadnej ciekawej sprawy, same błahostki. No i jeszcze Allandra.
- Nie przejmuj się nią. - doradziła Judy - Coś ci powiem. - nachyliła się do jego dużego ucha i szepnęła. - Rozstała się ze swoim chłopakiem.
- AAA. To wiele tłumaczy. W sumie nie dziwie się, jej temperament  o wiele bardziej odpycha niż jej ciało przyciąga. No ale dobra wracając, pokaż kolejną wiadomość.
 Judy przejechał w dół aż trafiła na kopie wiadomości z przed miesiąca.


" W Federacji wrze. Danielenie otwarcie wspierają komunistów i udzielają im schronienia, broni i wsparcia w walce. Już 2/3 terenów górskich i połowa wsi we wschodniej części jest pod ich panowaniem. Stamtąd nie wywieziesz już nikogo, wszystkie transporty od maja do teraz zostały przez nich odbite. Około 15 tys. zwierząt uciekło i dołączyło do nich w wyniku czego zwiększyli ilość ataków na plantacje i tereny wykopalisk, i obozów pracy. W sumie straciliśmy grubo ponad 84 tys. zwierząt kilkadziesiąt milionów dochodu z Federacji i klika tysięcy naszych zwierząt w tym terenie. 
 Zalecam, albo zmienić taktykę i wesprzeć generalicje, albo zamknąć interes.



Data: 09.08.2018"

- Musimy zanieść to do analizy. - podsumowała Judy.



(Tymczasem u Nicholasa Bajera)

 Nick został poproszony na prywatną rozmowę z szefem obecnych tu agentów rządowych. W tym celu musiał wyjść z komendy i przejść kawałek do garażu, gdzie urządzili sobie centrum polowe.
 Wilk grubo po czterdziestce, który wciąż wyglądał jak wysportowany młody atleta siedział przy skromnym składanym stoliku na którym czytał raporty jednocześnie słuchając informacji od podwładnych przez słuchawkę za uchem. Kiedy zobaczył lisa, niezauważalnie uśmiechnął się, wyprostował i zdjął słuchawkę.
- Panie Bajer. Proszę siadać. - wskazał duże krzesło dla największych zwierząt. - Niestety innego nie było.
- Dobrze, że za duże. Właśnie miałem ochotę się położyć. - powiedział po czym wskoczył i używając pazurów wdrapał się na siedzenie.
- Przejdźmy do konkretów bo mam mało czasu. Jestem Agent Smith.
- Wszyscy agenci nazywają się Smith?
- Tak, to celowe. Pan Nicholas Bajer lata trzydzieści cztery, kawaler, ojciec policjant?
- Tak - powiedział niechętnie podejrzliwym głosem z kamienną twarzą.
- Muszę panu pogratulować. Gdyby nie zapisałby pan syna do szkoły, w ogóle nie wiedzielibyśmy o jego istnieniu. Z resztą podejrzewam, że gdyby tylko pan chciał nie wiedzielibyśmy też o panu.
- Nic nie poradzę, że jestem cwanym lisem.
- Nick, przejdźmy na ty dobrze. A więc...
- Nie zaczyna się zdania od "A więc" - przypomniał sobie lekcję Anastazji, właśnie Ana jutro miał randkę, z tej rozmowy Nick musiał wyjść cało.
- Jak inteligenty. - powiedział wilk bez złości. - No tak, przecież studiowałeś prawo, i to nie byle gdzie. Tak Nick, teraz wiemy wszystko. Wiemy wszystko od aresztowania ojca, przez skromne początki gangsterskiego życia, krótką karierę w wojsku, epizod ze przemytnikami i rewolucjonistami, aż po "wpadkę" na imprezie z dziewczyną. - Lis już miał mu się czymś odciąć, ale nie potrafił znaleźć odpowiednich słów, jeden błąd i mógł skończyć za kratami.
- Co masz na celu, Smith? - tym razem na jego twarzy widać było złości, jednak wciąż był opanowany.
- Kraj cię potrzebuje synu i to jeszcze jak.
- Słucham?! - tego nie spodziewał się w ogóle.
- Od małego wykazywałeś się ponad przeciętnym, tylko wysokim nawet jak na lisa sprytem i IQ. Szybkie zdolności adaptowania się do środowiska i nauki. Czteroletnia służba w wojsku w grupie uderzeniowej, skończona po masakrze w Zatoce Karasi...
- ...W końcu ktoś nazwał to po imieniu. - zgodził się co do nazewnictwa tej "operacji".
- ...A potem trzy lata w podróży przez jedną trzecią kontynentu i wysp wspierając kolejno- wilk wyciągnął kartkę. -  Rebeliantów na Południowym Archipelagu Kłów, ugrupowania wyzwoleńcze Szpon Dżungli, Zwiergrada, Gwardia Księżyca jak i rewolucjonistów  Mammalindii. A na koniec udało ci się napisać maturę tak dobrze, że przyjęli cię na siódmą w kraju uczelnię humanistyczną w kraju.
- Po prostu jestem wszechstronnie uzdolniony.
- Jak panna Hopps. Mogła zrobić karierę wszędzie, również wysokie IQ, zacięta, idealistka gdzie nie była tam ustanowiła przynajmniej kilka rekordów, większość z nich wciąż nie pobita.
- Po co mi to mówisz? - zapytał lis obojętnym głosem.
- Bo chcę cię zatrudnić. Kiedy wyszła na jaw sprawa ze skowyjcami, a ty dopierało zacząłeś uczęszczać do akademii policyjnej, my złożyliśmy ofertę Hopps, miała być naszą agentką terenową. Ale ona się nie zgodziła, wolała zostać zwykłą policjantką. Ale ty jesteś mądrzejszy prawda? Nick?
- Czy aby na pewno?
- Nie będziesz pracował jako agent, tylko jako nasza wtyczka. Sam chwaliłeś się, że znasz każdego w tym mieście, a ja jestem pewny, że znasz też inne, interesujące ssaki poza Zwierzogrodem.
- Co ja bym z tego miał?
- Na początek sześć i pół tysiąca na łapę miesięcznie. - Nickowi już wyszły oczy z orbit. - Plus zabezpieczenie dla twojego syna na wypadek...
- Ile?
- Jeśli teraz przyjmiesz, darmowa edukacja w najlepszych szkołach z internatem jeśli będzie trzeba i tysiąc dwieście na specjalnej lokacie co miesiąc. Co ty na to?
 Nick przeżył ciężki szok. Taka okazja. Mógłby zapewnić Dre pewną przyszłość, a jeśli pracowałby dla rządu dłużej mógłby mu zostawić całkiem sporo pieniędzy na start w dorosłość. Co miał do stracenia? W policji i tak jest wysokie ryzyko, że zginie, płacą mu mniej niż innym mimo, że bierze nadgodziny, jedynie Judy i poczucie obowiązku go tu trzyma. Ale poczucie obowiązku będzie większe, gdy zostanie agentem. Nie mógł teraz podjąć tej decyzji a wilk to widział.
- Pomyśl o tym. - wyciągnął z kieszeni małą karteczkę. - Pod ten numer wyślij wiadomość ZGODA, jeśli się zdecydujesz. - wstał i odszedł bez słowa. A Bajer siedział zastygły w pozycji jak posąg patrząc na wizytówkę. Zanim doszedł do siebie minęło trochę czasu. Kiedy już się otrząsnął przypomniał sobie, że wypadałoby pomóc Judy.

(Gabinet komendanta 10 minut później)

 Bogo przeglądał część wydrukowanych zdjęć i tekstów z pendrive'a Anthonego. Przed nim siedzieli Nick i Judy.
- To, to rzeczywiście są mocne dowody. Szkoda tylko, że bez poparcia.
- ŻE CO?! - krzyknęli razem.
- Mamy zdjęcia, ale może się wybronić tym, że to były spotkania biznesowe, zdjęcia niewolników, nie mamy dowodów, że jest w to zamieszany, wyciągi z kont i faktury z lipnych firm w których pierze pieniądze, tym zajmą się prawnicy. Aczkolwiek...
- Tak? - podjęła dalej króliczka licząc na to, że to nie koniec.
- Ilość dokumentów od naszego świadka koronnego poddana analizie może dać parę naprawdę dobrych argumentów dla sądu, a nawet teraz dadzą więcej czasu. Gdybyśmy mieli dostęp do archiwów federalnych byłoby prościej.
 W tym momencie do pokoju wszedł zdyszany Pazurian.
- Szef... szefieee... - dyszał i świszczał jednocześnie.
- Biegłeś?
- Nnnniiie truch... - wziął głęboki wdech, a potem jeszcze dwa kolejne. - Truchtałem. - wszyscy starannie ukryli lekkie zażenowanie jego pogarszającą się kondycją.
- O co chodzi?
- Dostałem wiadomość od Federalnej Organizacji Przeciwdziałania Przestępczości. Częściowo przejmują tą sprawę i dają nam dostęp do...
- Federalnej bazy danych o przestępcach. - dokończył Nick 
- Jak ty to robisz?
- Magia. - odpowiedział rozkładając ręce i machając palcami

(W pokoju socjalnym)

 Marcus, Kojoto, Grizolii siedzieli na kanapach i żywo dyskutowali o wczorajszym meczu. Sam pokój miał wymiary dwadzieścia na dziesięć metrów. Oprócz całkiem sporego aneksu kuchennego z lodówkami, zamrażarkami, mikrofalówkami i ekspresem do kawy był tu też mały piecyk z kuchenką. W rogu stały dwa automaty, jeden z napojami a drugi z przekąskami. Na północnej ścianie wisiała klimatyzacja. Socjalny znajdował się najbliżej wiatraków z klimatyzacji, więc miał najświeższe i najchłodniejsze powietrze w budynku. Ściany miały kolor fasady komendy, a podłoga wyłożona była kamiennymi płytkami.
 Do pokoju weszła Allandra, przerywając tym sam rozmowę mężczyzn.
- ...tak fatalnego podania to już dawno nie widziałem. - dokończył pies. - O cześć.
- Cześć, wy znowu o meczu?
- Jak znowu?
- Dzisiaj już chyba dziesiąty raz słyszę o tym chromolonym meczu. - przygotowała kubek na kawę. Jednak ekspres odmówił posłuszeństwa, brakowało kawy. Policjantka schyliła się do dolnych szafek po paczkę jej ulubionej ciemnej mocnej kawy z Zeitopii.
- Darwin. - zawołała kojota. - Gdzie jest moja kawa?
- Tam gdzie zawsze! -  odwrócił łeb w jej stronę. Zaczął się jej przyglądać, a zwłaszcza miejscu, w którym ogon łączył się z ciałem. - A sprawdź na samym dole. -  gepardzica schyliła się jeszcze bardziej, przy okazji Marcus i Grizolii również przyłączyli się do "obserwowania". 
- Wydaje mi się. - wtrącił Marcus. - Że Anna odstawiała ją gdzieś z prawej strony. - Allandra obróciła się nieco w prawo, zrobiła lekki zamach ogonem.
- Faktycznie, jest.
- Cholera. - syknął niedźwiedź i uderzył w potylicę kolegi.
 Po pięciu minutach policjantka wyszła bez słowa. 
- Dobra wreszcie poszła.
- Na czym stanęliśmy?
- Trish zdradza Lamberta. - przypomniał Marcus.
- Aha. Masz dowody?
- Sami pomyślcie. Są niecałe dwa lata po ślubie. Czy tak wygląda młode małżeństwo?
- To raczej charakter, nie musi go od razu zdradzać. Zresztą, jak ktoś zdradza to jest milszy dla tego ssaka którego zdradza, żeby się nie domyślał, że jest zdradzany. - podsumował Grizorii.
- Albert, Albert, Trish to kobieta nowoczesna, wykształcona, a co najważniejsze prawniczka.
- Iii?
- Lambert sam ma dość pieniędzy na dobrego prawnika. Jeśli złapał by ją na zdradzie, to w sądzie by przegrała. ALE. Jeśli rozwiedliby się wcześniej, to nie dość, że coś zabierze dla siebie to jeszcze Lambert nie będzie mógł użyć argumentu, że go zdradziła. A właśnie. - przypomniał coś sobie. - A pamiętacie jaki był szlachetnym dżentelmenem kiedy Marta zapomniała ubrań.
- No.
- Trish go wtedy z nią widziała, więc...
 Do pokoju wszedł Lambert.
- Nie-nawidzę-papierkowej-roboty. Jak ja tęsknię za czasami, kiedy się było w SWAT. -  podszedł do lodówki. Schylił się po swoją kanapkę, która gdzieś zalęgła na dnie. - Nie widział ktoś mojej kanapki? - tym razem nikt się nie przyglądał się części ciała w której ogon łączy się z ciałem. Oprócz Marcusa, jednak kiedy zauważył podejrzliwy wzrok kolegów od razu przestał się tam patrzeć.
- Razem z Martą. W sensie stare dobre czasy w SWAT z Martą.
- Tak, a co ona ma do tego?
- Lambert. - Kojoto wstał stanął na przeciw niego patrząc mu prosto w oczy. - W imieniu nas wszystkich...
- Co? - powiedzieli niedźwiedź i pies.
- ...Oświadczam, że...
- ...ŻE?
- Trish cię zdradza.
- Aha. O nie. - odwrócił się i na nowo zaczął szukać kanapki.
- Mamy teorię, która jest możliwa...
- Darwin. - znów się wyprostował. - To, że się kłócimy nie znaczy, że się rozwiedziemy, ani tym bardziej, że ktoś kogoś zdradza.
- A jak sprawa z adopcją?
- No...
- Przeciąga się?
- Tak... znaczy, to nie jest takie proste. Trish potrzebuje czasu, żeby...
- Czyli to ona o tym zadecydowała?
- Jakoś nagle zachciało mi się lać. - skrócił rozmowę. Wyszedł z trzaskając drzwiami.
- Przesadziłem?
- Nie, może teraz zacznie o tym myśleć, zamiast żyć w iluzji.

 Lambert szedł szybkim krokiem przed siebie. Dzisiaj miał już serdecznie dość roboty, potrzebował spokoju. Nie zauważył wychodzącej zza rogu Marty. Przewrócili się obydwaj.
- Przepraszam. - wilk wstał szybko, następnie pomógł wstać koleżance. Część jej ramienia była zabandażowana.
- To nic. Wyglądasz na wkurzonego, co się stało?
- Nieważne.
- Coś z Trish czy z Kojoto?
- Jedno i drugie.
- To drugie zawsze będzie durne i trzeba się z tym pogodzić. - obydwoje się uśmiechnęli. - A to pierwsze, jest twoją żoną. Jakoś to przeżyjesz, kocha cię ale pokazuje to bardzo pokrętną drogą, między krzykami. 
- Masz rację.
- Dziwnę, zazwyczaj mężczyźni mają problem z okazywaniem emocji.
- W poprzednim życiu musiała być alkoholikiem z nerwicą. - obydwoje parsknęli śmiechem.
- Do zobaczenia jutro, ja idę już do domu.
- Do jutra. - odpowiedział jej.



Autor opowiadania: Slowak

Komentarze

  1. Odpowiedzi
    1. Ale są plusy. Nick będzie milionerem Xd
      Lecz musi się zgodzić...
      Jestem ciekaw czy się zgodzi.

      Usuń
    2. Jak sobie przypomni jak mu kiedyś Judy naliczyła podatek to niekoniecznie xd

      Usuń

Prześlij komentarz

Wszystkie komiksy

Legenda

¤ - W trakcie tłumaczenia
¤ - W trakcie rysowania
¤ - Dawno nieaktualizowane, brak informacji o dalszych częściach
¤ - Wstrzymane bądź niedokończone
¤ - Zakończone