Przejdź do głównej zawartości

Ostatni post

Death Dealing Outfoxed - Cz. 4 - Krampuzzz - Tłumaczenie PL]

Moje (Nasze) Nowe życie - Roz. 22 - A życie toczy się nadal - Slowak [Polskie opowiadanie]



***
(Śródmieście 16:45 budynek szkoły podstawowej)

 Zazwyczaj komunikacja miejska jest źródłem narzekań, ale dla Nicka Bajera nie, nie dziś. Kiedy już skończył pracę szybko pobiegł do szatni się przebrać, ubrał cywilne ubrania w biegu ponieważ, chciał zdążyć wcześniejszy pociąg. Na całe szczęście spóźnił się nieco i lis w ostatniej chwili wskoczył do wagonu. Jednak nie był to koniec pozytywnych niespodzianek. Tak się złożyło, że jeden z przystanków był w trakcie remontu, więc na jednym z dłuższych odcinków trasy pociąg nie tylko nie zwolnił, ale i przyśpieszył.
 Mężczyzna podbiegł lekkim truchtem do wielkich drzwi wejściowych. Przeszedł przez labirynt korytarzy i znalazł świetlicę. Drzwi były przeszkolone, miały solidną żelazną obudowę.  W samych drzwiach były zamontowane mniejsze drzwi dla mniejszych i najmniejszych zwierząt. Sama świetlica była wielką salą ze ścianami obwieszonymi wesołymi obrazkami wykonanymi przez kółko artystyczne. Ćwiartkę całego pomieszczenia zajmowały  długie ławki we wszystkich rozmiarach, ułożone okręgi. Dzieci odrabiały na nich lekcje, uczyły się, jadły drugie śniadanie lub czytały czy rozmawiał z kolegami. W dalszej części znajdował się telewizor większy niż ściana w mieszkaniu Nicka, na którym gromada młodszych dzieci oglądała jakieś bajki siedząc na miniaturowych kanapach. Dre był po drugiej stronie, w specjalnie odgrodzonej pół-ścianką i szybą dźwiękoszczelną. Tu odbywały się lekcje dodatkowe. Lisek bez patrzenia do zeszytu przepisywał to co znany mu wilk nauczyciel narysował na tablicy. Tablica była interaktywna, w rogu stały sztalugi wsparte farbami, a całą zachodnią ścianę pokrywała biblioteczka z książkami naukowymi, opracowaniami, czy prasą naukową na każdy znany temat.
 Andre był tam najmłodszy, reszta dzieci była co najmniej w piątej klasie, choć większość stanowili gimnazjaliści.
- Tak jak tu tutaj narysowałem... - wilk dalej ciągnął swój wykład niby znudzonym, niby zaangażowanym głosem. - ...można zobaczyć, że te dwa wykresy DEFINITYWNIE, SIĘ, RÓŻNIĄ. - powiedział dokładnie akcentując każde słowo. Najwidoczniej jego grupa dalej tego nie rozumiała.
- Megan Avis. - zwrócił się do nastoletniej tygrysicy. Miała na sobie jeansy i obcisłą czerwoną bluzkę. - Czym, się różnią? - zapytał spokojnie, mimo to wyglądał jak czarny charakter patrząc na cierpienie protagonisty w filmie.
- Taa... ta funkcja po lewej, ona jest prosta...
- A ta nie? - zapytał z wymuszonym uśmiechem, który wydawał się być szczery.
- No. Też, ale ta jest...
- Megan. Jak długo to wałkujemy?
- No, no długo. - odpowiedziała zrezygnowana, już chciała walnąć głową  ławkę kiedy nauczyciel podszedł do niej i położył łapę na jej ramieniu.
- Okej, kto jeszcze ma z tym problem. - ręce podnieśli nie mal wszyscy. - Zatem jeszcze raz. Ta funkcja która nie ma "zgięć" jest opisana konkretnym wzorem którego ogólna postaci brzmi? - popatrzył na grupę z umierającą nadzieją w oczach.
- A X plus B - powiedział Dre.
- Dokładnie. Natomiast ta - wskazał na prawy wykres - jest nie do opisania wzorem, możecie co najwyżej odczytać jej monotoniczność. Na dziś to tyle. Do zobaczenia jutro.
 Wszyscy  nagle ożyli i pośpiesznie wbiegli z salki, żegnając się z wilkiem. Lisek zeskoczył z krzesła, nikt nie miał czasu przynieść mu normalnej ławki, i wybiegł tak jak reszta.
- Gdzie tak lecisz? - zapytał się Nick.
- O! Już jesteś? Muszę iść się wysikać. Popilnujesz? Dzięki! - i wystrzelił ze świetlicy w kierunku ubikacji.
- Pan Bajer, tak? - to brzmiało jak stwierdzenie, nie jak miłe pytanie na rozpoczęcie rozmowy.
- No, chyba tak - odpowiedział uważnie przyglądając się najpierw futrze na rękach, później łapach kończąc na ogonie.
- Zdolnego ma pan syna.
- Najwyraźniej. A tak z innej beczki podziwiam pana cierpliwość.
- Lata praktyki nauczyły mnie, że nawet z upośledzonego debila można zrobić naukowca. - drugą część wypowiedział na tyle cicho by żadne z dzieci wokół go nie usłyszało.
- Lubi to pan? W sensie męczenie się z kilkunastoma różnymi dzieciakami...
- ...które nie lubią matematyki i innych przedmiotów? Jest ciężko, ale jak się uda zarazić kilku takich, albo lepiej jak sami przyjdą i zostaną na dłużej to sama przyjemność.
- Dłużej?
- Niektórzy kontynuują naukę zaawansowanej matematyki, spotykamy się trzy razy w tygodniu minimum, przygotowujemy się na konkursy olimpiady, planujemy kariery.
- Serio? - zapytał z niedowierzaniem.
- Tym się różnimy od szkół państwowych. My dbamy o uczniów całościowo, i mam małą ofertę.
- Jaką ofertę? - to już druga tajemnicza oferta jaką złożono mu tego dnia.
- Organizujemy obóz naukowy dla starszych klas. Trzy tygodnie w czysty górskim klimacie, aktywny wypoczynek i przygotowanie do międzynarodowych konkursów. Czy Andre wie już, który przedmiot mu najbardziej odpowiada?
- Nie jest na to za mały? Cały czas miał obok siebie mnie. No fakt czasem był na wycieczkach z kolegami, ale to było góra trzy dni. Poza tym chyba będzie miał jeszcze czas na te wszystkie naukowe olimpiady.
- Im szybciej zacznie, tym lepiej. Już teraz ma spore szansę wygrać większość konkursów, i to z różnych dziedzin. A wie pan co za tym idzie? Stypendia, granty, ulgi i et cetera. - powstrzymał lisa ruchem ręki- Nie uważam pana za kogoś gorszego, bo znajduje się pan w klasie niższej. Nie pochwalam też cofnięcia stypendium Dre przez dyrektora, temu małemu królikowi się należało, i to jak. Mimo to przyzna pan, że szkoła mocno obciąża pana budżet.
- No. Tak. - spuścił głowę.
- Bierze pan nadgodziny, żeby utrzymać tu syna. Nie chciałbyś znów spędzać więcej czasu z synem, Nick. To nie jałmużna, ale nagroda za starania. Byłoby wam łatwiej. Przemyśl to.
 Nauczyciel wyszedł z pokoju, a Nick stał wpatrzony we własne stopy. Co miał wybrać? Co prawda do wakacji jeszcze daleko, ale wiedział, że ta sprawa nie da mu spokoju przez długi czas. Otrząsnął się z zamyślenia i poszedł po syna. Znalazł go na ławce przed świetlicą.
- Idziemy do domu? - zapytał go chłopiec.
- Jeszcze jedna sprawa i idziemy.
- Randka?
- Randka.
- Pani Sereja ma dyżur na następnym piętrze, na korytarzu. - lisek powiedział to bardzo poważnym i niskim tonem, jego wzrok był zimny
- Dzięki mój informatorze, dostaniesz swoją część. - odpowiedział dokładnie tak samo, przeszli parę metrów w ciszy po czym wybuchli śmiechem. - Jesteś w tym coraz lepszy.
- Uczę się od najlepszego.
- No dobra dobra, już mi tak nie słodź. Poczekaj na mnie przed szkołą.
- Okej! - lisek radośnie pobiegł na zewnątrz. Tymczasem dorosły lis skierował się na górne piętro.  Nie różniło się ono niczym od całego budynku. Lisia nauczycielka, jak zwykle w oficjalnej spódnicy sięgającej do połowy łydek i filcowej marynarce, rozmawiała z nastoletnią hieną. Chłopak miał może szesnaście lub siedemnaście lat, miał na sobie mundurek szkolny i okulary. Musiał patrzeć niemal pod stopy, żeby utrzymać kontakt wzrokowy z nauczycielką.
- Wiem, że cię nie było. Ale wiesz, że oceny nie są najważniejsze i, że piątka to mimo wszystko dobra ocena?
- Ja wiem, ale rodzice...
- Dobrze, wytłumaczę im najbliższych zebraniach. Nie było cię półtora tygodnia więc możesz to napisać jeszcze raz. Kiedy mamy najbliższe spotkanie.?
-  W czwartek o drugiej ma pani lekcje wyrównawcze z WOSu. Mogę wtedy?
- Tak, oczywiście, to nawet lepiej, że w czwartek.  O. Pan Bajer, miło pana widzieć.
- Pani Sereja, przyszedłem w sprawie "indywidualnego spotkania".
- Przygotowałeś jakąś, jakiś konkretny "temat" na...
- Proszę pani, czy mógłbym... - wtrącił nieśmiało chłopak. Był wyraźnie zmieszany.
- Alan, zajmij się sobą! - powiedziała ostro.
- Ale...
- Alan, won! - syknęła. Uczeń oddalił się w trybie natychmiastowym. - Teraz możemy mówić normalnie. - znowu była uśmiechnięta. Nick trochę za bardzo się zapatrzył w jej oczy, ale opamiętał się w porę.
- Jest taka bardzo dobra restauracja w Tundrówce, strój pół oficjalny.
- jest jeden problem. Jestem w Zwierzogrodzie od trzech tygodni, przy czym pierwsze dwa spędziłam na terenie szkoły i w domu kończąc przeprowadzkę.
- Rozumiem. W takim razie pasuje ci dziewiętnasta pod szkołą?
- Tak, strój pół oficjalny. Będę pamiętać.
- I najważniejsze.
- Tak? - Nick teatralnie wziął głęboki wdech.
- Czy jako nowoczesna kobieta stawiasz, czy się składamy? - Anastazja wyglądała na lekko zdziwioną. Delikatnie opadła jej szczęka, a z ręki prawie wypadł jej długopis
- Yyy.
- Żartuje. Właściciel restauracji jest mi winny przysługę, więc zjemy za darmo. Oczywiście w granicach rozsądku. - lisica parsknęła śmiechem.
- Nabrałeś mnie. No to do jutra.
- Do jutra. - Nick pomachał jej i odszedł. A ona znów uważnie obserwowała jego kitę.
- Do jutra przystojniaku. - powiedziała sugestywnie gryząc długopis.
- Proszę pani? - kobieta odskoczyła na pół metra i zjeżyła się.
- Alan, której części WON nie rozumiesz?

(Lisia dzielnica wieczór)

 Byli już w swoim mieszkaniu. Nick niósł siatki z kupionym jedzeniem na kolacje, czyli słodko-kwaśnym drobiem w cieście. Dre wypakował swój plecak i poszedł umyć ręce, w tym czasie jego ojciec zdążył już przygotować jedzenie.
 Po skończonym posiłku Nick zaczął sprzątał, czyli wyrzucił tacki z jedzeniem zamówionym na wynos w knajpce Beriberskiej. Obydwie tacki trafiły prosto do wielkiego kontenera.
- Tato?
- Co?
- Jak zamierzasz spędzić randkę z panią Sereją? - to pytanie mocno zszokowało lisa, ale był przygotowany na takie pytanie.
- Schlejemy się mocnym alkoholem, a potem będziemy robić rzeczy o których się dowiesz... Ile ty masz lat, siedem... no to dowiesz się za trzy lata.
- Serio? - zapytał z niedowierzaniem, zgorszeniem i nadzieją naraz.
- Nie. Synek co się tym tak przejmujesz? - podszedł do niego i klęknął na jedno kolano by patrzeć mu prosto w oczy.
- Ja cię znam. Wszystkie lisice się za tobą oglądają, pani Anastazja też. Ja wiem, że jak ty się postarasz to ona będzie tak jakby moją mamą, nie?
- Dre. To wbrew temu co myślisz jest nieco bardziej skomplikowane. Lisice i niestety niektóre lisy do mnie wzdychają bo twój dziadek pochodził z dalekiego kraju którego ssaki seksowność miały w genach...
- Co miał? - Nick syknął. Zdał sobie sprawę, że wkroczył na pole minowe.
- Inaczej. To, że ktoś ci się z zewnątrz podoba, nie znaczy, że musi być twoją dziewczyną albo kolegą.
- Więc skąd mam wiedzieć czy ktoś będzie dobrym przyjacielem, albo przyjaciółką?
- No niestety będziesz musiał zaryzykować i poznać to zwierze. Na dziewięćdziesiąt procent będziesz zażenowany.
- A pozostałe dziesięć?
- Będziesz wkurzony.
- To jak w takim razie żyć z innymi?
- Widzisz. - połaskotał go po twarzy. - Bo dla niektórych warto czasem być zażenowanym, wkurzonym, nawet smutnym. Bo wiesz, że ten drugi robi dokładnie to samo dla siebie.
- No dobrze. Ale jak poznać takie zwierze? - Nick chlasnął się w twarz swoją łapą.
- Po protu poznasz.
- Tak po prostu?
- Tak.
- Nie mogłeś tak od razu?
- Nie. Tak było zabawniej. - lis spojrzał na telefon. - Ja idę się przebrać. Z resztą ty też, idziesz w gości.
- Gdzie? - zapytał podekscytowany.
- Nie pamiętasz? Który jest dzisiaj?
- Bliźniaki mają urodziny! - miał na myśli dwójkę czarnych lisków, synów jednego  z przyjaciół Nicka. Widząc jego radość ojciec powiedział mu coś jeszcze.
- Zostajesz u nich na noc,a przed drzwiami jest prezent dla nich.
- WOHO! - krzyknął.

(Sawanna główna 18.30 apartament Judy)

 Judy pewnym ruchem otworzyła drzwi do swojego małego mieszkanka. Wciąż nie miała pieniędzy na lepsze lokum, oczywiście mogła kupić sobie nieco większe mieszkanie, ale za dużo wydała na upiększenie tego, więc jeśli miała już je zostawić to dla znaczenie wygodniejszego miejsca zamieszkania.
 W jednej łapce niosła  torbę z zakupami. Wytarła stopy na nowej wycieraczce w kształcie marchewki. Na ścianach wisiały wielkie zdjęcia z jej rodziną lub miejscach w których kiedyś była. Dzięki Nickowi fotograf zrobił to pół darmo. Na podłodze leżał gruby puchaty dywan w kolorze trawy,a w rogu stała nowa nowoczesna szafa, która mieściła wszystkie jej ubrania.
 Króliczka przygotowała sobie kolację, czyli marchewki na kilka sposobów w mikrofalówce z warzywami i trawą, usiadła przy biurku, włączyła playlistę z Gazellą i zaczęła jeść.
W połowie jej ulubionej piosenki zadzwonił telefon. 
- Halo? - odebrała
- Cześć Judy, nie przeszkadzam?
- Marta? Skończyłaś pracę wcześniej?
- Zamieniłam się z chłopakami. I mam dla ciebie propozycję. Ty, ja, Anna, Allandra, klub nocny ze zniżkami dla ładnych pań i policjantów. Co o tym myślisz?
- Że Allandra się spije i trzeba będzie skończyć zabawę w połowie. - zażartowała. O gepardzicy można było powiedzieć wiele, patrząc na jej sylwetkę i zachowanie można było wsnuć pewne teorie co do jej stylu życia. Jednak każdy kto ją znał wiedział, że była niemal całkowitą abstynentką, która gardziła alkoholem. Choć zdarzało się, że czasem coś tam wypiła.
- No chodź. - namawiała dalej suka. - Będzie fajnie, babski wypad w miasto. Nawet ty musisz się czasem wyluzować.
- A w sumie, co mi tam. Raz chyba mogę?
- No właśnie, Anna podjedzie po ciebie za jakąś godzinę. Ubierz coś wygodnego co wyeksponuje ogonek i szykuj się a imprezeeeee!!!!
- Czekaj co?! - Marta rozłączyła się. - W co ja się wpakowałam. - powiedziała zupełnie poważnie. Ale wtedy załączyło się "Try everything", Judy pomyślała, że najwyżej będzie miała co wspominać na stare lata.



Autor opowiadania: Slowak

Komentarze

  1. Coś czuję że Słowak pofantanuzje odnośnie tego co wydarzy się na tej imprezie na jaką idzie Judy.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Wszystkie komiksy

Legenda

¤ - W trakcie tłumaczenia
¤ - W trakcie rysowania
¤ - Dawno nieaktualizowane, brak informacji o dalszych częściach
¤ - Wstrzymane bądź niedokończone
¤ - Zakończone