Przejdź do głównej zawartości

Ostatni post

Pizza n' Pawflix / 99 Probs (cz. 26) - Bitchimadorable [Tłumaczenie PL]

Moje (Nasze) Nowe życie - Roz. 23 - Zabawa i rzeź - Slowak [Polskie opowiadanie]



***
(Gdzieś, godzina nieznana)

 Para dużych ssaków niosła pod pachami skrępowanego Danego. Przemieszczali się wąskimi korytarzami. Wszystko wyglądało tu jak w schronie.
- Ej Edgar. - powiedział całkiem spory niedźwiedź ubrany w pseudo- wojskowy ubiór.
- Co? - odpowiedział jaguar w podobnym stroju.
- Zwołamy chłopaków i pobawimy się z nim?
- A w sumie dawaj.
 "To moja szansa pomyślał Dany". Jaguar pobiegł po widownie, a w tym czasie niedźwiedź zaprowadził konia do małego magazynu.
 W pomieszczeniu panował całkowity mrok, nie licząc wąskiego pasa światła, które padało na ścieżkę. Na jej końcu była duża wolna przestrzeń. Podczas tej krótkiej wędrówki Dany ostro wytężał wzrok by dojrzeć cokolwiek w ciemności. Widział regały broni, amunicji, jakieś skrzynki i tyle. Najemnik rzucił nim na betonową posadzkę. Spróbował wstać, jednak od razu dostał potężnego kopniaka w szczękę.
- Poczekaj na resztę. Nawet nie wiesz jak piekielnie nudno jest na tej platformie. - powiedział "platformie". To zaintrygowało agenta. Po chwili zebrała się cała zgraja. Było ich dwunastu lub trzynastu. Same duże ssaki, prawdopodobnie zawodowi najemnicy, którzy niejedną robotę mieli za sobą. W takiej sytuacji robi się jedno.
- Zebrała się banda ciot. - prawie krzyknął Dany. Tak jak przewidywał dostał kopniaka między żebra z buta, z żelazny okuciem, zdarza się. - To miało być kopnięcie? - znowu dostał w żebra, jednak tym razem z drugiej strony. Dany stłumił ból i zmusił się do śmiechu. Wszyscy wokół cofnęli się. Na ich twarzach malowało się zdziwienie i lęk. To dało czas agentowi, powoli podniósł się.
- Co jest? - powiedział jeden z najemników.
- Kiedy złapaliśmy szpiega. - zaczął koń. -  To dawaliśmy mu szansę na honorową śmierć. - jego ucho zadrgało, usłyszał czyjś krok zza pleców. Wyczuł go, wiedział kiedy zostanie zaatakowany. W ostatnim momencie zrobił zwrot o sto osiemdziesiąt stopni przez prawy bark. Napastnik poleciał do przodu omal się nie wywracając. - Walczyliśmy wtedy z takim delikwentem jeden na jednego, na gołe pięści.
- Ja ci dam gołe pięści. - Syknęła puma, która przed chwilą chciała go ogłuszyć. Wyciągnął nóż. Nawet nie zauważył, kiedy jego niedoszła ofiara doskoczyła do niego, celnym kopnięciem z półobrotu wyłamała mu bark. Potem Dany  podskoczył i uderzając nogą pionowo z góry, jakby ciął mieczem, idealnie w prawy nadgarstek. Nóż zabrzęczał na podłodze, zbir ryknął z bólu, pozostali wydali dźwięk zdziwienia. Koń powoli podniósł nóż zakutymi kopytami i rozciął plastikowe kajdanki, trochę się zaciął, ale to było nic.
- Jak już mówiłem, jeden na jeden gołe pięści. - od niechcenia rzucił nożem, trafił pumę w bark. Nóż wbił się na połowę długości. Znowu ryknął z bólu. - Ktoś chętny? Możecie przyjść parami pedałki. - to podziałało. Jaguar w mundurze wojskowym chciał zajść go od tyłu podczas gdy od przodu miał zajść go niedźwiedź. Dany wiedział kiedy uderzyć. 
 Odczekał trzy sekundy, gwałtowny obrót, wykop z półobrotu w podbrzusze,cios w krtań, prawym sierpowym uderzył go w szczękę. Złapał go za ubranie na wysokości ramion i obracając się rzucił nim w stronę niedźwiedzia. To go nie zatrzymało, ale mocno zdezorientowało, w międzyczasie Dany padł na ziemie i błyskawicznym ruchem podciął przeciwnika gdy ten robił krok. Żołnierzyk padł na ziemi z impetem rozwalając sobie twarz i tracąc przytomność. A Dany stał tak jak przedtem, nawet nie muśnięty.
- Z tymi parami żartowałem, jeden na jeden. Jakiś ochotnik? - entuzjazm najemników spadł, wilk po lewej stornie chwycił za pistolet, ale Dany był szybszy. Przeturlał się przez ciała pokonanych przeciwników wyjmując przy okazji ich noże i pistolet pumy. Wilk próbował wycelować, oddał kilka strzałów, żaden nie trafił. Za to jedna z kul rykoszetem drasnęła innego najemnika. Dany rzucił obydwoma nożami. Pierwszy przeszył rękę wilka koło nadgarstka prawie równolegle do ręki, natomiast drugi utkwił  w jego oku. Wilk nie zdążył wydać żadnego dźwięku. Padł martwy.
- Walczymy czysto, okej?
- Takiego! - naraz wszyscy dobyli broni. "Wszystko wedle planu" pomyślał Dany.

(Tymczasem przed domem Judy 19.00)

 Słońce prawie zaszło za horyzontem. Mimo to w tej części dzielnicy panował mrok, latarnie rozjaśniały ulicę słabym żółtawym światłem. Wieżowce skutecznie blokowały dostęp do naturalnego światła, a wkrótce miało go być jeszcze mniej. Wokół apartamentu króliczki rozpoczęto budowę nowego luksusowego wieżowca od wschodu, a znowu od zachodu właściciel kamienicy postanowił dobudować kilka pięter. Może przynajmniej czynsz dla Judy będzie niższy.
 Po dłuższej chwili podjechała Anna. Miał typowe srebrno- białe auto miejskie marki Chefmarkiz. 
- Hej Judy, siadaj obok. - zawołała łania. Judy zrobiła rozbieg, skoczyła i prześlizgnęła się po masce samochodu, potem podskoczyła, żeby otworzyć drzwi. W końcu zapięła się pasem na niższym ustawieniu, za to uwielbiała tą markę, każdy samochód miał specjalne pasy które dostosowywały się do wielkości zwierzęcia. Sama łania ubrana była  w dopasowane leginsy, i zapiętą pod szyję skórzaną kurtkę z pikowanymi naramiennikami. Anna prywatnie i Anna w pracy były od siebie różne jak woda i ogień.
- Nie będziesz piła? - zapytała z nadzieją w głosie, Anny. Mimo wszystko wolała, żeby w ich grupie był ktoś trzeźwy.
- Oczywiście, że będę. Tylko odstawię samochód, pożyczam go przyjaciółce.
- Aha. Dobra powiem to wprost. Trochę się obawiam tego naszego "wyjścia". - Judy trochę się zarumieniła i zakłopotała.
- Nie ma czego. - właśnie ruszyły w stronę północnej plaży. - Rozumiem, że musi być ci ciężko...
- Niby czemu? - zapytała koleżanki.
- Ten królik, świadek koronny którego miałaś chronić, zamieszanie z agentami federalnymi, cała ta sprawa z Lee Chenem. Przyznasz, że to troszkę stresujące, no nie?
- Nooo. No trochę.
- No właśnie, dlatego przyda ci się trochę odpoczynku. Choć pewnie to dla ciebie szok, nawet idealny glina potrzebuje rozrywki.
- Haha. -  zaśmiała się sarkastycznie. - A swoją drogą, dalej tęsknisz za Danym? - spojrzała się na łanie z nieco szyderczym wzrokiem.
- Było minęło, to... był... Po prostu minęło.
- Dobrze nie tłumacz się już. Zamiast tego powiedz gdzie jedziemy, okej? - spróbowała zmienić temat. Nie przypuszczała, że to co zaszło między nią a tym koniem z Federacji było, a najwyraźniej dalej jest dla niej tak ważne.
- Na plażach Tundrówki jakiś rok temu powstał klub nocny. Jest strasznie popularny, więc szybko się rozbudował. W strefie VIP są jacuzzi z lodu.
- Jak?
- Nie wiem. - aktualnie znajdowały się w uboższej części Sawanny Głównej. Tu mieszkała Marta. Kobieta stała na na krawędzi chodnika przy drodze. Miała na sobie obcisłą ciemną sukienkę do kolan i małą torebkę na ramieniu. Anna podjechała do niej, a ta niemal wskoczyła do samochodu.
- Cześć Anna, cześć Judy, co tak stoisz? No jedź! Nie zamierzam stracić ani jednej sekundy dzisiaj!
- Coś ty taka narwana? - zapytała Anna
- Trish rozwodzi się z Lambertem...
- To cię tak... a w sumie nie ważne - Judy powiedziała to bardziej dla siebie, niż dla niej. Coś tam usłyszała o spekulacjach o teoriach Kojoto i Marcusa, a biorąc  pod uwagę  jej więź z Lambertem, to rzeczywiście miała się z czego cieszyć.

(Magazyn w tajemniczej "platformie")

 Sytuacja była krótko mówiąc beznadziejna. Kilku zawodowych najemników, znających się na robocie, uzbrojonych w podręczne karabiny maszynowe. Na przeciw nim jeden tajny agent z pistoletem, scenariusz jak z pierwszego lepszego filmu akcji.
 Dany w ostatnim momencie padł na ziemie, strzelił w trzech przeciwników na wprost. Zwinnym ruchem uniknął salwy pocisków,która wbiła się w podłogę tuż za jego kopytami. Obrócił się w miejscu i wystrzelał cały magazynek. Wszyscy byli martwi. Kto by się spodziewał,  wszystko wydarzyło się w kilka sekund. Koń wyprostował się, podszedł do dwóch najbliżej leżących ciał. nałożył na siebie kamizelkę, ochraniacze oraz zabrał dwa karabiny. Wszystko byłoby pięknie, gdyby to był film akcji, a nie był.
- Halo Edgar! Co to za strzały w magazynie?! - zakrzyczał ktoś z krótkofalówki.
- Cholera. - powiedział Dany.
- Kto to powiedział? Halo Edgar?! - Dany pośpiesznie skierował się do drzwi przez które wcześniej był wniesiony. Gdy był w połowie drogi, te otworzył się z hukiem. W progu stała trójka żołnierzy.
- Rzuć broń! - krzyknął lew i przygotował swój karabin do strzału. To samo zrobił wilk po jego lewej stronie. Trzeci schował się za ścianą, nie wiadomo było jakiego był gatunku, ale Dany wiedział, że za chwilę będzie ich więcej ponieważ, usłyszał to...
- Alarm, zbieg uciekł. Jest uzbrojony!
- Rzuć broń! - znów ryknął lew. Jednak agent znał pewną sztuczkę. Ceremonialnie rzucił karabin płasko w stronę najemników. Jednakże w momencie, kiedy upadł, wystrzelił. To na chwilę odwróciło ich uwagę. Dany miał dwie sekundy ma dokładne zlokalizowanie całej trójki i oddanie strzału. Wystrzelił salwę. Wytężył wzrok i dostrzegł jak dwa ciała padają na ziemie. Nagle poczuł przeszywający ból w udzie. Trzeci przeżył, chował się za ścianą. Po chwili w magazynie rozległ się dźwięk podobny do alarmu na statkach.
 Nie miał dużo czasu. Koń strzelił parę razy w stronę wyjścia. Zatrzymał na chwilę swojego przeciwnika. Sam  schował się za jednym z regałów. Przy okazji dobrał dla siebie idealną broń. Dużą strzelbę, idealną dla jego rozmiaru, z małym rozrzutem i dużą siłą ognia.
 Słyszał krzyki nadbiegających przeciwników. Kilku weszło do magazynu. Nie mieli za czym się schować, ale mieli osłonę w postaci kilku strzelców za drzwiami, którzy prowadzili regularny i nawet celny ostrzał. Kula drasnęła Danego w bark a inna zraniła go w łydkę. W tym miejscu czekała go pewna śmierć, podchodzili do niego coraz bliżej. Jeśli miał dziś zginąć to zamierzał zrobić to z pompą.

(Tundrówka)

 Cała czwórka kobiet stała w pewnej odległości od klubu. Kilku piętrowy budynek z przeszklonym  owalnym dachem. Klub sam w sobie wyglądał obiecująco. Zbudowany z białego marmuru wsparty rzeźbionymi kolumnami z piaskowca. Na ziemi świeciły specjalne reflektory, które rzucając światło światło na wymyślnie skonstruowaną ścianę imitowało zorzę. Im dłużej Judy się przyglądała, tym więcej dostrzegała. Było ciemno, a ofiary nie najlepiej widzą w ciemności jaka zazwyczaj panowała na plażach Tundrówki. Szybko zauważyła kolejkę przed wielkimi drzwiami, dwa razy większymi od słonia. Były jednolicie białe, lecz były tak bogato zdobione w rzeźby, że nawet kiedy stała metr od nich wciąż nie dostrzegała wszystkich szczegółów. 
 Zamiast jak cywilizowany zwierzak stanąć w kolejce, grupa przyjaciółek podeszła prosto do drzwi i bramkarza. Była nim wysoka pantera śnieżna w płaszczu do ziemi. Odwrócił się w ich stronę.
- A już myślałem, że się spóźnisz. - powiedział nie pasującym do niego spokojnym, łagodnym i cichym głosem. - Cześć Allandra.
- Cześć John. - uścisnęli się mocno. Właściwie to John podniósł ją i mocno przytulił.
- Tu macie wejściówki vipów.
- Dzięki.
- A nie ma sprawy. Miłej zabawy. Pierwsze schody w lewo...
- No dziewczyny chodźcie. - ponagliła gepardzica. Cała banda ruszyła w jej stronę i zaraz zniknęły za drzwiami. Żadna nie zadawała pytań.
- E, co to ma być?! - warknął jakiś wilk z kolejki.
- To jest wpie*#&l jak nie zamkniesz mordy! - ryknął bramkarz. I już był spokój.
 Policjantki były już na drugim piętrze. Było tu nieco spokojniej niż na dole. Wszystko było w barwach lodu. Długie puchate sofy, lodowe stoły, sztuczne stalaktyty. Okrągłe bary porozstawiane po całym piętrze były zbudowane częściowo z akwariów. Tylko blaty były ciemne, prawie czarne. Było tu trochę chłodno, każdemu z buzi wylatywała para wodna.
 Przy samym wejściu znajdowała się mała kabina, w której siedział lis polarny.
- Poproszę kurteczki. - kiedy dostał to o co prosił zniknął za drzwiami które znajdowały się z drugiej strony kabiny. Po chwili wrócił i oddał breloczki z numerami.
 Wreszcie kobiety usiadły na jednej z sof przy przeszklonej ścianie, z której rozpościerał się widok na zatokę. Zwierzogród zaskakiwał nawet jeśli mieszkało się w nim kilka lat.
- No to dziewczyny, co pijecie? - zapytała Allandra.
- Coś małego na rozgrzewkę. - powiedziała Marta.
- Skąd masz te wejściówki? - zapytała Judy.
- Alan to tak jakby nieformalnie mój brat przyrodni. Długa  i pikantna historia, chcesz ją usłyszeć.
- Jednak nie. Dla mnie coś słabego z marchewkami.
- A jak nie będzie marchewek?
- To coś żebym czuła owoce.
- No dobra..a ty co Anna?
- Zimny Mordor.
- Już?
- Tak już.
- Co to Zimny Mordor? - znów spytała króliczka.
- Sto pięćdziesiąt mililitrów czystej wódki sto białego rumu plus mleko dla zabarwienia. Wszystko schłodzone ciekłym azotem.

(Tajemnicza platforma)

 Dany odliczał w myślach. Czekał aż napastnicy będą wystarczająco blisko. W obliczu śmierci przyszedł mu do głowy pomysł, który mógł się udać.
 W końcu jeden z najemników był w odległości nie całych dwóch metrów. Dany wyskoczył, zdzielił go kolbą w twarz pozbawiając go tym samym połowy uzębienia i przytomności. Nie tracąc czasu posłał dwa strzały w kierunku drzwi. Chwycił ssaka przed nim i użył go jako zasłony. Teraz koń strzelał na lewo i prawo. Huk i ogień z karabinu oszołomił na moment wszystkich wokół, tak jak założył agent. Kiedy szok minął Dany zasłonił się jak kukiełką z lewej strony by prowadzić ostrzał z prawej. Nie równych odstępach czasu zmieniał strony ostrzału oraz swoje położenie. W końcu dotarł za kolejne regały. Całe zamieszanie się skończyło. Tym razem był otoczony ze wszystkich stron nie jak przedtem z jednej, ale wrogów było mniej. Na szczęście w tych regałach znajdowały się granaty. Dany od razu kilka sztuk, ciągle strzelając by odwrócić uwagę. Trzy wybuchy. Nie mniej nie więcej. Gdyby nie syrena alarmowa, panowałaby teraz idealna cisza. Nie zwlekając koń dobył nową broń czyli pistolet maszynowy, kilka małych pistoletów i nowe granaty. W tym momencie stał się jeszcze groźniejszą maszyną do zabijania.
 Sprytnie schował się za progiem, jednak przedtem uformował  z trupów mały stos który miał przyciągnąć uwagę. Tupot stóp żołnierzy robił się coraz głośniejszy, w końcu pojawili. Wszystko odbyło się wedle planu. Nikt  nie zauważył konia. Cała grupa najemników bezmyślnie podbiegła do stosu. Dany po prostu rzucił kolejny granat. I nagle stos trupów zrobił się większy, a właściwie szerszy.
 Trzeba było działać szybko. Dany skręcił w prawo. Spotkał trójkę najemników, byli co najmniej zaskoczeni widząc uzbrojonego po zęby niedoszłego więźnia. Nie mieli żadnych szans. Przygotowany mentalnie na takie okazje, Dany wymierzył i strzelił. W ciągu sekundy wszyscy byli już martwi. Nie czekając dłużej koń pobiegł dalej, próbował przypomnieć sobie drogę do magazynu, w którym trzymali dziewczynkę. Za zakrętem było małe skrzyżowanie tuneli. Ze wszystkich stron nadbiegali kolejni przeciwnicy. W tej sytuacji agent przygotował granaty, rzucił je w boczne korytarze tak by odbiły się od ścian i poleciały dalej. Wrzask, wybuch i cisza. Eksplozja na chwilę zatrzymała tych którzy biegli z przeciwnego korytarza.  Jedynym wyjściem była szybka wymiana ognia. 
 Kiedy tylko pierwszy najemnik się pojawił, Dany od razu strzelił. Chybił, ale kula odbiła się rykoszetem i dostał ktoś z tyłu. Lew, który biegł przodem automatycznie odwrócił się by zbadać co się stało, wtedy dostał w potylicę. Bandziory zaczęły strzelać za rogu, więc Dany znalazł się w potrzasku. Nie mógł dostać się do bocznych tuneli, które z resztą i tak groziły zawaleniem sufitu, na dodatek z drugiej strony zaczęli nadbiegać kolejni wrogowie. Mężczyźnie zostały trzy granaty, które wolał by zatrzymać na później, jednak nie miał wyjścia. 
 Poczekał aż pierwszy z nich wychyli się z tylnego korytarza, gdy pojawił się, Dany posła w jego stronę serię z karabinu, a po niej kolejne ponieważ, napastnicy zdecydowali się na otwarte uderzenie. Padło kolejnych pięciu. Kiedy zrozumieli swój błąd, reszta bandy zaczęła strzelać zza rogu a nawet rzucili granat. Ten jednak Dany odkopnął w ich stronę, mimo to wybuchł w połowie powrotnej drogi krusząc ściany i rozwalając instalację świetlną. Korzystając z zamętu, koń cisnął swój grant w najemników z przodu.
- GRANAT! - krzyknął któryś z nich.  Musiało być ich wielu ponieważ stłoczeni w wąskim przejściu zablokowali się i nie zdążyli uciec. 
 Zaraz po wybuchu agent ruszył do przodu uprzednio posyłając parę kul na oślep by powstrzymać pogoń. Potem ruszył przed siebie. Kolejne korytarze wyglądały dokładnie tak samo, więc Dany szybko się pogubił. W pewnym momencie napotkał jednego z najemników. Przez przypadek wpadł na niego zza roku, okazał się panterą. Dany nie tracąc czasu uderzył go w twarz, później w korpus. Przeciwnik wycofał się w tył, co dało mu chwilę wytchnienia. Przygotował się do strzału ze swojego pistoletu. Koń, kopnięciem w nadgarstek wytrącił mu broń i skrócił dystans. Jednak jego oponent dobył zza pasa długi nóż. Dźgnął nim prosto. Dany zszedł mu z drogi. Kiedy pantera rzuciła się do ataku, Dany stał bezpiecznie zboku. Kiedy znalazł się za nim, uderzył go w barki jednocześnie podcinając nogi. W efekcie najemnik runął na ziemię z impetem przy okazji tracąc nóż. Agent federacji usiadł na nim, kolanami docisnął łopatki do ziemi, a zdobyczny nóż przyłożył do jego gardła.
- Gdzie przetrzymujecie dziewczynkę? - powiedział to względnie opanowanym głosem, jednak czuć w nim było gniew.
- Pier... - Dany podciął mu kawałek krtani. - Nie nie! Dziewczynka jest w piątym korytarzu po prawej. Iii... - teraz Dany podciął całe gardło. Krew trysnęła, coraz szybciej zaczęła wypływać z rany. - Kh. kgh kghgkgh. - pantera dławiła się krwią napływającą do ust.
- Mogłem poczekać. - stwierdził Dany.
 Wstał i pobiegł dalej. W końcu dotarł do magazynku. Strzelił ze swojej broni w zamek, wyszarpał ciężkie drzwi. W środku był jakiś mężczyzna. Nie celując,nie zastanawiając się, pełen złości i furii po prostu strzelił. Padł jak długi na pobliskie skrzynki. W rogu siedziała Eli.
- Dany! - krzyknęła uradowana.
- Poczekaj. - przeciął plastikowe kajdanki. - Nie mamy czasu. Trzymaj się mnie mocno, nie zadawaj pytań.
 dziewczynka posłusznie złapała się go za ramię i tułów, przylgnęła do niego całym ciałem oraz założyła nogi  powyżej bioder by nie krępować ruchów. Razem wybiegli. Biegli co chwilę skręcając w inny tunel. Syrena ciągle wyła, ale nigdzie nie było widać najemników. Wreszcie dotarli do półokrągłych drzwi z napisem ''WYJŚCIE". Dany spróbował otworzyć je kopnięciem, ale drzwi ani nie drgnęły. Musiał więc otworzyć je w tradycyjny sposób.
- Zejdź ze mnie.
- Dobrze. - otworzyli drzwi.
 Na zewnątrz panował głęboki mrok. Był środek nocy. Żadne światła się nie paliły.
Trzymając dziewczynkę za rękę pobiegł przed siebie.
- STAĆ!
 Nagle wszystkie światła się zapaliły. Byli otoczeni przez kilkunastu najemników wąskim półokręgiem. Za plecami mieli krawędź platformy.
- Szlag!



Autor opowiadania: Slowak

Komentarze

Wszystkie komiksy

Legenda

¤ - W trakcie tłumaczenia
¤ - W trakcie rysowania
¤ - Dawno nieaktualizowane, brak informacji o dalszych częściach
¤ - Wstrzymane bądź niedokończone
¤ - Zakończone