Przejdź do głównej zawartości

Ostatni post

Death Dealing Outfoxed - Cz. 4 - Krampuzzz - Tłumaczenie PL]

Zwierzogród: Alternatywna kontynuacja (Roz. 2 Cz. 14) - Michael Lught [Opowiadanie]




***
- Judy!

Krzyczałem w szale, próbując ją znaleźć między kłębami dymu i płomieniami. Moje futro płonęło, odsłaniając bladą skórę, która poparzona, zaczerwieniła się. Najgorzej było na plecach, gdzie każdy włos był praktycznie cieczą i skapywał ze mnie, zaznaczając bolesny szlak.

- Judy! Proszę, nie...

Jakieś zniekształcone i obce mi sylwetki przebiegały dookoła. Nie mogłem ich zidentyfikować. Wtedy przypadkiem wszedłem w ogromną kępę dymu. Kiedy zrobiłem głęboki wdech, poczułem gorzki smak na języku, a następnie coś jakby żyletki w gardle. Mnóstwo żyletek. Upadłem kaszląc, pozbywając się trucizny wraz z gigantyczną ilością śliny. Czując drapanie oczu, zamknąłem je i niczego nie widząc, jakoś wypełzłem z garści żywiołu, czołgając się w stronę strefy gdzie było zimniej. Odważyłem się wtedy otworzyć oczy i... Trzymał ją... Była bezwładna...
Po ostatnim incydencie i nocy u Judy, czułem się już lepiej. Rany dość szybko się zabliźniły. Jednak moje opuchlizny nadal nie dawały spokoju. Finalnie zadecydowaliśmy razem z Judy o nagłośnieniu całego incydentu, ale postanowiliśmy poczekać z tym na odpowiedni moment. Wtedy kiedy uderzenie będzie miało sens. Rozważałem ponownie również kwestie pójścia na współpracę z zamaskowanym. Nie byłby to taki zły pomysł. Współpracować z nim a następnie go pochwycić, kiedy nie będzie się tego spodziewał. Jednak nie mam pojęcia jak mógłbym się z nim skontaktować. Judy ma rację, odnośnie tego, że cały plan jest ryzykowny, ale w razie powodzenia, osiągnęlibyśmy podwójne korzyści. Dlatego też musiałem się upewnić co do jego tożsamości oraz znaleźć jakieś dodatkowe ślady, prowadzące do niego samego.

Tego dnia rutynowo udaliśmy się do pracy. Szef przydzielił nam pewne zadania, jednak było ich wyjątkowo mało. Być może właśnie po to abyśmy mogli więcej zająć się całą sprawą z zamaskowanym. Miałem pewne informacje i do tego kim jest. Na razie nie mówiłem o tym Judy, ale zasugerowałem sprawdzenie archiwów lokalnej gazety miejskiej. Byłem pewien ze znajdziemy tam jakieś wzmianki o sprawie morderstwa dwóch dzieci w miasteczku, w którym mieszkałem wcześniej. Gazeta zawsze skutecznie nagłośniała takie sprawy. A o tej konkretnej sprawie kiedyś było bardzo głośno. Nawet w Zwierzogrodzie. Niektórzy szaleni pseudonaukowcy nawet wystrugali teorię o porwaniu przez kosmowilki i inne kosmiczne stwory, ale oczywiście nie można ich brać na poważnie.

- Judy?
- Tak Nick?
Powiedziała zmęczonym głosem.
- Czyli jesteśmy już razem?

Wzdychała głośno, a kiedy znaleźliśmy się na skrzyżowaniu dróg, walnęła delikatnie głową o kierownice, powodując dźwięk klaksonu.

- Nick, ile razy jeszcze o to spytasz?

Uśmiechnąłem się złośliwie i przybliżyłem pysk do jej ucha.

- Po prostu lubię jak potwierdzasz to, że jesteśmy razem. To za każdym razem jest słodkie.
Judy nieco oburzyła się i wzdrygnęła na moje słowa. Jednak postanowiła odpuścić i zignorować to tym razem. Potem skręciła w lewo, kierując się w stronę siedziby gazety miejskiej.
- Jesteśmy już blisko. Jesteś pewny, że to coś da?
Kiedy spytała, ja tylko usadowiłem się wygodnie, kładąc łapy skrzyżowane przed sobą i uśmiechając się do niej. Następnie mrugnąłem do niej, pokazując, że czekam na odpowiedź na poprzednie pytanie.
- Ahhh...

Odpowiedziała zmęczonym głosem.

- Tak Nicky, jesteśmy razem i kochamy się.
- Mhmmm... A kim ja dla ciebie jestem?
- Moim liskiem chytruskiem.
- A ty dla mnie?
- Twoim puszkiem kłębuszkiem.
- No i nie zapominaj, że głupim królikiem.

Judy podparła głowę jedną ręką i zawołała ponownie zmęczona tym wszystkim.

- Po co?

Wyprostowałem się i odpowiedziałem pewnie z lekką nutką flirtu w głosie.

- Widzisz, my lisy chcemy się upewnić, że nasza partnerka jest naprawdę nasza. Od lat łączymy się w pary na całe życie. Nie zadaje tych pytań ze złośliwości, a po to aby się mieć pewność, że jesteś tą jedyną. Bo pamiętaj, samotny lis nie może żyć zbyt długo w tym stanie.

Judy uśmiechnęła się niemal niewidocznie, próbując ukryć uczucia w tym momencie. Jednak to mi wystarczyło. Ten skromny uśmiech. Osiągnąłem już swój cel, dlatego nie męczyłem ją dalej z tym. Lubię się z nią drażnić, ale są pewne granice i nie wolno mi ich przekraczać. Poza tym jest tak słodka jak się denerwuje, że nabawię się jeszcze przez to cukrzycy. Kontynuowaliśmy drogę, aż dotarliśmy do wielkiego budynku. Zatrzymaliśmy się na parkingu przed nim i wysiedliśmy z auta. Budynek wyglądał na bardzo stary. Był ceglany i miał wiele staroświeckich ozdobień pomiędzy poszczególnymi piętrami. Ozdobienia były już nieco zniszczone przez czas. Ośniedziałe i zazielenione od mchu. Prawdopodobnie kiedyś musiały być krystalicznie białe i piękne. Niestety czas im to odebrał. Za to nadal zachowały swoja powagę i majestatyczność. Przed nami znajdował się wysoki portyk. Nieco za niski aby najwyższe ssaki mogły się przez niego przecisnąć w prostej pozycji. Świadczy to dodatkowo o starości tego budynku, ponieważ kiedyś nie wszystkie budowle w mieście były dopasowane tak aby wszyscy mogli swobodnie z nich korzystać. Wszystko zależało od woli ich właścicieli. Ten budynek prawdopodobnie został właśnie wbudowany z myślą o wysokich ssakach, ale nie tych największych. Po obu stronach wisiały owinięte wokół drzewców, flagi miasta. Wiatr tak się z nimi zabawił, że nie dyndały na nim swobodnie, a były unieruchomione. Na szczycie portyku widniał napis: Gazeta miejska.
Nie czekając dłużej weszliśmy do środka. Po konsultacji z pracownikami gazety, dostaliśmy finalnie dostęp do archiwum. Dano nam spore pliki dokumentów papierowych jak i dostęp do wersji elektronicznej, jednak ta druga posiadała jedynie dane od roku 2000, a interesowały nas głównie starsze daty. Mimo to, postanowiliśmy również skorzystać z wersji elektronicznej. W odizolowanym pomieszczeniu, którego nam urzeczono, w ciszy szukaliśmy tego czego potrzebowaliśmy. Judy zajęła się wersją elektroniczną, kiedy to ja przeglądałem pliki. Zacząłem od przedziału 1980-1990. A to dlatego, iż spodziewałem się znaleźć coś właśnie w tym przedziale. Jak już mówiłem, spodziewałem się tożsamości zamaskowanego. Ze zeznań świadków mogłem wywnioskować, że zamaskowany jest lisem, posiadającym specyficzny pasek na ogonie. Taka cecha nie jest często spotykana, więc prawdopodobieństwo, że jestem blisko było duże. Myślałem sobie: ta dwójka dzieciaków, którą widziałem jak bawiła się na tym samym podwórku co ja. Ta sama dwójka, która ponoć miała być martwa. A jednak może któryś z nich przeżył i to właśnie on jest zamaskowanym? W pierwszej kolejności postanowiłem się przyglądnąć artykułowi o morderstwach. Prasa o tym swego czasu wiele pisała i być może więcej powiedzą mi artykuły z gazety niżeli raporty policji, która co dziwne, nie zajęła się do końca sprawą jak należy. Znalezienie informacji o tym, nie było takie trudne. Katalogi były bardzo dobrze posegregowane. Niestety akurat nic nowego nie odkryłem. Informacje o szczegółach morderstwa, wywiady z policją i świadkami oraz parę teorii spiskowych.

- Masz coś Nick?

Odwróciłem się w stronę Judy. Jednak nic nie powiedziałem i wróciłem do przeglądania artykułów. Przesuwałem pożółkłe od czasu kartki po kolei. Jednak przeszedłem w ten sposób aż do roku 1989 nie znajdując praktycznie nic. Kiedy miałem przesunąć ostatnią stronę z artykułami z tego roku oraz zgrabnie przeskoczyć do pierwszego stycznia 1990 roku, zauważyłem że kilka stron skleiło się. Już miałem zignorować ten fakt, jednak nieznana mi siły zmusiła mnie do rozklejenia i przeglądnięcia tych kartek. Nie wiem czy to była ciekawość czy może nadzieja, że właśnie tam coś znajdę. Tak czy owak zajrzałem tam. Pierwsze co ujrzałem to informacje z nocy 30 grudnia na 31 grudnia. Zwyczajne informacje o przygotowaniach do świętowania nowego roku w mieście. Praktycznie wszędzie było to samo, aż dotarłem do jednej z ostatnich stron. Znajdował tam się artykuł. Nie był zbyt długi. Prawdopodobnie nie było o tym wydarzeniu zbyt wielu informacji, a również nie interesowała się tym tak bardzo opinia publiczna z uwagi na to, że zbliżał się nowy roku. Treść artykułu była taka:

Pożar w szpitalu psychiatrycznym nieopodal gór Maxwella na obrzeżach miasta.

Tej nocy, tj. 31.12.1999 między godzinami 22:40, a 23:23 doszło do pożaru w szpitalu psychiatrycznym. Szpital położony był na małym wzniesieniu, nieopodal gór Maxwella, znajdujących się na południowym zachodzie od miasta. Pożar strawił doszczętnie cały obiekt. Według doniesień personelu szpitala, wszystko zaczęło się w bloku C. Jest to blok gdzie przechowywani byli pacjenci z schizofrenicznymi zaburzeniami psychicznymi oraz zaburzeniami osobowości. Według doniesień pożar rozpoczął się w jednym z pokoi dla pacjentów. Przyczyna pożaru nie znana. Sprawą zajmuję się policja. Eksperci podejrzewają, że za pożar odpowiada wadliwa i stara elektryka w szpitalu. Należy wziąć tu również pod uwagę fakt, że budynek został wybudowany w 1892 roku i funkcjonował jako przedszkole i szkoła podstawowa. Przekształcono go w szpital psychiatryczny dopiero w latach pięćdziesiątych, tego wieku. Był to jeden z nielicznych szpitali psychiatrycznych w okolicy miasta w tym czasie. 45% budynku wykonane było ze starego i dawno niekonserwowanego drewna. Prawdopodobnie ta cecha konstrukcji przyczyniła się do tego, że pożar rozprzestrzenił się tak szybko. Podczas pożaru, większość pacjentów przebywała w bloku A z powodu poluzowania rygoru w placówce przed obchodami sylwestrowymi. Dzięki temu oraz natychmiastowej reakcji personelu, większość przebywających w budynku ssaków została ewakuowana na czas. Wstępnie donosi się o śmierci dwóch osób. Jednej z pracownic szpitala, oraz chorego psychicznie 50 latka. Obie ofiary znajdowały się w tym czasie w bloku C, w odległości kilku metrów od centrum pożaru. Pozostałe ofiary to 7 rannych osób z niewielkimi oparzeniami pierwszego i drugiego stopnia.

Artykuł jakoś dziwnie przykuł moją uwagę, mimo, iż nie było w nim niczego nadzwyczajnego. Poza treścią znajdowało się w nim również kilka czarno- białych zdjęć. Jedno przedstawiało starą fotografię szpitala, kiedy funkcjonował jeszcze jako przedszkole. Fotografia pochodziła z 1912 roku. Drugie zaś wykonano podczas otwarcia szpitala psychiatrycznego, a trzecie przedstawiało budynek podczas pożaru. Postawiłem palec na stronie z artykułem aby go nie pominąć i przeglądałem strony dalej. Po kilku stronach znalazłem duży wycinek z gazety, na której widniała data 01.01.2000. Pomiędzy zwykłymi wpisami z tego dnia, znajdował się malutki wycinek, zawierający dosłownie kilka zdań.

Śledztwo w sprawie zaginięcia jednego z pacjentów szpitala psychiatrycznego, który spłonął wczorajszej nocy, około godziny 23:15. Poszukiwany jest młody lis z oddziału dla osób o ciężkich zaburzeniach psychicznych. Jak na swój gatunek jest dość wysoki, posiada typowe, białe ubranie szpitalne. Jego futro jest blado- rude, a na ogonie znajduje się charakterystyczny, zagięty, biały pasek. Policja nie zdradziła nam szczegółów odnośnie tego jak bardzo pacjent może być groźny. Policja zaleca nie zbliżanie się do pacjenta oraz szybkiego powiadomienia organów ścigania. Sprawą zajmuje się nowy na stanowisku, komendant ZPD, Bogo.

A to dopiero ciekawe. Bogo zajmował się tą sprawą. A opis uciekiniera potwierdza tylko moje podejrzenia. W takim razie trzeba iść na komendę i dowiedzieć się szczegółów tej sprawy. Ciekawe, że Bogo tego nam nie powiedział. Opis poszukiwanego w tych czasach zbiega pasuje do zeznań świadków. Jednak poniekąd rozumiem Bogo. W końcu sprawa miała miejsce wiele lat temu. Myślę, że szef będzie zadowolony kiedy się dowie, że mamy trop.

- Nick? Nic nie znalazłam, a ty?

Powiedziałem z dużym entuzjazmem.

- Mam tyle ile nam potrzeba, musimy iść na komendę.
- Na komendę, a na co?
- Zaufaj mi Karotka, wiem co robię.

To ten moment kiedy naprawdę jestem zadowolony z tej pracy. Czuje się jak taki Holmes lub jakiś inny wybitny detektyw. Wspaniałe uczucie jak zagadka otwiera się przed tobą, krok po kroku. Jakby otwierać jajko, niespodziankę. Zrobiłem zdjęcia artykułów. Razem z Judy wybiegliśmy z budynku. Ciągnąłem ją za rękę aby ją przyśpieszyć, tak bardzo, że prawie tarzała się po ziemi. Następnie wrzuciłem do auta i samemu siadłem za kierownicą. Całą drogę, aż do komendy, Judy w tym czasie ciągle mi się przyglądała w zdziwieniu i zaciekawieniu co takiego mogłem odkryć. Postanowiłem ją jednak zostawić w tym stanie aż dotrzemy do biura szefa.

Opuściliśmy pojazd i weszliśmy do środka. Jak zawsze przywitał nas Pazurian. Wtedy odpowiedziałem mu tym samym z dużym uśmiechem na twarzy oraz zapytałem:

- Cześć stary! Czy szef jest w swoim biurze.
- Tak, siedzi tam ciągle już około dwóch godzin.
- Dzięki stary.

Od razu pobiegliśmy korytarzem. Zrobiliśmy to na tyle nieuważnie, że poślizgnąłem się na świeżo umytej posadce, jednak dzięki swoim ruchom oraz pomocy Judy, utrzymałem równowagę. Dalszy odcinek drogi przespacerowaliśmy powoli. Gdy już byliśmy pod gabinetem szefa, dopiero wtedy Judy zapytała mnie.

- Nick? Co takiego znalazłeś w archiwach? Zachowujesz się jakoś bardzo dziwnie od kiedy wróciliśmy stamtąd.
- Zobaczysz Judy. Chce wam obu zrobić niespodziankę. Myślę, że mamy wreszcie jakiś mocny trop.
Powoli uchylam drzwi biura i wchodzę do środka. Wtedy słyszę charakterystyczny głos szefa.
- Bajer! Ktoś w ogóle uczył Cię manier! Puka się!
- Ohhh... Przepraszam szefie. Jednak nie widzę abyś był czymś teraz zajęty.

Szef spojrzał tylko w górę i lekko parsknął.

- Dobra, dobra. Usiądźcie proszę. Co masz mi do powiedzenia, Judy?

Judy usiadła ze mną na jednym krześle, które było wystarczając duże abyśmy się tam nawet w trójkę pomieścili.

- Tak właściwie szefie, to nie wiem... To Nick ma coś do powiedzenia.

Szef obrócił się do mnie. Podważył okulary palcem i obniżył je na wysokość poniżej jego oczu.

- Tak Bajer? Więc słucham.

Wyciągnąłem z kieszeni swój telefon, a następnie podskoczyłem i delikatnie rzuciłem go na biurko, tuż przy rękach szefa. On spojrzał na niego. Powolnym ruchem ponownie poprawił okulary i zaczął czytać to co znajdowało się na ekranie w artykule. W tym czasie postanowiłem wyjaśnić jemu oraz Judy o co chodzi z tym artykułem.

- Pierwszy artykuł mówi o pożarze w jednym ze szpitali psychiatrycznych z nocy, ostatniego dnia 1999 roku. Drugi zaś o uciekinierze ze szpitala. Podobno u początków kariery zajmował się Pan tą sprawą. Chciałbym aby udostępnił nam Pan raporty z tamtych poszukiwań. Jest to dla nas bardzo ważne, ponieważ myślę, że to może być trop odnośnie sprawy zamaskowanego terrorysty.

Szef przeczytał oba artykuły dokładnie, na co odsapnął lekko, podając mi telefon. On na chwilę spojrzał w dół, trzymając zaplecione dłonie i wyraźnie zastanawiając się co na to ma nam odpowiedzieć. Każda chwila była dla nas istotna, jednak szef nie zareagował od razu jak to zawsze miał w zwyczaju. Tym razem po prostu siedział, dumając nad czymś. Było to lekko zaskakujące. Spodziewałem się kompletnie innej reakcji od niego.

- W jaki sposób daje wam to trop, Bajer?
- To proste. Proszę przejrzeć raporty. Po coś je przecież piszemy, nie? Proszę spojrzeć na zeznania świadków, których przesłuchiwaliśmy. Są tam informacje odnośnie wyglądu sprawcy. Posiadał charakterystyczny pasek na ogonie. Dokładnie taki sam jaki opisano w drugim artykule.

Bogo mocno oparł się o krzesło na, którym siedział. Judy przyglądała się temu z jednej strony ze zdumieniem, ponieważ faktycznie moja droga dedukcji była nadzwyczajna, hehe... A z drugiej strony była zdziwiona reakcją szefa. Widać było, że ten stary bawół coś wie, ale waha się nam odpowiedzieć. Judy wtedy momentalnie wkroczyła do akcji.

- Szefie, widzimy, że szef coś wie. Proszę nam odpowiedzieć na to. To może przybliżyć nas do rozwiązania sprawy, a w efekcie uwolnienie miasta od tych wszystkich eksplozji i śmierci niewinnych.
Bogo wstał z krzesła, a następnie podszedł do jednej z półek. Wyciągnął starą, papierową teczkę, wypełnioną po brzegi startami dokumentów, a następnie położył ją przed nami.
- To wszystkie dokumenty ze wczesnych lat mojej kariery. Możecie je przeglądnąć, lecz sprawy, o której mówicie nie znajdziecie tam.

Otworzyłem teczkę, ale pozostałem jedynie na pierwszej stronie. Nie miałem zamiaru przeglądać każdej ze stron. Zajęłoby to nam jeszcze więcej czasu niż gmeranie w archiwum. Zamiast tego zapytałem szefa.

- Co się stało z tamtą dokumentacją.

Szef nabrał tym razem więcej odwagi i zaczął bardziej swobodnie odpowiadać.

- Ma ją wasza ulubiona Pani burmistrz, Jagna Obłoczek.

Szef ponownie wstał i oparł się o parapet za nim.

- Słuchajcie, była to najdziwniejsza sprawa jaką się zajmowałem. Zleciła mi ją właśnie Panna Obłoczek. Tego czasu byliśmy wręcz... przyjaciółmi.

Te słowa zaskoczyły mnie tak bardzo, że nie mogłem powstrzymać pytania.

- Co? Skąd znał się Pan z Panią Obłoczek.
- Studiowaliśmy na tej samej uczelni. Byliśmy na jednym roku. Jednak ja wybrałem inną drogę po studiach, a ona inną. Wtedy nasze drogi się rozeszły, aż do momentu tej sprawy. Obłoczek zajęła się jakąś organizacją rządową. Nie mam szczegółowych informacji odnośnie tego jaka to była organizacja. Wiem natomiast, że zamknięto ją właśnie po tym incydencie z uciekinierem. Reaktywowano jej działalność dopiero w 2012 roku z inicjatywy Obłoczek, kiedy to ona zajęła się na poważnie polityką.
- Jak przebiegała sprawa zbiega?
- Cóż... To była na pierwszy rzut oka jedna z rutynowych spraw jakie miewała wtedy policja. Nawiasem mówiąc, nie był to jedyny zbieg. Natomiast Pannę Obłoczek obchodził dokładnie ten konkretny. Niestety nie pamiętam teraz jego imienia i nazwiska. Wszystko było w dokumentach.
- Czy udało się go złapać.
- Nie, niestety nie. Zbieg ukrył się gdzieś. Prawdopodobnie opuścił miasto i przepadł. Udało mi się wtedy zorganizować niemal pół policji miejskiej w celu poszukiwawczym. Przeczesano ogromny obszar, za równo w mieście jak i poza nim. Mimo to nie było ani najmniejszej poszlaki. Jakby on wiedział wszystko odnośnie tego jak działa policja i na co zwracamy uwagę. Po prostu ucieczka idealna. Z jednej strony może być to dziwne, bo w końcu to był wariat, ale z drugiej strony, może właśnie dlatego tak dobrze mu poszło z zatarciem wszelkiego śladu po sobie. Po tej sprawie zaczęły się problemy. Kiedy przerwałem śledztwo z powodu braku jakiegokolwiek tropu, Obłoczek wściekła się na mnie i wtedy relacja między mną, a ją się pogorszyła. Tłumaczyłem jej, że nie mogłem nic przecież zrobić, a policja jest potrzebna również gdzie indziej, ale to do niej nie docierało.

- Wie Pan, dlaczego tak bardzo zależało Obłoczek na tej sprawie.
- Trudno powiedzieć... Chociaż wspominała coś, że uciekinier jest bardzo ważny dla organizacji, do której należała. Nie wiedziałem jednak wtedy jak bardzo... Po zamknięciu sprawy, zamknięto również tą organizację, a wszelkie dokumentacje mi zabrano. Naprawdę przykro mi, ale nie mogę chyba więcej wam pomóc.

Skrzyżowałem nogi siedząc na krześle i podparłem podbródek ręką, zastanawiając się nam tym wszystkim. Bez informacji, bez tego raportu, nie wiele zrobimy, a Obłoczek na pewno nie da nam dostępu do tych informacji. Spojrzałem na Judy, dając jej tym do zrozumienia, że nie mam pomysłu co możemy w tej sytuacji zrobić. Liczyłem na to, że może ona na coś wpadnie, jednak z jej oczu wynikało, że tym razem najprawdopodobniej nic nie chodziło jej po głowie. Wzdychałem w beznadziei, leniwie przeglądając zdjęcia artykułów w telefonie. Nagle wzięła mnie pewna, dziwna myśl.

- Pojedź tam!

Głos był na tyle specyficzny, że na początku naprawdę nie wiedziałem, czy to aby na pewno w mojej głowie, czy może poza nią.

- Pojedź tam!

Rozglądałem się dookoła, zdezorientowany. Poczułem niepokój, gdyż głos, który to mówił był naprawdę zimny i bezuczuciowy. Przypominał mój głos, jednak był nieco zniekształcony. Jakby metaliczny... Jakby ktoś na tyle dokładnie uderzał w metalową blachę, że dźwięki, które wydawała, zmieniały się w słowa.

- Pojedź tam!

Tym razem aż podskoczyłem, co zauważył za równo szef jak i Judy. Widziałem tylko jak patrzą na mnie w takiej samej dezorientacji, w jakiej ja się właśnie znajdowałem. Wtedy wszędzie dookoła zrobił się... mrok...

***

Link do oryginału: klik!

Komentarze

  1. W momencie w którym gadają miedzy sobą... cuteness... over 9000 xd
    W momencie kiedy wchodzą do szefa... audentycznie... małomówny.
    W momencie jak Nickowi gotuje się pod czaszką i mdleje... wkrada się "Archiwum X"
    Kiedy następny rozdział, szefie? :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Archiwum X to jeszcze zobaczysz, heh. Kiedy następny? Mam nadzieje, że w krótce. Jest w trakcie pisania.

      Usuń

Prześlij komentarz

Wszystkie komiksy

Legenda

¤ - W trakcie tłumaczenia
¤ - W trakcie rysowania
¤ - Dawno nieaktualizowane, brak informacji o dalszych częściach
¤ - Wstrzymane bądź niedokończone
¤ - Zakończone