Przejdź do głównej zawartości

Ostatni post

Życzenia świąteczne

Hungry Hearts - Roz. 9 Cz. 4 - Johnsoneer & KungFuFreak & FeverWildeHopps [Tłumaczenie PL]




Zapraszamy wszystkich na naszego discorda :) [LINK]

Prolog   Poprzednia część


Jego futro miało teraz wspaniały pomarańczowy odcień, nawet jaśniejszy niż u Gideona. Na jego kończynach futro było ciemniejsze, ale rozjaśniało się w kierunku korpusu, gdzie przybierało kremowy kolor na piersi, który przypominał jej marchewkę zanurzoną w budyniu. Ubrania naprawdę na niego pasowały, ale to, co naprawdę przyciągnęło jej uwagę, to fakt, jak naturalnie był czarujący. Miał ten ujmujący uśmiech na twarzy, który demonstrował jego dowcip, nie będąc jednocześnie aroganckim. Jedynymi rzeczami, które teraz zdradzały jego faktyczny stan, były jego nietypowa mowa oraz zwężone oczy. Patrząc na niego musiała bardzo się wysilić by móc stwierdzić, że był szwendaczem. Dużo łatwiej było jej przyznać, że teraz wyglądał raczej jak…

- Ciacho! - Kris krzyknęła i gwizdnęła.

- Wow! - wykrzyknął Benny. - Wyglądasz zupełnie inaczej!

Gideon skinął głową i wstał, wskazując na ubrania N. 

- Jak się czujesz?

N spojrzał na siebie, obserwując swoje nowe ubranie i leniwie przebiegł niezdarną łapą przez futro na szyi. 

- To jest… czuję się… puchato.

Kris przewróciła oczami na lisa. 

- Tak powinno wyglądać futro. Dobrze wiedzieć, że coś czujesz. Szkoda, że ​​nie spróbowaliśmy z czerwoną koszulą. Wyglądałby jak oszałamiający barman Eweropean, prawda, Judy...? Judy… Halo, Jude!

Judy lekko podskoczyła, gdy przyjaciółka potrząsnęła lekko jej ramieniem. 

- Co? A! Może i tak. 

Wiedziała, że ​​jej przyjaciele rzucają sobie ukradkowe spojrzenia, ale postanowiła je zignorować i przyjrzeć się bliżej N. Zeskoczyła z łóżka i skrzyżowała ręce na piersi, z pewnym siebie uśmiechem. 

- Powiedziałabym, że wyglądasz dla mnie wystarczająco żywo.

Uśmiechnął się do niej. 

- Nie s-słódź, wal.

- Nie słodzę, lisiu-pysiu. Dobrze wyglądasz.

- ... Myślisz, że o-ojciec z-zaakceptuje? - zapytał.

Judy zmarszczyła brwi. 

- Prawdopodobnie nie, ale przynajmniej moglibyśmy przejść obok niego bez zwracania większej uwagi.

- A czy t-ty akceptujesz?

Judy uniosła brew i spojrzała na niego jeszcze raz. 

- Zdecydowanie tak.

- Jesteście dla mnie zbyt słodcy. - westchnęła Kris z westchnieniem.

Judy poczuła potrzebę zbesztania przyjaciółki za opisanie jej jako „słodkiej”, mimo że ta doskonale wiedziała, co myśli o tym określeniu. Zanim zdążyła jednak to zrobić, wszyscy usłyszeli niespodziewanie głośne pukanie do drzwi frontowych na dole. Gideon i Benny podskoczyli i spojrzeli w stronę schodów prowadzących do drzwi. Patrzyli na siebie w milczeniu z niepokojem, a Benny momentalnie przerwał odtwarzanie muzyki.

Judy przemówiła cichym szeptem. 

- Czy czekaliście na jeszcze kogoś?

- Nie. - powiedział Benny cicho i cicho podszedł do drzwi sypialni. Gepard był szybki i cichy na wykładzinie podłogowej, a nastrój w pokoju stał się napięty, gdy gospodarze wstali.

- Zostańcie na miejscu. - rozkazał Gideon i podążył za gepardem po schodach. Judy i reszta stali przy drzwiach i nie ruszali się. Trzymała uszy wysoko i wskazała schody, czekając na kolejne dźwięki. Usłyszeli kolejne głośne pukanie do drzwi, tym razem bardziej nerwowe.

- Halo? -  ktoś dzwonił z zewnątrz. - Czy ktoś jest w domu? ... Szukam Judy Hopps!

Oczy Judy rozszerzyły się, rzucając okiem na Krisa i N. 

- Dlaczego ktoś miałby mnie tutaj szukać?

Kris mogła tylko wzruszyć ramionami w odpowiedzi. Czekali, aż Benny otworzy drzwi.

- Kto tam? Wiesz, która godzina?  - Gideon zawołał ze złością.

Głos odpowiedział głośno i zabrakło mu tchu. 

- Tu Ramic… z oddziału medycznego… Proszę, muszę znaleźć Judy!

Wszyscy trzej patrzyli na siebie zdziwionymi twarzami. Judy wskazała na ziemię i wypowiedziała słowa: zostań tutaj na N., zanim odwrócił się i praktycznie zeskoczył ze schodów. Gideon czekał przy drzwiach z łapą na zamkach, patrząc na nią zmieszanym spojrzeniem. Zaskoczona potrząsnęła głową.

Gideon odchrząknął. 

- Dlaczego myślicie, że panna Hopps tu jest?

- Wiem, że jest przyjaciółką Kris… Oboje są przyjaciółmi kaprala Pazuriana. - wciąż łapczywie chwytał powietrze. - Nie byli w norze Hoppsów i nie byli u Kris więc… proszę, musisz mi powiedzieć, czy ona tu jest. To ważne!

Gideon spojrzał przez otwór w drzwiach. Wiedział wystarczająco dobrze, że na takim dystansie słuch Judy mógł usłyszeć najmniejszy szept. Jest sam - Gideon przekazał jej bezgłośnie. Skinęła głową i odsunęła się na bok. Benny czekał za drzwiami i drzwi się otworzyły.

Judy od razu poznała znajomego kangura. Stał schylony, wykorzystując do podparcia słupek na podjeździe do domu Gideona. Nadal nosił również fartuch i okulary. Natychmiast zobaczył Judy i jego oczy się rozszerzyły.

- Judy! - zawołał z ulgą. - Szukałem cię wszędzie.

- Słyszałam. Czemu mnie szukasz, doktorze Ramic?

Wciąż dyszał. 

- Nie jestem… doktorem… uff, mogę wejść do środka?

- Oczywiście. - powiedział Gideon i przepuścił go przez drzwi, następnie zamykając je za zmęczonym kangurem.

Naukowiec nie tracił czasu i zaczął przeszukiwać fartuch. Stojąc między Bennym, Gideonem i Judy, wyglądał na wysokiego, ale raczej zbyt szczupłego, by stanowić zagrożenie. Poza tym, biorąc pod uwagę czas spędzony z nim, wiedziała, że ​​nie byłby taki bez uzasadnionego powodu. W końcu wyciągnął coś z kieszeni i pokazał wszystkim w pokoju. 

- Dałaś mi to wcześniej.

- Dyktafon? - Judy była zaskoczona. Wręczyła paczkę ze wszystkimi lekarstwami zapominając, że małe urządzenie nagrywające, które znalazła w Zwierzogrodzie, wciąż było w środku. 

- Słuchałeś tego?

- Tak. Właśnie dlatego cię szukałem. Muszę wiedzieć, gdzie to znalazłaś.

Judy przypomniała sobie kilka dni wcześniej. 

- W szpitalu, w jednym z laboratoriów na parapecie.

- Szpital Główny Zwierzogrodu? - zapytał niecierpliwie.

- Tak.

Gideon uniósł łapy, błagając, by zwolnili. 

- Zwolnij na chwilę. O jakim nagraniu mówimy? 

- Właśnie! Nie pamiętam tego. - Kris wyskoczyła znad ramienia Judy i wyrwała urządzenie rejestrujące z jej łap. Judy rzuciła jej gniewne spojrzenie, a następnie zerknęła z niepokojem w stronę schodów, aby upewnić się, że N nie przyszedł za nią. Kris zignorowała swoją przyjaciółkę i wcisnęła przycisk odtwarzania na urządzeniu.

Głośniki na urządzeniu były małe, więc wszyscy wokół pochylili się nieco nad nim, aby lepiej słyszeć.

- 6 marca… Ta epidemia rozrywa nasze miasto na strzępy. Rząd ogłosił stan wojenny, ale policja jest otoczona, a stada potworów atakują obywateli na ulicach. Nie mogę już nawet powiedzieć, kto tam jeszcze żyje.

W oddali rozległ się krzyk. Judy przypominała sobie, że słyszała to wszystko podczas swojej drugiej nocy w magazynie z N. Sprawiło to, że poczuła chłód w kościach z chwili, gdy spała sama w biurze magazynu. Teraz, gdy Ramic tak bardzo się tym interesował, dołowało ją to jeszcze bardziej.

- Ewakuują cały personel szpitala… - kontynuował głos. - Myślę, że to miasto spisano już na straty i spróbują wydostać nas do okolicznych dzielnic. Idioci z ratusza, gdyby od samego początku mówili prawdę i pozwolili mi skończyć moją...

- Pani doktor! Musimy uciekać, szpital jest prawie opanowany. - nalegał inny głos.

- Zaraz tam będę! - odpowiedział pierwszy głos. - Jeszcze się nie poddałam. Musi być jakieś rozwiązanie. Burmistrz dostarczył mi dotację na kontynuowanie badań w nadziei, że dowiem się, jak zwalczyć epidemię, ale tak naprawdę nawet on wydaje się przekonany, że to armagedon, zresztą jak wszyscy inni. Jeśli to słyszysz, nadal próbujemy.

- Honey!! - drugi głos zawołał ponownie.

- Boczny Klif, tam nas szukaj! - po czym nastąpiło więcej krzyków i warczenie zbliżającego się stada szwendaczy. Judy wytargała nagranie z łap Kris i zatrzymała je. Twarz Kris spoważniała, a jej wyraz twarzy stał się ponury.


Link do oryginału: O, tutaj.
Autor oryginału: Johnsoneer 
Autor rysunków: KungFuFreak & FeverWildeHopps
Autor tłumaczenia: Ślązak Grzesiek





Komentarze

Wszystkie komiksy

Legenda

¤ - W trakcie tłumaczenia
¤ - W trakcie rysowania
¤ - Dawno nieaktualizowane, brak informacji o dalszych częściach
¤ - Wstrzymane bądź niedokończone
¤ - Zakończone