Przejdź do głównej zawartości

Ostatni post

What a Feast... - Roz. 4 Cz. 3 - 0l-Fox-l0 [Tłumaczenie PL]

Hungry Hearts - Roz. 12 Cz. 5 - Johnsoneer & KungFuFreak & FeverWildeHopps [Tłumaczenie PL]

 


Może troszkę spóźnione, ale...
Wesołych Świąt i Szczęśliwego nowego roku życzy administracja bloga ;)

Prolog   Poprzednia część

  Judy zatrzymała się i spojrzała na stwora, który nadal zmierzał w jej kierunku. Naliczyła jeszcze dwóch osobników, więc nie mogła marnować naboi. Pobiegła do przodu by zastosować ten sam plan, który udał się wcześniej na bawole. Kiedy się zbliżyła, dzikus otworzył swoją kolosalną paszczę i rzucił się na nią. Ssak jej wielkości byłby prawdopodobnie jednym kęsem. Jego paszcza rozwarła się tak szeroko, że dolna szczęka szorowała po ziemi.

 

Cholera, zaklęła. Nie miała miejsca, żeby pod nim zanurkować i dosięgnąć nogi. W ostatniej chwili wybrała bezpieczniejszą opcję i skoczyła w górę, robiąc użytek z umięśnionych nóg i przetaczając się nad bestią. Jego szczęki uniosły się wyżej, próbując ją złapać. Drasnęła górną wargę i przez chwilę poczuła w powietrzu jego śluzowatą obumarłą skórę, po czym opadła z powrotem i przetoczyła się po ziemi.

 

 Jest zbyt niski i gruby! Nie mogę przebić się mu do jego stóp. A jego gęba nie otwiera się do momentu, gdy rzuca się na mnie.

 

Potwór zatoczył się i ponownie ruszył w pościg. Judy widziała więcej szwendaczy walczących i gryzących się z dzikusami wokół niej. Pomyślała przez chwilę, że sprawi, by któryś z nich odwrócił jego uwagę, kiedy znowu będzie celować mu w nogi, ale nic nie rozpraszało ich bardziej niż żywi, a ona była jedyną niezainfekowaną osobą w okolicy.

 

Judy spojrzała z powrotem na furgonetkę i zobaczyła, jak N wyciąga Feńka z kabiny, gdy płomień wzrósł. Pobiegła ponownie, aby odciągnąć hipopotama z dala od nich, ale tym razem musiała przyznać, że ​​potrzebuje pomocy. Gwizdnęła głośno i machnęła wolną łapą w stronę N, który właśnie upewniał się, że jego przyjaciel jest bezpieczny. Chwycił kij i ruszył w jej stronę. Biegał wzdłuż wykonywanego przez nią łuku, aż biegli obok siebie zaledwie ułamek sekundy przed hipopotamem.

 

- To coś się nie męczy, prawda? - N zamyślił się.

 

- Nie mogę przebić się do nóg, gdy ma otwarte usta. -  powiedziała z uśmiechem.  - Musimy go zająć wystarczająco długo, abym mogła oddać strzał.

 

- Jakieś pomysły? - powiedział, starając się nadążyć. Nie był tak szybki jak ona.

 

- Musimy dać mu coś na ząb!

 

- Tym razem nie mamy żadnych wypchanych królików, Karota. - powiedział N z dezaprobatą. – Sobą go nie nakarmię.

 

- Twój bejsbol! - powiedziała i wskazała na pałkę w jego rękach.

 

- O. Może być.

 

Obejrzała się, aby ocenić odległość. Około dwóch sekund od zatrzymania się do bycia kłapniętym.

 

- Kiedy się odwrócę, czekaj za mną. Odskoczę mu sprzed nosa. Kiedy otworzy usta, wrzuć mu kij do pyska!

 

- Łapię! - potwierdził, kiwając głową i wysunął się do przodu. Biegnąc przed nią widział, jak jego ogon macha przed nią, a także odległy mur przed nimi. Zaczekała, aż znaleźli się na utwardzonej ziemi, po czym zaparła się nogami i odwróciła.

 

- Teraz! - N był za nią, gdy stawili czoła nadchodzącej szarży. Po raz kolejny potwór otworzył usta i rzucił się na nią. Znowu zbliżały się okropne brązowe zęby i gnijące mięso. Gdy tylko rzucił się do przodu, odskoczyła mu z drogi. Tym razem, kiedy była jeszcze w powietrzu, N rzucił kij do przodu, po czym sam odskoczył bestii z drogi. Aluminiowy kijaszek przeleciał w powietrzu, zanim ułożył się w szczękach bestii, podpierając je.

 

- Tak! - wiwatowała, gdy wylądowała. Znowu się odwróciła i zanurkowała z wyciągniętą bronią. Bestia już się obracała, ale tym razem była zbyt wolna, a kij trzymał otwartą paszczę. Otoczyła hipopotama i znalazła jego przednią nogę, po czym wycelowała i pociągnęła za spust.

 

Strzelba znów uderzyła ją w ramię i sprawiła, że poleciała do tyłu. Strzał trafił w nogę i ryknął gniewnie. Ale noga hipopotama była zbyt gruba, by się rozerwać, tak jak ta na bawole. Zamiast tego ołów rozpryskał jego skórę, okaleczając go, ale nie rozrywając kończyny na tyle, by go zatrzymać.

 

- Szlag. - powiedziała. Załadowała strzelbę i ponownie chciała wystrzelić, ale bestia teraz się odwróciła i próbowała zmiażdżyć ją nogą. Królica wykonała unik, podbiegła do N i obaj patrzyli, jak dzikus odwraca się w ich stronę. Bejsbol nadal otwierał pysk ale wydawał się tracić stabilność. Prawdopodobnie z czystej frustracji dzikus zacisnął potężne szczęki. Metal zaczął się męczyć i giąć pod ogromną siłą, po czym wygiął się i złożył ustach nicym spinacz.

 

- Inne pomysły? - zapytał N nerwowo.

 

Judy już miała coś powiedzieć, ale usłyszała warczenie z innej strony. Inny dzikus, kapibara, rzucił się na N z boku.

 

- Uważaj! - pisnęła i podniosła broń. N schylił się i zakrył głowę, gdy Judy strzeliła. Tak mały ssak był z kolei łatwym zadaniem dla strzelby jej ojca, a dzikus potoczył się i padł chwilę później. Ale teraz nie miała naboi. Został jej tylko pistolet, nóż do rzucania i… granat.

 

- Judy! – rozległ  przerażony głos N.

 

Odwróciła się, a hipopotam był tuż nad nią. Jego szczęki już się zamykały, a na nosie czuła zimny oddech. W ostatniej sekundzie podniosła nieco wyżej strzelbę swojego ojca i szczęki potwora zatrzymały się na niej. Jego usta były teraz przytrzymywane  w taki sam sposób jak poprzednio.

 

- N, uciekaj! - krzyknęła, sięgając do kieszeni. Broń była w połowie drewniana, więc nie wytrzymałaby tak długo pod naciskiem aluminiowego kija. Królica nie dostałaby kolejnej szansy. Wyciągnęła małą zieloną kulkę i wyszarpnęła zawleczkę, po czym cofnęła się, gdy dzikus ryknął ponownie, gryząc broń, która zaczynała już trzeszczeć. Judy rzuciła ładunek do przodu, a spust broni odskoczył od konstrukcji. Broń pękła i wszędzie poleciały kawałki drewna i metalu. Granat dostał się do gęby potwora na chwilę przed zamknięciem paszczy.

 

Odwróciła się, by biec i powaliła N na ziemię, zakrywając go swoim ciałem.

 

- Padnij!

 

Siła wybuchu porwał aich obu i odrzuciła od dzikiego hipopotama. Eksplozja na moment pozbawiła ją powietrza i zadzwoniła w uszach. Poczuła się odrętwiała, a jej wzrok trochę się rozmył, gdy wokół nich zebrał się kurz.

 

Oszołomiona Judy przewróciła się na plecy i zakaszlała. Poczuła, jak poruszają się jej palce u rąk i nóg, upewniając się, że jej kończyny nadal tam są. Ogłuszenie tkwiło nadal w jej głowie, gdy niepewnie wstała. Nigdzie nie mogła znaleźć N, za to hipopotam był teraz nie do rozpoznania. Brakowało jego przedniej połowy, a tylna była poszarpana i zniekształcona.

 

- N? - jęknęła i rozejrzała się za swoim partnerem. - N?

 

Słyszała słabo stłumiony dźwięk jego głosu z jednej strony.

 

- Judy! – wołał ją, ale pulsowanie w jej głowie utrudniało określenie jego położenia. Odwróciła się i zobaczyła, że ​​biegnie w jej stronę. Strach na jego twarzy był jedyną rzeczą, która nie była rozmazana.

 

- Judy, uważaj!

 

Wydawał się wskazywać na coś za nią. Jej głowa pulsowała z oszałamiającym dudnieniem. Odwróciła się, żeby zobaczyć, na co wskazuje, a kiedy to zrobiła, zdała sobie sprawę, że to nie jej głowa była źródłem łomotu. Dziki nosorożec musiał usłyszeć wybuch i rzucił się do ataku, ponieważ znajdował się zaledwie kilka stóp od miejsca, w którym Judy stała i rzucał się na nią z pełną prędkością. Jego masywny przedni róg ociekał krwią szwendaczy, przez których przeszarżował wcześniej.

 

Łapy N mocno pchnęły jej ramię i przewróciła się. Upadła na ziemię, gdy huknął obok niej. N był tam przez jedną  chwilę, ale w kolejnej już go nie było.

 

- N! - krzyknęła, gdy jej zmysły wróciły do ​​niej z pełną mocą. Całe jej ciało skupiło się na płaczu gdy zobaczyła, jak jego ciało unosi się w powietrzu. Nosorożec ściął go z nóg i posłał kilka metrów w górę. Upadł na ziemię, przewracając się, po czym leżał nieruchomo.

 

- Nie!

 

Sięgnęła przez ramię po pistolet i strzeliła do nosorożca, który odwrócił się do niej. Kule były za małe dla tak dużego ssaka, ale miała to gdzieś. Ciągle strzelała, mając nadzieję, że przynajmniej odciągnie to potwora od N. Mechanizm kliknął dając sygnał opróżnienia. Nosorożec podszedł do niej. Gniewnie rzuciła pistoletem w bestię. Może jej wściekłość w jakiś sposób wzmocni siłę jej rzutu…. Nie, otarł się o róg i spadł na ziemię. Wstrętna bestia zbliżyła się do niej groźnie, a jej puste oczy nie nosiły już śladu życia.

 

Judy wyciągnęła swój nóż do rzucania i mocno go ścisnęła. Spojrzała na nosorożca i skinęła na niego bliżej.

 

- Chodź tu… - powstrzymała łzy i zamachnęła się w jego stronę. – No, chodź!

 

Rozległy się kule. Słyszała, jak przeszywają nosorożca z wściekłym trzaskiem, zanim zobaczyła ogień bijący z luf, a potem buczenie silników. Podążyła za odgłosami wystrzałów i zobaczyła, jak w polu widzenia toczą się dwie wojskowe terenówki. Na jednej z nich zamontowano ciężki karabin kalibru .50, który właśnie zasypywał pociskami dzikiego nosorożca. Zaczął szarżować na nowych przeciwników, po czym upadł na ziemię i przewrócił się.

 

Uzbrojeni żołnierze podążali pieszo za kawalerią, strzelając do dzikusów, gdy się zbliżali. Radia wydawały rozkazy i raporty  z pola bitwy, podczas gdy żołnierze poruszali się z precyzją, posuwając się naprzód tylko wtedy, gdy dzicy zdawali się wycofywać.

 

Przyglądając się bliżej, Judy zauważyła, że ​​nie strzelali do szwendaczy. Wydawało się, że zachowują bezpieczną odległość, ale żaden z nich nie walczył ze sobą. Zamiast tego skupiono się na oczyszczeniu terenu wszystkich dzikusów, gdziekolwiek się znajdowali. Judy chciała poczuć ulgę, ale N wciąż jeszcze nie wstał z ziemi. Podbiegła do niego, podczas gdy strzały nadal rozlegały się za nią i uklękła obok niego.

 

- Och, N. – jęknęła w bezsilności, a jej wzrok pozostał zamazany przez łzy. N zabrał uderzenie prosto na klatkę piersiową. Jego kurtka była podarta, twarz zakrwawiona, a wyraz jego twarzy był spokojny i cichy. Sięgnęła do jego nosa, mając nadzieję, że poczuje oddech. Jej łapa poczuła, jak chłodne powietrze ucieka mu przez nos, ale oddech był słaby i szybko słabnął. Włożyła jego głowę na swoje kolana i przycisnęła ucho do jego klatki piersiowej. W ogóle nie czuła bicia. Jej łapy chwyciły futro na jego policzkach, kiedy poczuła, jak łzy spływają po ich własnych.



Jedna z terenówek zatrzymała się z poślizgiem kilka metrów dalej, podbijając wokół niej świeży kurz. Zmrużyła oczy i odgoniła kurz, patrząc, jak jej ojciec wyłania się z pojazdu wraz z kilkoma żołnierzami z wyciągniętymi karabinami. Nadal rozlegały się krzyki przez radiotelefony i strzały w powietrzu, ale z czasem obaj stawali się coraz bardziej odlegli. Jej ojciec przyjrzał im się uważnie na ziemi.

 

- Tato. - powiedziała cicho. Jej oczy i policzki pozostały mokre, ale odważyła się mieć nadzieję, że to TEN Stu się tu zjawił. - Pomóż mu. Proszę.

 

Zmarszczył brwi i podszedł bliżej, dokładnie przyglądając się N. Po chwili zamyślenia, jego wzrok przeniósł się na nią. Westchnął, odwrócił się i zwrócił się do swoich żołnierzy.

 

- Kapralu Pazurianie.

 

Judy nawet nie zauważyła, że ​​obok niego stał Benny. Odpowiedział ostro, wykonując krok do przodu.

 

- Tak jest!

 

- Przynieś nosze.

 

Judy poczuła ukłucie ulgi w piersi. Benny zasalutował i wskoczył z powrotem do ciężarówki, aby wyciągnąć nosze. Drugi żołnierz stał na straży, gdy jej ojciec włączył radio i zaczął przywoływać rozkazy.

 

- Ile warta jest ta walizka, doktorze?

 

Chrapliwy głos Ramica odpowiedział szybko.

 

- Wciąż staram się to zrozumieć. Myślę, że będzie z tego użytek, ale potrzebuję więcej czasu  by dokładnie to przestudiować.

 


- To będzie musiało poczekać. - poinstruował Stu. – Mamy tu rannych.

 

Radio piknęło, zanim Ramic odpowiedział.

 

- W porządku. Przywieźcie ich na oddział.

 

- Przyjąłem. Przewidywany czas - 8 minut. - Stu ponownie odwrócił się w jej stronę i posłał subtelny, ale uspokajający uśmiech.

 

Zauważyła, że ​​odwzajemnia uśmiech, ocierając łzę z oka.

 

- Dziękuję Ci.

 

Stu uśmiechnął się szerzej przez chwilę, po czym mina zanikła w ponurym spojrzeniu, kiwając głową w kierunku N. Skinęła głową i spojrzała na ciało N. Nadal leżał nieruchomo, a jego oddech był jeszcze mniej wyczuwalny niż wcześniej. Ojciec położył łapę na jej ramieniu i lekko ją ścisnął.

 

- Jeśli da się go uratować, zrobimy co w naszej mocy, aby tak się stało.



Link do oryginału: O, tutaj.
Autor oryginału: Johnsoneer 
Autor rysunków: KungFuFreak & FeverWildeHopps
Autor tłumaczenia: Ślązak Grzesiek

Komentarze

Wszystkie komiksy

Legenda

¤ - W trakcie tłumaczenia
¤ - W trakcie rysowania
¤ - Dawno nieaktualizowane, brak informacji o dalszych częściach
¤ - Wstrzymane bądź niedokończone
¤ - Zakończone