Przejdź do głównej zawartości

Ostatni post

Życzenia świąteczne

Moje (Nasze) Nowe życie - Roz. 28 - Wróg mojego wroga - Slowak [Polskie opowiadanie]

     Pierwsza część            Poprzednia część 


 W obecnej sytuacji można było doświadczyć jedynie beznadziei. Dany Chivani, agent specjalny Federacji, najlepszy z najlepszych musiał się poddać.

 Wtedy, gdy wybuchła stara platforma wiertnicza, gdzie znajdowała się baza najemników, kiedy trzymał na plecach nieprzytomną dziewczynkę, kurczowo trzymając się jakiejś beczki, w momencie w którym został rzucony na pastwę losu zdał sobie sprawę, że to wszystko jest jakieś dziwne, niepotrzebnie skomplikowane, bezsensowne. Czekał zmarznięty, przemoczony piętnaście minut przylepiony do beczki z balastem na plecach, aż wreszcie przypłynęła straż przybrzeżna. Od razu rozpoznali w nim poszukiwanego ssaka. Nie miał siły by się bronić. Potulnie oddał się w ich ręce. Ich statek był całkiem spory, załoga liczyła ponad dwadzieścia zwierząt, na samym pokładzie stał helikopter, a na burtach rzędy reflektorów oświetlały przestrzeń wokół niego. Za statku wypłynął ponton z silnikiem, który miał ich zabrać na główną jednostkę.

-Dziewczynka, jest cała, ale jest zmarznięta. Nie mówi po waszemu, zna tylko Quin.-czyli jeden z dialektów etnicznych mieszkańców Federacji. Eli została opatulona kocem termicznym i trafiła do pomieszczenia medycznego. Dany zaś został profilaktycznie ogłuszony kolbą karabinu. Ostatnim co poczuł był przeszywający ból w prawej skroni i krew spływającą po twarzy.

 Świadomość wrócił mu dopiero gdy jechał opancerzonym wozem w obstawie siedmiu komandosów. Widział, że byli profesjonalnie uzbrojeni, nawet gdyby próbował się uwolnić, szanse na powodzenie były co najmniej zerowe. Ale nie chciał tego. Teraz chciał już tylko to skończyć i wrócić do ojczyzny. Mimo wszystko jednak postanowił przeanalizować swoją sytuację, tak na wszelki wypadek.

 Miał skute łańcuchem kostki, ręce wykręcone i skute kajdankami za plecami, te z kolei były czymś przymocowane do ściany pojazdu. Postanowił się wyprostować, bolał go cały kręgosłup.

-O patrzcie! Obudził się.-powiedział jeden z ochroniarzy. Głos tłumił kask ochronny.-Myślałem, że środki które mu podali będą działać dwa dni.

-Bo miały, ale specjalnie go wybudzali, że na dziś był w stanie cokolwiek powiedzieć..-odpowiedział mu ktoś  dalej.

-Gdzie i po co mnie wieziecie?-zapytał ostrym głosem. Nie chciał by wydawało im się, że go złamali, cały czas musiał trzymać fason. Czuł się dziwnie wycieńczony, jakby całą noc biegał z obciążeniem.

-Kapitanie, on może wiedzieć?

-Sam mu powiem.-kapitanem okazał się być lampart siedzący z jego prawej strony. Miał bliznę na prawym policzku, łapami bawił się nożem wielkości przedramienia.-Najpierw jedziemy na komendę policji potem do sądu. Zanim się ciebie pozbędziemy na coś się przydasz.

-Tą samą komendę, w której byłem już wcześniej?

-Tak. A i może wyprzedzę twoje ewentualne pytanie. Dziewczynka, która była przy tobie jest cała i zdrowa. Obecnie trafiła pod opiekę jednej z rodzin, która ma korzenie z Federacji.

 Teraz koń zwrócił uwagę na coś jeszcze, jego ubranie było suche, a poza tym to był jego brązowy mundur. Nie zamierzał dociekać skąd go mieli, nie to było teraz istotne.

-Co miałbym dla was zrobić?

-Pomożesz zamknąć Lee Chena, poza tobą pojedzie z nami jeszcze twój kolega.- to co powiedział mocno zaniepokoiło Danego, prawdopodobnie mógł nim być Tyen, lub jego ojciec. Sytuacja robiła się coraz poważniejsza, oraz co gorsza, nic nie wskazywało, że będzie lepiej.

-Jak wygląda sytuacja? No co się tak gapicie?! Jestem do cholery żołnierzem. Jeżeli mam wam pomóc to muszę wiedzieć na czym stoję. Macie chyba jakieś informacje, co?- jeżeli miał z tego wyjść musiał zdobyć informacje, wywiad to podstawa jakichkolwiek działań.

-W sprawie Lee Chena mamy impas. Prokuratura razem ze wsparciem organizacji pomagającej ofiarom handlu zwierzętami, przycisnęły tego szczura do muru. Ale ich prawnicy się wybronili w kilku kwestiach, niestety w tych najważniejszych. Póki co dostał wyrok za masową defraudację i korupcje, ale dalej może się wymigać. Obecnie on i jego współpracownicy są pod stałym nadzorem policji i żandarmerii wojskowej.

-Powinieneś znać jednego z jego kolegów. Mianowicie generała, jak mu tam?...-wtrącił się zastępca dowódcy, siedział po drugiej stronie konia. Do tej pory siedział cicho i był praktycznie nie zauważalny. Był od stóp do głowy zasłonięty ochraniaczami i mundurem w niebieskoszarym kolorze. Prawdopodobnie był psowatym, w łapach trzymał pokaźną strzelbę. O jego randze świadczyły, dwie srebrne gwiazdy wyszyte na ramionach, ten z drugiej strony miał trzy.

-Edward Zachin.-Dany pogardliwie wycedził jego imię przez zęby.-Zdrajca i zbrodniarz. Jemu należy się rozstrzelanie.

-Widzisz agencie? Twój wróg jest też naszym wrogiem, a wróg mojego wroga....

-...Jest zakładnikiem ze skutymi kopytami, który gdy przestanie być potrzebny sam dostanie kulkę w łeb?-dokończył. Na te słowa strażnik po lewej przyłożył mu giwerę do głowy między okiem a uchem.

-Nawet nie kuś.

-Rob. Opanuj się.-rzucił dowódca po czym spojrzał na zegarek.-Dziewiętnasta dwadzieścia jeden. Powinniśmy...-w tym momencie ciężarówka szarpnęła.-...Jesteśmy na miejscu.


( Szpital główny Zwierzogordu, skrzydło dla ofiar z ciężkimi obrażeniami fizycznymi 19.20)


  Szpital główny był obiektem o powierzchni pięćdziesięciu arów. Składał się z ośmiu oddzielnych budynków, nie które z nich były ze sobą połączone korytarzami na drugim i trzecim piętrze. Każde skrzydło było różnej wysokości i kształtu, jednak wszystkie łączył styl architektoniczny  z początku poprzedniego wieku. Bogato zdobione ściany i wykończenia z piaskowca, i marmuru kontrastowały z ciemnobrązową cegłą. Mimo starodawnego wyglądu, szpital należał do jednych z najbardziej zaawansowanych technologicznych szpitali na świecie. Znajdował się on na pograniczu Śródmieścia i Las Padas, kilka kilometrów na południe, nad brzegiem zatoki znajdował się uniwersytet medyczny ze swoimi laboratoriami badawczymi, często współpracował ze szpitalem, co przynosiło obustronne korzyści.

 We wschodnim budynku na najwyższym piętrze, zazwyczaj przyjmowano tych, którzy byli potrzebni policji, ponieważ w razie kłopotów, mogli bez przeszkód  dostać się na lądowisko helikoptera i uciec. Tak było  i w tym przypadku.

 Całe piętro było odcięte od użytkowania. Na każdym korytarzu stało przynajmniej dwóch policjantów. W tym, który prowadził bezpośrednio do pokoju pobitego jelenia, znajdowali się Nick i Judy.

-Tak, tak, wiem, że obiecałem.......Jakoś ci to wynagrodzę.-Nick rozmawiał z synem. Fin zawiózł i odebrał go ze szkoły. Bajer miał być w domu już od godziny, ale w związku z tym podejrzanym niby-dyplomatą, Bogo postanowił zmobilizować całą jednostkę.-Judy, jaki jutro jest dzień?-zapytał zakrywając mikrofon telefonu łapą.

-Środa 13 września.-odpowiedziała mu nie odwracając głowy. Stała do niego plecami. Pozwoliła mu na telefon Dre, przez co musiała teraz być czujna za ich obu.

-W czwartek pójdziemy na basen i coś wieczorem obejrzymy, dobra?-dzięki czułym uszom, króliczka słyszała niektóre słowa małego liska. Coś jej się wydawało, że nie był zbyt zadowolony.-Dre uwierz mi, naprawdę wolałbym być z wami, ale zwyczajnie nie mogę. Wiem, że jesteś mądry i to rozumiesz....Przepraszam jeszcze raz,ale....- w tym momencie na moment zamilkł, po chwili schował telefon do kieszeni.-Rozłączył się.

-Wiesz...-wreszcie się do niego odwróciła.-...Mimo wszystko to wciąż dziecko, wielu spraw jeszcze nie rozumie.

-Taaaaak.-powiedział lis wskakując na duże krzesło.-Może trzeba było go posłać do zwykłej szkoły? Jakoś by sobie poradził z dyskryminacją, gangami, dilerami, innymi złymi zwierzętami. Może nie odkryto by jego zdolności i miałby zwyczajne dzieciństwo?

-Hej.-Judy w biegu wskoczyła na miejsce obok niego.-Wszystko jakoś się ułoży. Zobaczysz jeszcze ci kiedyś za to podziękuje.-mówiąc to podrapała go za uchem.

-Bez takich mi tu trików, oficer Hooooooo- Nick odsunął się od niej gwałtownie niby dla zabawy, jednak odskoczył za daleko i wylądował na ziemi.

-Głupi lis.


(Tym czasem w sali ze świadkiem.)


 Anna i Allandra miały pilnować Ho Zinh Mina. Leżał nieprzytomny podpięty do aparatury szpitalnej. Gepardzica siedział an krześle z nogami opartymi o ramę łóżka, podczas gdy łania stała przy oknie, wypatrywała transportu.

-Za chwilę powinien się wybudzić.-powiedziała lania mimochodem.

-No to może w końcu pogadamy sobie o tobie?-zasugerowała Allandra nonszalanckim głosem.

-A o czym tu gadać?-odwróciła się oburzona.

-Podoba ci się.-wskazała jelenia wzrokiem.

-No tak, całkiem przystojny, blizny dodają mu charyzmy.

-Ania. Nie rżnij głupa, którym nie jesteś, dobrze?-to mocno zaskoczyło laborantkę, zszokowało do tego stopnia, że odebrało jej mowę.

-Co?-wydusiła wreszcie.

-Sama wcisnęłaś się tu, żeby być przy nim. Spokojnie to nie miłość. Tylko zauroczenie.

-Co?

-Nie wiem, może przypadkiem jest podobny do twojego ojca, miłości z szkoły, albo po prostu ci się podoba.

-No dobra nawet jeśli.-przyznała zrezygnowana.-To dlaczego chcesz o tym pogadać?

-Jesteś bardziej interesująca niż przypuszczałam. Heavimetalowy styl, to jak dowaliłaś tamtej zdździrze w klubie, twój incydent z naszym znajomym agentem.

-To ostatnie to był akurat wypadek.

-Czyżby? Zupełnie przypadkiem dodałaś sobie hormonów?

-Ja. AAA idź do diabła.

-Zapewne.  Zamknę się jak mi powiesz czemu cię on tak zauroczył.-gepardzica miał ściśle określony cel, ale dobrze go ukrywała. Chodziło o coś więcej niż tylko pogaduszki z koleżanką o rozterkach sercowych.

-A jeśli nie powiem?

-Będę gadać jak najęta. No popatrz na niego.-wstała i pochyliła się nad nim. Wyciągnęła łapę by pogłaskać go po głowie.-Popatrz jak mud dobrze.-musnęła go łapami po policzku.-Chcesz sama spróbować...?

-Jesteś nienormalna.

-...Zwierzęta w tym stanie odczuwają dotyk. Pewnie czuje się  teraz przyjemność...- przeciągnęła palcami po jego długiej szyi. Wyciągnęła pazury.-...Myślisz, że ma teraz jakieś erotyczne wyobrażenia albo sny?

-Allandra zostaw go!-Anna przysunęła się do niej. Próbowała odciągnąć ją od poszkodowanego, ale policjantka stała bez ruchu.

-A ciekawe jak zareaguje na to?-wypowiedziała to głosem obłąkanego naukowca. Rozpięła jego koszule i kontynuowała swoje wodzenie pazura po ciele jelenia, tym razem na jego klatce piersiowej między licznymi ranami.-MMMMMM jaka przyjemna sierść.

 Łania nie wytrzymała. Coś wewnątrz nie pękło, a dokładniej to zahamowanie. Napędzona furią chwyciła krzesło, na którym wcześniej siedziała Allandra i rąbnęła nim gepardzicę w łydki. Fala bólu natychmiastowo obezwładniła ją kontroli w nogach. Straciła równowagę i poleciała na łóżko i jelenia. Policjantka nie przypuszczała, że sprawy potoczną się akurat w ten konkretny sposób. Chociaż i tak osiągnęła to co chciała, dowiodła tego, że zależy jej na tym jeleniu ale dlaczego? Postanowiła wstać, jednak kolejne uderzenie, znacznie mocniejsze, w krzyż i lędźwia sparaliżowało ją ponownie. Ból wywołał wytrzeszcz gałek ocznych u Allandry. Wtem poczuła jak Anna, łania jelenia, laborantka, ofiara, chwyta ją za barki i rzuca na podłogę a następnie siada okrakiem na wysokości mostka na swojej koleżance, Allandrze, gepardzie, wysportowaną i silną policjantką, drapieżnikiem. Nie wiedziała co bolało bardziej, utracona duma, szok, czy plecy? Ale Anna jeszcze nie skończyła. Przycisnęła kolanami jej łapy, a swoimi racicami nacisnęła na jej grdykę.

-TKNIJ!GO! JESZCZE! RAZ!- to nie była już słodka, cicha Anna oj nie. Teraz była berserkerem żądnym krwi i mordu. Cichutki głosik stał się teraz niskim i gardłowym rykiem wojownika, a oczy zapłonęły piekielnym ogniem wojny. Wątłe kończy nagle stały się twarde jak hartowana stal. Nikt, nigdy, nawet by nie pomyślał, że coś takiego siedzi  w tej miłej dziewczynie z laboratorium koło archiwum w podziemiach komendy.

 Do pokoju wparowali Nick i Judy. Widok, który zobaczyli wprawił ich w takie osłupienie, że zamarli w pozycjach, w których weszli. To nie wystarczyło, by uratować Allandrę.


-Que passa?!- niski ale przyjemny w słuchaniu głos rozbrzmiał gdzieś zza pleców łani. Ho Zhin, wybudził się ze śpiączki. Anna przestała dusić przyjaciółkę i odwróciła się.

-Panie Min! Obudził się pan!




Następna część


Autor opowiadania: Slowak

Komentarze

Wszystkie komiksy

Legenda

¤ - W trakcie tłumaczenia
¤ - W trakcie rysowania
¤ - Dawno nieaktualizowane, brak informacji o dalszych częściach
¤ - Wstrzymane bądź niedokończone
¤ - Zakończone