Przejdź do głównej zawartości

Ostatni post

Życzenia świąteczne

Moje (Nasze) Nowe życie - Roz. 31 - Po czyjej jesteś stronie? cz.2 - Slowak [Polskie opowiadanie]

        Pierwsza część            Poprzednia część 


(Komenda Główna 22.00)


 W swojej krótkiej karierze Judy doświadczyła już kilku sytuacji kryzysowych, w których ruch na komendzie był większy niż zwykle. Często oprócz policji z całego miasta pojawiali się SWATci, agenci federalni, rezerwiści, po prostu masa zwierząt.

 Jednakże tą wrześniową noc zapamięta do końca życia, o ile dożyje sytuacji, w której mogłaby komuś o tym opowiedzieć.


 Ucieczka delegata państwa i jednocześnie świadka koronnego w największej sprawie dekady była wystarczającą przyczyną by postawić wszystkie służby bezpieczeństwa syndyku*, ale to jedno, obecność oddziału wywiadu i komandosów obcego państwa na terenie Zwierzostanów budziło obawy, czy aby za parę dni nie wybuchnie wojna. Na szczęście ona i jej przyjaciółka Allandra przeżyły, oraz zostały zapewnione, że krzywda im się nie stanie. O ile jednak konflikt zbrojny był mało prawdopodobną opcją, o tyle skandal i stan wyjątkowy był w stu procentach pewny. 

 Przed budynkiem ZPD gromadziły się opancerzone pojazdy wojskowe, nad Śródmieściem, Las Padas i Sawanną Główną już latało kilkanaście helikopterów, nie licząc kilku należących do dziennikarzy. Wszystkie media przerwały nadawanie programów, zamiast tego wszystkie podawały komunikat o zostaniu w domach oraz o stanie wyjątkowym.  Wjazd na wyspę miejską został całkowicie zamknięty, po ulicach krążyły patrole, po dwa radiowozy lub ciężarówka wojskowa.

 Ale w tej chwili najgorsze dla niej było porwanie Andre, syna Nicka. W całym tym zamieszaniu wszelkie inne sprawy zostały odłożone na później, porwanie mogło dotyczyć vendetty jakiejś grupy przestępczej na Nicku za coś co im zrobił w swojej "bogatej w doświadczenia" przeszłości. Króliczka okryta kocem krążyła między nogami wielu dużych ssaków, jej uwagi dotyczące ich ostrożności nie przebijały się przez ogólny zamęt, hałas i krzyki. Po paru minutach kluczenia w labiryncie łap, kopyt i olbrzymich odnóży nosorożców i słoni, wreszcie udało jej się zejść do podziemi. Jednak ty było gorzej, każde pomieszczenie zostało przeznaczone na mini centra dowodzenia dla każdej jednostki. Nie było czasu na przygotowanie większej ilości sztabów dowodzenia w tak krótkim czasie, Judy dzięki swoim czułym uszom usłyszała, że logistycy wojskowi przygotowują nowe większe centrum dowodzenia na stadionie miejskim, jak na razie każda dywizja, posterunek policji oraz żandarmeria miała własny sztab w ciasnych pokojach archiwum.

 Nicka znalazła w kotłowni, ciemne ponure miejsce odwzorowywało jego stan wewnętrzny. Siedział przygarbiony na rurze, łokcie miał oparte o kolana. Jego twarz wyglądała jak smutny manekin, jego obojętny wzrok patrzył na ścianę, nawet z bliska trudno było dostrzec czy oddycha. Był jak posąg. Z jego prawej strony siedziała Anna z opatrunkiem na pyszczku. Ona z kolei nerwowo tupała kopytem o podłogę. Łania odwróciła głowę w stronę króliczki.

-O, jesteś.-powiedziała delikatnie smętnym głosem. Judy podeszła do nich i usiadła po drugiej stronie lisa.

-Ni...

-Jest w szoku i katatonii.-odpowiedziała automatycznie Anna. Judy przyjęła to na chłodno. Powędrowała wzrokiem po ścianach, aż znalazła miejsce w które prawdopodobnie patrzył jej partner. Cisza trwała niecałą minutę. Aż wreszcie laborantka odezwała się.

-Co z Allandrą?

-Żyje, nic jej nie jest. Swoją drogą...

-Przyszłaś o własnych siłach, bez żadnych bandaży i w ogóle. Ty zresztą jesteś mała, trudniej cię trafić.-na tę uwagę Judy mimowolnie parsknęła śmiechem, ale zaraz oprzytomniała. To nie był dobry moment na żarty.

-Co się o nią tak martwisz? Jednego dnia prawie ją mordujesz, a parę dni później martwisz się czy żyje.

-Wszystko przez tego dyplomatę, Ho Zhin Minha.-Anna odwróciła się do niej plecami, przygryzła wargę i zamknęła oczy. Policjantka domyśliła się, że ta z pozoru miła cicha łania jest wulkanem, zarówno pod względem emocji jak i zagrożenia dla zwierząt w jej otoczeniu, więc trzeba było uważać by się nie sparzyć.

-Wyjdźcie.-odezwał się nagle Nick. Jego ton nie miał w sobie ani grama emocji, był jak głos elektronicznego translatora w internecie. Z początku Judy chciała jakoś go pocieszyć i przytulić, jednak zatrzymała swoją łapkę w połowie drogi i cofnęła ją do siebie. Anna już się opanowała, wstała i podeszła do drzwi.

-Chodź.-rzuciła przez ramie. Judy wyszła za nią. Bajer został sam. Kolejne dwie minuty patrzył się tępo w ścianę. W pewnym momencie wstał i wolnym krokiem zbliżył się do niej na odległość ręki. Wziął zamach i uderzył betonowy mur pięścią, a potem znowu, i znowu, po raz kolejny. Każdy kolejny cios miał coraz więcej siły i prędkości. Ściana ani drgnęła, zamiast tego na jej powierzchni pojawiały się pojedyncze ślady krwi, które z czasem połączyły się w krwistą pajęczynę. Kiedy dłoń Nicka zaczynała robić się coraz bardziej czerwona, zaczął krzyczeć. Nie wykrzykiwał obelg, klątw czy gróźb wobec porywaczy. Wydawał niski gardłowe odgłosy, które rozbrzmiewały coraz głośniej w szczelnym małym pokoju. W napadzie szalu zaczął drapać po ścianie pazurami, celował w miejsca gdzie było najwięcej krwi. Coraz więcej uderzał, bił niemiłosiernie ścianę, ryczał, i znów szarpał, drapał bił ryczał, i od początku. Czas dla niego nie maił znaczenia, był teraz w innej sferze, gdzie jedyne o czym myślał, co czuł, co go otaczało to ból i rozpacz. Wreszcie wykonał finalne uderzenie. Cofnął się od dwa kroki i z rozpędu uderzył tam gdzie było najwięcej rys po pazurach. Gdy pięść dotknęła betonu, Nick usłyszał mlaśnięcie i lekki grzechot. Wciąż pełen gniewu spojrzał na dłoń. Krew przybrała ciemnoczerwoną barwę i na dobre przylepiła się do jego futra, w ciągłej formie sięgała do połowy przedramienia, dalej były już tylko pojedyncze stróżki i plamy, te sięgały za łokieć. Palce miał złamane w co najmniej kilkunastu miejscach, paliczki pewnie powypadały ze stawów. Kiedy próbował poruszyć którymkolwiek z nich całą rękę przeszywał ból podobny do tego, który doznaje się podczas otrzymaniu ciosu miecza. Zmęczony lis upadł pod ścianą, nad jego głową krew połączyła się ciągłą formę i zaczęła wyglądać jak z horroru.

 Lis znów patrzył się tępo przed siebie. Jednak po chwili zaczął płakać, skulił się i przyciągnął kolana do siebie, a głowę nakrył łapami. Jak na razie stracił najlepszego przyjaciela, którego znał od kołyski a wciąż prawdopodobne było, że Dre również stanie się coś złego. Nick wpadł w histerię, to było dla niego za dużo. Wszystkie okropieństwa jakie doświadczył w swoim życiu przypominały się mu na nowo. Od prześladowań rówieśników przez pracę dla mafii i ucieczkę do armii, aż do teraz. Jego stan psychiczny pogarszał się co raz bardziej, nawet nie zareagował kiedy Watha trzasnął drzwiami.

-Namierzyliśmy ich Nick.-rzucił krótko. Ale lis wciąż płakał zwinięty w kulkę, dodatkowo owinął się swoją kitą. Na swój sposób wyglądało to nawet uroczo.-Mamy ich, rozumiesz? Dostaliśmy serie anonimowych donosów i zdjęć. Znamy położenie, ilu ich jest...

-...Lambert powiedz mi jedno.-Nick podniósł tylko wzrok nad swoją kitę. Oczy miał przekrwione od łez.-Za co? Dlaczego ja?

 Wilk nic nie mu nie odpowiedział. Przyklęknął przy nim i przytulił go. Magicznym sposobem, Nick w miarę się uspokoił i ustabilizował oddech. Temu wszystkiemu przyglądała się Judy, która wystawiła kawałek pyszczka przez szparę drzwi. Po chwili odwróciła się i poszła za Anną do toalety, to było jedyne miejsce gdzie można było samemu porozmawiać.

 Obie panie weszły do damskiej części. Pomieszczenie od podłogi do połowy ścian wyłożony były antypoślizgowymi płytkami w kolorach morza. 

-Aż mi ich szkoda.-rzuciła łania.

-Mi też. Że też tyle takie rzeczy ich zakumulowały się akurat teraz! Ciągły stres i...i w ogóle no.

-Wiem.-zapadła martwa cisza. Judy patrzyła na swoje stopy i krążyła po pokoju. W końcu Anna odezwała się.-Cały czas zastanawiam się...co z Danym?

-Niby czemu? Wiem, że jako jedyna masz "miłe" wspomnienia z nim związane...

-...Serio, ty też. Marta chyba będzie się za ten numer smażyć w piekle. Przepraszam kontynuuj.

-To ty coś mówiłaś.

-A, no tak. Dany. Z tego co wiem on i Ho Zhin Minh są po przeciwnej stronie barykady. Kiedy w szpitalu zszywali mi wargi i nastawiali nos, postanowiłam nieco się doedukować.

-I co znalazłaś?-Policjantka wyrwała się z przygnębiającego nastroju, informacje od laborantki mogły być istotne w całej sprawie.

-Federacja Ssak Xi rządzona jest przez juntę  wojskową, mimo że rząd ma charakter nacjonalistyczny na ich terenie żyje wiele mniejszości kulturowych, etnicznych, gatunkowych i tym podobne. Przez to morici, czyli rasa koni Danego, czują się oszukani. Są fanatykami swojej historii i odrębność, podobno wywodzą się z jakiejś hordy czy coś. No w każdym bądź też razie nie podoba im się, że żyją razem z obcymi i chcą odłączyć się od federacji. Ale większość, na razie, jest gotów umrzeć za federacje. Separatyści są w każdej grupie etnicznej i również chcą się odłączyć, ale reżim wojskowy chce utrzymać kraj w całości.

-I po tej stronie jest Dany, rozumiem.

-Natomiast Ho Zhin jest po tej drugiej. Ma alternatywę dla  federacji, chce stworzyć coś na kształt unii międzypaństwowej lub związku. Ci radykalni tradycjonaliści moryjscy go popierają. To mogli być ci, którzy go odbili. Dlatego zastanawia mnie, dlaczego Dany z nimi pojechał.

-To musi mieć jakieś związek z tą sprawą. Chyba nawet wiem jaki.-przerwała jej Judy- Prawdopodobnie Lee Chen razem ze swoimi wspólnikami dostarczał broń i zapasy jednej ze stron, a przy okazji, pod płaszczykiem ucieczki na bezpieczne południe, porywał zwierzęta z federacji i wykradał dzieła kultury i inne historyczne, drogocenne rzeczy na czarny rynek. 

-Sprzedawał broń obydwu stronom, zorientowali się, że ich okrada i teraz chcą się odwdzięczyć.

-To możliwe, nawet bardzo.


(Hotel Zavoy, 22.34)


 Lee Chen siedział na kanapie w swoim pokoju. Rozprawę wstrzymano do czasu znalezienia zbiegłego dyplomaty i świadka koronnego. Póki co przebywał w areszcie domowym, a raczej hotelowym i bał się. Miał problemy ze snem, a w ciągu ostatniej godziny opróżnił dwie butelki whisky i pół czerwonego wina. Było źle. Dodatkowo w pomieszczeniu musiał przebywać sam, nie miał do kogo otworzyć gęby, a to denerwowało go coraz mocniej z każdą kolejną chwilą.

 Wreszcie ktoś zapukał do drzwi, szczur nawet nie odpowiedział. Chwiejnie zeskoczył z kanapy i szybkim krokiem podszedł do drzwi. Zamek elektroniczny miał trzy przyciski na różnych wysokościach, tak żeby każde zwierze mogło z niego skorzystać. Drzwi otwarły się, a w nich pokazała się sylwetka geparda ochroniarza. Upadł przed Chenem na kolana a po chwili padł na twarz, z pleców sączyły się stróżki krwi. Szczur odruchowo wychylił się za ramę drzwi, w korytarzu pełno było trupów jego ochroniarzy. Przełknął ślinę.

 Nagle gdzieś za jego plecami rozległ się trzask szyby. Odwrócił się by zobaczyć co się stało, jednak oślepiające białe światło zdezorientowało go. Poczuł jak potężna łapa chwyta go za tors i porywa ze sobą. Przyszli po niego.



Następna część


Autor opowiadania: Slowak

Komentarze

Wszystkie komiksy

Legenda

¤ - W trakcie tłumaczenia
¤ - W trakcie rysowania
¤ - Dawno nieaktualizowane, brak informacji o dalszych częściach
¤ - Wstrzymane bądź niedokończone
¤ - Zakończone