Przejdź do głównej zawartości

Ostatni post

Życzenia świąteczne

Zwierzogród: Alternatywna kontynuacja (Roz. 1 Cz. 6 - Sens bycia) - Michael Lught [Opowiadanie]

*** Notka od autora ***
Ostrzeżenie. Coś mnie natchnęło na "bardzo szczegółowe opisy". Jeśli jesteś wrażliwy to nie czytaj. Wszystko będzie w następnym rozdziale wyjaśnione. Miłego czytania :)

***



***

Zszokowało mnie to co powiedziała, a zarazem zdziwiło. Nie byłem na to przygotowany. Kompletnie nie wiedziałem co powiedzieć. Na szczęście to ona pierwsza zaczęła mówić.

- Nie będzie Ani. To wszystko moja wina.

- Dlaczego twoja? Możesz mi opowiedzieć?

- Wolałabym nie.

- Myślę, że jednak potrzebujesz się komuś zwierzyć. Pewnie nie miałaś komu. Mam rację?

- Tak, ale...

- To teraz masz komu. Powiedz mi. Nie bój się Sarah. Wyduś to z siebie.

- W sumie i tak mi wszystko jedno...

- Nie przerywaj, mów. Nie musisz tego robić szybko. Powiedz powoli własnymi słowami.

- Nie wyśmieje mnie Pan?

- Sarah, jestem policjantem. Po tym co ja widziałem w tej pracy na pewno Cię nie wyśmieje. Moja matka była kiedyś psychologiem. Sam się tym zainteresowałem. Cokolwiek nie masz mi do powiedzenia to na pewno nie będę się z tego śmiał. Z resztą sam kiedyś byłem wyśmiewany. W szkole średnio za mną przepadano. Co prawda miałem kilku kumpli...

- Zabiłam je?

Ta rozmowa z każdą chwilą robiła się coraz to trudniejsza. Już kompletnie nie wiedziałem co mówić, więc pozwoliłem jej przejąć mikrofon. Oby tylko pogotowie było już w drodze. Nie wiem jak jeszcze długo dam radę sobie z nią.

- Tak. Zamordowałam je. Poszłam do lekarza. Poszłam i je zamordowałam. Media nazywają to inaczej, obierają to w ładne słowo. W pewne słowo, które ma na celu zminimalizować poczucie winy. Nazywają to aborcją, ale teraz wiem, że to morderstwo. Zabiłam Anie.

- Zadam Ci delikatne pytanie. Czy ktoś Cię skrzywdził?

- Nie... Zrobiłam to... Całkiem... Śśśś... Świadoma konsekwencji.

Sprawa jest jeszcze bardziej trudna niż myślałem. Nie wiem czy dam radę jeszcze tak długo. Czemu nie ma jeszcze tego pieprzonego pogotowia?

- Pewnie teraz Pan myśli sobie... Ruchała się z byle kim, zabiła dziecko i ma za swoje! Nie zrobiłam tego z byle kim. Myślałam, że mnie kocha, ale... co ja gadam. On mnie kocha. Ale co z tej miłości. Podjęliśmy wspólnie decyzje i uśmierciliśmy to dziecko. Dlaczego on mnie nie powstrzymał? Gdyby rodzice się dowiedzieli... Jeżeli chce Pan jeszcze wiedzieć jak udało mi się dokonać aborcji będąc niepełnoletnia w tajemnicy przed rodzicami? Tak, popełniliśmy przestępstwo. Przekupiliśmy lekarza.

- To teraz nie istotne. Ważna jesteś Ty, tu i teraz. Owszem, popełniłaś błąd i to nieodwracalny, ale zawsze możesz zmienić swoje życie. Każdy ssak przychodzi na świat na starcie wygranym. Każdy ssak jest w stanie pokonywać trudności w życiu, bez znaczenia na wagę tych trudności lub siłę psychiczną tej osoby. Każdy póki żyje wygrał. Jeżeli teraz to zrobisz, jeżeli teraz skoczysz, to tak jakbyś poddała się na finiszu. Uprawiasz jakieś sporty Sarah?

- Lubię piłkę nożną.

- Zabić się to jak wygrywać mecz dużym wynikiem i poddać mecz walkowerem. Jeżeli to zrobisz. Jeśli skoczysz... To wtedy poniesiesz klęskę.

- Gdyby tylko o to chodziło. Gdyby to był jedyny powód mojego obecnego stanu to bym ze sobą jeszcze nie skończyła. Chcę Pan usłyszeć kolejną nudną historię?

- Możesz mi powiedzieć co tylko zapragniesz. Po to tu jestem.

- Więc zacznijmy od tego, że jestem wariatką, dobra?

- Słuchaj nikt...

- Ja mówię!

Ten krzyk był niczym ostatnie skamlanie o pomoc cierpiącego małego szczeniaczka. Małego chłopca. Kilkuletniego chłopca, który się zgubił i szuka matki. Ona naprawdę jest zdesperowana...

- Byłam prześladowana w szkole. I nie było to jakieś drastyczne prześladowanie. To były zwykłe chamskie odzywki. Rozumie Pan? Gdyby to były faktycznie jakieś wielkie prześladowania być może nie siedziała bym teraz na tym moście. W szkole było wiele osób wśród personelu, które mi pomagały, ale nie przejmowały się tym na serio. Gdybym była bita i opluwana to by na pewno ktoś reagował i ktoś pomógł, ale to były zwykłe drobne zaczepki. Nic więcej. Nic wielkiego. To zwyczajne zaczepki. Nikt tego nie brał na poważnie, a bolało. Byłam również zawsze ignorowana. Nikt do mnie nie gadał. Owszem gdy do kogoś się odezwałam to ze mną rozmawiali, ale mnie bolało, że nikt do mnie nic nie powiedział pierwszy. Głupie co nie? Nawet zrobiłam test. Nie odezwałam się w ogóle do nikogo. Byłam ciekaw ile osób chociaż się ze mną przywita. Oczywiście, że nikt. Nawet podchodziłam specjalnie do innych. Liczyłam, że coś powiedzą. Nic! Kompletna ignorancja. Miałam tego dość. Byłam wściekła. Cały swój gniew wyładowywałam na ojcu. Żyło nam się dobrze. Tata był zawsze fajny. Zawsze wszystko było dobrze, ale ja zwyczajnie się wkurzałam na niego o wszystko. Po to by odreagować. Wkurzały mnie proste czynności. Ziewanie, stukanie, pukanie, ruszanie nogą. Czasami nawet biłam ojca. Biłam go. On pokornie to znosił. Byłam taka podła. Również potem źle się odnosiłam do matki. Chciałam na siebie zwrócić uwagę. Liczyłam, że mnie zaprowadzi do lekarza, ale oczywiście nie. Kiedyś to było cudowna córeczka, świetne dziecko, dobre w nauce. Wystarczyło mi tylko nie radzić sobie z jedną emocją i co w domu słyszę? Skończony cham, matoł z Ciebie, bez żadnych ambicji, psychopatka, pojebaniec. Miałam tego już dosyć. Zaczęłam się ciąć. Matka to zauważyła i wie Pan co ona na to? Nic. Upomniała mnie tylko. Nastraszyła wysłaniem do czubków i koniec. A najgorsze, że to wszystko moja wina. Bo nie panuję nad gniewem, jaki we mnie siedzi.

- Nie obwiniaj o wszystko siebie. Nie jesteś Panem wszystkich problemów świata. Owszem. Masz rację. Jest coś z Tobą nie do końca dobrze. Nie panujesz nad gniewem. To jest jednak jedna z tych rzeczy, której możemy się wyzbyć. Nie mów o sobie, że jesteś wariatką. Nawet jeżeli inni tak myślą. Każdy jest dziwny na swój sposób. Skoro matka nie zabrała Cię do lekarza to mogłaś sama pójść. Rozumiem, że tego nie zrobiłaś, bo się wstydziłaś. Być może się bałaś. Nie masz czego. Oczywiście twój lęk przed pójściem do ssaka, którego nie znasz i nie wiesz co Ci odpowie jest całkiem zrozumiały i naturalny. Wszyscy boimy się tego czego nie znamy. Trzeba się przełamać. To tak jak pójść do stomatologa. Masz problem z zębami to idziesz się leczyć. Tu jest tak samo. Jesteś normalna.

- Czasami myślałam sobie... Czy to moja wina? Moja wina, że mnie ignorują? Nie zapraszają na imprezy, urodziny? Moja wina, że nie mam właściwie kolegów? A już na pewno nie przyjaciół? Teraz widzę, że tak. To ja zawaliłam. Potem poznałam chłopaka, ale do dziś nie wiem czy na pewno mnie kocha. Nie wiem jak by zareagował jakbym mu powiedziała to co teraz Tobie, Panie policjancie. Po tym co zrobiłam jestem pewna, że Bóg o ile w ogóle nie istnieje, mi nie wybaczy.

Naprawdę potrzebna jest jej pomoc. Słyszę na szczęście już pogotowie.

- O Bogu, jak to tam z nim jest Ci nie powiem, ale na świecie jest wiele osób, które mają podobne problemy. Jestem przekonany, że nie jesteś z tym sama. W dodatku na świecie jest wiele osób, które pomagają takim ssakom jak Ty. Słuchaj, jedzie już po Ciebie pogotowie. Nie bój się ich. Oni mają dużo takich przypadków. Zapewne Cię zrozumieją i pomogą. A jeżeli pobyt u psychologa Ci nie zbyt coś da to poproś o pomoc innego specjalisty. Nie bój się prosić o pomoc. Przeciwnie, jak już nie możesz to błagaj o nią. Proś, a ktoś Ci jej udzieli.

- Czuję się jak rozkładające się zwłoki. Na zewnątrz jeszcze normalne, ale w środku już przeżarte pleśnią i robactwem. Czuje, że jestem w beznadziejnej sytuacji. Najgorsze jest to, że innym mordują rodziny, gwałcą... A ja... Nic. Odczuwam ból, smutek i wyrzuty sumienia. Tak praktycznie samo z siebie.

- Nie jest to prawdą. Przecież przed chwilą powiedziałaś dlaczego tak się czujesz jak teraz. Jesteś normalną osobą z pewnym problemem. Musisz udać się do lekarza. Porozmawia z Tobą psycholog w szpitalu. Opowiedz mu wszystko. Być może zrozumie Cię bardziej niż ja.

- Czy mogę Pana przytulić?

- Oczywiście, tylko zgłoszę mojej partnerce, że wszystko w porządku.

Podniosłem krótkofalówkę i zameldowałem Judy, że sytuacja została opanowana. Wtedy Sarah obróciła się do mnie. Zdjęła kaptur i odsłoniła twarz. Była naprawdę pięknym kojotem. Miała delikatne rysy, które momentami przechodziły w wyraźne ostre krawędzie. Jej futro było jasno brązowe, nos mały, fioletowy, w kształcie podobnym do serca oraz piękne wspomniane wcześniej błękitne oczy, połyskujące przy wątłym lekko wyrywającym się za chmur światłem słonecznym, niczym niebo pełne gwiazd. Jak można było skrzywdzić tak piękne stworzenie jakim jest ona? W dodatku tylko za to, że ma problemy emocjonalne. Jak to możliwe, że nikt jej nie pomógł? Na szczęście mam nadzieję, że teraz wszystko się zmieni. Jej rodzice, którzy ją na sto procent kochają, teraz ją zrozumieją i pomogą. Liczę na to, że tak będzie.

- Nie chcę być dociekliwa, ale jak Pan się nazywa.

Głośny dźwięk syreny. Karetka przyjechała.

- Jestem Nick Bajer. Możesz mi mówić po imieniu.

Wtedy objęła mnie sowim drobnym ciałem tak mocno jak jeszcze nikt do tej pory. Nam obu do oczy popłynęły łzy. Jednak ona szybko przerwała tą chwilę.

- Nick, dziękuje Ci za to, że byłeś prawdopodobnie jedyną osobą w moim życiu jaka okazała mi tyle dobroci.

Płakała, ale była cała uśmiechnięta, jednak nadal coś mnie niepokoiło.

- Dziękuje, ale ja już zdecydowałam. Nie chcę już cierpieć... Życie nauczyło mnie, że nie warto być kimś innym niż takim za jakiego Cię mają.

Ostatnie zdanie trochę mną wstrząsnęło. Tak samo ja uważałem kiedyś.

- Każdy cierpi. Ty przeszłaś już przez najgorsze. Będzie tylko lepiej. Jeżeli nie będzie lepiej teraz to może jutro, za miesiąc lub rok. Ale będzie lepiej. Najgorsze za Tobą. A jak chodzi o to, co powiedziałaś na końcu, to Ty sama decydujesz, jak będą na Ciebie patrzeć.

- Nie do końca o to mi chodziło, ale...

Zatrzymała się na chwilę. Myślała nad czymś bardzo ważnym. Chciała mi coś powiedzieć. Widać było, że miała straszną gonitwę myśli.

- Powiedz śmiało. Nie myśl jak. Powiedz.

Wtedy karetka przybyła na miejsce. Z wozu wysiadło parę niskich ssaków. Otwarły się tylne drzwi. Światło ze środka rozpromieniło cały most. Blask wyraźnie mocno zwęził jej soczewki.

- Panie Nick, ja...

- Tak?

W tym momencie popełniłem błąd. Zerwałem z nią kontakt wzrokowy i spojrzałem na zaniepokojoną Judy. To był błąd. Mój błąd.

- Chodzi o to, że przyszłość jest dla mnie zbyt niepewna. Jest zbyt ryzykowna. Ja nie chcę ryzykować. Ma Pan rację. Ssaki boją się tego co nie znane. Mnie to natomiast przeraża. Ja już zdecydowałam. Potem nie uda mi się znowu...

- Ależ... Sarah. Proszę Cię. Daj sobie pomóc.

Sarah lekko odepchnęła mnie. Zeszła z barierki. Stanęła naprzeciw mnie na wprost. Dokładnie przed mną.

- Przepraszam, ale już nie można mi pomóc.

Z powrotem wskoczyła na barierkę. Kilku ratowników zaczęło biec w jej kierunku. Skoczyłem próbując ją chwycić jednak ona zrobiła unik i upadłem na ziemie.

- Widzisz ile osób chce Ci pomóc?

- Bezskutecznie. Jestem morderczynią dzieci.

Jeden z ratowników medycznych wyciągnął do niej stoją jeżową dłoń. Niestety Sarah skoczyła w dół. Wstałem... Ciało młodej nastoletniej dziewczyny powoli w tańcu rozpaczy wiruje w dół. W tangu śmierci schodzi coraz niżej swobodnie tnąc powietrze. Jej ubrania okryły jej twarz do chwili przed upadkiem. Wtedy na ułamek sekundy zobaczyłem jej błysk oczu. To trwało chwilę, ale widziałem jak patrzyła się na mnie. Przerażonym niczym ranny ptak patrzący na swój koniec z rąk orła. Ten wzrok był również pełen smutku i desperacji. Ostatnie spojrzenie na świat było spojrzeniem na mnie. Na mnie, aż do głębi. Chwilę potem jej ciało wpadło do płytkiej rzeki.

- To się nie mogło stać... To nie możliwe...

Judy chwyciła mnie za rękę. Razem z nią patrzyliśmy marnie w dół. Sarah jeszcze żyła. Krew dookoła niej zlała się z wodą w brunatną gęstą ciecz. Jej oczy były zamknięte. Jej kratka piersiowa gwałtownie się unosiła. Jakby zaraz miała wymiotować. W końcu z jej ust wytrysnęła jasno czerwona krew. Tak bardzo czerwona krew. Czerwieńsza niż cokolwiek, co widziałem. Każde kaszlnięcie wydobywało więcej tej cieczy. Na jej kolorowym ubraniu zaczęła powoli dominować ta sama czerwień. Twarz miała w grymasie jakby chciała krzyczeć z bólu. Ona jednak się dławiła. Kaszlnęła ostatni raz. Przekręciła głowę na prawy bok względem niej. Krew lekkim nurtem ściekała po jej policzku. Jej wargi były całe czerwone. Jej ciało opadło bez siły. Ręce i nogi delikatnie były poruszane przez nurt rzeki. Ostatkiem siły zdążyła się jeszcze uśmiechnąć.

To moja wina...

Dwie godziny później. Komisariat ZPD.

Głupi. Głupi jest ten świat. Bezsens. Myślę sobie. To nie prawda. Świat ma sens. Tylko kurwa jaki? Gdzie jest ten sens? Czym on jest? Niektórzy mówią, że sensem życia jest szukanie go. Inni, że poznawanie przyjaciół i pogłębianie zainteresowań. Nie mam pojęcia kto mówi prawdę. Jeszcze inni powiedzą, że to Bóg nadaje temu światu sens. Tylko czy on w ogóle istnieje? Nie wiem. Ani w niego nie wierzę, ani nie mówię, że nie. Jedno jest pewne. Jak jego działalności nie widzę. Ale może inni widzą? Nie wiem. Niewiedza to chyba najgorsze co może kogoś spotkać...

Siedzę w poczekalni w ZPD. Za rogiem stoi Judy. Z kimś rozmawia. Nie wiem co oni mówią. Wtedy Karota wraz z wysokim samcem antylopy grzywiastej wyłania się, wchodząc w mój zakres widzenia.

- Nick? Wszystko w porządku?

- Wiesz Judy, nie jest codziennym patrzeć jak wynoszą zwłoki osoby, z którą przed momentem rozmawiało się. A Pan kim jest?

- Witam jestem Kazimieras Smirnov. Jestem psychologiem. Chciano bym z Panem porozmawiał.

- Labas Ritas! Jest Pan z Litwy, nie mylę się?

- Tak.

- Po co mi psycholog. Jestem policjantem. Często widuje śmierć w swojej pracy.

- Panie Bajer chodzi o to, że był Pan świadkiem samobójstwa. Rozmawiał Pan z tą dziewczyną w jej ostatnich sekundach życia. Po za tym w takich sprawach jest procedura, że każdy świadek samobójstwa powinien...

- Sprawdzić czy nie jest szurnięty? Wiem. Ale nie muszę się na to zgodzić, prawda?

- Nick, ale to Ci nie zaszkodzi. Proszę, porozmawiaj. Od chwili kiedy ta dziewczyna się... To nic się nie odzywasz i się ciągle izolujesz.

- Wybacz Judy, ale nie zgadzam się na to. I jak możesz stwierdzić, że się izoluje po zaledwie dwóch godzinach. A ta dziewczyna miała na imię...

Sarah. I na pewno by jej zależało na tym by mówić do niej po imieniu.

- Był Pan świadkiem. Może Pan nam pomóc dociec dlaczego Sarah popełniła samobójstwo.

- Czy to istotne? Czy uzupełnienie teczki z pod tytułem "przyczyny samobójstwa" jest takie ważne? Ważniejsze od życia? Złożę raport, ale nie chcę rozmowy.

Wieczorem w moim domu.

Mam dość tego dnia. Muszę pójść spać jak najszybciej.


***
Link do oryginału: klik!
Autor: Michael Lught
Korekta: _NG_

Komentarze

Prześlij komentarz

Wszystkie komiksy

Legenda

¤ - W trakcie tłumaczenia
¤ - W trakcie rysowania
¤ - Dawno nieaktualizowane, brak informacji o dalszych częściach
¤ - Wstrzymane bądź niedokończone
¤ - Zakończone