Przejdź do głównej zawartości

Ostatni post

Życzenia świąteczne

Zwierzogród: Alternatywna kontynuacja (Roz. 2 Cz. 2) - Michael Lught [Opowiadanie]




***

Ten zworek na ogonie posiadały tylko dwie osoby. Byli to moi koledzy z dzieciństwa. Słowo koledzy jest zbyt wygórowane. Nie znałem ich zbyt dobrze. W miasteczku, w którym mieszkałem przed przeprowadzką była rodzina Pattersonów. Pattersonowie mieli dwoje dzieci. Byli to Steve i William. Oboje byli bliźniakami. Steve był typowym ekstrawertykiem, a William był trochę bardziej cichszy i rozważniejszy. Jednak mimo to oboje byli do siebie bardzo podobni. Lubili to samo jedzenie, grali w te same gry i mieli takich samych przyjaciół. Właściwie z charakteru poza cichością i rozwagą Williama byli jednakowi. Ja osobiście nie znałem ich za dobrze. W prawdzie chodziłem z nimi do przedszkola i mój kuzyn się z nimi przyjaźnił, ale... Były mi to obce osoby. Nigdy z nimi nie zamieniłem zdania. Mimo to sporo wiem o ich charakterze i ulubionych rzeczach. W dzieciństwie zawsze byłem tym, który stał z boku. Nie miałem przyjaciół. Byłem samowystarczalny. Kiedy mi się nudziło, często przyglądałem się innym dzieciakom. Obserwowałem ich zachowanie. Dzięki temu teraz wiem jakim być dla innych i nie musiałem przy tym popełniać błędów. Nauczyłem się nie na błędach, a na obserwacji. Steve i William pewnego dnia zaginęli. Policja podobno znalazła ich ciała w lesie. Zostali zamordowani z wielkim okrucieństwem przez jakiegoś sadystę. Ich kończyny połamano w kilku miejscach. Nie mieli oczu, ani języków. Prawdopodobnie zostali ich pozbawieni jeszcze przed śmiercią. Ich klatki piersiowe zostały przeszyte nożem 20 razy u Steve'a i 15 u Williama. Steve umarł od razu, a William czołgał się jeszcze przez 20 metrów po czym opadł z sił i umarł. Przynajmniej tak podawały gazety. Długo interesowałem się tą sprawą jako nastolatek. Chciałem pobawić się w detektywa. Wyobrażałem sobie jak inni wiwatują na moją cześć. Jednak sprawa nadal się nie wyjaśniła. Czasami to wydaje mi się podejrzane. William i Steve w czasie ich śmierci najprawdopodobniej byli w swoim domu. Widziałem ich o godzinie 21:00, a rzekomo zostali zabici o 21:30. Nie możliwe, że ktoś porwałby ich i wywiózł do lasu, a następnie zabił w 30 minut. Miejsce ich śmierci było za daleko i byli pod samym domem! Nawet wydaje mi się, że widziałem jak do tego domu wchodzili. To bardzo dziwne. Ich rodzice zachowywali się dziwnie. Pewna starsza Pani powiedziała mamie, że na pogrzebie ich dzieci nie uronili jednej łzy, a znani byli jako osoby bardzo emocjonalne. Na stypie Pani Patterson nawet się zaśmiała. Nie sądzę, że to oni ich zamordowali, ale mam wrażenie, że oni wiedzą co tak naprawdę stało się z ich dziećmi. Ta stara sprawa może mieć coś wspólnego z tą. Jednak moja pamięć po tylu latach może się mylić. Oczywiście powiem o tym Judy, ale dopiero potem. Jak nie uda się złapać terrorysty w obławie to będę musiał coś sprawdzić. Ale Judy się na to nie zgodzi. Chyba zrobię to sam...

- Prawdopodobnie skończyliśmy pracę.

- Przepytaliśmy wszystkich?

- Tak. Teraz tylko do Bogo z raportem i do domu.

- Ta... Dom...

Judy zaczęła się trochę wiercić. Przyczyną tego zapewne był fotelik, który zdecydowanie nie był dopasowany do rozmiarów królika.

- Czy ten twój cały przyjaciel nie mógł kupić mniejszego wana?

- Kupić powiadasz? Gdyby mógł to by kupił.

- Nie skomentuję tego.

Nie za bardzo wiedzieliśmy z Judy o czym teraz porozmawiać. Zwykle tematy do rozmów same nam się nasuwają jednak ostatnio coraz częściej dopada nas tzw. niezręczna cisza. Może to trochę dziwne porównanie, ale niezręczna cisza jest jak taki mały potwór. Wkrada się między innych podstępnie i skraca kontakt werbalny przez co stajemy się podatni na atak innego potwora. Chodzi tu o nudę. Ta z kolei jest niebezpieczna za równo w samotności jak i w grupach. Żeby uniknąć obu tych stworów powinno się zawsze układać rozmowę przed jej rozpoczęciem. Mam świadomość, że to trochę dziwne i niedorzeczne, ale ja niemal zawsze układam sobie rozmowę przed jej rozpoczęciem, gdy tylko to możliwe. Wymyślam kilka ciekawych tematów do rozmowy, układam swoje wypowiedzi, a na końcu staram się przewidzieć możliwe odpowiedzi od osoby, z która rozmawiam i układam różne warianty reakcji na nie włącznie z gestykulacją. Wiem, że nie każdy byłby w stanie tak robić. Wiele osób woli coś spontanicznie wymyślić, ale ja muszę mieć jakiś plan. A co robię gdy go nie mam. Z reguły wtedy wymyślam jakieś dowcipy. Teraz jednak nie jestem w stanie wpaść na nic. Może ona jakiś temat narzuci.

- Nick, podasz mi telefon? Jest w schowku.

- W porządku.

Otworzyłem schowek znajdujący się przede mną. W momencie kiedy to zrobiłem wszystkie przedmioty wysypały się z niego.

- Coś się stało?

Judy zapytała mnie z lekkim niepokojem.

- Ach, bo ktoś mało rozsądny wepchał zbyt wiele rzeczy na raz do schowka.

- Bynajmniej ja.

- Nie powiedziałem kto.

- Musiałam gdzieś go położyć. Noszenie go w kieszeni połączone z siedzeniem w niewygodnym foteliku nie jest przyjemne. Podnieś go proszę jeśli spadł.

- Dobrze, a po co Ci teraz? Przecież prowadzisz.

- Ale zaraz dojedziemy. Podaj mi go, proszę.

Zacząłem podnosić przedmioty z ziemi. Były tam gazety, chusteczki i kilka plików pieniędzy. Najpewniej były to pieniądze, które Feniek ukradł lub nielegalnie zarobił. Lepiej, by Judy o tym nie wiedziała. O nie! Telefon Judy rozleciał się na części. W dodatku pękła szybka. Gdy to zauważyłem od razu podniosłem po kolei wszystkie kawałki. Gdy miałem już założyć obudowę i dać telefon Judy, zobaczyłem coś bardzo dziwnego. Pod obudową na jednej z części komórki znajdowała się mała, biała, wypukła kropka. Próbowałem ją oderwać. Myślałem, że to jakiś brud. Po tym jak nie dało się jej zdrapać uświadomiłem sobie co to jest. To podsłuch. Kiedyś czytałem o tym artykuł w internecie. Kto go tam mógł założyć?

- Podasz mi ten telefon?

- Judy, bo ktoś założył Ci podsłuch.

Judy ze zdziwienia niemal podskoczyła.

- Co?

- Zatrzymaj się na poboczu to Ci pokaże.

Judy posłuchała mnie i skręciła w pierwsze lepsze miejsce i zatrzymała wóz.

- Pokaż mi to.

- Popatrz tutaj gdzie wskazuje. Ta biała plamka to podsłuch. Kiedyś czytałem o tym.

- Masz rację. Uczyłam się kiedyś o tym. Ale co teraz i kto go założył?

- Nie wiem. Trzeba będzie zostawić telefon na komendzie do speców od tego. Nie wiem kto Ci mógł go założyć.

- Sprawdź czy w twoim też jest?

Wyjąłem swój telefon i zdjąłem obudowę.

- Kurwa.

- Też masz podsłuch.

- Tak.

- To nie możliwe. Ja cały czas miałam telefon przy sobie.

- To strasznie podejrzane. Mam tylko nadzieje, że nie zrobił tego ten wariat, którego szukamy.

- Niby jak miałby to zrobić?

- Gdzie zostawiałaś telefon ostatnio, gdy nie miałaś go przy sobie ani go nie widziałaś.

Judy zaczęła myśleć przez chwilę. Po kilkunastu sekundach udzieliła odpowiedzi.

- Raz w ostatnim czasie zostawiłam telefon na komisariacie na pół godziny, ale potem się po niego wróciłam.

- Hmmm, pamiętasz tych dziwnych gości z milicji, którzy nas prawdopodobnie śledzą?

- Tak, ale nie możliwe by oni nam go założyli.

- Obawiam się, że oni coś o tym wiedzą.

- Dlaczego?

- Potem Ci wytłumaczę. Nawet nie tylko tobie.

- Dobrze.

Gdy Judy ruszyła ponownie nastała cisza. Ja już wiem o co tutaj chodzi. To wszystko wina burmistrz. Te wszystkie nakazy i zakazy, których i tak nikt nie stosuje. Potem nagle nie mogliśmy z Judy brać udziału w śledztwie. Następnie dwóch dziwnych typów nas śledzi, a teraz podsłuch. Po prostu w głowie się to nie mieści. Jestem wściekły. Mam ochotę wejść do ratusza i zrobić niezłą awanturę naszej "wspaniałej" Pani burmistrz. Zaciskam zęby tak mocno, że mnie już bolą. Muszę się uspokoić. Całe szczęście mam trochę pastylek przy sobie. Zażyje sobie 5 gramów, żeby się uspokoić, ale nie zasnąć. Tylko nie chcę, by Judy to widziała. Sądzę, że i tak by nie wiedziała co to za leki, ale nie chcę jej okłamywać, ani jej mówić co to jest. Bardzo dyskretnie wyłupiłem jedną pastylkę i szybko połknąłem. Judy nic nie zauważyła. Za pół godziny lek powinien zacząć działać.

Po kilkunastu minutach dojechaliśmy pod komisariat. Ku naszemu zaskoczeniu pod komisariatem stało kilka wozów milicji miejskiej. Od razu wyszliśmy z pojazdu i czym prędzej podbiegliśmy do wejścia głównego. Przed wejściem stało dwóch milicjantów. Był to wysoki baran i jeleń.

- Co tu się stało.

Judy spytała grzecznie, ale nie udzielono jej odpowiedzi.

- Ona zadała pytanie.

Odezwałem się trochę podniesionym głosem i stanowczym. Wkurza mnie coś takiego jak kobieta pyta, ale nikt jej nie odpowiada. Z resztą każdemu powinno się odpowiadać. W końcu odezwał się Jeleń. Miał nieco zaniepokojony głos.

- My nie wiemy zbyt dużo i nie wolno nam zbyt wiele mówić. Pokażcie swoje dowody, a was wpuścimy i sami się dowiecie.

- Nie widać, że mam mundur!?

- Nick, dajmy im te dowody i miejmy to za sobą.

- Dobra...

Wyjąłem je bez problemu z kieszeni i wystawiłem je blisko przed twarzą. Jeleń nieco się odsunął do tyłu by móc lepiej je widzieć i wpuścił mnie do środka. Judy zrobiła to samo i weszła za mną. W środku było wielu ubranych w szare mundury milicjantów. Naliczyłem ich gdzieś koło 20. Większość z nich to były barany, ale były też dziki, jelenie i dwa osły. Kilku z nich rozmawiało o czymś z Pazurianem. Trzech naszych kolegów siedziało na jednej z ławek przy ścianie. Oni również byli przesłuchiwani. Nieco niepewnym krokiem przeszliśmy głównym holem do korytarza z boku. O dziwo nikt na nas nie zwrócił uwagi. Gdy zbliżyliśmy się do biura Bogo usłyszeliśmy ostrą kłótnie między Bogo, a jakąś kobietą. Głos prawdopodobnie należał do Pani burmistrz. Judy chciała wejść do środka, ale ją powstrzymałem. Zamiast tego usiedliśmy przy drzwiach i uważnie słuchaliśmy o czym mówią.

- Nie dostosował się Pan do ani jednego mojego polecenia!

- Może dlatego, że są one niedorzeczne!?

- Proszę uważać na słowa! To ja jestem burmistrzem, a nie Pan!

- Jak do tej pory to Pani na nie nie uważa! Ja Pani jeszcze nie nazwałem kretynem i idiotą!

- Nie musiała bym gdyby Pan dostosował się do poleceń.

Usłyszeliśmy teraz jakiś głośny i krótki odgłos. Prawdopodobnie szef uderzył w biurko. Zawsze tak robi kiedy się kłuci.

- Czytała je Pani? Może przeczytam ich kilka! O proszę! Ale ciekawą perełkę znalazłem! Cytuje: Funkcjonariusze należący do gatunków uznawanych powszechnie za gatunki drapieżne zobowiązani są do zachowania wielkości pazurów nie przekraczających długości...

- I co w tym złego!

- To, że jest to kompletnie niedorzeczne! Co oni mają robić? Mierzyć sobie długość pazurów linijką?

- Nie widzę nic w tym złego. Ścigany przestępca to też ssak. Co jak, któryś z Policjantów podczas pościgu przypadkiem go zabije?

- Jak do tej pory nic takiego nie miało miejsca!

- Lepiej dmuchać na zimne.

- A może prace policji lepiej zostawić policji!

- To doprowadziłoby do anarchii i nieładu. Po za tym mówiłam też, że Pana policjanci, czyli Nick Bajer i Judy Hopps mają nie mieć udziału w sprawie terrorysty, który od kilku dni dręczy nasze miasto.

- A dlaczego to tak bardzo Pani przeszkadza? Przecież to jedni z moich najlepszych pracowników. Oni mogą tą sprawę...

- Dlatego, że tak powiedziałam i nie może Pan tego kwestionować. A jeżeli Pan nadal będzie kwestionował moje polecenia to zamknę nie tylko ten komisariat, ale całe ZPD i zastąpię milicją!

Tego już za wiele. Wchodzę tam. Judy próbowała mnie powstrzymać, chwytając mnie za mundur, ale nie zdołała. Wszedłem do środka. Burmistrz wyglądała na bardzo zaskoczoną na mój widok. Bogo również się zdziwił.

- Dobry wieczór Pani burmistrz. Akurat przechodziłem obok i usłyszałem waszą rozmowę.

- Nie pogarszaj Bajer!

- Otóż wcale nie chcę nic pogarszać szefie. Chcę zadać tylko jedno drobne pytanie Pani burmistrz.

- Dobrze, więc niech Pan pyta.

- Skąd Pani dowiedziała się, że ja z moją wspólniczką Judy Hopps pracujemy nad sprawą zamaskowanego terrorysty?

- A właśnie. Skąd Pani to wie?

- Pewien zaprzyjaźniony pracownik milicji mnie o tym poinformował. Widział was jak przesłuchiwaliście światków.

- A skąd ten Pani przyjaciel wiedział, że to są świadkowie w sprawie terrorysty, a nie w innej? Przecież milicja nie zajmuję się tą sprawą.

- Emmm...

- Poza tym nawet gdybyśmy byli przez kogoś widziani na mieście to jakie by ktoś mógł mieć dowody, że zajmujemy się sprawą terrorysty, a nie na przykład jesteśmy na patrolu?

- No cóż...

- Proszę już nie wymyślać żadnego nowego kłamstwa. Ja dobrze wiem skąd Pani to wie.

- Jak?

- Do rzeczy Bajer.

- Znaleźliśmy z Judy podsłuchy w naszych telefonach.

- A niby dlaczego miałabym mieć coś z tym wspólnego?

Była bardzo oburzona moimi oskarżeniami, ale po jej głosie czuć było na kilometr, że kłamie.

- To skąd Pani wiedziała o tym wszystkim? Poza tym od pewnego czasu śledzi nas dwójka milicjantów, których nawet chyba widziałem w tym budynku. Czyżby jednym z nich był Pani przyjaciel? My pamiętamy z Judy jak wyglądali. Możemy ich przepytać w każdej chwili i wyciągnąć prawdę. A jak chodzi o podsłuchy to z dzisiejszą technologią można sprawdzić gdzie zostały nabyte i kto je zainstalował. A jak znajdziemy tego kto je zainstalował to spytamy na czyje to było zlecenie.

- Bajer, pokaż mi swój telefon i telefon Hopps.

Judy weszła do środka i dała mi mój telefon. Następnie zdjąłem obudowy z obu i wskazałem podsłuchy szefowi.

- Faktycznie są tu podsłuchy. Można sprawdzić na czyje zlecenie je zamontowało. A więc przyzna się Pani czy będziemy musieli zbadać tą sprawę przez co terrorysta może być dłużej na wolności.

- Nie macie dowodów, że to ja kazałam założyć te podsłuchy!

- Nadal jednak Pani nie wytłumaczyła skąd Pani wiedziała, że ja i Hopps zajmujemy się tą sprawą. Tak więc przyzna się Pani czy nie.

- To jest chore. Idę stąd. Do widzenia!

- Oby nie prędko.

Po tych słowach, które wypowiedział Bogo, Obłoczek warknęła ze złości i wybiegła z pokoju.

- Proszę sprawdzić czy na Pana telefonie też nie ma podsłuchu.

- Dobrze Bajer.

Szef wyciągnął swój telefon i jak było się łatwo domyśleć tam też był podsłuch pod obudową. Dokładnie taki sam jak te w naszych telefonach.

- Faktycznie. Ja też go mam. Wredna baba. Dzięki Bajer za uratowanie mi tyłka.

- Nie ma za co szefie. W nagrodę może Pan...

- Nie galopuj tak daleko Bajer.

- Wystarczy, że powie Pan, że jestem Pana ulubionym lisem i najlepszym policjantem.

- Dobrze, kiedyś tak powiem. Kiedy masz urodziny?

- Hehe, zabawne.

- Teraz już na poważnie. Jutro jak wiecie organizujemy obławę na tego terrorystę. W skład ekipy wejdziecie wy oraz komisarz Alexander Dogmaster, Komisarz Stanley Lorwin i Martin Goatson. Szczegóły zamieściłem w dokumencie, który wam zaraz dam. Generalnie zastosujemy standardową procedurę, którą już od kiedyś ćwiczyliście. Jutro przyjdźcie do pracy tak jak zwykle. Sądzę też, że nie musicie już ukrywać, że zajmujecie się tą sprawą. Myślę, że burmistrz i tak ma już dość po dzisiejszej rozmowie. Jeszcze czeka ją prawdopodobnie kara grzywny jak okaże się, że to ona jest za te podsłuchy odpowiedzialna. Na razie to tyle.

Przeczytaliśmy szczegóły dotyczące przebiegu akcji i odeszliśmy do swoich domów. Tego wieczora udało mi się mocno dopiec mojej "ulubionej" burmistrz. Od razu czuje się lepiej. Pewnie będzie próbowała się jakoś zemścić, ale to tylko pogorszy jej sytuacje, zwłaszcza jak sprawa z podsłuchami trafi do mediów. To był dobry dzień.



Link do oryginału: klik!
Autor: Michael Lught
Korekta: _NG_

Komentarze

  1. Slązak popiszmy na wattpadzie o tym, bo tutaj ja przynajmniej niemam powiadomień i to są komenty więc niemam pojęcia czy coś napisałeś i gdzie o tym pisać.

    Mleczku miałeś racje, ale nie we wszystkim jeśli chodzi o twoją opinie o rysownictwie(wiem że niepolskie zdania, zignoruj).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Być może gdzieś się myliłem. Ja sam rysować nie umiem, więc można by rzec, że się na tym nie znam. Jednak uważam, że z rysowaniem jest pewnie w jakimś stopniu podobnie co z pisaniem. Ja na przykład kiedyś przed Zwierzogrodem pisałem fanowskie opowiadania z Fnafa. Mam parę grup na FB i stron związanych z Fnafem gdzie czasami pisałem ff. Ogólnie to powiem o tych opowiadaniach krótko: Były denne. Zero wątków pobocznych, szczątkowy opis postaci, zbyt przewidywany i prostoliniowy ciąg zdarzeń, płytkie postacie, po za głównym bohaterem wszystkie inne postacie były w swoich charakterach przedstawione karykaturalnie z charakteru, zbyt duży nacisk na związki postaci oraz częste zmiany partnerów, pojęcie miłości było tam bardzo względne, wystarczyło powiedzieć kocham cię, a druga postać oczywiście się na to zgadzała itd. razy 1500 itd. Jak ktoś ciekawy moich nędznych wypocin z przeszłości to mogę dać link. Do czego zmierzam? Nie uważam mojego obecnego opowiadania za cudo literatury współczesnej i ciężko mi na ten czas samemu powiedzieć na ile to opowiadanie jest dobre, ale na pewno jest centylion razy lepsze od tego co pisałem kiedyś. I skoro z pisaniem jest tak, że z czasem nabiera się praktyki to czemu tak miało by nie być z rysowaniem? Owszem faktem jest, że istnieją uwarunkowania genetyczne dzięki, którym niektórzy ludzie posiadają lepsze cechy do pisania wierszy, opowiadań lub rysowania, ale to, że ktoś posiada jakąś cechę, która ułatwia mu te czynności to czy od razu staje się wielkim poetą, powieściopisarzem lub malarzem? Bez przemyśleń, prób, błędów, praktyki nie pisałbym na takim poziomie jak teraz ( nie wiem jak dobrze mi to idzie, i czy w ogóle dobrze, ale na pewno lepiej niż kiedyś). Zmierzam finalnie do tego, że bez ćwiczeń talent sam się nie pojawi. Można mieć do czegoś lepsze cechy, ale nie trenując tego zmarnuje się to. Jednak mogę się mylić. Może zasada: trening czyni mistrza nie jest zasadą globalną, a indywidualną. Może trening jednemu coś da, a innemu nie. Bóg wie. Jednak i tak uważam, że trening jest ważny.

      Usuń
    2. Otóż to. Jakby ktoś jeszcze teraz zobaczył moje szkice robione ołówkiem pod pierwszy rozdział to by widział że w porównaniu do stanu obecnego, jest jakiś skok(wtedy ktoś mi napisał że jedna postać wygląda na niezbyt zdrową psychicznie)

      Usuń

Prześlij komentarz

Wszystkie komiksy

Legenda

¤ - W trakcie tłumaczenia
¤ - W trakcie rysowania
¤ - Dawno nieaktualizowane, brak informacji o dalszych częściach
¤ - Wstrzymane bądź niedokończone
¤ - Zakończone