Przejdź do głównej zawartości

Ostatni post

Prison Life (cz. 6) - Land24 & Nauyaco [Tłumaczenie PL]

Zwierzogród: Alternatywna kontynuacja (Roz. 2 Cz. 1) - Michael Lught [Opowiadanie]




***

Minęły dwa dni od wydarzeń z poprzedniej części. Nick wraz z Judy nadal nie wiedzą zbyt wiele w sprawie zamaskowanego terrorysty. Udało się ustalić innym policjantom, że terrorysta spotka się ze swoją wspólniczką dnia jutrzejszego w godzinach i miejscu, które już wcześniej określił Nick. Dzisiaj Nick i Judy przesłuchują nowych świadków, którzy zostali odwiedzeni w nocy przez terrorystę. Do Nicka od dwóch dni dzwoni nieznany numer telefoniczny. Do tej pory lis nie odebrał telefonu. Co jednak się stanie, gdy ciekawość weźmie nad nim górę?

- Wczoraj poszła w dymem stacja metra. Ciekawe co wariat dzisiaj wysadzi. Może jakaś kamienica? Jakieś blokowisko? Komisariat? A może od razu całe miasto? Przez niego...

- Przestań tak myśleć Nick. On już nic nie zniszczy, ani nikogo nie zabije. Jutro go dorwiemy.

Judy próbowała mnie uspokoić, ale bezskutecznie.

- A jak nie?! Ja zaczynam się coraz bardziej martwić Judy. Ten szaleniec działa sam, a wyrządził więcej szkód niż jakakolwiek większa działalność terrorystyczna w historii tego miasta. Pamiętasz Zal Daidę? Ich było wielu, a nie dali rady tak bardzo zastraszyć tego miasta jak on sam.

- Nie wiemy ilu ma wspólników. Na pewno ma jedną wspólniczkę.

- Tylko jego jednego zawsze widać na miejscu zdarzenia. Nie możliwe, że ma więcej osób po swojej stronie. Ktoś na pewno by zauważył kogoś jeszcze mu pomagającego. Chyba, że jego wspólnikami byłoby pół miasta.

- Jeżeli działa tylko z jedną osobą to dobrze dla nas.

Czasami jej optymizm mnie denerwuje. Mam wtedy wrażenie, że nie podchodzi do sprawy poważnie lub nie przejmuje się nią. Wiem, że to nie prawda, ale mówienie czegoś w rodzaju "będzie dobrze" na mnie nie działa.

- Tak Karotka. Po prostu... Po prostu boje się, że ta sprawa może okazać się trudniejsza...

- Żaden ssak nie jest nie do pokonania. A na pewno da się pokonać kogoś kto w swym życiu kieruje się złem. Ssak niegodziwy nie może być silny. Może myśleć, że ma siłę, ale tak naprawdę jest słaby. Jeżeli nawet ktoś miałby władze i wszystkie ssaki pod butem, a sam był okrutny i zły to mimo tej władzy nawet żebrak, który kieruje się dobrem jest od niego potężniejszy.

Częściowo to stwierdzenie mnie przekonało. Jednak w życiu nie zawsze dobro wygrywa. Judy zabrzmiała nieco dziecinnie w swojej wypowiedzi, ale za razem trochę mnie to zmotywowało. Skoro jednak posunęła się już do tak bardzo skomplikowanych wypowiedzi bez mojej większej ingerencji to udam, że przekonała mnie całkowicie. Wtedy przestanie dołować mnie swoim optymizmem, a ja przestanę ją dołować swoim pesymizmem.

- Dlatego trzeba walczyć. Zgadzam się z tym.

- Nie ważne jak bardzo jest on silny i sprytny. Jest ssakiem, a nie Bogiem. Można z nim wygrać.

- Dzięki Karotka.

- Ale za co?

- Za to, że wzmocniłaś moje morale.

- Od tego jestem.

- A teraz gdzie mamy się udać?

- Kolejnym świadkiem jest Jonathan Kopala.

Judy odpaliła van Feńka i ruszyła tak szybko, aż się kurzyło za nami. Bym sobie zapomniał skomentować... Pożyczyliśmy wan. Feniek leży w szpitalu, a nie byłoby dobrze, gdyby nas zauważono w służbie. Oficjalnie mamy się nie zajmować sprawą. Oczywiście nie mamy pojęcia czemu. Co prawda moglibyśmy zawsze skłamać, że to tylko rutynowy patrol. Jest jednak mały problem. Wczoraj zauważyliśmy dwa wysokie barany z milicji miejskiej, które śledziły nas cały dzień. A jak baran to wiadomo komu służy. Obłoczek chce mieć pewność, że nie maczamy palców w tej sprawie. Ma jakiś ważny powód. Coraz bardziej odnoszę wrażenie, że ona ma coś z tym wspólnego...

- To tutaj Nick.

Może ona chce coś ukryć. Swinthon chciała pozbyć się drapieżników z miasta. My odkryliśmy jej plany i udaremniliśmy. Judy była wtedy początkująca, a ja nawet nie byłem policjantem. Dokonaliśmy czegoś co całe ZPD nie zdołało. To oznacza, że Obłoczek coś ukrywa i ma to coś wspólnego z tym terrorystą...

- Nick. Już jesteśmy...

A może ona najęła tego terrorystę. Tylko po co?

- Nick!

- Emmmm, że co tu...

- Dojechaliśmy!

- Aha.

Na twarzy Judy malowało się wyraźne podirytowanie, ale też i troska.

- Nad czym tak ciągle rozmyślasz Nick?

- Ja...

Uszy Judy oklapnęły. Następnie zaczęła mówić z bardzo zmartwionym głosem.

- Cały czas się zamyślasz. Mówię coś do ciebie, a ty mnie nie słuchasz. Zupełnie jakbyś był gdzieś indziej. Czy coś się dzieje Nick?

- Nie... Wszystko w porządku.

- To czemu tak cały czas się zawieszasz?

- Ja po prostu myślałem nad sprawą... i... i nad naszą...

- Uspokój się.

Judy przysunęła się do mnie niemal mnie przytulając. Patrzyła się na mnie z dołu, swoimi wielkimi i okrągłymi jak jabłka, fioletowymi oczami.

- Wiem, że przejmujesz się tą sprawą. Ja też, chociaż być może tak bardzo tego nie widać po mnie jak po Tobie. Jednak widzę, że krząta Ci głowę więcej zmartwień.

- Tak Judy. To prawda. W mojej głowie jest wiele różnych dręczących mnie rzeczy, które nie dają mi spać.

- Proszę opowiedz mi.

Moje serce zaczęło mi walić szybciej. Nagle jakby wszystko w koło ucichło. Słyszałem tylko bicie mojego serca i oddech Judy. Co jej mam teraz powiedzieć. Kolejną smutną historyjkę z mojego dzieciństwa, czy może wyznać jej uczucie. Tak i tak jest źle. Z kolei jak powiem jej, że nie chce o tym rozmawiać to może się obrazić.

- Nick, jesteśmy przyjaciółmi. Możesz powiedzieć mi wszystko. Ja wiem, że chcesz mi coś ważnego powiedzieć i nie wypuszczę Cię z tego wana póki mi nie powiesz.

- Judy ja... Nie chce byś musiała przejmować się teraz moimi problemami. I tak masz już dużo na głowie.

- Jak mam się nie przejmować twoimi problemami. Jesteśmy przyjaciółmi.

- Dobrze, więc powiem... Ja...

No dalej Nick! Wypowiedz te słowa.

- Ja...Ja...Cię...

Nie! Stop! To jeszcze nie czas na to.

- Ty mnie co?

Kurwa, wpadłem. Jak teraz się z tego wykaraskać.

- Mówisz czy nie.

Jej głos był nadal delikatny, ale nabrał trochę już barwy znudzenia i zdenerwowania.

- Judy, bo widzisz. Ja nie wiem czy ja Cię nie obciążam.

- Co ty mówisz? Wcale nie.

- Zawsze to ciągle ja mam jakieś problemy i zawsze wtedy ty przychodzisz mi z pomocą. Czuje, że jestem taką pijawką. Pasożytuje na tobie. Przyjaźń można porównać do symbiozy. Oba osobniki mają z niej korzyści. Jak do tej pory ja tylko je czerpałem. W dodatku potem musisz się jeszcze wysilać z pocieszaniem mnie. To nie robi dla ciebie nic dobrego.

- Nick, wcale nie jesteś żadnym pasożytem. To nie prawda, że nie zrobiłeś dla mnie nic. Zrobiłeś dla mnie bardzo wiele. Pamiętasz jak obroniłeś mnie przy Bogo, albo jak pomogłeś mi...

- Judy, ale co to jest? To tylko kubek wody w morzu dobroci jakie ty dla mnie uczyniłaś.

- Ale doceniam ten kubek. Nawet jakbyś dla mnie uczynił jeszcze mnie to i tak bym się z tobą przyjaźniła. Mnie do szczęścia wystarczy twoja obecność, a nie twoje zasługi. Nie na tym polega przyjaźń, że za przysługę jest przysługa, pomaganie tobie w cale mnie obciąża. Wręcz sprawia mi przyjemność.

- Miło to słyszeć.

- Dobrze, ale teraz zajmijmy się świadkiem.

- Oczywiście.

Opuściliśmy pojazd i spokojnym krokiem podeszliśmy do małego, zielonego bloku. Judy obróciła się do mnie. Światło odbijające się w jej oczach na chwilę mnie oślepiło.

- Przypomnisz jakie nazwisko posiada nasz świadek.

- Kopala.

Judy podeszła do domofonu. W tym czasie porozglądałem się nieco po okolicy. Blok był mały. Zaledwie dwie klatki schodowe i trzy piętra. Do obu wejść prowadziła betonowa dróżka zrobiona ze starych, niewielkich i trochę startych już płyt. Obie dróżki otoczone były krzakami. Nie mam pojęcia co to za krzaki. Miały małe twarde listki oraz jakieś przypominajce borówki, małe owoce. Między jednym a drugim wejściem był trawnik, na którym rosło kilka bardzo niskich drzew. Ich liście pod wpływem wiatru delikatnie i zwinnie przelatywały mi nad głową i opadały.

- Mam, trzecie piętro, mieszkanie numer 12.

- Dzwoń.

Po wciśnięciu przez Judy miedzianego przycisku można było usłyszeć głośny dźwięk, który był niesłychanie podobny do brzmienia domofonu w moim starym bloku. To było wtedy gdy moja rodzina musiała wyjechać z Kanady do Zwierzogrodu w celu zarobku. Po przeprowadzce wszystko było inne. Niestety gorsze. Po śmierci mego ojca było trochę lepiej, ale nie na długo.

- Halo, kto dzwoni?

- Dzień dobry Panu. Jesteśmy z ZPD. Chcieliśmy z panem porozmawiać w sprawie...

Świadek nie wysłuchał Judy do końca. Zamiast tego po prostu nas wpuścił. Możliwe, że spodziewał się naszej wizyty. Wchodząc do środka poczuliśmy bardzo mocną fale chłodu na skórze. Lubie to w klatkach schodowych. W zimie ciepło, a w lecie zimno. Ściany klatki schodowej były ciemno- żółte, a poręcz zielona. Powolnym krokiem wspięliśmy się na samą górę. W drzwiach czekał już na nas świadek. Był lisem polarnym. Dość niski mężczyzna, ale wyższy od Judy. Jego twarz była dość kobieca. Miał delikatne i lekko zaokrąglone rysy. Jego pysk był dość krótki i zakończony czarnym nosem o szpicowatych konturach.

- Dzień dobry. Państwo do mnie w sprawie terrorysty, który mnie odwiedził w nocy? Mówiono mi, że będę ponownie przesłuchany w charakterze świadka. Proszę wejść do środka.

Ma dość dziwny wysoki głos. Nie chce być tutaj nie miły lub też nie tolerancyjny w tym porównaniu jakiego teraz użyje, ale brzmi jak pedał, bądź kastrat. No cóż... Nie można oceniać innych po wyglądzie czy głosie, zwłaszcza gdy Ci mają dla ciebie ważne informacje. Weszliśmy do środka.

- Proszę się rozgościć. Podać coś?

- Nie proszę pana.

- A ja się chętnie napije herbaty.

- Dobrze zatem.

Wysunął krzesła spod stołu przygotowane specjalnie dla nas. Wydaje się być bardzo gościnną osobą. Nawet widzę, że specjalnie dla nas umył podłogę. Jest jeszcze trochę mokra. Mieszkanie było czyste, ale co do wystroju wnętrza to ciężko jest powiedzieć coś pozytywnego. Ściany w głównym pokoju kompletnie gryzły się z meblami. Meble były plastykowe i głównie seledynowe. Ściany natomiast ciemno- żółte oraz łososiowe. Z kolei sofa była przykryta szarym kocem w czerwone róże. Nie ma zdecydowanie smykałki do dopasowywania odpowiednich kolorów. Albo i ma. Może ja nie mam do tego talentu, ale nie mam tego świadomości i dlatego go negatywnie oceniam pod tym względem. Tak wiele ssaków nie ma o czymś pojęcia lub nie chce czegoś wiedzieć, a ocenia innych w czarnych kolorach. Ja staram się raczej tego nie robić. Jak czegoś nie rozumiem to z reguły się tego nie tykam. Na przykład nie ogarniam wiary w jakiegokolwiek Boga, ale nie krytykuje wierzących osób, bo być może oni mają rację, a ja tego nie wiem. Może to ja się mylę? Warto takie coś przemyśleć. Zwłaszcza gdy ktoś waha się ze swoimi poglądami lub jest w nich zbyt radykalny.

- Bonnie! Tutaj pan policjant poprosił o herbatę. Mogłabyś jedną zaparzyć.

- Bonnie to Pana małżonka? Czy również jest świadkiem.

- Nie proszę Pana. Bonnie to mój chłopak i nie było go przy tym.

Boże czyli faktycznie pedał. No trudno. To wyjaśnia ten średnio dobrany wystrój. Strach pomyśleć co na tej sofie dzieje się nocami. Brrrrr... Mam dreszcze. Dobrze już... Liczy się to kim ssak jest w środku niż zewnętrznie. Zawsze trzeba najpierw kogoś poznać od środka, a dopiero potem go oceniać. Czy to zdanie właśnie nie nabrało dwuznacznego sensu? Dobra Nick. Koniec z tymi dziwnymi myślami.

- Proszę oto pańska herbata.

Jego partner był niemal identyczny co on sam. Mam nadzieję, że nie dochodzi tu do kazirodztwa. Pffffff... Co ja mam w głowie. Nick, przestań!

- Dziękuje.

- Chciałabym razem z moim partnerem zadać Panu parę pytań dla osobności.

- Dobrze, rozumiem. Ja i tak właśnie wychodzę. Pa kochanie.

- Pa Bonnie. Przyjdź do mnie dzisiaj w nocy.

- Oczywiście, będę zwarty i gotowy.

Kurwa... Ja nie jestem homofobem, ale... Jak można rozmawiać o sprawach tak bardzo prywatnych przy obcych osobach. Nawet jeśli nie mówią o tym wprost. Z coraz większą lękliwością spoglądam na te sofę...

- Tak, więc jestem gotów.

- Dobrze, więc kiedy doszło do wizyty i jaki był jej przebieg. Proszę opisać szczegółowo. W razie czegoś, będę Pana dopytywała o detale.

- Rozumiem. Było to o dość wczesnej godzinie. To była 20:00 lub 20:20. Coś w tym stylu i trwało do godziny 22:00.

- Jest pan w stanie określić dokładniejszą godzinę?

- Podczas tego zdarzenia tylko raz popatrzyłem na zegarek. Była wtedy 20:51.

- To skąd Pan wymyślił przedział godzinowy 20:00- 20:20?

- Na wyczucie. Po prostu od momentu odwiedzin do mojego spojrzenia na zegarek musiało minąć około 30 do 45 minut. Maksymalnie 50 minut. Uśredniając wychodzi gdzieś koło 20:10 lub 20:15.

- Wszystko zapisałaś Judy?

- Tak, mam wszystko. Jak rozpoczęła się wizyta?

- Wchodzę do mieszkania po zakupach. Kupiłem trochę jedzenia na kolację, którą miałem spędzić ze swoim partnerem. Zostawiłem zakupy w kuchni i wszedłem do tego pokoju. Czy mogę pokazać gdzie dokładnie on stał.

- Oczywiście. Nawet bym o to prosiła.

Lis polarny odszedł od stołu na kilka metrów i ustawił się w nieco zgarbionej pozie przy firance.

- On stał tutaj tak lekko schylony. Był ubrany całkiem na czarno prócz maski, która była biała. Wyglądał tak samo jak w telewizji. Z postury wyglądał na mocno umięśnionego. Miał duże barki. Czy mógłby Pan na chwilę wstać?

- Dobrze.

- Ooo o o! Był właśnie tak troszeczkę wyższy od pana. Ile pan ma wzrostu?

- Metr i 20 centymetrów.

- To on miałby tak około 1.30cm. Bardzo wysoki jak na lisa.

- Co pan zrobił gdy go pan zobaczył.

- Wmurowało mnie. Nie mogłem się ruszyć z miejsca.

- A co zrobił on?

- Podszedł do mnie bez słowa.

- Wcześniej powiedział pan, że "gość" najpierw usiadł na sofie i powiedział: Dobry wieczór. Przepraszam za najście.

- Nie, nie, nie proszę pani. Musiałem się pomylić pod wpływem stresu. Najpierw on do mnie podszedł, a dopiero potem usiadł...położył się na sofie. Nie powiedział do mnie tego. Powiedział wtedy do mnie: Witam, w czym mogę dla Ci służyć.

- Jest pan pewny?

- Tak.

- Co było potem?

- Przez większość czasu nic. Ja usiadłem przerażony w koncie, a on leżał na sofie.

- Nie zadzwonił pan na policje.

- Chciałem, ale on cały czas mnie obserwował w ciszy. Bałem się, że mi coś zrobi, gdy będę próbował zadzwonić.

- Proszę kontynuować.

- Pod sam koniec wizyty do mnie podszedł i przykucnął przy mnie. Siedziałem wtedy na podłodze. Powiedział wtedy do mnie parę zdań, których nie zapomnę nigdy.

- Co powiedział i jaki miał głos.

- Miał bardzo niski i spokojny oraz powolny głos. Powiedział do mnie: Widzisz to czarne lustro. Oni przez nie tobą manipulują jak lalką teatralną. Cały ten świat jest jak przedstawienie. Stań się poetą na scenie, a nie kukiełką. Pozostaw ich demony ich demonom. Już nie sposób śmiertelnika mocą uratować tamtych, ale ciebie tak. Proszę, weź te maskę i załóż ją w noc oczyszczenia...

Wtedy pan Jonathan położył na stole maskę. Była to kopia tej samej maski, którą nosi terrorysta.

- Czy możemy ją zabrać? Dotykał jej ktoś jeszcze?

- Nie. Tylko ja i on.

Judy wyciągnęła w kieszeni worek na materiały dowodowe, a pan Jonathan ostrożnie umieścił maskę w środku.

- Co było dalej.

- Potem wyszedł oknem. Gdy wychyliłem się go nie było. To wszystko co wiem. Nie wiem co znaczyły jego słowa, ale zanim do mnie podszedł na chwilę popatrzył w telewizor. Może o to mu chodziło z tym lustrem.

- Okej. Dziękujemy panu za ponowne złożenie zeznań. Jeśli będziemy czegoś potrzebowali to jeszcze się z panem skontaktujemy. Do widzenia.

- Do widzenia.

Gdy już mieliśmy opuścić mieszkanie, lokator jeszcze do nas podbiegł na chwilę i chwycił lekko Judy za rękaw.

- Poczekajcie. Przypomniałem sobie coś. Spod peleryny wystawał jego ogon. Był rudy z białą końcówką. Na prawym boku ogona względem jego był biały zygzak z czarną końcówką.

- To ciekawe. Co o tym sądzisz Nick?

Co, ale jak to jest możliwe. Nie, to nie może być to. Nie rozumiem... Jak? Moje oczy wyraźnie się rozszerzyły. Zaskoczyło i zszokowało mnie to co on powiedział. Nie udało mi się ukryć tych uczuć w środku.

- Jest pan pewny?

- Tak. Zupełnie.

- Dziękujemy ponownie i do widzenia.

- Do widzenia.

To nie może być to. Ale jak. Nie, nie, nie, nie, nie.

- Coś się stało, Nick? Widzę, że mocno się pocisz, a przecież tu na korytarzu jest zimno. Czymś się denerwujesz?

- Wszystko dobrze Karotka.

Nie przekonała jej moja mowa przez zęby, ale przynajmniej przestała zadawać pytania. Ja znałem dwie osoby, które miały taki wzorek na ogonie. Obie te osoby nie żyją. Niemożliwe, że ktoś z nimi nie powiązany genetycznie miałby taki sam wzór. Nie, nie wierzę w to. Jak?


Link do oryginału: klik!
Autor: Michael Lught

Korekta: _NG_

Komentarze

  1. Czyżby tymi nieżyjącymi osobami byli.krewni Nicka?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byłem pełen niepewności przed umieszczeniem tego rozdziału. Szczerze to nawet chyba trochę mi nie wyszedł. Powiem tak... W moim opowiadaniu Ojciec Nicka nie żyje, Nick nie ma rodzeństwa, a "terrorysta" jest mężczyzną, więc nie jest to jego matka. Jeśli jest to ktoś z jego rodziny to na pewno nie jest to bliska rodzina. Następny rozdział już napisałem i teraz tylko robię poprawki, więc niedługo się dowiesz.

      Usuń
  2. Następnym razem jeżeli będzie zaniechanie wypowiedzenia uczuć, tak jak już kilka razy bywało, zinterpretuje to jako błąd literacki(będe pisał recenzje tej opowieści). NG masz możliwość usunięcia ReCaptchy? Bo kiedy chce napisaś komentarz to muszę zostać zweryfikowany za każdym razem. Po jakimś czasie to denerwuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za system komentarzy odpowiada sam Blogger, ja tu mam niewiele do powiedzenia, lecz ReCaptchę muszą robić tylko "anonimy", więc jeśli bardzo nie chcesz tego robić musiałbyś wejść przez konto na Bloggerze/Google+

      Usuń
    2. Jeśli dobrze zrozumiałem o co chodzi to już spieszę z odpowiedzią. Celowo przesadnie wykorzystuje motyw zaniechania wypowiedzi uczyć przez Nicka. Wiem, że jest to do§ć często w opowiadaniu, ale ma to sens, który później zostanie ujawniony. Często powtarzam ten motyw. Ma to ukryte i istotne znaczenie w przyszłych rozdziałach. Co do recenzji to jestem bardzo za. Zależy mi na czyimś zdaniu, bo dzięki temu będę mógł uczynić opowiadaniee lepszym.

      Usuń

Prześlij komentarz

Wszystkie komiksy

Legenda

¤ - W trakcie tłumaczenia
¤ - W trakcie rysowania
¤ - Dawno nieaktualizowane, brak informacji o dalszych częściach
¤ - Wstrzymane bądź niedokończone
¤ - Zakończone