Przejdź do głównej zawartości

Ostatni post

Prison Life (cz. 6) - Land24 & Nauyaco [Tłumaczenie PL]

Moje (Nasze) Nowe życie - Roz. 34 - Ostateczna bitwa - Slowak [Polskie opowiadanie]

           Pierwsza część            Poprzednia część 


 Pancerna ciężarówka do przewozu specjalnych więźniów stała kilkaset metrów od portu. Tak się złożyło, że była ona celą tymczasową dla Danego który teraz siedział w skromnych policyjnych kajdankach pod nadzorem jakiegoś żółtodzioba. Młody najwidoczniej bał się wejść do akcji dlatego został skierowany do pilnowania agenta. Agent wyczuł jego strach poprzez zachowanie typowe dla nowych rekrutów. Początkowa brawura i pewność siebie która mija bardzo szybko, zwłaszcza kiedy przeciwnik nie strzela już ślepakami jak na manewrach tylko ostrą amunicją. Biorąc pod uwagę zaistniałą sytuacją, Dany czuł się bardziej upokorzony niż pokonany.  Tego młodego lamparta położyłby w sekundę bez jednej ręki ale musiał siedzieć na dupie i czekać, tego chciałby Wataha. Jego misja już się zakończyła, co prawda nie tak jakby tego chciał, jednak cel został osiągnięty. Lee Chen i jego wspólnicy zostaną złapani lub zabici. Jednakże to co dołowało Danego najmocniej był fakt, że ojczyzna za którą walczył, za którą był gotów zabijać i umrzeć, mogła upaść w ciągu najbliższych kilku tygodni, jeśli nie dni. A gwoździem do depresyjnej trumny jego systemu wartości było to, że Federacja upadnie dzięki wysiłkowi jego najbliższych przyjaciół, a on sam pewnie zostanie zlikwidowany przez tutejszy kontrwywiad.

 Z spośród ciemnych chmur wyrwał go wybuch budynku portu. Ognisty blask i towarzyszący mu grzmot wystraszyły strażnika do tego stopnia, że ten odwracając się plecami do Danego a przodem do miejsca wybuchu, przewrócił się i upadł tak niefortunnie, że stracił przytomność. Zażenowany umiejętnościami lamparta Dany przewrócił oczami w wyrazie dezaprobaty. Po chwili dotarła do niego jedna bardzo niepokojąca myśl. W tym budynku mogli być tutejsi policjanci. Kiedy był odprowadzany do wozu słyszał szczątki przekazywanych informacji o tym, że udało im się przejąć wschodnie skrzydło.  Najemnicy mogli celowo dopuścić ich bliżej siebie by wciągnąć ich w zasadzkę. Dodatkowo gruzy budynku nie tylko dawały im świetną pozycję obronną ale i utrudniała przedarcie się siłą Zwierzostanów do doków, gdzie zapewne znajdował się statek czy cokolwiek innego, co umożliwiłoby ucieczkę temu przeklętemu szczurowi. Scenariusz był wystarczający prawdopodobny by móc zacząć się obawiać. 

-Jakkolwiek się to potoczy...i tak w końcu umrę. Ze starości albo od kuli.-powiedział do siebie Dany.-Odejść w spokoju albo z honorem.-podniósł łeb do góry a w jego oczach wybuchł ogień. To będzie jego ostatnia misja. Za wszelką cenę zabić Lee Chena.






 Koń zerwał się na równe nogi, zabrał klucze do kajdanek z ciała nieprzytomnego strażnika oraz jego broń. Teraz był gotowy. Ostatni raz obejrzał się za siebie. Zwierzogród nocą rzeczywiście pięknie wyglądał. Znów spojrzał przed siebie. Ostatnia misja, ostatni chwile w jego życiu. Nie tak je sobie wyobrażał ale mówi się trudno.

 Dany wyskoczył z ciężarówki i od razu pognał w stronę  ruin terminalu. Przeskoczył przez zasłony policyjne. Znajdował się już niecałe pół kilometra od zachodniego skrzydła. Niedobitki najemników zaczęły do niego strzelać, jednak on był szybszy. Schował się za jedną z ciężarówek stojących na służbowym parkingu. Oparty plecami o kabinę pojazdu wziął głęboki oddech.

-Para federaciones!


 Wybiegł z lewej prując z karabinu w przeciwników. Nie skupiał się na celnym ostrzale, musiał tylko odwrócić ich odwagę. Gdy wreszcie przedarł się do zawalonego budynku wspiął się na gruzowisko i skierował się w stronę doków. Przeskakiwał między nierówno zwalonymi płytami cały czas będąc pod ostrzałem zza pleców. Prawie udało mu się dobiec do końca kiedy zobaczył jak kuter odpływa z portu. Natychmiast przyśpieszył, po chwili usłyszał okrzyki z naprzeciwka. Odruchowo wycelował karabin zaczął strzelać. Pierwszych kilku padło. Dany pędził coraz szybciej. Po drugiej stronie mola grupka wilków ułożyła się w formację obronną. Koń wystrzelał w ich kierunku resztę naboi których było niewiele, jednak wystarczająco dużo by nie dać im czas na zorganizowanie. Dystans między nimi wynosił niecałe dwa metry. Dany zdecydował się na walkę wręcz. Pierwszemu który się mu nawinął wyprowadził prawy prosty. Siła pięści w połączeniu z rozpędem odrzuciła go na metr do tyłu. Kolejny najemnik, tym razem niedźwiedź, spróbował  pochwycić agenta w śmiertelny uścisk. Jednak koń kopnął go w krocze, by w momencie gdy ten skuli się z bólu zdzielić go sierpowym. Kolejna dwójka zaszła go z dwóch  stron. 

 Nie czekając na ich ruch, sam skoczył do tego znajdującego się z przodu. Zablokował jego ciosy i podciął go zamaszystym kopniakiem. Jednocześnie odwrócił się i wykonał pad w przód by uniknąć ciosu drugiego wilka który wykorzystał swój karabin jak kij bejsbolowy. Gdy Dany znalazł się za jego plecami chwycił go oburącz za łeb i ukręcił mu kark. Następnie kolejnym kopniakiem wykończył leżącego wilka.


(Tym czasem na łodzi)


Do kajuty wparował jeden  najemników.

-Szefie! Mamy problem!-krzyczał ze strachem w głosie.

-Co się?!-pantera wyjrzała przez wąskie okienko i zobaczyła, że połowa oddziału została rozbita.-Zostaniecie tutaj.-Smith wyszedł z pokoju i zamknął drzwi.

-Co tam się dzieje?-spytała Judy.

-Kawaleria nadjeżdża.-odparł Nick.


 Dany biegł najszybciej jak tylko potrafił. Na pokładzie zaroiło się od przeciwników. Wtedy rzucił w ich stronę granat który zabrał z ciała jednego z ich kolegów. 

-GRANAT!

 Sekundę później nastąpił wybuch. Ciała bezwiednie rozleciały się na wszystkie strony świata.  Przednia część statku była mocno uszkodzona. Został już tylko jeden, ten który częściowo schowany był za boczną ścianą. Ale ten był wyższy niż reszta. Był panterą. Wilki częściowo stłumiły siłę eksplozji więc jemu stała się niewielka krzywda. Dany wykorzystując swój pęd wskoczył na pokład.






Stali na przeciw siebie. Koń i pantera. Dwaj agenci. Ale obydwaj stali po przeciwnych stronach barykady. Ofiara i drapieżnik.

-Kim ty do cholery jesteś?!-Smithowi udało się wyprostować. Miał poharatane lewe ramie i poszarpane spodnie. Powoli starał się ustabilizować oddech.

-Przesłuchiwałeś mnie na komendzie policji. Twoi podwładni kazali mi śpiewać hymn rewolucjonistów...

-Pamiętam cię!...ale czym ty jesteś ŻE WCIĄŻ ŻYJESZ?!-ustawił się w pionowej pozycji, zza pleców wyciągnął łom. Teraz przekładał go sobie między łapami. Dany widział, że się boi. Jednakże nie można było go lekceważyć, poza tym był uzbrojony.

-Współpracujesz z Lee Chenem, prawda?

-Raczej on pracował dla mnie. Ale dla ciebie nie będzie mieć to zaraz znaczenia.-Smith przyjął postawę bojową przekładając łom do prawej łapy. 


 Obydwaj zamarli w dogodnych pozycjach i stali tak kilka sekund mierząc się wzrokiem. Nerwy najpierw pękły Danemu, który nie był w stanie utrzymać swojej furii.




 Agent zamachnął się łomem prosto w dół, jednak w ruchu zrobił krok w tył i w bok czym zaskoczył Danego. Ten odskoczył w drugą stronę jednak dostał narzędziem w kolano. Smith zamierzał kontynuować atak, koń wykonał wtedy podcięcie kopytem. Pantera przeskoczyła nad nim jednak nie spodziewała się drugiego ciosu. Dany wykorzystując moment pędu kopnął drugim kopytem znacznie wyżej, trafiając oponenta pod żebra. Smith spadł kawałek od niego. W ułamku sekundy Dany stanął znów na nogach jak i pantera. Tym razem to on ruszył pierwszy. Ciął łomem powietrze przed sobą na krzyż, a Dany tylko wykonywał uniki. W końcu zszedł w bok, uderzył agenta federalnego w splot słoneczny, w momencie znalazł się za jego plecami i kopnął go w zgięcie kolana. Na moment przed upadkiem pantera odwróciła się gwałtownie wykonując piruet z łomem. Dany szybkim ciosem w nadgarstek wytrącił mu broń z łap. Smith w międzyczasie odzyskał równowagę. Stracił broń i musiał wycofać się pod ścianę statku ale wciąż trzymał się dobrze, nie licząc zwichniętego nadgarstka, utykającej nogi i bólu w całej dolnej części torsu. Koń podrzucił nogą łom na wysokość z której spokojnie mógł złapać go ręką bez schylania się. Podszedł szybkim krokiem do pantery. Agent wyprowadził w jego stronę potężny cios prawą ręką. Jakież było jego zdziwienie gdy Dany bez wysiłku złapał jego pięść, ze zdumienia wyrwał go ból ponieważ, koń zaczął ściskać jego dłoń coraz mocniej. Dany najpierw wykręcił jego rękę w lewą stronę po czym gwałtownie szarpnął do tyłu. Ostry ból przeszył całą rękę Smitha w wyniku czego padł na kolana. Korzystając z sytuacji, Morinin* odrzucił jego łapę w bok a sam kopnął go w mostek. Ten w efekcie poleciał na drzwi do kajuty. Koń pobiegł w jego stronę nie dając mu czasu na odpoczynek, uderzył go łomem pod żebrami z drugiej strony. Kopnął jeszcze raz tym razem w drugie kolano. Siła uderzenia sprawiła, że kości wypadły ze stawów. Nie zwracając na nic uwagi kontynuował. Seria ciosów w brzuch i bark przygwoźdiły Smitha do drzwi. Wreszcie koń odsunął się od swojej ofiary.

-Co ty?-to były ostatnie słowa Smitha. W tym momencie agent federacji wykonał piruet i z podwojoną mocą pchnął łomem jak szpadą w sam środek klatki piersiowej pantery. W wyniku tak silnego ciosu drzwi wyleciały z zawiasów i wpadły do środka.

-CO TU SIĘ?!-krzyknęła Judy widząc martwe ciało Smitha przybite łomem do drzwi.

-Jesteście wolni.-rzucił jak gdyby nigdy nic i poszedł sobie.

-Stój!-Judy pognała za nim.- Jesteś zatrzymany!

-Ty tak na serio? Wiesz, że nie masz szans?!

-Posłuchaj, ja....dziękuje ci za to co zrobiłeś. Ale jeśli teraz uciekniesz...oni cię złapią, możemy ci jakoś pomóc.

-Wątpię panno Hopps, wątpię. Umrę tak czy owak, katem i tak będą wasi agenci.

-Pomożemy ci. Dogadamy się, obiecuję. Mam autorytet, Bogo znaczy komendant, on ma znajomości w agencjach rządowych. Na pewno cię nie zabiją!-Dany odwrócił się i przykucnął mu móc patrzeć jej w miarę prosto w oczy.

-Nawet po tym wszystkim. Wciąż myślisz, że komukolwiek tak zależy na prawach zwierząt? Jesteśmy pionkami których przeznaczeniem jest być poświęconym za większe figury. Nie ważne co zrobisz, mi prędzej czy później wydarzy się "wypadek".

Judy westchnęła i spuściła uszy. Miał rację, jego los był przesądzony. On sam zrobił więcej dla ssaków niż ona przez całe życie a i tak zostanie skazany.

-Jeszcze raz dzięki ci.-powiedziała cichym i smutnym głosem. Po chwili obydwaj spojrzeli w stronę kajuty. Nick z całej siły ściskał synka i gładził go po głowie. Ponieważ jako ofiary nie do końca dobrze widzieli w ciemności, nie mogli zauważyć potoku łez jaki toczył się z oczu Nicka.


 Po paru sekundach przyleciały helikoptery. Blask reflektorów oślepił ich dwójkę.


-Nie ruszać się!-to ostatnie co usłyszała Judy, potem pod wpływem emocji zemdlała



Następna część


Autor opowiadania: Slowak

Komentarze

Wszystkie komiksy

Legenda

¤ - W trakcie tłumaczenia
¤ - W trakcie rysowania
¤ - Dawno nieaktualizowane, brak informacji o dalszych częściach
¤ - Wstrzymane bądź niedokończone
¤ - Zakończone