Przejdź do głównej zawartości

Ostatni post

Team family and the Lobo - Cz. 3 - Kit Ray [Puss in Boots (Kot w butach) - Tłumaczenie PL]

Hungry Hearts - Roz. 6 Cz. 2 - Johnsoneer & KungFuFreak & FeverWildeHopps [Tłumaczenie PL]


Prolog   Poprzednia część

W jednej chwili Jack robił pompki wśród szeregów innych sił bezpieczeństwa. W następnej strzelał stojąc na murze do niektórych postaci przesłoniętych ciemnością.
- Rozejrzyjmy się! - zawołał jeden z jego towarzyszy.

Zeszli po schodach wbudowanych w ścianę i doszli do małych drzwi. Miały blokadę w postaci klawiatury numerycznej, w którą szybko wbił kombinację, po czym spojrzał na swojego przyjaciela i kiwnął głową z podniesionymi pistoletami. Przejście stanęło otworem, po czym wypatrzyli truchła szwendaczy, których przed chwilą zastrzelili. Szli między ciałami, dokładnie sprawdzając każde z nich - zarówno pod kątem użytecznych rzeczy, jak i upewnienia się, że tym razem definitywnie nie żyją.
Jego towarzysz pochylił się nad jednym z ciał i przejrzał poszarpane ubrania. 
- Ma komórę w kieszeni.
- Wróćmy pod ścianę, Harris - odpowiedział.
Kule. Pompki. Więcej strzałów. Więcej pompek.

Wkrótce znalazł się w sali odpraw, gdzie otrzymywał instrukcje dotyczące następnej misji zwiadowczej w poszukiwaniu zapasu środków medycznych.
- Jedziemy na resztkach fiolek z antybiotykami, a zima się zbliża... - gruby królik polecił grupie. - W zeszłym roku straciliśmy kilkadziesiąt jednostek na wszelkiego rodzaju choroby, które wcześniej nie były i nie powinny być dla nas problemem. Lekarz mówi, że jeśli powtórzy się taka zima, możemy stracić nawet setki istnień. To są nasze rodziny, o które walczymy. I zależy im na mojej odwadze, by zdobyć dla nas te leki. Jakieś pytania?
- Nie, proszę pana - odpowiedział uprzejmie. Kątem oka widział Judy siedzącą spokojnie w pokoju ze skrzyżowanymi nogami.
 - Więc idźcie. I pilnujcie się nawzajem. 
Gdy byli w drodze do zbrojowni, zatrzymał Judy, kładąc łapę na jej ramieniu i przemówił zimnym szeptem.
- Wszystko będzie dobrze. Ale tylko tak długo, jak będziesz robić to co ci powiem.
- Daruj sobie ten teatrzyk, Jack. - Judy oderwała łapę od jej ramienia i odparła szorstko. - Zdobędziemy leki i wracamy, ale nie zgrywaj dowódcy. Nie jestem twoją podwładną.
Zadrwił i pozwolił jej odejść, obserwując, jak przerzuca strzelbę przez ramię i wskakuje do pojazdu wojskowego.

Wkrótce znaleźli się w mieście, a Jack kłócił się z nią i jedną z jej przyjaciółek. W pewnym momencie Judy przycisnęła mu nóż do szyi i warknęła na niego ze złością. Potem byli w szpitalu, szukając zapasów. Nagle zaczęli strzelać do dzikiej myszy na ziemi. Pudłował każdym każdym pociskiem.
Zanim się zorientował, naokoło zaroiło się od szwendaczy a podłoga spłynęła krwią. Rozległy się kolejne strzały. Leżał na blacie, w kółko wysyłając kolejne pociski w kierunku hordy nadciągających nieumarłych. Potem zobaczył czerwonego lisa Walkera w zakrwawionej bluzie z kapturem, którego oczy były szerokie i wstrząśnięte. Wystrzelił, co zwróciło jego uwagę. Wrzasnął z przerażenia, gdy stworzenie rzuciło się do przodu i warknęło, chwytając go za nogi i mocno ściskając głowę. Poczuł, jak pazury wbijają mu się w skórę, gdy jego głowa spoczywała na ziemi.


-------------------

- Aaeeugghhh !! - * ekh* - agh! - N splunął, gdy praktycznie zwymiotował resztki mózgu na swoją łapę. Jego myśli wróciły do teraźniejszości, z powrotem do małego domu w Wypasówku, i wziął głęboki oddech, aby spróbować odzyskać orientację. Zobaczył swoje własne oczy przekłuwające ofiarę swoim wzrokiem, gdy jego zęby zatopiły się w szyi Jacka. Jego własne złośliwe spojrzenie było teraz strasznym powidokiem, nieprzyjemnym niczym patrzenie wprost na słońce. N sięgnął do szyi i delikatnie ją potarł. Wrócił do stanu odrętwienia, dzięki niebiosom, ale echo bólu wciąż trzepotało w jego mózgu. W tym wspomnieniu był jakimś potworem.
To było tylko kilka dni temu ...
- W porządku, N? - zapytała go Judy.
N odwrócił się i zobaczył Judy stojącą przy drzwiach. Nie wiedział, jak długo tam stała, ale było to wystarczająco długo, by wyłapać jego zmieszanie.
- Uh… y… po-połknąłem robaka - udawał.
 - Wiesz, drapieżniki w domu jedzą je regularnie. - rozejrzała się po salonie - Rozumiem, że miejscówka jest czysta?
- Mmm… - odpowiedział i pokuśtykał do kuchni. Szybko wrzucił resztki mózgu Jacka do zlewu wysyłając je do kanalizacji oraz upewniając się, że nigdy nie zobaczy. Jego szalone ruchy sprawiły, że Judy teraz zmarszczyła brwi z troski.
- Jesteś pewien, że nic ci nie jest, Norman? - zapytała cicho.
- W porządku... - powiedział N chrząkając. - Chwila…. Norman?
Judy uśmiechnęła się i lekko wzruszyła ramionami. - Pomyślałem, że spróbuję z innym imieniem na "N". Może pobudzi to twoją pamięć.
N przewrócił oczami i potrząsnął głową. 
- Nnn-nie Norman. Jak się czujesz?
- Jestem wychłodzona, mokra i zmęczona. Myślę, że wcześnie uderzę w kimono. Czy tam jest łóżko? - zapytała, wskazując po schodach.
N skinął głową, uspokoiwszy się, że udało mu się ukryć swoją małą sekretną zakąskę z mózgu. Uśmiechnęła się ponownie i zaczęła wchodzić po schodach. Tuż przed zniknięciem z pola widzenia zatrzymała się.
- Hej, N? - powiedziała powoli. N uniósł uszy i spojrzał na nią z podłogi salonu. - Mógłbyś…. Wiem, że nie śpisz, ale ... 
- Co mógłbym? - podpowiedział.
- Jeśli chcesz, możesz spędzić tutaj noc - powiedziała, patrząc na ziemię.
N. zamarł. To była ostatnia rzecz, jakiej od niej oczekiwał. Spojrzał po schodach w stronę sypialni. Zdawało mu się, że jego ogon zaczął się ruszać, co przecież nie mogło być możliwe w jego poranionym ciele. Starał się jakoś ukryć swoje podniecenie.
- Nie… nie wiem, Marchewa. Co, jeśli w szafie są p-potwory?
Zaśmiała się i przewróciła oczami. 
- Ochronię cię, skoro jesteś wciąż dużym chłopczykiem... Sprawdziłeś szafę, prawda?
- Tak, zrobiłem, ty s-skarbie - droczył się cicho i dołączył do niej.

Okej, nic wielkiego. Spędzisz noc w tej samej sypialni ... nic nie robiąc, bo nie żyjesz. Możesz to zrobić, po prostu nie porzygaj się mózgiem kolejny raz. O cholera, widzę jej tyłek na wysokości oczu na schodach! Spójrz na coś innego! Ściany, sufit, przygnębiające zdjęcia rodziny, która prawdopodobnie nie żyje. Tak, lepiej.
O-w-mordę.

- Oof - mruknął N, gdy jego stopa utknęła między dwoma schodami i upadł na pierś.
- N! Co się stało?
Trochę się podniósł, próbując odzyskać powietrze w płucach. 
- J...jestem mart…
- Wiem, że nie żyjesz, idioto. Miałam na myśli to, czy potrzebujesz pomocy? - zapytała.
N podniósł wzrok i zobaczył, że ​​wyciąga ku niemu łapę z ciepłym uśmiechem na twarzy. Sposób, w jaki woda deszczowa lśniła na zmatowionym futrze, sprawiał, że wyglądała, jakby iskrzyła. Nagle musiał znów złapać oddech. Powoli wyciągnął własną łapę i chwycił ją.
Chwyciła go mocno i podniosła z powrotem na nogi. Judy trzymała łapę w swoim, gdy prowadziła go po schodach do sypialni. To był drugi raz, kiedy trzymała jego łapę. To było dziwne. Poczuł ból w klatce piersiowej. Nie był całkowicie pewien, skąd pochodzą te skurcze, ale tym razem nie miał nic przeciwko temu.
- To może się udać. - Judy, ku swojemu rozczarowaniu, puściła łapę, gdy weszli do większego pokoju. - Dywan wygląda na bardzo wygodny. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, jeśli zajmę łóżko?
- Mm-mm. - N potrząsnął głową i wskazał na nią, jakby chciał powiedzieć „śmiało”.

Powoli opuścił się na podłogę, pozwalając sobie na powolne przewrócenie, aż zatrzymał się leżąc na plecach. Judy wskoczyła na łóżko, które, na szczęście, wciąż było trochę schludne i nie spleśniałe. Tłumienie pomysłu przyłączenia się do niej wymagało więcej wysiłku, niż kiedykolwiek przyznał. Kiedy walczył z fantazjami, rzuciła poduszkę na podłogę N. Trafiła prosto w jego pysk, a on odskoczył z zaskoczenia jak mały lisek. Zachichotała, kiedy spojrzał na nią z podłogi.
Zadrżała. 
- Argh. Te ubrania są przemoczone od deszczu… Hej, N?
- Mm? - odpowiedział, kładąc głowę na poduszce.
- Czy mógłbyś odwrócić wzrok na chwilę? - zapytała.

Cholera jasna.

- P-pewnie - wymamrotał i spojrzał sztywno na sufit. Słyszał mgliste odgłosy rozpinających się i mokrych ubrań opadających na podłogę.

Znowu powrót do normy. Ona musi się przebrać, bo inaczej zachoruje. I jestem tylko kumplem, nic więcej się tu nie dzieje. To jest w porządku. Wszystko w porządku.

N trzymał tak nieruchomo, że był prawie przekonany, że w końcu dopada go zesztywnienie pośmiertne. Próbował po prostu rozluźnić swoje łapy na piersi, ale pięści ścisnęły się mocno, jakby trzymał klucz do własnej zamkniętej ze wszystkich stron klatki. Jego uwaga była skierowana na punkt na suficie, a on starał się zignorować odgłosy rozbierającej się przyjaciółki. Ale jego oczy poruszały się same, zdradzieckie małe węgliki. Lekko przechylił głowę do Judy, powoli upewniając się, że nie patrzy na niego i…

Cholera jasna.

Była odwrócona plecami, ale udało mu się dostrzec smukły korpus kątem oka. Przez sekundę widział jej szare futro, smukłe ramiona i ten piękny ogon. Ta sekunda została teraz wypalona w jego wizji głębiej niż jakiekolwiek inne wspomnienie, które trzymał. Szybko znów się odwrócił. Stanął twarzą do ściany i zamknął oczy tak mocno, jak tylko mógł, jakby patrzenie na cokolwiek innego mogło wymazać mu to z oczu.
- Już dobrze, N - powiedziała cicho, a on powoli się odwrócił. Była pod kołdrą, przyciągając ją bliżej siebie i wcierając twarz w poduszkę. Na jej twarzy pojawił się wygodny uśmiech, gdy westchnęła radośnie i spojrzała na niego. - Tak jest lepiej.
- Mmmm - było wszystkim, co N mógł jęknąć w odpowiedzi, kiwając głową.
Ziewnęła. Godziny jazdy i biegu o swoje życie definitywnie ją zmęczyły. Przemówiła cicho. 
- Hej, N?
- Mmm?
- Czy musisz jeść ssaki?
N przełknął ślinę i wziął głęboki oddech, po czym spojrzał na nią ponuro. 
- Tak.
- Ale mnie nie zjadłeś, - powiedziała z tym samym miękkim uśmiechem. - Uratowałeś mnie.
- Ty… To nie tak, że musisz ratować wszystko… t-tak często.
- Psszz - zadrwiła. - Naliczyłam… ze trzy razy? Byłabym martwa lub jeszcze gorzej bez twojej pomocy. Spędzałam tak dużo czasu na opowiadaniu ojcu, jak mogę się bardziej zabezpieczyć. Zawsze zbijał mnie z tropu, mówiąc, że jestem silna, ale wciąż „tylko królikiem”. Tak wiele przekonania sprawiło, że kilka dni temu pozwolił mi wziąć udział w rajdzie po dostawę. Chyba miał rację. Wpadłam po uszy i pozostałe ssaki już nie żyją, w tym Jack… Może faktycznie jestem tylko króliczkiem. 
- Wwww… więcej - jąkał się N.
- Hę?
- Jesteś ww- więcej niż ... czymś więcej.
Jej uśmiech powrócił. 
- Tak myślisz?
- Marchewa, nie bałem się nigdy… do czasu gdy się pojawiłaś. - N zobaczył, że patrzy jej prosto w oczy. - Jesteś szybka i n-nieustraszona i naprawdę dobra z bronią. Możesz dosłownie uśmiercić strach i nie możesz… nie mogłabyś tego zrobić, gdybyś była „tylko królikiem”.
Uśmiechnęła się do niego jeszcze szerzej. 
- Założę się, że chciałbyś czasami być trochę bardziej cichy, co? Mogłoby nas to uratować w przypadku spotkania kolejnego zdziczałego słonia.
- Nie. Uratowałaś mnie przed tym, pa-pamiętasz? Poza tym, gdybyś była „tylko królikiem”, mógłbym cię zjeść.
Porzuciła uśmiech i spojrzała na niego bardzo poważnie. Mówiła tak cicho, że już ledwo szeptał. 
- Czemu tego nie zrobiłeś?
N wpatrywał się w nią przez sekundę, wdzięczny, że jego jąkająca się mowa może dać mu chwilę do zastanowienia się, nie wydając się dziwnym. Było tak wiele sposobów, w jakie mógł odpowiedzieć na to pytanie, w tym po prostu przekształcając je w inny żart, jak zwykle. Ale w jej oczach była szczera czułość, która zmusiła go, by tym razem się nie uśmiechnął ani nie wzruszył ramionami.
- Spojrzałem na ciebie i… ja… ja już nie byłem głodny - odetchnął.
Oczy Judy rozszerzyły się nieco, gdy spojrzała na niego.
- Wiesz, N, jesteś niesamowity.
- Jj… ja?
- Tak. To musi być trudne, utknąć tam. Mogę powiedzieć, że trudno jest myśleć, a jeszcze trudniej mówić. Ale widzę, że próbujesz. - oczy Judy wędrowały po pokoju, gdy myślała o czymś. - Tak właśnie robią ssaki: próbujemy. Staramy się być lepsi, nawet jeśli przez większość czasu to robimy. Widziałem ssaki, które są tak podzielone przez ten świat, że nawet nie mogą już zacząć próbować. - jej oczy powróciły na N z ujmującą ciekawością. - Ale patrzę na ciebie… tak bardzo się starasz. O wiele mocniej niż jakikolwiek żywy ssak, którego znam. Jesteś dobry, N.
N zmarszczył brwi i nagle stracił zdolność patrzenia jej prosto w oczy. Stęknął z frustracji, niepewny, co powiedzieć, a nawet co zrobić. Był zły na siebie. Jego warga uniosła się na sekundę nad kłami, gdy jego twarz drgnęła.
- N, co się dzieje? - jej głos był pełen troski.
- To… to byłem ja - zakaszlał.
- Kim byłeś?
- J-Jack. 
N spojrzał na nią błagalnie. Jego ciało było sztywne jak kamień.
Zmieszana Judy zmarszczyła na chwilę brwi. Otworzyła usta, jakby chciała go zapytać, co miał na myśli, ale po chwili prawda zdawała się nagle do niej dotrzeć. Jej oczy wędrowały po jego ubraniach a on  poczuł potrzebę ukrycia plam krwi na bluzie.
- Och - to wszystko, co wymamrotała. Troszkę mocniej owinęła się kołdrą i spojrzała droga. 
- Chyba… Chyba to wiedziałam.
- T-tak?
- Tak - odpowiedziała smutno. - Mam na myśli…. Chyba nie miałam nadziei, ale…
- Mmmm… jammm… przykro mi, przepraszam cię, Judy - bąknął rozpaczliwie N, wyciągając ku niej jedną łapę.
Odwróciła się twarzą do przeciwległej ściany. 
- Tak.
N upuścił łapę i wbił wzrok w sufit. Zamknął oczy i pragnął każdą częścią swojego złamanego ciała, by mógł się zmienić. Chciał cofnąć się w czasie i powstrzymać od zabicia Jacka. Chciał powstrzymać się przed zjedzeniem kogokolwiek. Żałował, że nigdy nie umarł lub że świat dla niego się nie skończył. Żałował, modlił się i błagał o jakiś cud, który uratowałby go od nędzy skrzywdzenia kiedykolwiek tej królicy.

Właśnie wtedy wydarzył się cud. Umysł N wymknął się spod jego kontroli i zasnął.

Następna część


Link do oryginału: O, tutaj.
Autor oryginału: Johnsoneer 
Autor rysunków: KungFuFreak & FeverWildeHopps
Autor tłumaczenia: Ślązak Grzesiek

Komentarze

Prześlij komentarz

Wszystkie komiksy

Legenda

¤ - W trakcie tłumaczenia
¤ - W trakcie rysowania
¤ - Dawno nieaktualizowane, brak informacji o dalszych częściach
¤ - Wstrzymane bądź niedokończone
¤ - Zakończone