Przejdź do głównej zawartości

Ostatni post

Team family and the Lobo - Cz. 2 - Kit Ray [Puss in Boots (Kot w butach) - Tłumaczenie PL]

Moje (Nasze) Nowe życie - Roz. 18 - Znów w grze - Slowak [Polskie opowiadanie]



***
(Lisia Dzielnica 6.30 następnego dnia 5 września wtorek)

Dzień robił się coraz krótszy. Zazwyczaj słońce wpadało do pokoju Dre o wiele wcześniej. Jednak dziś niebo było zachmurzone. Mały wiercił się w łóżku, nie chciał wstawać, dalej pamiętał kłótnie z ojcem. Schował twarz w poduszkę i liczył na to, że jeszcze ma dużo czasu na spanie. Te marzenia popsuł Nick wchodząc z buta do pokoju.
- Dzień dobry nowy dniu! - powiedział entuzjastycznie. Andre mruknął coś pod nosem i odwrócił się na drugi bok.
 Starszy lis podszedł do łóżka i podniósł je pod kątem tak, że lisek spadł na ziemię. Oburzony odrzucił kocyk i wstał, Nick siedział na łóżku na przeciw niego.
- Dobry. - mruknął mały.
- Siadaj. - tata klepnął ręką łóżko. Teraz siedzieli razem obok siebie. - Przepraszam za tą kłótnię wczoraj... - zaczął - ...Jesteś mądrym i sprytnym dzieciakiem dlatego nie będę cię oszukiwał i powiem to wprost.
- Co?
- Nie mamy pieniędzy. Przez twoje bójki z tym królikiem anulowano ci stypendium dla ubogich w tym semestrze.
- Ojjj. - wyraźnie posmutniał, teraz rozumiał dlaczego był na niego wściekły podczas kolacji.
- Nie winie cię, całkowicie. Ale...pora dorosnąć i pogodzić się z tym, że nie wszystko załatwi się pięścią, ani że jesteś obrońcą uciśnionych. - widząc, że młody nic odpowiada tylko chowa głowę między ramiona i próbuje uciec, złapał go za ramię, przyciągnął do siebie i uściskał.
- Przepraszam. - powiedział Dre płaczliwym głosem.
- Teraz to już nie pomoże, no może ten królik się przynajmniej odczepi. - synek stłumił śmiech, ale on wiedział, że to go pocieszyło. - Jakoś sobie poradzimy, bywało gorzej co nie?
- No.
- Ale tym razem konsekwencje będą gorsze. Do szkoły zawiozę cię ja. Zostaniesz tam dłużej, a potem odbierze cię Fin i u niego przenocujesz, dobrze?
- Ile to potrwa? - zapytał go ze łzami i nadzieją w oczach. Nick pocałował go w czoło i powiedział.
- Najpóźniej do stycznia, może krócej. Damy radę?
- Tak, damy rade. - Nick poczochrał go po głowie.
- No, leć po się spóźnisz. - Dre pobiegł. Lis już miał się odwrócić, kiedy nagle ktoś go zawołał.
- Panie Bajer. - to była Anastazja. - Niech pan poczeka.
- Znowu jesteśmy na pan, pani?
- To miejsce publiczne. - odpowiedziała. - Możliwe, że podsłuchałam waszą rozmowę. Jakkolwiek to zabrzmi. Jestem z ciebie dumna. - powiedziała z szerokim uśmiechem.

- W jakim sensie? - zapytał odwzajemniając uśmiech.
- Lisy nie są lubianą mniejszością, jesteś samotnym ojcem... z podejrzaną przeszłością. A mimo to - zmieniła temat widząc niezadowolenia Nicka - ...Potrafisz zająć się synem, jesteś odpowiedzialny, no i, mimo stresu wciąż wyglądasz świetnie.
- Dużo biegam i nie mam za co objadać się śmieciowym jedzeniem.
- Być może uda mi się załatwić wam to stypendium dla zdolnych uczniów, tak po znajomości, ale nic nie obiecuje. - dodała szybko. Jednak i tak Nick przytulił ją dość mocno. - Puszczaj mnie.
- Jak ja mam ci dziękować? - chciał już wymieniać jak te pieniądze mu pomogą, ale lisica powstrzymała go.
- Po prostu nie zrób mi jutro na randce wstydu, dobrze?
- Dobrze. 

 Po odprowadzeniu Dre do szkoły, lis skierował się prosto na komisariat. Nie wiedzieć czemu czuł satysfakcję. Sytuacja była beznadziejna, z synem będzie widział się jeszcze krócej niż przedtem, nawet  w weekendy będzie musiał brać nadgodziny. Mimo to cieszył się, że uniknął rozłamu między nimi.
- Teraz będzie tylko lepiej. - powiedział sobie.

(Komenda główna 11.00)

Judy siedziała na za dużym krześle w sali przesłuchań. Podpierała głowę obiema rękami, tępo patrzyła w szary blat stołu. Komendant siedział naprzeciw niej.
- Coś jeszcze? - zapytał. Mimo swojej gruboskórności podczas przesłuchania był wyjątkowo miły  i empatyczny.
- Zdarzyła się kiedyś szefowi podobna sytuacja? - odpowiedziała pytaniem.
- Dawno.temu, musiałem wystawić przyjaciela, prawie przez to zginął. Wiem co teraz chodzi ci po głowie. "Co zrobiłam nie tak, czy to dobry wybór, a co jeśli?" i tak dalej- znów nastała cisza.
- Co teraz zrobimy z Lee Chenem? Nie mamy świadka, a dowody są niewystarczające.
- Raczej przegramy tą rozprawę. A przez nasze prawo nie oskarżymy go drugi raz o to samo. - Judy sięgnęła do kieszeni po zegarek Anthonego. Miała nadzieję, że w środku będzie coś co pomorze w śledztwie, ale to był zwykły zegarek. Obracała go w łapce, wciąż patrząc w stół. Bogo wziął głęboki oddech i wstał.
- To tyle. Radzę ci wziąć parę dni wolnego. Siostra ma ślub, prawda?
- A z dochodzeniem już i tak nic nie zrobimy. - skwitowała.
Policjantka przechadzała się po holu komendy. Panował tu wielki chaos, dodatkowo pojawili się Federalni. Jakiś wysoki samiec pantery w garniturze wrzeszczał na wszystkich, zwłaszcza na Bogo. Do Judy podszedł starszy samiec gazeli, w czarnym garniturze i okularach przeciw słonecznych.
- Pani pozwoli za mną. - w jego słowach czuć było, że to rozkaz. Posłusznie udała się za nim. Znowu weszła do pokoju przesłuchań tym razem była tam trójka panter ze szwami na twarzy, jeden z nich miał rękę na temblaku. Gazela wskazał krzesło dla policjantki, sam usiadł przed trojaczkami.
- Co wam się stało? - zapytała.
- To my tu jes... - zaczął lewy
- Weź se odpuść. - uciszył go środkowy. - Panno Hopps. Przejdźmy od razu do rzeczy, jak dobrze znała pani Danego Johnsona, w rzeczywistości Danego Chivnai'ja?
- O kogo wam chodzi?
- Nowy rekrut z akademii policyjnej. Koń, pomagał wam w akcji w klubie nocnym. Szantażował was wysadzeniem.
 Agent środkowy, położył przed nią kartotekę i zdjęcia Danego. Ona też była na tych zdjęciach.
- To wygląda dość dziwnie. - odezwał się najstarszy agent, zdejmując okulary. - Nie wiadomo skąd w szeregach policji pojawia się agent z państwa, z którym prowadzimy małą zimną wojnę. On pomaga nam walczyć z handlem żywmy towarem, ale co dziwniejsze, ginie koroner.
- Co to wspólnego ze mną, co w ogóle jest tu spójnego?
- Śledziliśmy go, ale wczoraj zniknął. Niedługo później ginie najważniejszy świadek. Pani z nim pracowała najdłużej, jest jeszcze starszy posterunkowy Bajer, ale nim też się zajmiemy.
- Sęk w tym, że... - zaczęła środkowa pantera.
- Że o ile jego cały czas obserwujemy... - dopowiedziała lewa.
- To pani była "niewidzialna". Dla większej wiarygodności specjalnie zaufaliśmy w pani zdolności i monitorowaliśmy pani działań.
- Sądzicie, że to ja jestem winna? Mówiłam wam, że nas namierzyli.
- Nie mamy żadnego śladu po waszej "rzekomej rozmowie". Nie ma świadków, że Anthony Biergiewski dobrowolnie strzelił sobie w głowę i wyskoczył. - przerwał jej.
- Przecież są odciski...
- To żaden dowód. Mogła go pani zmusić do tego, albo było go pani szkoda, zmusiła do postrzelenia się, a następnie wyrzuciła go pani.
- Po co...
- Ślub siostry, potrzeby prywatne, nie udane inwestycje pani ojca... Jest tego dużo. Nie wykluczone, że wynikało to z dobrych chęci.
- Nie zabiłabym innego ssaka dla pieniędzy.
- A dla rodziny? W raporcie z pani przesłuchania jest napisane, że rozmawiała pani z rodzicami. Potrzebowali nowego sprzętu. Potem sygnał się urwał.
- Skąd ja...nie mówili mi, że mają kłopoty. Chwila! Moja siostra wychodzi za milionera, po co jeszcze ja miałabym... - agenci patrzyli na nią z politowaniem. Położyli przed nią gazetę z wielkim napisem.

"Katastrofa prywatnego helikoptera, na szczęście wszyscy żyją"

Judy zamurowało. Nie wiedziała co ma powiedzieć. Tyle złych wiadomości naraz. Co gorsza jej sytuacja pogarszała się coraz bardziej.
- Pani przyszły szwagier ma się dobrze, za jakieś trzy- cztery miesiące wyjdzie ze szpitala. Miała pani prawo o tym nie wiedzieć, rodzina zatajała tą informację jak tylko mogła, ale ci dziennikarze...wiem dobrze jacy są.
- Podsumujmy. Pani rodzinna znalazła się w beznadziejnej sytuacji, mogła zaznaczam Mogła, pani dowiedzieć się o wszystkim od rodziny. Ginie koroner, znika pomocny agent, a pani byłym parterem jest człowiek ściśle związany z podświadkiem. Chyba pani rozumie w jak bardzo nieodpowiednim świetle to panią stawia?
- Tak. - odpowiedziała smętnie.
- Na pocieszenie dodam, że to są tylko domysły i teorie, nie mamy żadnych dowodów. Co nie zmienia faktu, że masz jakieś dwadzieścia cztery godziny na odzyskanie imienia, inaczej zostanie pani odsunięta od śledztwa. Rozumiemy się?
- Tak jest. Czy jestem już wolna? Muszę zadzwonić do rodziców.
- Oczywiście.

 Judy wybiegła z pokoju i skręciła w boczny korytarz prowadzący do kotłowni i archiwum. Tu nie było żywej duszy. Wyjęła telefon i wybrała numer do rodziców.
- No odbierzcie, odbierzcie noooooo! - tupała nogą, więcej było w niej gniewu niż strachu. Miała serdecznie dość tego wszystkiego. Wcześniejsze marzenie o byciu policjantką zeszło na ostatni plan, teraz chciała odpocząć, ale nie mogła.
- Halo, skarbie co się dzieje? - zapytała matka. - Trzeci raz do nas dzwonisz. Wszystko w porządku?
- NIE! NIC, nie jest w porządku! Macie jakieś problemy z pieniędzmi, narzeczony July miał wypadek, federalni oskarżają mnie o współpracę z mafią iii...Ja już do cholery mam dość! - wykrzyczała.
- Włącz kamerę musimy pogadać. - po chwili na ekranie telefonu pojawili się rodzice Judy. Mieli przygnębione smutne mordki.
- Nie chcieliśmy cię tym zasmucać. - zaczął ojciec - To nic takiego, zdarzało się...
- Problemy z kasą!?
- Noo tak, widzisz.  Rolnictwo to nie tylko sianie, pielęgnowanie i zbieranie. To nowe sprzęty, nawozy masa nowinek technologicznych i wytycznych, zakazów i nakazów. I najgorsze, rynek i giełda żywności. Czasami tak wychodzi, że...po prostu raz jest lepiej raz jest gorzej.
- Tak po prostu? - wybałuszyła oczy ze zdziwienia.
- Tak po prostu. Ostatnio kupiłem nowe pole, zmieniły się przepisy i tak dalej. Fakt pieniądze by się przydały, ale wiemy jak drogie jest życie w Zwierzogrodzie. Zresztą Savage obiecywał nam pomóc.
- Ale miał...
- My też dowiedzieliśmy się o tym nie dawno. Najgorzej zniosła to July.
- Co z nią?
- Wzięła całe wolne, siedzi albo w szpitalu, albo zamyka się w pokoju. - "no pięknie" pomyślała Judy. Troszkę jej ulżyło, ale teraz bardziej żal jej było siostry. Śmierć Anthonego dla niej była dużym szokiem, dalej nie umiała sobie z tym poradzić. A co musiała czuć jej siostra? Kilka dni przed ślubem taka sytuacja.
- Muszę kończyć. - rozłączyła się.
 Stała oparta o ścianę. Znowu traciła kontrolę nad swoim życiem, pierwszy raz był wtedy kiedy przystąpiła do policji. Wtedy też straciła nadzieję, dała radę ale teraz jest gorzej. Spuściła głowę i popatrzyła się w stopy. Nie powinna marnować czasu. Ale od czego zacząć? Przedtem mogła "liczyć" i "szantażować" Nicka, żeby jej pomógł. Teraz była w kropce.
- Czy ktoś mi powie, czemu najsłodsza policjantka w historii ma klapnięte uszy? - o lisie mowa.
- Nick, to naprawdę nie pora na żarty.
- Tak komendant mi powiedział iiiiiiiiiiiiiii...
- iiiiiiiiiiiii... - przeciągnęła z lekką irytacją.
- Obiecywałem sobie, że odkąd na poważnie zajmę się młodym tam nie wrócę. Ale widok ciebie smutnej jest gorszy niż patrzenie na szefa od tyłu gdy się schyla.
- Czyli jest coś co pomoże w śledztwie? -  natychmiast się wyprostowała, podbiegła do niego z nadzieją w oczach i złapała go za fraki.
- Myślałem, że bez tego się obejdzie, ale chyba nie mamy wyboru. Najgorsze jest to, że Bogo będzie musiał nam pomóc.
- W czym?
- Trzeba zrobić małą prowokacje w Starej Saharze. -  króliczka uściskała go z całej sił, czyli prawie złamała mu żebra.

(11.56 Wschodnia część Starej Sahary pogranicze dzielnicy biznesowej i slumsów)

 Stara Sahara pełna była kontrastów. Część nadbrzeżna usiania była hotelami, ośrodkami wypoczynkowymi, marinami dal żaglówek i tym podobnych. Pierwsze osiedla zaraz za częścią turystyczną były byłymi osiedlami mieszkalnymi dla pracowników stoczni i fabryk. Mimo inwestycji w rozwój usług, ta część wyglądała jak post apokaliptyczne miasto pełne uchodźców. W centrum, bliżej Tundrówki, była dzielnica "szklanych słupów''. Największe firmy dostawcze, handlowe, biznesowo-doradcze oraz najlepsze firmy prawnicze zorganizowały sobie tu coś w stylu zamkniętego osiedla. Setki ochroniarzy, bramki, kamery. Zaraz za kilkumetrowym betonowym murem z zasiekami znajdowała się najbiedniejsza (nie licząc Lisiej dzielnicy) dzielnica miasta. Oficjalnie przynosiła zyski dzięki kilkunastu zakładom i czynszom z mieszkań. W rzeczywistości jest to jeden wielki czarny bazar. Jeżeli chciałeś od ręki kupić lub sprzedać coś nie do koca legalnego, wszystko mogłeś zrobić tu.

 Korzystając z pojazdu dla dużych zwierząt, czyli czerwonego Zerca, Nick, Judy i komendant podjechali pod kilku piętrowy pasaż handlowy. Zrobiony był z z ciemnego piaskowca i cegieł, a na fasadzie wisiały różne reklamy. Wokół terenu misji zebrało się kilka grup SWAT i radiowozy policyjne. Zerc podjechał pod budynek.
- Szefie, szef już kiedyś robił prowokacje i misje w cywilu? - Nick zapytał z ironią.
- Jak szczałeś pod siebie ja już byłem zawodowcem. - ciężko było stwierdzić, czy po prostu się odgryzł, czy rzeczywiście był na niego wściekły.
- Żeby teraz tylko panu serce nie stanęło, albo, żeby pan nie usnął...
- Bajerrrrrrrr.
- Nick, mógłbyś? - poprawiła go Judy.
- Dobra dobra Sprawa wygląda następująco. W środku jest klub dla panów, i burdel. Wszystkie panie są z przemytu, głównie koniowate. Dlatego klientem musi być komendant. Pan byłby najbardziej prawdopodobnym klientem, prawda?
- Niby racja. - odpowiedział, kiedy wiedział już co się święci, stracił zapał i resztę względów do posterunkowego Bajera.
- Jaki jest plan!?
- Judy. Spokojnie, oddychaj. Ja i szef wchodzimy. Podsłuch i kamery włączmy dopiero po siedmiu minutach. Wtedy raczej już nas nie będą sprawdzać...
- Okej.
- ...potem załatwiam panu dziewczynę, która coś rozumie po naszemu. Zbieramy materiał i kulturalnie wychodzimy. Po czym wkracza kawaleria i niszczą ten niecny przybytek.
- Coś taki, językowy dzisiaj? - zapytała go partnerka.
- Mam za niedługo randkę z nauczycielką. Nie zamierzam tego spaprać "WŁONCZYŁEM". Poza tym mam dobry humor.
- Obyś go utrzymał do spisywania raportów. Mam żonę! Jak ona zareaguje na to, że...
- Na misji, w kostiumie, za pieniądze to nie zdrada.
- Będziecie dalej się kłócić jak stare baby na targu czy wreszcie ruszycie się do roboty? - federalni nie mieli za dużego poczucia humoru.
- Wchodzimy, bez odbioru. - odpowiedział Bogo.

(Tymczasem w radiowozie Lamberta i Marty)

 Ich samochód był zaparkowany na parkingu obok foodtrucka z pikantnym jedzeniem z Futrientu. Wilk wsiadł do samochodu obładowany jedzeniem.
- Twoja Feutcja na ostro z dodatkowym mięsem. - podał partnerce płazie mięso z ostrymi sosami i przyprawami zapieczone w cieście.
- Dzięki. Po co ci tyle tego? - zapytała patrząc na trzy pełne siatki z jedzeniem. Lambert wziął swoją porcję spod pachy i zamknął drzwi.
- Trish. Znowu zrobiła mi kłótnię w domu.
- Znowu? O co?
- "Znowu mogłeś zginąć", "chcesz mnie samą zostawić z długami?'' i "...dawno mogłeś awansować, mogliśmy żyć na poziomie, ale...'' i tak dalej i tak dalej. Ech, samo życie.
- Nie wydaje ci się, że no wiesz. Nie chcę mieszać wam w małżeństwie, ale...to tylko mój punkt widzenia...
- No powiedz wreszcie, zwierzamy się sobie odkąd razem pracujemy. To już prawie... prawie sześć lat! - krzyknął plując jedzeniem na szybę. - Szlak! - wytarł ją rękawem.
- Dobrze. - wzięła głęboki wdech. - Wydajemy mi się, że albo Trish cię zdradza, albo chce się rozwieść. - Lambert znów wypluł jedzenie na szybę.
- Jak MOŻESZ!?
- No ale sam pomyśl! Od roku widzę i słyszę tylko jak się kłócicie. Czepia się o wszystko.
- Trish jest trochę nerwowym ssakiem ale...
- Ile razy w ciągu ostatniego miesiąca zrobiła ci awanturę tylko z powodu rzekomej zdrady? - Nawet jej nie odpowiedział. - Ile razy musiał wyjść na jej?
- Zawsze.
- Posłuchaj, ja. - Marta odłożyła Feutcję na deskę rozdzielczą. Położyła dłonie na barkach Watahy. Popatrzyła mu w oczy.
- Wiesz, że poroniła.
- Wiem, ale to nie zmienia faktu, że zasługujesz na kogoś lepszego niż zatwardziałą prawniczkę z chroniczną nerwicą, która dalej chce żyć jak młoda studentka, która gdzieś ma to co do niej czujesz, która.
- Marta. Wiem. Wiem o co ci chodzi. Plotki do mnie dotarły już dawno, sam nie jestem ślepy. - pogładził ją po policzku, zmrużyła oczy i głową przycisnęła delikatni jego dłoń do swojego ramienia. Z jej oczu polały się łzy. - Ale obiecałem jej, że będę jej wierny aż do śmierci. Niezależnie od wszystkiego.
- Lambert?
- Tak?
- Jeśli. Zapytaj ją czy zgodzi się na adopcję. Jeśli się zgodzi, to ja...przestanę się mieszać w wasze sprawy.
- Nie dasz rady, nawet ja bym tego nie chciał, w sensie, żebyś się nie mieszała.
- To głównie ja jestem powodem, dla którego Trish oskarża się o zdradę. Jeżeli będzie chciała założyć rodzinę, aa...a ty będziesz jej wierny. To ja będę taka jak ty, dotrzymam obietnicy.
 Nastała niezręczna cisza. Każdy odwrócił się w swoją stronę. Obydwoje myśleli o sobie nawzajem. Poznali się sześć lat temu, kiedy Marta dołączyła do SWAT. Na każdej akcji byli razem, razem świętowali akcje i tym podobne. Raz doszło między nimi do czegoś więcej, ale to było dawno po pijaku. Po trzech latach ich wspólnej znajomości Wataha spotkał Trish, przyjaciółkę i szkolną miłość, pobrali się cztery lata później. Po ślubie, on i Marta, przenieśli się do Zwierzogrodu, jako zwykli policjanci.
- Tu Centrala, Delta 76, jesteś w gotowości, odbiór? - odezwało się radio.
- Delta 76 gotowi, bez odbioru. - odpowiedział Lambert. - Musimy jeść szybciej. - powiedział do suki.

Nick i Bogo, w cywilnych ubraniach i ukrytymi mikrofonami, i kamerami, stali przed wejściem. Szmateks jak każdy. Stary szyld , wystawione manekiny z używaną odzieżą, nic podejrzanego.
- Szef gotowy na trochę rozrywki?
- Oby twoje kontakty był warte tego teatrzyku. - powiedział nawet nie patrząc na lisa.
- Będzie pan zadowolony. - odpowiedział ze wschodnim akcentem. Wyjął telefon i przyłożył go do ucha. W rzeczywistości telefon służył jedynie jako kamuflaż, potajemnie przycisnął palce do ucha.
- Pamiętajcie, kamery i podsłuchy aktywujecie dopiero  po siedmiu minutach. - powiedział.




Autor opowiadania: Slowak

Komentarze

  1. Składam prośbę o komentarze

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak się na jedyną i słuszną partię przekonwertujesz (nie mówię jaką, ale chyba wiadomo).

      Usuń
    2. Ale jest tyle potecjalnych wyborów
      Syndykalizm
      Kaiser
      Syndykalizm
      Kaiser

      Usuń
    3. Syndykalistyczna monarchia to dobra opcja. Z Kaiserowskim wąsem i A las barricadas w tle.

      Usuń

Prześlij komentarz

Wszystkie komiksy

Legenda

¤ - W trakcie tłumaczenia
¤ - W trakcie rysowania
¤ - Dawno nieaktualizowane, brak informacji o dalszych częściach
¤ - Wstrzymane bądź niedokończone
¤ - Zakończone