Przejdź do głównej zawartości

Ostatni post

Pizza n' Pawflix / 99 Probs (cz. 26) - Bitchimadorable [Tłumaczenie PL]

Hungry Hearts - Roz. 7 Cz. 5 - Johnsoneer & KungFuFreak & FeverWildeHopps [Tłumaczenie PL]


Prolog   Poprzednia część


   Po rozmowie z Kris na temat ostatnich wydarzeń Judy postanowiła spotkać się z wydrą u siebie. Kris na początku była zirytowana, najwyraźniej chcąc usłyszeć jak najszybciej wszystko o przygodzie swojej przyjaciółki w Zwierzogrodzie. Ale postanowiła dać króliczce spokój. Judy była za to wdzięczna, ponieważ potrzebowała trochę czasu na przemyślenie wszystkiego. Wreszcie, po tym jak wydawało jej się, że minęły wieki od momentu utraty bezpieczeństwa i wygody, natknęła się na znajomy widok: Dom.

   Był to wielki kopiec położony na zboczu wzgórza w pobliżu kilku rozległych pól. Sam kopiec wyłożony był trawą, a wiele okien ciągnęło się wzdłuż brązowej powierzchni. W tej części sezonu większość płodów rolnych została zebrana do czysta, do czego w znacznej większości sama przyłożyła rękę. Jako dziecko zawsze marzyła o większych i bardziej ekscytujących rzeczach niż praca na roli. Teraz jednak odczuwała nieco katharsis w rutynie i wygodzie bezpiecznego domu.
   Marzenia trwały w czasie, gdy nora jej rodziny była większa. Gdy wpatrywała się w kopiec ozdobiony taflami szkła, jej oczy zatrzymały się na metalowych prętach osłaniających ramy każdego okna. Zauważyła, jak niewiele z nich było w ostatnim czasie czyszczonych i jak na wszelki wypadek cały parter był dodatkowo pozabijany deskami. Dawno, dawno temu rodzina Hoppsów liczyła więcej królików niż było tych okien. Obecnie pozwala sąsiednim rodzinom zajmować wolne pokoje.
   Judy postanowiła zrobić jeszcze jeden spacer przed sprzątaniem. Z jakiegoś powodu nie mogła znieść myśli, że czuje się dobrze w domu, że pozwala na to swoim myślom. Miała w głowie kilka rzeczy, które najpierw chciała rozjaśnić. Obeszła norę swojej rodziny, spoglądając bezczynnie na ziemię. Przeszła przez trawę, która przechodziła w ziemię, i ziemię, która zmieniała się w gruz.
   W tej części zbocza mieściły się kiedyś większe sypialnie Hoppsów w postaci oddzielnego skrzydła w budynku biurowym. Wiele jej rodzeństwa mieszkało w tej części domu, w tym niektóre z najmłodszych. Jeśli obcy spojrzałby teraz na to miejsce, mógłby przeoczyć jakiekolwiek dowody, że budynek w ogóle tam kiedyś stał, jednak Judy wciąż potrafiła to dostrzec: kilka poczerniałych odłamków, trochę betonowego fundamentu i zapach sadzy, który nie chciał nawet opuścić tego miejsca nawet po tylu latach.
   Westchnęła i kontynuowała spacer po wzgórzu. Linia drzewek oddzielała nory od pól z tyłu, ukrywając je przed wzrokiem. To było celowe, gdyż codzienne patrzenie na wiele grobów za oknami byłoby trudniejsze dla całej rodziny, a oni przeszli już dosyć.
- Cześć wszystkim... - mruknęła Judy, gdy zaczęła chodzić po rzędach nagrobków.
   Napisy na nagrobkach były małe i zajęło prawie rok, aby je wszystkie umieścić, ale każdy z nich nosił imię, wiek i coś konkretnego w każdym króliczku, co czyniło go wyjątkowym. Judy wyciągnęła łapę i opuściła palce, przesuwając się po szorstkich powierzchniach kamieni. Gdyby chciała, mogłaby policzyć ile dokładnie grobów tam było, ale nigdy nie potrafiła się do tego zmusić.
   Judy wędrowała dalej przez pole, aż dotarła na szczyt innego wzgórza z większą brzozą, która wisiała niczym cichy strażnik nad jednym nagrobkiem. Ten został umieszczony w najwyższym miejscu na polu, więc każdy nagrobek był widoczny z miejsca, w którym spoczywała. W kamieniu wyryte były słowa „Bonnie Hopps: dla wielu kochająca matka, dla jednego ukochana żona.
- Cześć mamo - mruknęła Judy do znacznika pod drzewem. Oddychała powoli, pozwalając sobie na spokój. - Wróciłam. Przepraszam, że nie było mnie tak długo, trochę się zagubiłam. Ale mam dużo leków, więc w tym roku będziemy gotowi na zimę.
Judy cicho wypuściła powietrze i wypuściła słowa z ust tak łatwo, jak oddycha. 
- Słyszałem, że zbiory były w tym roku całkiem niezłe, dobre, duże zbiory. Mała Lilly jest teraz dużą dziewczynką, byłabyś taka dumna. Kiedy przeszłam przez bramę, przytuliła mnie tak mocno, że bałam się że połamie mi kręgosłup. I mówię to ja, więc o czymś o świadczy. Wygląda teraz tak podobnie do ciebie. Jake mówi, że ona nawet brzmi jak ty, ale ja tylko ją słyszę… Tata wciąż jest taki sam. Jest cichy i marszczy brwi o wiele bardziej niż kiedyś, kiedy byłaś przy nim. Ale od czasu do czasu widuję go energicznego, liczę te momenty nawet jeśli trwają jedynie sekundę.
Judy zaczął trochę rozmywać się wzrok, więc otarła oko wierzchem łapy i potrząsnęła głową. Uszy miała opuszczone, a oczy otwarte na tyle, by zobaczyć matkę wykutą w kamieniu, jakby trwała wiecznie. Potem uśmiechnęła się łagodnie.
- Czy mogę powiedzieć ci sekret? - mówiła cichszym tonem, jakby ktoś inny mógł to usłyszeć. - ... spotkałam kogoś, mamo. Spotkałem faceta i polubiłem go. On jest… nie jest dokładnie tym, czego byś chciała. Jestem prawie pewna, że nikt tego nie zrozumie.
Judy roześmiała się na wyobrażenie sprowadzenia N. do nory na spotkanie z rodziną i przyjaciółmi. Twarz Benny'ego byłaby ze wszystkiego najlepszą atrakcją. 
- Był trochę mądry i uparty jak ja. Myślę, że wystraszyłam na śmierć tym pistoletem. Jego miejsce to graciarnia. Jego futro to definicja brudu. Wiem, że to stereotypowe, ale jest on też nieco przebiegły. Wiem że tata mówił tak o wszystkich lisach… Ale był także zabawny i zaskakująco inteligentny. Było w nim coś, co sprawiło, że poczułam się jak w domu, mimo że byłam dalej od nory niż kiedykolwiek wcześniej. Czułam się, jakbym była w tym samym domu, który zbudowałaś z tatą. Przed powstaniem. Przed ogniem. Kiedy wszyscy jeszcze tu byli.
Spojrzała w górę na brzozę, która osłaniała ją przed słońcem. To miejsce pod drzewem było ulubionym miejscem do czytania jej matki, więc Judy zawsze dawała poczucie komfortu. 
- Pamiętam jak kiedyś powiedziałaś mi, żebym znalazła „kogoś, kto we mnie wierzy”. Cóż, ledwo mógł mówić, ale miał to coś. Nie próbował mi powiedzieć, co mam robić. Zamiast tego, po prostu mnie dopełniał. Był pierwszym facetem, który traktował mnie jak równą sobie. Jak partner… cóż, z wyjątkiem momentu, gdy próbował powstrzymać mnie przed próbą ucieczki z miasta. Potem już tylko…. czekał...
   Nagle uczucie i pamięć sprzeczały się ze sobą. Poczuła że on w nią uwierzył; powiedziała to tak gładko. Ale ostatniego dnia w mieście powiedział jej, że potrzebują „więcej czasu”, chociaż wiedział, że mogliby uciec, gdyby działali razem. 
- ...czemu to zrobił?
Judy zamarła. Jej oczy się rozszerzyły, choć nie skupiały się na niczym przed nią. Stłumiła usta łapą. 
- Nie próbował mnie powstrzymywać. Był samotny i nie chciał, żebym odeszła, bo będzie za mną tęsknił. Ja… Byłam pierwszą przyjaciółką, jaką kiedykolwiek poznał, i zostawiłem go samego. Zostawiłem go… Och mamo… Zostawiłem go na śmierć.
Węzeł uformował się w jej brzuchu, a serce zamarło. Judy pociągnęła głośno nosem i znów otarła oczy łapą.
 - To niesprawiedliwe! Wiem, że nigdy więcej go nie zobaczę, naprawdę. Ale nie mogę odsunąć od siebie wrażenia, że ​​jest inny. Jest martwy, ale nie odszedł. A ty...
   Nogi Judy kołysały się pod nią, a ona powoli uklękła, pozwalając, by jej brudne kolana wchłonęły poranną rosę. Chwyciła miękkie zielone źdźbła pod sobą, pozwalając, by brud wbił się w jej futro i pod paznokcie, jakby ściśnięcie wystarczająco mocno mogło tchnąć życie w coś, co już przeminęło.
- Tak bardzo za tobą tęsknię... - kontynuowała między szlochami - Tęsknię za każdym, każdego dnia. Naprawdę chciałbym, żebyś tu była , bo miotam się i boję wszystkiego. Ty wiedziałabyś, co powiedzieć, aby wszystko znów miało sens. 
   Niemal słyszała ciepły głos matki. Z biegiem lat coraz trudniej było pamiętać o niej małe rzeczy - takie jak dotyk jej futra lub kolor oczu - ale jej głos był zawsze obecny. Od kiedy Judy była młoda, jej matka zawsze machała palcem na swoje dzieci, ilekroć były smutne lub nawet załamane. Krytykowała je za to, że zapominały o wszystkich dobrych rzeczach, które się im przytrafiały i prawiła im słodkie historie o tym, jak cudowne były, cały czas trzymając je blisko siebie. Jej jasny uśmiech nigdy się nie złamał. Nawet gdy straciła pierwsze rodzeństwo w czasie powstania, współczująca miłość Bonnie Hopps była silniejsza od wszystkich szwendaczy na świecie.
Judy jeszcze raz pociągnęła nosem i puściła ziemię, rozluźniając łapy i ponownie podnosząc się na nogi. Przetarła oczy tym razem wierzchem ręki, aby jeszcze bardziej nie pobrudzić twarzy. Odetchnęła spokojnie i uśmiechnęła się do grobu matki.
- Rozgryzę to, mamo. Jeśli potrafię wymyślić, jak żyć bez ciebie w moim życiu, mogę coś wymyślić również tutaj. Mam naszą rodzinę, mam dobrych przyjaciół i jeszcze nie umarłam. Mam więc za co być wdzięczna. Zawdzięczam to wszystko Tobie. - zrobiła krok do przodu. Cień drzewa osłaniającego grób był chłodny i spokojny. Położyła łapę na zimnym kamieniu i uśmiechnęła się, delikatnie powtarzając modlitwę wdzięczności matki, której nauczyła ją lata temu. 
- Dziękuję za waszą pracę.




Link do oryginału: O, tutaj.
Autor oryginału: Johnsoneer 
Autor rysunków: KungFuFreak & FeverWildeHopps
Autor tłumaczenia: Ślązak Grzesiek

Komentarze

  1. Judy w pewnym momencie przyjmuje rodzaj męski w czasowniksch.
    + wiem co to katharsis

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Możesz podać dokładnie miejsce albo czasownik? Znalazłem jeden podejrzany
      "Judy zaczął trochę rozmywać się wzrok" ale tutaj nie odnosi się on do wzroku, nie do jej postaci.

      Usuń

Prześlij komentarz

Wszystkie komiksy

Legenda

¤ - W trakcie tłumaczenia
¤ - W trakcie rysowania
¤ - Dawno nieaktualizowane, brak informacji o dalszych częściach
¤ - Wstrzymane bądź niedokończone
¤ - Zakończone