Przejdź do głównej zawartości

Ostatni post

Życzenia świąteczne

Hungry Hearts - Roz. 7 Cz. 6 - Johnsoneer & KungFuFreak & FeverWildeHopps [Tłumaczenie PL]


Prolog   Poprzednia część


   N nadal kuśtykał poruszając się wzdłuż autostrady prowadzącej z powrotem do ponurych szczątków Zwierzogrodu. Od czasu do czasu mruczał coś do siebie lub jęczał, gdy musiał wspiąć się na opuszczony samochód, żeby wypatrywać luki lub przejścia, ale poza tym milczał. W końcu był do tego przyzwyczajony: Cichy jak grób. Ostatnie rozmowy naprawdę go zmęczyły, w końcu dokładał wielkich starań, by przez większość czasu wydobyć choć parę słów. Dopiero teraz naprawdę doceniał, o ile łatwiej było zachować ciszę.


   Droga była jeszcze mokra, ale słońce efektywnie ją osuszało. Teraz, gdy niebo było czyste, głupi dreszcz jego ciała w końcu się uspokoił. Obawiał się, czy powoli się nie zatraca i nie staje dzikusem. Od czasu do czasu sprawdzał, czy nie brakuje mu futra. Na szczęście jego płaszcz był normalny - zakrwawiony, nieumyty i śmierdział, ale wciąż na swoim miejscu.

Droga kierowała się nad wiadukt, gdzie dwie główne autostrady przecinały się gigantycznymi kolumnami podtrzymującymi długie mosty i rampy zjazdowe. Pnącza bluszczu przetoczyły się po kolumnach, powoli pokrywając beton, który kiedyś podtrzymywał tętniące życiem drogi. Był na wiadukcie, gdy usłyszał wołanie do niego z niskim jękiem.
- Świetnie, teraz słyszę głosy. Jestem prawie pewien, że w tym tempie będę całkiem dziki do wieczora.
- N... - niski głos zabrzmiał ponownie. 
N odwrócił się, szukając źródła głosu. Jako szwendacz nie miał się czego obawiać, ale wciąż dziwnie było słyszeć jego imię znikąd.
- Na dole… tutaj… idioto... - powtórzył głos. Patrząc bezpośrednio w dół, N zauważył znajomą martwą twarz. Mały lis, jego przyjaciel ze Zwierzogrodu, ten sam, który prawie zjadł Judy dzień wcześniej. Ten sam który nadrobił jego zaufanie pomagając im uciec. Dziwnym odczuciem było zastanie go w szczerym polu.
- Hhh-hej... - było wszystkim, co N mógł szemrać w odpowiedzi. - C-co robisz… tutaj?
- My… przyszliśmy cię znaleźć... - powiedział powoli mały lis.
- My? - zapytał N. Rozglądając się po betonowych kolumnach, N zauważył, że faktycznie jest z nim więcej szwendaczy. Było ich mnóstwo, takich jak gazela i czarna pantera, których rozpoznał, a za nimi tłum innych mniejszych spacerowiczów. Oboje wpatrywali się w niego z pasywną fascynacją, kuląc się, by podejść bliżej. Każde z ich zmrużonych oczu skupiło się na nim z cienia wiaduktu.
- Gdzie jest… królica? - zapytał jego przyjaciel. N spojrzał na ziemię i potrząsnął głową. Zjechał na plecach na jednej z betonowych kolumn, zbliżył się trochę do swojego przyjaciela i dalej kręcił głową.
- Pojechała... - powiedział cicho.
- Ach... - skinął głową i zmarszczył brwi. - Nic ci nie jest?
- Nie... - mruknął N, potrząsając głową. Mały lis powoli skinął głową i położył łapę na ramieniu przyjaciela. Z zewnątrz prawdopodobnie wyglądało to tak, jakby mały lis potrząsał N rygorystycznie, jakby domagał się pieniędzy, ale tak naprawdę starał się jak najmocniej położyć pocieszającą łapę na ramieniu przyjaciela i zaoferować mu komfort, tak jak najlepiej mógł uczynić to szwendacz.
- Dziwki, stary... - powiedział chrząkając. Wysiłek sprawił, że N uśmiechnął się lekko, ale niewiele uspokoiło to jego umysł.
- Dlaczego… jesteś… jesteś tutaj? - zapytał N.
- Dzicy… wypędzili nas - wyjaśnił lis-fenek. N podniósł wzrok i zmarszczył brwi, wpatrując się w przyjaciela z dezorientacją. - Myślę, że dzicy… mogliby… nas zjeść.
   Trudno było uwierzyć, że wszystko tak bezmyślne i gwałtowne jak dzikusy, może stać się jeszcze gorsze, ale jeśli zaczynają wyżywać się na szwendaczach, to musi być naprawdę źle. Może minęło już tyle lat, że w końcu nadszedł ich koniec. Ale po trudach, z którymi N musiał się zmierzyć w ciągu ostatnich kilku dni, ciężko mu było zrobić cokolwiek poza wzruszeniem ramionami na przyjaciela. Może nareszcie nadejdzie koniec, w końcu go spotka, równie dobrze może to nastąpić już teraz.
- Musimy… z-znaleźć królika.
- Co? - powiedział N, jego oczy rozszerzyły się nieco. - Czemu?
- Ty coś z-zacząłeś... - wyjaśnił fenek. Jego głos wciąż był cichy, tuż ponad szeptem. - Czułem się… wczoraj. Widziałem... Widziałem... - starał się mówić, wskazując na głowę jednym krnąbrnym palcem.  - Z — zdjęcia… wspomnienia. Uwaga N skierowana była teraz na jego przyjaciela, który zmagał się z całych sił, by mówić. Jego wielkie jasne oczy były szerokie i skupione, miotając się między ziemią a N, jakby wspomnienia leżały tuż przed nim.
- Wspomnienia? - zapytał N.
- Mmm-muzyka…. Łódź…. Jagody…. Dziewczyna.
- Ja… s-spałem zeszłej nocy... - powiedział N, kładąc łapę na ramieniu fenka.
- Sen? - mały lis powtórzył z zaskoczonym wyrazem twarzy.
- Czułem też z-zimno.
- Z d-deszczu? - fenek rozjaśnił.
- Tak.
- Ja też... - powiedział. N wstał i spojrzał na inne szwendacze, na rosnący tłum. Wszyscy mieli podobne twarze tęsknoty na twarzach, jakby właśnie słyszeli o niekończącym się stosie mózgów w pobliżu, a jednak nie powiedział nic takiego.
- Zmieniamy się... - powiedział N nieco głośniej. Kilkoro szwendaczy pokiwało głowami, a inni wyrażali twierdzące chrząknięcia. Niektórzy podeszli bliżej, oferując przed sobą otwarte łapy, jakby gestem wskazując na niego. Ostatni raz widział taką minę szwendacza, gdy Judy chwyciła jego łapę po tym, jak ją bronił. Z jakiegoś powodu wydawało się, że to coś co poraziło szwendaczy w tamtym momencie, dzicy potrafili teraz wyczuć.
- Muszę… powiedzieć jej... - uświadomił sobie N.
   Cokolwiek zmieniało ich w ten sposób, wyraźnie zwróciło uwagę dzikusów. Gdyby zaczęli opuszczać miasto w poszukiwaniu szwendaczy, podążaliby za zapachem do tego miejsca pod autostradą. Gdyby ich znaleźli, mogliby wywąchać drogę do Wypasówka. A stamtąd było tylko jedno miejsce, do którego mogli się udać. Musiał jakoś ostrzec Judy, nawet jeśli oznaczało to zaryzykowanie jego skóry. 
- Czy… pomożecie mi?
   W szeregach szwendaczy rozległo się mruczenie raczej potwierdzających dźwięków, z których kilka przytaknęło zgodnie. N uśmiechnął się, spoglądając w stronę swojego przyjaciela lisa fenka. Mały diabełek uśmiechał się szeroko, pokazując trochę zębów. Przez lata znaczna część jego kłów się wykruszyła, ale i tak, wciąż był to uśmiech.
- Zajebiście... - mruknął.


Link do oryginału: O, tutaj.
Autor oryginału: Johnsoneer 
Autor rysunków: KungFuFreak & FeverWildeHopps
Autor tłumaczenia: Ślązak Grzesiek

Komentarze

Wszystkie komiksy

Legenda

¤ - W trakcie tłumaczenia
¤ - W trakcie rysowania
¤ - Dawno nieaktualizowane, brak informacji o dalszych częściach
¤ - Wstrzymane bądź niedokończone
¤ - Zakończone