Przejdź do głównej zawartości

Ostatni post

Death Dealing Outfoxed - Cz. 4 - Krampuzzz - Tłumaczenie PL]

Hungry Hearts - Roz. 10 Cz. 2 - Johnsoneer & KungFuFreak & FeverWildeHopps [Tłumaczenie PL]



Prolog   Poprzednia część


- TATO! Stój! - Judy skoczyła między nimi z podniesionymi łapami. N skulił się za nią z łapami na jej ramionach.

 Jej ojciec instynktownie oderwał palec od spustu i uniósł pistolet w kierunku sufitu. Jego wyraz twarzy zmienił się z furii na coś innego - coś, co widziała tylko kilka razy. Przeżywał jednocześnie szok i złamanie serca, jakby godził się z myślą, że cmentarz Hoppsów właśnie urósł o jeden grób. 

- Judith… Ty przywlokłaś to tutaj? Do wnętrza murów? Do naszego domu?

 Judy wystąpiła naprzód z rozłożonymi dłońmi. Jej głos drżał. 

- Tato, posłuchaj mnie. On nie jest niebezpieczny.

 Jego głos był teraz cichszy, jakby nie zwracał się do nikogo. 

- Twoi bracia i siostry śpią w pokojach wzdłuż korytarza … a ty go tutaj przytargałaś?

 Już jej nie słyszał. Musiała go z tego wyrwać. 

- On nikogo nie skrzywdzi! Popatrz na niego! Czy szwendacze tak się boją?

 N jąkał się za nią. 

- D-dzięki za kredyt zaufania, Karota.

 Warga Stu zadrżała i podszedł bliżej. 

 - To potwór, Judy. Ten sam rodzaj potwora, który zabił twoją matkę. Te same potwory, które zamienili  twoich braci i siostry w... potwory, które musiałem zabijać i zakopywać!

 - Tato, nie słyszysz mnie.

 Jego wargi stwardniały. 

 - Odsuń się, Judy.

 - Nie! -  stała wciąż z postawionymi uszami zakrywającymi twarz N.

 - Raz…

 - Nie ruszę się, tato.

 - Dwa…

 Kris krzyknęła. 

- Panie Hopps, dosyć!

 - Trzy--

  Świszczący dźwięk, a następnie klaps rozdzieliły powietrze. Pan Hopps syknął i złapał się za coś na szyi. Przez chwilę walczył o równowagę, a jego pistolet spadł na podłogę. Oparł się jeszcze na sekundę o krawędź biurka, zanim upadł z łomotem na podłogę.

 Judy sapnęła i przylgnęła do nieruchomego ojca. 

 - Tato!?

 - Wszystko w porządku, spokojnie. - powiedział Ramic, wchodząc przez drzwi. Trzymał w dłoni mały plastikowy pistolet. Miał w sobie nabój sprężonego powietrza, który podmienił na inny przed załadowaniem drugiej strzałki do środka. Wskazał na broń. - Standardowy policyjny pistolet strzałkowy. Odpłynął na większość dnia i będzie mieć straszliwy ból głowy gdy się obudzi, ale nic mu nie będzie.

 N odwrócił się do kangura i westchnął z ulgą. 

 - Dzięki, doktorku.

 - Nie wspominaj mu o tym. Przeczuwałem, że może stracić kontrolę.

 Judy przewróciła ojca na plecy. Walczyła ze łzami, czule chwytając jego łapę. 

- Przepraszam za to, tato. Tak mi przykro.

 - Jaki jest teraz plan? - spytała Kris, odkładając strzelbę z powrotem na blat.

 Judy wzięła poduszkę z pobliskiego krzesła i delikatnie uniosła głowę ojca i wsuwając ją pod nią. Wstała i odwróciła wzrok od jego bezwładnej postaci, ocierając oczy grzbietem łapy. Obróciła się i spojrzała na N, wypełniona determinacją.

- Plan B.

 Ramic zaczął się dąsać. 

- Jaki jest plan B?

 - Zrobimy to sami. Doktorze, musisz wyjść na zewnątrz i poprosić Benny'ego, aby przygotował dla mnie zestaw zwiadowczy. Radio, jedzenie, woda, nawigacja, maska przeciwgazowa, tego typu rzeczy. Proszę, żebyś nakreślił mi mapę, na której jest Azyl. I czy miałbyś coś przeciwko, gdybym wzięła ten pistolet? Może się przydać.

 Ramic przekazał go. 

- Pewnie…. Chwila, jedziesz sama? 

 Kris wystąpiła naprzód z łapami na biodrach. 

- Ona tak na poważnie. I ja też.

 - Jesteś pewna, Kris? To będzie niebezpieczne.

 Kris uśmiechnęła się złowieszczo.

- Możesz mi to obiecać? Nie rób mi smaku na coś, co może mi się podobać.

 Judy skinęła głową i wróciła do Ramica. 

- Powiedz Benny'emu i Gideonowi, żeby spotkali się z nami przy głównej bramie.

 - W porządku. Mam nadzieję, że wiesz, co robisz. - Ramic odwrócił się i po cichu wyszedł.

 Judy zwróciła się do swojego lisa, ale spojrzał z przygnębieniem na podłogę. 

- N?

 Wskazał jej ojca na podłodze. 

- Przepraszam za twojego tatę. Nie chciałem tego.

 Judy potrząsnęła głową. 

- Och nie, N. To ja przepraszam, że cię w to wciągnęłam. Za bardzo chciałam wierzyć, że okaże się rozsądniejszy, a skoro nie udało mi się go zmusić do pomocy, będziemy musieli to zrobić sami.

 Odwrócił się do niej i zmarszczył brwi. 

 - N-nie chcę... nie chcę stawać między tobą a... a twoją rodziną.

 Potrząsnęła głową. 

 - Ta sprawa jest ważniejsza od nas, N. Jeśli istnieje nawet najmniejsza szansa na znalezienie leku, musimy spróbować.

 N kiwnął głową i położył łapę na jej ramieniu. 

- Jestem z tobą, Karociu. Ale nie m-musimy… się ś-śpieszyć.

 Zatrzymała się i przyjrzała mu się uważniej. 

- Czemu?

 Bezmyślnie potarł ramię i zmarszczył brwi. 

- Zzz... zdziczali.

 Kris skrzyżowała ręce na piersi.

 - Co z nimi?

 N zastanawiał się przez chwilę, po czym stanął przy oknie. Zaczął gestykulować i mówić chłodno. 

- Dzicy… wkrótce zaczną opuszczać m-miasto.

 Oczy Judy rozszerzyły się. 

- Co? Czemu? Czy im też się polepsza?

 Opuścił łapę i potrząsnął głową. 

 - N-nie. Wąchali mojego mmm... mojego przyjaciela ... lisa szwendacza. Musieli opuścić miasto.

 - Zaczekaj. - wtrąciła Kris - Dzicy ścigają teraz szwendaczy?

 Judy zrozumiała, co miał na myśli. Jeśli stawał się coraz bardziej podobny do żywych, mógłby w pewnym momencie pachnieć wystarczająco żywo, aby któryś z potworów zaczął go ścigać. A jeśli inni szwendacze również się przemienili, nie mogli zostać w Zwierzogrodzie. Oznaczało to, że kwestią czasu było, zanim dzicy zaczną zapuszczać się poza miasto. Ponieważ wszyscy są ślepi, podążą za węchem, a to doprowadzi ich tylko do jednego miejsca.

 - Musimy zabrać trochę rzeczy z mojego pokoju. - zdecydowała Judy.

 Kris dała upust podniecieniu.

- Tak! Czas wreszcie podgrzać atmosferę. Przyniesiemy Grettę?

 Skinęła głową. 

 - Tak, idziemy po Grettę.

 - K-kim jest Gretta? - zapytał nieśmiało N.

 Kris uśmiechnęła się i rzuciła N upiorne spojrzenie. 

 - Twój najgorszy koszmar.

 - Chodź za mną. - Judy cicho wyprowadziła ich z biura i z powrotem przez korytarze kompleksu Hoppsów. Spędziła tyle czasu w tych pomieszczeniach, że bez trudu znalazła drogę przez ciemność. Wzrok N w nocy był prawdopodobnie lepszy niż jej, ale i tak trzymała jego łapę, by go poprowadzić. Śpiący bracia i siostry nie byli świadomi tego, co działo się tuż za ich drzwiami. Dobrze dla nich.


Link do oryginału: O, tutaj.
Autor oryginału: Johnsoneer 
Autor rysunków: KungFuFreak & FeverWildeHopps
Autor tłumaczenia: Ślązak Grzesiek

Komentarze

Wszystkie komiksy

Legenda

¤ - W trakcie tłumaczenia
¤ - W trakcie rysowania
¤ - Dawno nieaktualizowane, brak informacji o dalszych częściach
¤ - Wstrzymane bądź niedokończone
¤ - Zakończone