Przejdź do głównej zawartości

Ostatni post

What a Feast... - Roz. 4 Cz. 2 - 0l-Fox-l0 [Tłumaczenie PL]

Zwierzogród: Alternatywna kontynuacja (Roz. 1 Cz. 8 - Kiedy to się zaczyna i kończy?) - Michael Lught [Opowiadanie]




***

Minęło parę godzin odkąd zabraliśmy z Judy Feńka do szpitala. Nadal mam przed oczyma ten obraz. Obraz najlepszego przyjaciela, który leży u progu moich drzwi cały we krwi, skamląc o pomoc lub skrócenie męki. Pamiętam jego przekrwione oczy, które były jakby martwe. Jakby coś... Jakby coś opuszczało jego ciało. Jakby już był jeden krok od śmierci. W swoim życiu taki moment widziałem jeszcze tylko raz. Wtedy byłem świadkiem śmierci pradziadka. Jego oczy były wtedy właśnie takie puste. W dwie sekundy stały się puste. Jakby czegoś w nich brakowało. To już nie były oczy. Nie te same oczy. To nie były te oczy pełne miłości. To były dwie czarno-białe dziurki otoczone przez brązowo-rude, wypłowiałe futro. Ja nie wiem czy jest coś po śmierci. Nie mam pojęcia. Czasami myślę sobie, że z naukowego punktu widzenia to oczywiste, że nie. Jednak wtedy wspominam śmierć dziadka i im bardziej wgłębiam się w jego puste oczy tym bardziej głębiej się zastanawiam, gdzie jest to coś co pozostawiło tą pustkę.

Wracając jednak do Feńka. Miejmy nadzieje, że nic mu nie jest. Co ja chrzanię. Jeszcze chyba nie widziałem nikogo w gorszym stanie. Przynajmniej nikogo żywego w tym stanie. Miał złamanie otwarte kości strzałkowej, kaszlał krwią i w dodatku miał wielką szramę przez środek brzucha. Miał dużo szczęścia, że w ogóle się doczołgał do mnie żywy. Ale czemu teraz? Czemu teraz, gdy w końcu byłem na tą chwilę szczęśliwy. Tą chwilę. Same smutki i zmartwienia. Chyba żyje tylko dla Judy. Tak... Jeżeli jej nie będzie to... Nie myśl tak Nick. Nie myśl tak Ty głupi debilu. Nigdy nie wolno się do kogoś tak przywiązać by... Inaczej... Nie można nigdy przeceniać czyjegoś życia nad swoje. O i teraz wszystko się zgadza.

Tak czy siak. Siedzę w szpitalu. Mój przyjaciel jest w śpiączce, a Judy ze względu na to poświęciła się i uprosiła szefa żebyśmy do pracy nie musieli przychodzić. A przynajmniej tej oficjalne pracy, bo jeszcze pozostało nasze "tajne śledztwo". Nie zdziwiłbym się wcale, jakby Feńka pokiereszował tak ten palant w białej masce. Jeśli tak to mam tym bardziej zajmę się szybciej za tą sprawę. Gościu naprawdę jest niebezpieczny. Wczoraj podobno zabił prezesa pewnej znanej firmy, a za razem byłego wojskowego. Jak o coś zrobi Judy to chyba... Chyba coś tam.

- Wszystko w porządku Nick?

- Tak Judy. Tylko wyjaśnij mi czemu to musi spotykać mnie.

- Tak już to jest. Czasami jest dobrze, a czasem źle.

- Ale czemu gdy w końcu byłem szczęśliwy na tą krótką chwilę to...

- Na tą krótką chwilę? A nie byłeś szczęśliwy tydzień temu jak Pigocovia Pigów pokonała Wiśnia Szarków? Wygrali puchar czy coś tam.

- Wygrali ligę. Tak owszem, ale to była radość, a nie szczęście.

- Nie rozumiem.

- Dla mnie radość to może być z danej, miłej i krótkotrwałej sytuacji takiej jak zwycięstwo ulubionej drużyny piłkarskiej. Szczęście natomiast to coś większego. To coś tak silnego, że potrafi spowodować, że będziesz z tego szczęścia skakał.

- A to czasem nie tak, że to właśnie te krótkie i radosne chwile, budują to szczęście?

Ta wypowiedź bardzo mnie zaskoczyła. Chciałem coś odpowiedzieć, ale skończyło się tylko na głębokim wdechu po czym spuściłem wzrok w dół.

- Czy ty Nick byłeś przy mnie szczęśliwy.

- Tak Judy i to bardzo.

- A czy Twój przyjaciel też powoduje, że jesteś szczęśliwy.

- Tak. Nawet dość często. Bardzo często.

- Przypomnij sobie te chwilę kiedy to byłeś z nim szczęśliwy.

- Co mi to da?

- Nie wiem. Może poczujesz się dzięki temu lepiej.

- Judy, obiecaj mi coś.

- Co takiego?

- Obiecaj mi, że nigdy nie będę musiał siedzieć w szpitalu patrząc na ciebie nieprzytomną. Całą we krwi, przypiętą do kabli. Obiecaj mi, że nigdy nie będę musiał patrzyć jak umierasz.

- Obiecuję Nick.

- Na...

- Tak, obiecuje. Nigdy nie będziesz musiał patrzeć na to jak cierpię. Przysięgam, że zrobię wszystko by do tego nie dopuścić.

Chwilę potem przyszedł lekarz. No nic dziwnego. Przecież to szpital. Coś tam gadał. Jakieś tam medyczne bzdury. W końcu powiedział najważniejsze zdanie.

- Stan jest stabilny. Nie wymaga operacji. Jednak nie wiemy kiedy się wybudzi.

- To dobrze. Dołóżcie wszelkich starań by jak najszybciej wyzdrowiał.

- Oczywiście proszę Pana. Tak będzie, a jeśli nie to równie dobrze nie jestem zebrą.

Wygląda na dość miłego gościa. Odszedł i powoli znikł w ciemnych korytarzach. Te żółto-brązowe ściany powodują, że jest tutaj strasznie ciemno. W dodatku mamy już noc. Nie wierzę, że przesiedziałem tu cały dzień. Teraz musimy się zająć sprawą zamaskowanego jełopa. Bogo dał nam parę wskazówek. Są one bardzo słabe, ale reszta komisariatu jest na tym samym poziomie śledztwa.

Opuściliśmy budynek szpitala i weszliśmy do naszego auta. Z tej strony szpital wygląda strasznie. Ściany są szare i odrapane, a przy dachu wiszą jakieś stare czerwone lampy. Tak samo samych okien było nie dużo. Gdyby był konkurs na najbardziej nadającą się pod horror lokalizacje to z pewnością ten budynek miałby wysokie miejsce.

- To co mamy Judy?

- Wiemy, że z terrorystą widziana była Elizabeth Afton. Nie wiemy o niej zbyt wiele. Także miejsce jej pobytu nie jest znane. Tutaj masz zdjęcie jak stoi na dachu z tym kolesiem w masce.

- Popatrzmy.

- Długo się zastanawiałam nad tą fotografią, ale na nic nie wpadłam.

- Wiem gdzie mamy jechać.

- Co?

- Oni muszą się gdzieś spotykać razem. Być może obmawiają swoje nędzne zbrodnie z jakimś cichym miejscu gdzie nikogo nie ma. Jej czarna suknia jest potargana. W dodatku widzę na niej coś, co przypomina liść. Co oznacza, że spotykają się raczej w parku. Nie wydaje mi się, żeby to był las. Ani na pewno nie było to w Las Padas, bo tam zawsze pada, a ubrania są suche.

- Mogli do tego czasu wyschnąć.

- Nie sądzę. Raczej nie spotykają się często. To było by bardzo ryzykowne. Tak samo te spotkania za pewne są krótkie. Dodatkowo rozerwana sukienka świadczy o tym, że musiała się zahaczyć o jakieś krzaki. W takim razie szukamy miejsca pełnego krzaków takiego jak na przykład...

- Park!

- Dokładnie Judy. Ale tylko trzy parki w mieście są rzadko odwiedzane na tyle by nikt ich nie widział. Ogród Jordanowski koło domu handlowego na ulicy świętego Macieja, Park pod pałacem Hrabiego o pseudonimie Monte Morte i niedokończony Park na obrzeżach miasta przy starym zniszczonym parku rozrywki i to właśnie musi być ten ostatni.

- Dlaczego?

- Jest tam staw gdzie często kąpią się kaczki, a ona ma na sobie okruszki chleba.

- Może karmiła gołębie?

- W dwóch poprzednich lokacjach jest ich raczej mało.

- W takim razie znamy już miejsce.

- Ale nie znamy godziny. Gdzie zostało zrobione to miejsce i kiedy.

- Chwilę przed wybuchem tego drugiego budynku na Blueberries Street.

- Pewnie podróżowali samochodem. Dojazd potrwałby około 2 godzin.

- Wybuch był o 20:00, a więc...

- Spotykają się o 18:00

- Tak, dokładnie. Nie wiemy jednak w jakie dni, ale wystarczy tylko, że będziemy musieli się na nich czaić.

- Jesteś genialny Nick!

- No wiem.

Judy schyliła się i zaczęła przeglądać wszystkie możliwe schowki w samochodzie.

- Zgubiłaś coś Judy?

- Widziałeś może mój telefon.

- Może jest w szpitalu.

- A no tak. Zostawiłam go na biurku wtedy gdy rejestrowaliśmy twojego przyjaciela.

- To pośpiesz się.

- Dobrze. Już wychodzę.

Bardzo szybko wyszła. Tak jak przystało na królika. Czy też zająca. Sam już nie wiem. Wszyscy mówią na nią króliki, ale de facto ona jest zającem. Jednak skoro jej nie przeszkadza jak mówi się na nią, że jest królikiem to niech będzie królikiem. Nie zdążyłem nawet skończyć myśli, a ona już była w szpitalu. Jest na prawdę szybka. A ja jeszcze bardziej. W końcu wyścig z nią do komisariatu wygrałem.

Nie wiem ca robić. Może zapuszczę radio. Strasznie tu cicho. Ta cisza przyprawia mnie o dreszcze.

- Obywatele całego państwa radują się, bo udało im się w kolejnych prawych wyborach wywalczyć prawo do aborcji. Od teraz żadna kobieta nie musi już wybierać się w celu dokonania tego w podróż za morze. Po tylu latach usunięto bezsensowną ósmą poprawkę w konstytucji. Koniec z starymi, ograniczającymi prawami. Liberalizacja aborcji przyjęta. Mówił dla państwa Olaf Stapledon...

Jezu! Gościu mówi głosem jak jakiś fanatyk. Ja pierdole.

- Tysiące ludzi wiwatują w całym Cloverlinie. Irlandia była niemal ostatnim krajem w Europie gdzie aborcja była niemalże zakazana. Ostatnie państwa w Europie, które nadal mają zaostrzone prawa aborcyjne lub całkowicie jej zakazują to Polska, Monako i Malta. Życzmy, aby te państwa w końcu wysłuchały głosu tysięcy poszkodowanych kobiet.

Od teraz wstawiam wykład o aborcji. Jeżeli nie chcesz tego czytać to możesz pominąć ten fragment, ale jeśli zastanawiasz się nad tą kwestią lub nie masz poglądu na jej temat zalecam przeczytanie. Ten fragment nie jest istotny fabularnie, ale chciałem wyrazić w nim swój protest przeciwko ostatnim referendum, które odbyło się w Irlandii.

Wyłączam to coś. Mam dość. Propaganda w tym radiu jest na żałosnym poziomie. Nie rozumiem jak można, aż tak... A nie wiem co powiedzieć w tym temacie. Jeżeli wszystkie media teraz takie są to żenada. A w ogóle to ja uważam, że aborcja to morderstwo i pewnie nie ja jeden. Rozumiem, że ktoś może mieć inne zdanie, ale gościu wypowiadał te słowa z takim rażącym fanatyzmem, że zapewne uraził odmienne poglądy innych osób. Moje zresztą też. Ale proponuję przemyśleć tą kwestie. Dlaczego ja uważam, że aborcja to morderstwo i że jest zła. Nie będę podawał oczywistych religijnych argumentów, bo nie jestem zbyt wierzący. Ssak w łonie matki potrafi wydalać, odżywiać się, oddychać i jeść oraz ruszać się. Są to cechy podstawowe żywego organizmu, więc jak można powiedzieć, że płód dziecka to nie istota żywa? Co prawda płód to chyba trzeciego czy też drugiego miesiąca nie czuje bólu, ale czy czujcie bólu jest warunkiem życia. Zwolennicy aborcji powiedzą, że płód nie czuje bólu i sprawa jest załatwiona. Wszystko w porządku. Nie ma nic złego w wyrywaniu kończyn za pomocą szczypiec. Następnie przecinaniu tułowia w pół tępym narzędziem, aż w końcu w miażdżeniu głowy na kawałki i wyciąganiu kawałem ko kawałku. Nie ma w tym nic złego, bo płód nie odczuwa bólu. Gdzieś usłyszałem, że płód znajduje się w stanie podobnym do śpiączki. Okej, czyli według zwolenników aborcji nie było by złym jeżeli wprowadzić kogoś dorosłego w stan śpiączki, a następnie rozczłonkować jego ciało na kawałki, ponieważ nie czuje bólu. Więc taka właśnie jest logika tych głupich proaborcyjnych liberałów. Przepraszam za taką surową krytykę liberalizmu, bo jest on też w pewnym sensie dobry, ale czy tylko ja widzę, że to bezsens? Po za tym gdy ja Nick Bajer byłem jeszcze wierzący to często spotykałem się z tak ostrym hejtem na religie i na konserwatyzm, a jak już jakiś konserwatysta wypowiedział się źle o liberałach to katastrofa, sodoma, nawałnica, czarna śmierć i inne zarazy na niego się wylewały. Dlatego jak ktoś ostro krytykuje moje poglądy to niech się nie oburza jak ja w odwecie robię to samo.

Wielu też powie. A jaki masz dowód na to, że płód żyje, poza tym, że spełnia sporą część warunków, które musi spełniać żywy organizm. A jest na to dowód. To tak zwana pamięć ciała lub też instynkt. Ssaki z załamaniem nerwowym, w wielkim smutku lub strachu zwijają się w tak zwaną pozycje embrionalną. Polega to na tym, że zwijają się uginając nogi do klatki piersiowej i obejmują je rękoma oraz chwieją się. Mogą przy tym siedzieć lub leżeć na boku. Ta pozycja powoduje, że nasz organizm przypomina sobie czasy kiedy byliśmy bezpieczni w macicy. Kiedy to matka się nami opiekowała. Delikatne chwianie się dodatkowo uspokaja. No właśnie! Organizm pamięta. Jak mógłby pamiętać coś przed życiem. Inaczej, jak pamięta to znaczy, że wtedy żył.

Wspomnę jeszcze krótko o sytuacjach kiedy zagrożone jest życie matki, zdrowie dziecka lub dziecko powstało z gwałtu. W sytuacji zagrożenia życia matki się zgodzę. Uważam, że aborcja jest zła, ale w takiej sytuacji jeszcze dopuszczę. W sytuacji numer dwa, uważam, że może jest w tym racja, ale jednak trzeba zawsze mieć nadzieje. I oczywiście w przypadku kiedy chodzi o jakieś poważne wady, a nie tak, jak w niektórych krajach europy i w Zwierzogrodzie z resztą też, że za zwykłe przekrzywienie czy też rozczepienie wargi już można zabić. A o gwałcie wyrażę się krótko. Dziecko nie odpowiada za grzechy ojca. Nie musi być złe w przyszłości. Może zrobić wiele dobrego. Jednak musi dostać szanse.

Aborcja prowadzi do depresji. Przykładem może być Sarah. Nadal widzę przed oczami jej piękną i smutną twarz. Co prawda aborcja nie była jedynym powodem jej samobójstwa, ale przelała czarę goryczy.

Irlandia powiadają. W dodatku za aborcją opowiedziało się 68% osób, a frekwencja była bardzo wysoka. Z tego co wiem to około 80% Irlandczyków to Katolicy. Przykazanie piąte mówi by nie zabijać. Jak to możliwe, że mimo tego, że wierzące jest 4/5 populacji Irlandii to referendum przeszło? Opcje są dwie. Albo te ssaki nie wzięły udziału w referendum i tym samym dopuściły się grzechu cudzego, albo zagłosowały za legalizacją aborcji. Jacy z nich katolicy, ja się pytam? Oni w ogóle są wierzącymi czy tylko dla formalności na papierze wierzą. Ja Nick Bajer sam nie wierzę, ale też nie wykluczam istnienia Boga. Jednak gdybym wierzył to na pewno nie traktowałbym tego jako coś mało istotnego. Jak już się wierzącym jest to, albo nim się jest lub za przeproszeniem, jest się dupą a nie wierzącym. Na prawdę mocno krytykuje ssaki, które takie są, bo ta wiara to praktycznie nie wiara. Równie dobrze mogli by nie wierzyć. Na jedno wychodzi. Skoro mają powiedziane nie zabijaj oraz nie pozwalaj na grzech, a się do tego nie stosują to czy to są Katolicy lub inni Chrześcijanie?

I tutaj kończy się wypowiedź na temat aborcji i wracamy do fabuły opowiadania. Jeżeli ktoś uważa, że bez sensu ją tutaj umieszczać to wybaczcie, ale po prostu musiałem. Zapraszam na kontynuacje opowiadania ;)

Zamyśliłem się aż tak mocno póki ktoś nie zapukał w okno. Trochę mnie to zaskoczyło i wystraszyło, tak, że podskoczyłem i wylądowałem fotel obok. Na całe szczęście to tylko była Judy trzymająca w ręce telefon i kanapki. Trochę moja reakcja musiała ją rozbawić, bo śmiała się od ucha do ucha. Nacisnąłem guzik i powoli odsunąłem szybę do połowy.

- Cześć kapturku. A co tam masz w koszyczku.

- Ja tam z wilkami bojącymi się własnego cienia nie gadam.

- A z lisami?

- Może, ale to zależy od tego czy go znam i czy wpuści mnie do swojego samochodu.

- Chyba nie jestem Ci obcą osobą.

- Serio? Może dla mnie nie, ale ty zareagowałeś jak na obcego.

- Cóż proszę, wsiadaj obca mi panno do mojego skromnego samochodu.

- Po pierwsze to nie twój samochód. Po drugie to ja prowadzę, a po trzecie nie powinno się wpuszczać obcych gdziekolwiek.

- Ten kto ma jedzenie nie jest mi obcy.

Otworzyłem lekko ciężkie drzwi auta. Poczułem jak chłód nocnego powietrza otacza moją twarz. Za drzwiami widziałem tylko kontury Judy gdyż światło szpitala dość mocno świeciło za nią. Jednak ten obraz nie był zbyt długo widoczny. Judy jak szalona skoczyła mi na głową i opadła na siedzenie za mną przed kierownicą.

- A tak na poważnie to co to za kanapki.

- Kupiłam w szpitalu. Przydadzą nam się tej nocy.

- Co masz na myśli?

- Jeden z lekarzy rozpoznał mnie i powiedział mi, że widział naszego, zamaskowanego terrorystę, kilkukrotnie na moście koło jego rodzinnej farmy. Podobno przychodzi on tam gdy jest pełnia, tak jak dziś. Niestety przychodzi tam o różnych godzinach nocnych, dlatego musimy tam się na niego zaczaić.

- Ale tak sami. Jak ty chcesz go...

-Nie damy rady go złapać we dwójkę. Podobno jest przebiegły jak wsza we włosach, ale za to możemy go śledzić. Jeśli się dowiemy gdzie mieszka to nie będziemy musieli wykonywać żadnej akcji w schwytaniem w parku, tylko powiadomimy Bogo, a wtedy nasi koledzy z komisariatu na pewno go dopadną.

- No i taki plan już mi się podoba Hopps.

- Teraz mówisz jak Bogo. Po prostu Judy.

- A Karotka lub Karota.

- Karotka tak. Owszem.

- No to co, jedziemy?

- Oczywiście.

Smutny zamaskowany mężczyzna siedzi na skraju kamiennego, niskiego mostku o kształcie łuku. Z jednej po jego lewej, jakieś około 20 metrów od niego rozciąga się las. Jest tak bardzo ciemny, że nie widać drzew osobno lecz jako jeden wielki organizm. Po jego lewej zaś jest łąka. Trawa jest dość niska, ale mimo to wyraźnie widać w niej wydeptaną ścieżkę, choć ciemności panują egipskie. W oddali pracuje stary młyn z wiatrakiem. Obraca się z wolna, jakby odmierzał wszystkie minione lata tego buntownika. Wszędzie cisza. Cisza. Tylko parę świerszczy słychać grających leniwie. Żaden ze świerszczy nawet nie zbliżył się do tego zamaskowanego trzymają dystans. To tak jak inne ssaki w przeszłości. Ani słowem na jego smutek. Tylko szepty za jego plecami. Młody rewolucjonista, który próbuje zmienić świat. Płomień jego rewolucji nadal nie kwitnie gorącem, ponieważ zbyt słaby jest materiał, który go syci. Rewolucja potrzebuje dzieci i to właśnie o te dzieci on walczy. Musi postawić światu zdecydowane nie. W pojedynkę jest bez szans. Wszyscy będą z niego drwić jeżeli będzie jedyną iskrą. Jednak samotność mu nie doskwiera. Nie jest on sam. Jest jeszcze ona. A właściwie była. Symbolizuje ją ta biała róża, którą trzyma w dłoniach, którą chwilę później wrzuca do strumyka, a ten z wolna niesie ją w dal. Ku pamięci tych wszystkich wspomnień z ukochaną, które przeminęły. Jednak on wie, że ona jest przy nim. Niestety jej obecność jest już nie materialna. Lecz nie jest to kluczowy powód jego smutku. On nosi maskę. Ukrywa swoją twarz. Smutny jest dlatego, że nie ma komu jej pokazać...



Link do oryginału: klik!
Autor: Michael Lught
Korekta: _NG_

Komentarze

  1. Wplatanie obecnych wątków do opowiadania jest ciekawym zabiegiem i chętnie zobaczę to także w przyszłych rozdziałach. Co do samego tematu ja uważam, że każdy powinien ponosić konsekwencje swoich decyzji i w tak kontrowersyjnych przypadkach jak aborcja trzeba unikać zero-jedynkowego myślenia. To co się stało w Irlandii jest dowodem że jak radykalizujemy prawo w jedną stronę to kiedy osłabnie siła ją trzymająca( w tym przypadku kościół) prawo radykalizuje się w drugą stronę. Osobiście jestem za prawem obowiązującym w Polsce tylko żeby nie było to martwe prawo jak się czasami zdarza. Stawiałbym bardziej na dostępność antykoncepcji i edukację seksualną w liceach a może nawet w gimnazjach. Na koniec dodam że opowiadanie jak zwykle świetne i czekam z niecierpliwością na dalszy ciąg.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W przyszłości umieszczę w opowiadaniu jeszcze wiele różnych tego typu zagadnień gdyż od samego początku tak planowałem. Jeżeli chodzi o moje zdanie w temacie aborcji to również jestem za prawem w Polsce po za gwałtem co częściowo uzasadniłem w tekście.

      Na koniec chciałbym podziękować za komentarz, ponieważ bardzo mnie to motywuje do dalszego pisania, a kolejny rozdział już w drodze. Dziękuje także NG za to, że zgodził się udostępniać moje opowiadanie na tej stronie.

      Usuń
    2. Cieszę się z tego, ponieważ świetnie się to czyta. Podoba mi się także że jest to w sumie mroczne opowiadanie ale zrobione tak że nie ma się wrażenia że smutek/mrok jest wciskany na siłę ani że jest go za mało.

      Usuń

Prześlij komentarz

Wszystkie komiksy

Legenda

¤ - W trakcie tłumaczenia
¤ - W trakcie rysowania
¤ - Dawno nieaktualizowane, brak informacji o dalszych częściach
¤ - Wstrzymane bądź niedokończone
¤ - Zakończone