Przejdź do głównej zawartości

Ostatni post

Death Dealing Outfoxed - Cz. 4 - Krampuzzz - Tłumaczenie PL]

Moje (Nasze) Nowe życie - Roz. 6 - Świeże mięso - Slowak [Polskie opowiadanie]



***
(Śródmieście 8.30)

Nick wsiadł do radiowozu. Po chwili dołączył do niego jego partner.
- Coś ciekawego się wydarzyło?
- Spokój - odpowiedział jak zawsze krótko. Nagle radio odezwało się.
- Centrala do zero-dziewięć, odbiór - lis szybko chwycił krótkofalówkę i przyłożył ją sobie do ust 
- Zero-dziewięć do centrali, o co chodzi?
- Nick ekh, daj chwilę przed chwilą biegłem z archiwum - nie mógł nie poznać Pazuriana tak samo jak nie mógł się na niego gniewać - Ufff dobra, NICK potrójne morderstwo na Łuku Kości Słoniowej pod trzydzieści siedem N.
- Już jedziemy. Bez odbioru - rzucił niedbale radio, złapał kierownicę, wciska sprzęgło gaz, zmienia biegi, w cztery sekundy rozpędza się do setki i włącza koguta.
- Gdzie tak pędzisz? - spytał wyraźnie zaskoczony Dany.
- Tam są najważniejsze banki w mieście, a gdzie są pieniądze są kłopoty.

(Ulica Kości Słoniowej 8. 45)

Główne dochody tej dzielnicy stanowił obrót pieniędzmi z tutejszych banków i akcjami na giełdach. Łuk ulicy był najbardziej wysuniętym na południe punktem w Śródmieściu. Z okien biurowców widać było ssaki chodzące po obrzeżach Starej Sahary.
Budynki były właściwie identyczne. Albo były to marmurowe, kilku piętrowe kloce z rzeźbionymi dekoracjami na dachu i ścianach wykonane z różnych kolorowych skał, a kolumny przed wejściem praktycznie wszędzie przedstawiały słonie lub inne wielkie zwierzęta w garniturach z neseserami. Natomiast drugi typ budynków był znacznie bardziej nowoczesny. Wymyślne kształty połączone tworzyły coś na wzór tych kamiennych kloców z tym, tu więcej było wysuniętych lub wklęsłych ścian, które przeważnie były proste choć zdarzały się półokrągłe. Oczywiście te banki były przeszklone z domieszkami białych płyt betonowych wzmacniających strukturę. Długo można by było rozpisywać się na nowoczesną architekturą kontrastującą z tą z dawnych lat, lecz było teraz coś ważniejszego.
Policjanci wysiedli przed najwyższą giełdą, a przy okazji najstarszą. Wysoka betonowo-skalna wieża nie wyróżniała się w żaden sposób od otoczenia. Ssaki pośpiesznie wyszły z auta i wbiegły do budynku. Przy wejściu powitał ich prezes, wielki gruby nawet jak na słonia okularnik w ciemno-granatowym garniturze.
- Panowie z policji?
- Nie, my posprzątać. Oczywiście, że z policji.
- Tędy - powiedział zdenerwowany słoń.
Korytarze, którymi szli były szare nudne jak papier toaletowy, Nick chciał już to powiedzieć gdy właśnie weszli do wielkiego pomieszczenia wypełnionego boksami, w których różne zwierzęta siedziały w kraciastych koszulach przy kilku monitorach naraz, nerwowo dzwoniąc do klientów jednocześnie analizując wykresy. Wszędzie było głośno od krzyków i telefonów.
- Nie mogliśmy zamknąć obiektu, to przyniosłoby zbyt wielkie straty, zresztą trupy są gdzie indziej.
- Aha - odzywał się tylko lis, Dany wciąż milczał.
Giełdosz poprowadził policjantów do obszernego gabinetu. Wnętrze znacznie różniło się od budynku. Wszystko było tu nieskazitelnie białe z elementami całkowitej czerni. Pośrodku stało marmurowe biurko dla zwierzęcia największego rozmiaru oraz fotele ze skórzanym, białym obiciem po dwa na każdą wysokość gatunkową. Na jednym z nich leżał rozwalony jaguar z kilkoma dziurami w klatce, krew zabrudziła już większość posadzki. Drugim trupem był podstarzały bawół z nożem w sercu, leżał zaraz za biurkiem. Ostatni siedział na fotelu prezesa, wielki ciemny słoń w białym garniturze z poderżniętym gardłem. W powietrzu unosił się zapach zgnilizny.
- Od razu mówię, że nie mamy tu kamer. Gwarantujemy tutaj całkowitą dyskrecję.
- Po co ktoś w czasach internetu chciałby się spotkać w sprawie... w sprawach giełdowych? - zapytał Nick.
- Ci tutaj to moi wspólnicy - wskazał zamaszyście - Chcieli mnie wygryźć z interesu, ale ktoś mnie wyręczył.
- To stawia pana w złym świetle - oznajmił niespodziewanie koń. Spojrzał swymi chłodnymi oczami w stronę słonia, ten cofnął się nieco jednak natychmiast się wyprostował.
- Może i byli moimi wrogami, ale na pewno bym nie...
- Dobrze. Spokojnie, panie...
- Hasen-Baou.
- No więc panie Hasen-Baou. Zajmiemy się tym, za chwilę przyjadą technicy, a wtedy zadamy panu więcej pytań. Na razie jest pan wolny.
- Cóż... no... dziękuje. Gdybym był potrzeby będę w głównej sali - powiedziawszy to wyszedł trzaskając drzwiami.
- On tego nie zrobił - stwierdził Danny - Skoro wiedział o tym to załatwił by ich gdzie indziej. Teraz jego wiarygodność jest nadszarpnięta, a to zbyt przeszkadza w interesach.
- Ciekawa teoria. Długo nad nią myślałeś? - w słowach lisa było tylko zdziwienie. Podejrzewał tego słonia, ale po tym co powiedział jego partner, faktycznie nie miało to sensu. O wiele lepiej i prościej byłoby albo zastraszyć lub przekabacić na swoją stronę któregoś z nich. A nawet jeśli miałby już ich zabić, to raczej "zaaranżowałby wypadek".
- Nie. Sprawdźmy zwłoki przed technikami.
- Okej. Biorę jaguara, ty resztę - w odpowiedzi nic. Funkcjonariusz podszedł powolutku do pierwszych zwłok. Przyjrzał się uważnie raną po kulach i pozycji ciała. Ręce były rozrzucone, a tułów zjechał nieco z siedziska - Duży kaliber, porządny pistolet dla największych. Jeden strzał by wystarczył, zwłaszcza w serce, kolejne dwa poszły w płuca. Musiał się niczego nie spodziewać, co masz?
- Ktoś umie obchodzić się z nożem. Szybkie cięcie w aortę potem w trzy w płuca i jedno w serce jeszcze raz na wylot. Ktokolwiek to zrobił musiał już zabijać wiele razy. Ten facet wygląda na nawet sprawnego, wiesz jak ciężko zabić silnego bawoła?
- Wiem, nie pytaj skąd - na te słowa tylko wzruszył ramionami. Po czym kontynuował gdy podszedł do poderżniętego słonia.
- Cienka, lecz głęboka równa rana. Profesjonalista.
- Masz jakąś nową teorię?
- Tylko wstępną. Poczekajmy co powiedzą technicy.

(ZPD 8.20)

Judy szła z uśmiechem na ustach i z mętlikiem w głowie. To będzie jedno z najcięższych zadań jakie dostała. Rozwiązanie zagadki sa... a nie we dwóch zagadkę w dwa dni, którą cała komenda męczyła dwa tygodnie. Ach miłe wspomnienia z Nickiem i jego "znajomymi". A teraz, musiała ochraniać świadka koronnego i najważniejszego informatora w sprawie największej mafii dzieł sztuki.
- Pani Hoops! - młody gepard machał energicznie łapami, by go zauważyła. Był podobny do Pazuriana, ale wyglądał na wysportowanego.
- Ty jesteś?
- Tym ostatnim żółtodziobem, z którym będzie musiała się pani użerać - wszystko co powiedział to słodką paszczą podniosło trochę ją na duchu. Przypomniała sobie ten entuzjazm pierwszego dnia.
- Ej, ścigamy się do garażów?
- Yyy no dobra - i popędzili.
Pierwsza, o długość jej łapek, była Judy. Podskoczyła wymachując rękami.
- Uhu! Dawno nie miałam tak dobrego przeciwnika -  Nick nie chciał się ścigać, a Allandra wyprzedzała ją kilkakrotnie. Była tym samym zwierzęciem co jej nowy podopieczny, więc nie za bardzo miała jak z nią wygrać - Jak się nazywasz?
- Marian von Clauchauser. Tak jestem kuzynem tego grubasa za biurkiem - policjantka ciężko dychała, a on sobie spokojnie mówił, "czyli dał mi wygrać" pomyślała.
- Łał, widać humor i entuzjazm u was rodzinny.
- Tylko mąż siostry taki drętwy.
- Coś o wiem na temat drętwych zwierząt, lepiej nie mów tego Bogo - szybko przeszła na Ty. Skoro wszyscy w ich rodzinie są tacy otwarci, to nie będzie miała żadnych przeszkód z nawiązaniem znajomości.
- Którym jedziemy?
- Tamtym - pokazała średni samochód.

(Ulice Starej Sahary, część przemysłowa 8.35)

Stara Sahara utrzymywała się z dwóch rzeczy. Turystyki, głównie z części nadbrzeżnej, gdzie stały najlepsze hotele i atrakcje jak Oaza Mistyczne Źródła. Drugą jest szeroko rozwinięty przemysł ciężki, fabryki produkujące maszyny górnicze, rolnicze i tym podobne oraz huty stali stanowią jakieś pięćdziesiąt procent zabudowy tych osiedli, poza tym są tu też nowoczesne fabryki elektroniki, przemysł farmaceutyczny ze swoimi prywatnymi laboratoriami i kilka mniejszych przedsiębiorstw odpowiedzialnych za produkcję pojazdów osobistych. Część przemysłowa była połączona szeroko rozwiniętą siecią kolejową z Portem Zwierzogrodzkim, dwunastym na świecie pod względem rozmiarów i przepływu ludności i towarów, obecny burmistrz miał już plany co do jego rozbudowy.
Policjanci przejeżdżali przez osiedla robotnicze, wysokie bloki i o rozszerzonych podstawach, w których znajdowały się sklepy i pomieszczenia świadczące różne usługi jak pralnia, świetlica. Wszystkie były jednakowe, mimo to Judy widziała w nich coś wyjątkowego. To nad jednym sklepem świecił nowy billboard, na drugim kelner obsługiwał na tarasie jakąś rodzinę, na trzecim robotnicy budowali kolejne piętro dla usług, mimo głośnych zażaleń starszego mężczyzny, który swoimi krzykami zagłuszał cały uliczny ruch.
- Zgadnij co dostaliśmy na rozgrzewkę? - zapytała Judy chcąc wprowadzić przyjemny nastrój, żeby zachęcić geparda do pracy.
- Ja trzymam, ty strzelaj.
- Chyba z liścia. No, dobra trzeba iść.

(Stara Sahara wieżowiec robotniczy nr. 26 piętro 2)

Para ssaków wjechała windą. Staruszek nie reagował na dzwonek, tak więc Marian zaczął najpierw walić niemiłosiernie w drzwi, a potem je wyważył.
- Aleś ty subtelny i delikatny - powiedziała królica, gepard tylko wzruszył ramionami i udał skruszoną minę. - Halo, Panie Beck!?
- Już PO MNIE PRZYSZLI! PEWNIE CHCĄ MNIE UCISZYĆ! CO SZUJE RZĄDOWSKIE?!?!? PRZEZ CZTERDZIEŚCI LAT DŁUBAŁEM PRZY TAŚMIE W FABRYCE! A TERAZ CHCĄ MNIE HMMM.. - Marian zakrył pysk staruszka łapą. Był starym wielbłądem przed siedemdziesiątką z dużymi okularami w ciemnych oprawkach, ale i tak był praktycznie ślepy, ubrany był w koszulę w kratę i wyciągnięte wysoko szare spodnie oraz białe kapcie.
- Jest pan JUŻ SPOKOJNY? - aby zniechęcić swojego rozmówcę do dalszego oporu, policjant wyprostował się i odepchnął go na fotel i wyjął pistolet - Dalej będziemy krzyczeć?
- Nie, no ale no ale widzicie to panie szanowny panie władzo? Pracuje się ciężko na ten kraj całe życie, a potem w tanim mieszkaneczku, bo pieniążków dużo nie dadzą, tylko tyle, żeby żył, cierpieć ze starości trzeba, a tu jakieś gówniarze od rana do nocy. NON STOP gadaj, wrzeszczą, klną i piłują stukają wiercą murują klną śmieją wrzeszczą a tu jeszcze tak śmierdzi potem od nich, że...
- Szefowo błagam ucisz go bo ja już nie daję rady.
- TOŻTOPANNIENKAJUDYHOOPS! Tak ona mi pomoże, ona jedyna mnie zrozumie...
- Dzięki - powiedziała z wyrzutem próbując sprawiać wrażenie gniewnej i twardej, ale po minie swojego podopiecznego widziała, że prawdopodobnie znów wyglądała zbyt słodko i uroczo.

(Biuro Partii Zjednoczonych Ssaków 9.00)

- I co robimy? - zapytał burmistrz Zwierzogrodu.
- Ty rób swoje, my się tym zajmiemy.
- Ale panie Prezydencie, to może zniszczyć mój wizerunek, nasz wizerunek, całe miasto może ucierpieć to co oni nam przynieśli...
- Spokojnie, zjamj się swoimi sprawami, my to załatwimy.


Autor opowiadania: Slowak

Komentarze

Wszystkie komiksy

Legenda

¤ - W trakcie tłumaczenia
¤ - W trakcie rysowania
¤ - Dawno nieaktualizowane, brak informacji o dalszych częściach
¤ - Wstrzymane bądź niedokończone
¤ - Zakończone