Przejdź do głównej zawartości

Ostatni post

Dzień, w którym Cię zabraknie - Roz. 26 - Po nitce do... sznura - Ślązak Grzesiek [Polskie opowiadanie]

Hungry Hearts - Roz. 5 Cz. 2 - Johnsoneer & KungFuFreak & FeverWildeHopps [Tłumaczenie PL]

- Gry karnawałowe? - zapytała Judy i wyjrzała przez okno. Słońce wschodziło coraz wyżej. Gdyby poczekała znacznie dłużej, jej ojciec prawdopodobnie zorganizowałby grupę poszukiwawczą, która przeszukałaby miasto w poszukiwaniu jej, a ssaki mogłyby zostać zranione lub jeszcze gorzej. Musiałaby im dać jakiś sygnał. Potem mogłaby zmusić ich do wstrzymania się dopóki N nie wyprowadzi się stamtąd, ale miała na to coraz mniej czasu.
- N - powiedziała ze smutkiem. - Muszę wrócić do domu.
- Mm? - wymamrotał.
- Wiem, że powiedziałeś, że to nie jest bezpieczne, ale powiedziałeś też, że kilka dni załatwi sprawę. Minęło kilka dni, N.
Nerwowo pokręcił głową.
Zmarszczyła brwi. 
- Dlaczego nie? Mogę teraz poczuć swój zapach i szczerze, pachnę chyba nawet gorzej od ciebie.
- Je-jeszcze tro-trochę czasu. - nalegał.
- Arghhh! - Judy jęknęła zirytowana i uderzyła stopą o podłogę. Odwróciła się, dając sobie chwilę na ochłonięcie. Przechodziła już to wielokrotnie wcześniej i zawsze kończyło się słabo, kiedy reagowała emocjonalnie. Powtarzając sztuczkę, której nauczyła ją matka, oddychała przez nos, przez usta i patrzyła na niego z surowym wyrazem twarzy.
- Pozwól, że coś ci powiem, N. Kiedy byłam mała, chciałam zostać gliną. Chciałam pomóc innym i uczynić świat bezpieczniejszym miejscem. Świat się skończył, zanim zdążyłam zdobyć odznakę, ale to nie powstrzyma mnie przed próbowaniem. Mój tata mnie nie powstrzymał, Jack mnie nie powstrzymał i ty też mnie nie powstrzymasz. Ssaki wracają do domu bez tego leku, więc naprawdę nie mam już czasu do stracenia. Zamierzam przywrócić porządek w taki czy inny sposób. Ale naprawdę chcę, żebyś był ze mną w tej sprawie. Więc proszę, N, pomożesz mi?
N nic nie powiedział. Zamiast tego po prostu stał i patrzył na nią z lekkim, rozczarowanym wyrazem twarzy. Minęło kilka chwil ciszy. Zadziałało na niego lepiej niż przemówienie jakie wygłosiła, jednak N wciąż nie wyglądał jakby zrozumiał.
Judy westchnęła i masowała swoją skroń palcem. 
- N, wiem, że martwisz się o moje bezpieczeństwo. Wierz mi, naprawdę doceniam to, że się o mnie troszczysz. Ale jestem bardziej niż zdolna do tego…
- Wiem że jesteś.
Brwi Judy gwałtownie się uniosły. Zszokowało ją nie tyle to, co powiedział, ale jak szybko, wyraźnie i płynnie to zrobił.
- Wiesz?
- Wszy- wszystko, czego potrzebujesz, to broń i b-byś mogła walczyć za t-trzech takich jak ja. Plus, widziałem, jak strzelasz.
- Heh. Jeśli myślałeś, że to była dobra strzelanina, powinieneś zobaczyć mnie z Grettą…. Czekaj, jeśli to prawda, to dlaczego nie mogę odejść? Biorąc pod uwagę, jak źle toleruję swój zapach przy naszych wspólnych siłach mógłbyś przynajmniej zaprowadzić mnie na stację kolejową, prawda?
N wyjrzał przez okno na tereny targowe. Mruknął cicho:
-Moglibyśmy.
Judy podeszła bliżej i przemówiła cicho. 
- Zróbmy to, N. Wiem, że możemy to zrobić, jeśli zrobimy to razem. Obiecuję, że będę tak bezpieczny, jak potrafię, dobrze?
N zmarszczył brwi i spojrzał na ziemię. Skrzyżował ręce na piersi i odwrócił się od niej. Jego oczy przesunęły się po terenach targowych, krzywiąc się trochę tak jak on. W końcu jego oczy powędrowały do ​​niej z wykrzywionym uśmiechem na twarzy. 
- W porządku.
- Tak! - zacisnęła pięść i uśmiechnęła się do niego. - Dziękuję, N!
- P-pójdziemy aż do w-wieczora. Tylko drrrapieżniki p-polują w nocy. Nie będziemy jak inni szwendacze. 
- Hmmm - Judy zmarszczyła brwi. - Jeśli nie możemy iść później, czy jest jakiś sposób, aby spróbować chociaż przechwycić sygnał?
- Ss - sygnał?
- Mam na myśli to, że naprawdę muszę powstrzymać mojego tatę przed wysłaniem  grupy poszukiwawczej, tak? Jeśli wyślą pluton żołnierzy, by mnie uratować, będą w prawdziwym niebezpieczeństwie. Nie wspominając, że jeśli cię zobaczą,… To nie będzie wesoło. Ale może jest sposób, aby przekazać im wiadomość. To miasto musi mieć gdzieś wieżę radiową lub sklep z elektroniką, prawda?
Oczy N rozszerzyły się trochę i przesunęły w kierunku półek za nią. Pokuśtykał do nich i zaczął kopać przez szuflady. Judy patrzyła, jak rzucił kilka rzeczy przez ramię i zniknął z drogi. Skrzywiła się, gdy jeden z nich rozbił się na kawałki na podłodze. Chwilę później odwrócił się i podszedł do niej. Trzymał coś blisko, patrząc na nią nieśmiało. Jego oczy opadły na łapy, gdy ofiarował jej coś małego i żółtego.
- Walkie-talkie?! - sapnęła. Było to przenośny mały odbiornik, który prawdopodobnie był używany przez pracowników parku w jednym punkcie. - To jest perfekcyjne!
- Ale n-nie ma baterii. - powiedział ze zmarszczonymi brwiami. Judy odwróciła urządzenie i spojrzała na komorę baterii, sprawdzając ich rozmiar.
Nie mogła uwierzyć w swoje szczęście. 
- Momencik!
Podbiegła do plecaka pełnego medykamentów. Znalazła małe urządzenie nagrywające, które przesłuchała poprzedniej nocy, i wyjęła baterie. Umieszczając je w urządzeniu, spojrzała na N ze skrzyżowanymi palcami i przekręciła pokrętło głośności, aż kliknęło.
Zapiszczał na nią i zapalił mały cyfrowy ekran.
- Tak! - Krzyknęła triumfalnie.
- Spróbuj... - powiedział N, ponaglając ją.
Judy zacisnęła palec na przycisku. - Halo? Czy ktoś słyszy? Odbiór?
Kanał został ustawiony na tę samą częstotliwość, którą podejrzała na walkie-talkie Jacka, kiedy dołączył do oddziału. Jednak nie słyszała nic prócz echa jej okrzyków odbijającego się od ścian.
- Halo! Spróbowała ponownie. Tu Judy Hopps nadaje ze Zwierzogrodu. Czy ktoś mnie słyszy?
Po kolejnej chwili ciszy sprawdziła sygnał. Był tylko jeden słupek i migotał. Domyśliła się, że jakakolwiek wiadomość, którą mogłaby przekazać, trafiał prosto na ścianę klifu obok magazynu.
- Sygnał jest kiepski. Musimy dostać się na wyżej, aby zadziałało.
- J-jak wysoko?
- Wystarczająco wysoko, by sygnał przeszedł nad rzeką. Ta rzecz prawdopodobnie ma zasięg pięciu lub sześciu mil. Więc gdybyśmy mogli dostać się w  miejsce z widokiem na strumień, może udałoby nam się złapać patrol kursujący wzdłuż niego.
- J-jesteś pewna?
Spojrzała na niego z lekkim wzruszeniem ramion. 
- Musimy spróbować, tak?
Twarz N spoważniała. Zastanowił się przez chwilę, po czym odwrócił się w stronę drzwi. Judy przygotowała się do kolejnego wykładu na temat tego, jak niebezpiecznie jest na zewnątrz lub jak może zrobić to wszystko, gdy ona pozostanie bezpiecznie z tyłu. Dziwne, ale nic nie powiedział. Zamiast tego zszedł po schodach i wędrował po wesołym miasteczku w kierunku jednego ze stoisk z grami. Chwyciła kurtkę i plecak i poszła za nim idącym z walkie-talkie w łapie.
- N? - zawołała, gdy szurał za kontuarem gry i przeturlał się przez duży plastikowy kosz. Kilka sekund później pojawił się z kijem baseballowym, który wyglądał tak, jak ten, którym omal go nie zabiła, kilka dni wcześniej, tylko mniejszy i lżejszy.
- To jest m-mniej więcej twojego rozmiaru. - stwierdził podając jej go.
Spojrzała na kij, ściskając go mocno i uśmiechając się do niego. 
- Dziękuję, N.
- Tylko wtedy, gdy u-udawanie trupa n-nie zadziała. - wyjaśnił.
- Rozumiem. Jeśli się rozdzielimy, spotkamy się tutaj? Dobrze?
Zgodził się i spojrzał w stronę drzwi. 
- Jesteś gotowa?
Skinęła głową i wepchnęła marynarkę do kieszeni kurtki. Powoli wyszli z parku, wyjrzeli  przez drzwi i przeszukiwali rozciągający się przed nimi parking. Stało na nim kilka opuszczonych samochodów, ale poza tym było zupełnie pusto.
- Prowadź - szepnęła.


Następna część


Link do oryginału: O, tutaj.
Autor oryginału: Johnsoneer 
Autor rysunków: KungFuFreak & FeverWildeHopps
Autor tłumaczenia: Ślązak Grzesiek & _NG_

Komentarze

Wszystkie komiksy

Legenda

¤ - W trakcie tłumaczenia
¤ - W trakcie rysowania
¤ - Dawno nieaktualizowane, brak informacji o dalszych częściach
¤ - Wstrzymane bądź niedokończone
¤ - Zakończone