Przejdź do głównej zawartości

Ostatni post

Team family and the Lobo - Cz. 2 - Kit Ray [Puss in Boots (Kot w butach) - Tłumaczenie PL]

Hungry Hearts - Roz. 5 Cz. 6 - Johnsoneer & KungFuFreak & FeverWildeHopps [Tłumaczenie PL]


Prolog   Poprzednia część


- Ten wóz nie był przeznaczony do pościgów! - krzyknęła Judy. Kręciła kierownicą tak szybko, jak tylko mogła. Dostrzegła, jak N potyka się w lustrze, kiedy skręciła. Każdy róg wysyłał go w jedną stronę furgonetki, powodując uderzenie w głowę wymieszane z metalicznym szczękiem, po czym odrzucało go w drugą stronę. Próbował wyciągnąć rękę, aby zamknąć tylne drzwi, które dziko trzepotały, ale odrywając rękę od elementów nadzwozia, prawdopodobnie wypadłby próbując do nich dotrzeć.
Słoń przedarł się przez drzwi parku rozrywki i kontynuował szarżę. Wzmagał tumany brudu i kurzu biegnąc za nimi. Oczy Judy rozszerzyły się ze strachu, gdy posuwający się potwór zdezintegrował samochody, jakby były projekcją. Dzikus nawet nie zauważył kawałków zardzewiałego aluminium, które przebijało się przez każdy samochód - jego oczy wciąż były szerokie i głodne. Czuła że wkrótce ich dogoni.
- Skręcaj! - krzyknął N, gdy słoń zbliżył się do zderzaka. Judy skręciła w prawo na jednym skrzyżowaniu. Furgonetka zakołysała się, nieomal wywracając. Opony zapiszczały, ale pozostały przyczepione do drogi.
Pomimo że furgonetka nie była sportowym samochodem, zdziczały słoń nie mógł skręcić tak samo płynnie i potknął się o swoją stopę. Masywne blade cielsko uderzyło w ceglany mur z pobliskiego sklepu i zebrało jeszcze więcej kurzu i gruzu, gdy otrząsnęło się z uderzenia. Szybko pozbierał się i znów zaczął biec, lecz teraz ze znaczną odległością do nadrobienia.
N krzyknął przez ramię z tyłu furgonetki. 
- Cały czas skręcaj!
- Wiem, wiem! - powiedziała Judy, kontynuując zygzakiem drogę przez centrum Zwierzogrodu. Minęli kilku szwendaczy różnej wielkości, ale wszyscy kulili się na widok potężnego słonia za nimi. Judy mogła to utrzymać tak długo, jak drogi były stosunkowo czyste. Ale z jej doświadczeń w mieście wiedziała, że ​​w końcu na pewno będzie przeszkoda.
- Muszę wiedzieć, dokąd idę, N!
- Jedź szybciej! - krzyknął N.
- Gdzie?!?
- Uhhh… - wymamrotał N, odwracając się od ryczącej bestii i spojrzał przez przednią szybę. Lis spojrzał na drogę, zdając się uświadomić swoje położenie. Po tym jak uzmysłowił sobie miejsce gdzie się znajdowali, wskazał i krzyknął ze wszystkich sił na jakie mógł się zdobyć: - Zakręcaj tutaj!
- To skieruje nas jeszcze głębiej w miasto! - zaprotestowała Judy.
- Rób co mówięęęaaach! - nim skończył Judy skręciła gwałtownie, posyłając N znów do tyłu. Dzikus przebił się przez budkę telefoniczną i latarnię, po czym ponownie skręcając stracił równowagę. Znów szybko wznowił pościg z gniewnym prychnięciem.
- Teraz gdzie? - zapytała Judy.
- Prosto! - N odpowiedział.
- Co? Dogoni nas!
- Karota! Po prostu mi z-zaufaj!
Kolos był prawie na nich. Judy zauważyła ślady pazurów wokół trąby i ust, gdzie bezradne ssaki, które zostały złapane, gryząc i drapiąc próbowały się wydostać, choć wątpliwe, czy kiedykolwiek miały szansę. Aby dziki słoń przetrwał tak długo, musiał jeść dużo. A wtedy był głodny świeżego mięsa.
Judy zwróciła uwagę na drogę przed sobą, a jej żołądek schował się ze strachu we wnętrznościach.
- Droga się kończy!
- Nie zwalniaj! - krzyknął N. - K-kiedy powiem… skręcaj!
- Ugh! - Judy jęknęła i nacisnęła nogę na gaz tak mocno, jak tylko mogła. W tej chwili liczyła już chyba na zbyt wiele cudów. Cuda, takie jak fakt, że furgonetka nadal działała, że ​​miała wystarczającą ilość koni i że słoń jeszcze ich nie dogonił. Prędzej czy później ich szczęście się skończy, tak jak droga.
- Już prawie! - N trzymał łapę w górze, przygotowując się do zasygnalizowania Judy w lustrze. N skupiał się nie tyle na słoniu co na sklepach, które mijali, gdy zbliżali się do końca drogi. Spojrzała na swoją stronę. Była księgarnia i sklep ze sprzętem przed którym na rogu ulicy stała wystawowa lodołapka.
- SKRĘCAJ!!! - ryknął.
Judy pociągnęła za kierownicę i krzyknęła, gdy opony prawie straciły przyczepność. Skręt był tak ostry, że furgonetka podniosła dwa koła po jednej stronie, posyłając N znowu na ścianę furgonetki.
Mieli wystarczająco dużo czasu, by zobaczyć, jak słoń wyciąga trąbę przed próbą ponownego skrętu. Nie powiodło się i tym razem nie było nic, w co można by się rozbić - po prostu wolna przestrzeń. Judy skręciła w ulicę biegnącą wzdłuż klifu oddzielającego centrum od Rainforest District. Słoń starał się utrzymać równowagę, ale runął bezradnie i wleciał na krawędź drogi, a następnie poleciał w dół jak worek marchewek wysypujący się z przeładowanej paki pickupa. Gdy spadał, ostatkiem świadomości machał trąbą niczym wprawny muzyk puzonem za dawnych lat. Jego stygnący krzyk odbijał się echem od otaczających ich budynków. Kiedy furgonetka wróciła położeniem na mało stabilne cztery koła, wielka chmara brudu i kurzu wzbiła się w powietrze, gdy bestia spadła na ziemię.

- Dobra… dobra robota - powiedział niepewnie N. Wyciągnął rękę i zamknął tylne drzwi.
- Cwany ruch, Śliski. - Judy uśmiechnęła się do niego z ulgą. - A teraz wyciągnij mnie z tego miasta!
- Ponownie skręć w lewo - polecił jej N. Zrobiła to, tym razem uważając, aby nie jechać zbyt szybko i ryzykować przewróceniem się. Jechali dalej tą drogą aż zajechali do ogromnego parku, który natychmiast rozpoznała.
- Jesteśmy prawie na stacji! - Judy dopingowała. Jej triumf trwał krótko, gdyż masa szwendaczy zaczęła się do nich zbliżać. Po odejściu słonia wataha warczących stworzeń ścigała ich z takim samym zamiarem. Judy skręciła, żeby uniknąć kilku szwendaczy, którzy rzucili się na furgonetkę. - Trzymaj się!
Judy znów nacisnęła gaz, posyłając furgonetkę naprzód, gdy wjeżdżali do holu Savanna Central Station. Nad platformą kolejową znajdował się balkon z poręczą. Teraz nie było już zatrzymania furgonetki. Przebili się przez szklaną i stalową balustradę na drugim poziomie i przelecieli w powietrzu kilka metrów. N unosił się z piskiem, a Judy trzymała się tak mocno, jak tylko mogła, zanim spadli na platformę lądując na wszystkich czterech kołach. Łapa Judy trzymała się jedną łapą kierownicy, a drugą deski rozdzielczej, by nie wylecieć z fotela.
- Jak słodko! - pisknęła zaskoczona, gdy w głośnikach rozległ się głos piosenkarza. Jej łapa wylądowała na stereo i zaczęła odtwarzać każdą kasetę, która była już w radioodtwarzaczu. Lekka skoczna melodia na moment całkowicie nią owładnęła.
- Jedź! - krzyknął N z podłogi furgonetki. Ponownie przycisnęła gaz i chociaż upadek spowodował znaczne uszkodzenia ramy, koła nadal się poruszały i mknęli dalej. Zjechała z peronu i wjechała na tory starej linii BunnyBurrow.
- Czy nadal nas ścigają?
- Nie - odpowiedział z ulgą.
Kilku szwendaczy próbowało jeszcze przesunąć zepsute schody ruchome na platformę, ale gdy stacja kolejowa powoli znikała z pola widzenia, nie było już możliwości, by mogli ich teraz złapać. Wszystkie tory, które stąd wychodziły, unosiły się wysoko nad miastem i prowadziły dookoła dzielnic, aż do rzeki. W końcu swoboda i odrobina spokoju zagościła w ich sercach.

Gdy jechali, N patrzył na budynki poniżej. Był pogrążony w myślach, kiedy wyjeżdżali z jedynego miejsca, jakie kiedykolwiek znał.
- Wszystko w porządku? - zapytała go.
- Nie żyję - przypomniał jej N. - A z tobą w porządku?
- Będzie jak dojedziemy do celu.
Spojrzała w dół, sprawdzając, czy jej plecak wciąż tam jest. Odetchnęła z ulgą, a jej łapy wciąż trzęsły się na kole. Wiatr wiał w jej twarz z rozbitego okna, przez które uciekała wcześniej, walcząc z mniejszym lisim szwendaczem. Skupiła się na ścieżce przed nią. Mimo to trudno było nie czuć się wstrząśniętym, ale szczęśliwym z powodu uniknięcia  podzielenia losu tysięcy strasznych zgonów. N wspiął się na fotel pasażera i dołączył do niej, a jego uszy drgały, gdy zauważył muzykę.
- Klasyka. - stwierdził zwiększając głośność.
- Nie wzięłabym twojego przyjaciela za faceta o dobrym guście muzycznym - zauważyła Judy. - A nawet ciebie.
- A-a myślisz, że kto z-załatwił mu muzykę, puszku? - powiedział po prostu N.
Tandetny miłosny dżingiel nadal grał, gdy jechali przez miasto. Minęli mroczne pozostałości Rainforest District, a następnie wyschnięte góry Tundra Town, zanim ruszyli w dół Sahary Square. Kiedy Judy jechała nad wodą i obserwowała, jak linia horyzontu Zootopii zaczyna się kurczyć w lustrze, oparła się o fotel kierowcy i trochę łatwiej oddychała. To, co wydawało się wieczną wędrówką w tej upadłej metropolii, ziściło się. W końcu dojechali na drugą stronę rzeki.



Następna część



Link do oryginału: O, tutaj.
Autor oryginału: Johnsoneer 
Autor rysunków: KungFuFreak & FeverWildeHopps
Autor tłumaczenia: Ślązak Grzesiek

Komentarze

Wszystkie komiksy

Legenda

¤ - W trakcie tłumaczenia
¤ - W trakcie rysowania
¤ - Dawno nieaktualizowane, brak informacji o dalszych częściach
¤ - Wstrzymane bądź niedokończone
¤ - Zakończone