Przejdź do głównej zawartości

Ostatni post

Życzenia świąteczne

Zwierzogród: Alternatywna kontynuacja (Roz. 2 Cz. 10) - Michael Lught [Opowiadanie]




***
Dziś nie pracujemy. Przybyło kilku nowych rekrutów. Godziny się przesunęły, w efekcie czego mamy wolne. Pierwsze wolne od bardzo dawna. Wypadałoby jakoś ten dzień wykorzystać. Szkoda, że nie zrobię tego razem z Judy. Ona pewnie pojedzie do rodziców. Jak zawsze kiedy mamy wolne. No cóż... Może odwiedzę jakiś kumpli. A no tak! Ja nie mam kumpli... Poza Fenkiem. Ale... On pewnie zajęty jakimiś lewymi interesami. Ahhh... Kark trochę boli. To strzelanie nie da mi tak szybko spokoju. Muszę rozruszać szyję.

Zacząłem rytmicznie kręcić głową dookoła, a później z boku a bok. Sztywne mięśnie rozgrzały się i rozluźniły, a stawy z czasem coraz bardziej się "odrdzewiały". Po chwili wstałem. Lekko zakręciło mi się w głowię, ponieważ zrobiłem to trochę za szybko. Wtedy zacząłem ruchać biodrami. Dosłownie 2 lub 3 koliste ruchy. Na sam koniec szybko się przeciągnąłem i udałem się do kuchni. Gdy usiadłem na krześle, poczułem zimno, które spowodowało, że prawie zerwałem się z siedzenia. Wtedy spostrzegłem się, że jestem nagi. Pewnie byłem zbyt zmęczony i nie chciało mi się przebierać w piżamę. Cały ja. Postanowiłem pozostać w tym stanie. Jeśli mam być szczery to nie lubię ubrań. Ubrania gryzą i trzeba je prać. W dodatku pod takim gęstym futrem jak moje, skóra ledwo oddycha, a co dopiero w ubraniu. No, ale oczywiście nie będę ganiał jak głupi po ulicach nago. Od tego mam klub naturalistów. Tak... Czasem tam bywam jako moja odskocznia od tej szarej codzienności. Jednak odkąd mam pracę, robię to coraz rzadziej. Poza tym ta szara rzeczywistość zaczęła mnie ostatnio coraz mocniej wciągać, a światło jakim promieniował z klubu naturalistów, wyblakło. Teraz mam inne światło. Znacznie mocniejsze.

Wstałem z zimnego krzesła i podszedłem szybkim krokiem do lodówki. Wyjąłem z niej butelkę zimnego, nieprzegotowanego mleka i zacząłem pić. Po opróżnieniu połowy butelki, odstawiłem ją i uznałem, że teraz pora siebie opróżnić. Wszedłem do łazienki no i zrobiłem to co tam się robi, po czym wykąpałem się w trochę zimnej wodzie. Nie zbyt dokładnie, na szybko wytarłem się ręcznikiem i wyszedłem w łazienki. Szybko spostrzegłem się, że woda nadal skapuje po moim futrze na podłogę. Widząc pod stopami mokrą plamę wróciłem po ręcznik. Tym razem wziąłem do ze sobą i położyłem na łóżku. Następnie usiadłem na nim i podpiąłem dużą, kremową, plastikową suszarkę do gniazdka. Uznałem, że to będzie łatwiejsze niż wycieranie się ręcznikiem. A na pewno szybsze. Włączyłem urządzenie i najpierw zacząłem suszyć stopy. Wystawiłem je prosto, rozkładając palce. Gorąc powiew łaskotał przestrzeń między moimi palcami. Gdy stopy były już suche, zacząłem suszyć kolejne partie ciała. Od dołu do góry. W końcu byłem już całkowicie suchy. Postanowiłem się położyć i nie zakładać ubrań.

Po kilku minutach usłyszałem ciche dreptanie po schodach. Moje uszy od razu odwróciły się mimowolnie w tym kierunku. Zignorowałem to. Pomyślałem, że to pewnie jakiś sąsiad. Jednak sekundę później ktoś zaczął pukać do drzwi. Byłem zaskoczony. Przez chwilę przeszły przeze mnie czarne myśli, ale zostały szybko rozwiane gdy usłyszałem znany mi głos.

- Nick? Jesteś tam?

- Judy! To ty? Co tu robisz?

Zacząłem iść powoli w stronę drzwi. Uśmiechnąłem się szeroko i chwyciłem ze klamkę. Zamknięte. Co się stało? Tym razem pamiętałem o zabezpieczeniu drzwi przez przekręcaną blokadę. Z radością, bezmyślnie chciałem ją otworzyć, ale chwilę przed ostatnim przekręceniem i wpuszczeniem Judy do środka, popatrzyłem przypadkiem na siebie. Od nóg w górę, aż do punktu, gdzie nie byłem w stanie już zobaczyć swojego ciała. Ja nadal byłem goły. Zaśmiałem się nerwowo.

- Nick? Co tak długo? Możesz otworzyć?

- Taaak... Emmm... Poczekasz chwilę?

- Na co?

Judy lekko się zirytowała. Wnioskowałem to po tym jak usłyszałem jej monotonne tupanie stopą.

- Czy to takie trudne otworzyć drzwi?

Skoczyłem na łóżko. Otworzyłem komodę, znajdującą się tuż obok. W mgnieniu oka założyłem pierwszą lepszą koszulkę. Biała koszulka bez rękawów. Za mała. Mimo tego, że moje ciało było wyjątkowo chude, koszulka opinała się na mnie. Sprawiało to dyskomfort, ale na pewno było to lepsze rozwiązanie niż gdyby Judy widziała mnie nago.

- Nick? Co ty tam robisz? Masz problem z tym arcytrudnym zadaniem?

Tym razem Judy powiedziała zdecydowanie bardziej żartobliwym tonem. Jednak nie było tu nic śmiesznego. Nie mogłem znaleźć majtek! Po prostu nie było ich. Nigdzie! Pewnie jakby sytuacja nie była napięta to znalazłbym je od razu bez problemu.

- To ja może przyjdę później.

Ton głosu Judy znów się diametralnie zmienił. Tym razem był bardziej smutny i zawiedziony. Cała Judy i jej emocje, zmieniające się z sekundy na sekundę...

- Już, chwilę!

Spanikowałem. Znalazłem byle jakie spodnie i ubrałem je bez bielizn pod spodem. Wykonałem dwa duże skoki i odblokowałem drzwi. Otworzyłem je, otworzyłem szeroko usta i wziąłem głęboki oddech.

- Witam ponownie w moim skromnym domu.

Judy uśmiechnęła się nieco sztucznie. Potem popatrzyła w dół i zaniemówiła. Na jej twarzy pojawiły się rumieńce. Ona popatrzyła znowu na mnie, mając oczy szeroko otwarte. Próbowała coś powiedzieć. Stałem zakłopotany. Nie bardzo rozumiałem o co chodzi. W końcu przez jej dziwnie zaciśnięte usta, wydobyło się jedno zdanie.

- Od kiedy otwór na ogon jest z przodu?

Od razu podniosłem z zaskoczenia powieki i niechętnie zacząłem kierować swój wzrok w dół. Coraz niżej i niżej... Tak... To była trochę NIEZRĘCZNA sytuacja. Do ust napłynęło mi tylko jedno słowo, które o dziwo powiedziałem kompletnie bez emocjonalnie.

- Kurwa...

Na całe szczęście otwór był wyżej niż inne niepożądane miejsce. Na całe szczęście. Widać był przez niego jedynie trochę futra.

- T-t-too.. Ja może... Po-poczekam.

- Tak... To chyba dobry pomysł.

- T-t-tak...

Zamknąłem drzwi z hukiem. Szybkim ruchem zdjąłem spodnie i jeszcze raz je założyłem. Tym razem poprawnie i z bielizną pod spodem. Czułem się niewiarygodnie bardzo zawstydzony. Ehh... Judy pewnie też. Głupio wyszło, ale w porządku. Trudno. Po prostu podbiegłem z powrotem do drzwi i je otworzyłem. Przywitałem Judy jakby nic nigdy się nie wydarzyło, a ona weszła do środka. Szybko, ze zwinnością drapieżnego zwierza niemal skoczyłem do kuchni. Przygotowałem na szybko coś do jedzenia i nałożyłem biały obrus. Judy przyglądała się moim wzmaganiom z pewnej odległości. Po chwili chwyciłem ją za rękę. Ona bezwładnie podążała za tym uściskiem. W końcu posadziłem ją na krześle. Opierając dłoń o stół, odbiłem się i wylądowałem na krześle na przeciwko Judy.

- Co Cię tu sprowadza, dzisiaj?

Uśmiechnąłem się. Starałem się mówić luźnym głosem. Chciałem by poczuła się swobodnie. Zwłaszcza po tym "incydencie".

- Po prostu chciałam tutaj przyjść. Mamy dziś wolne, więc... Chciałam się spotkać.

Oparłem się na krześle, tak, że lekko zaskrzypiało. Podparłem podbródek dwoma palcami i badawczo się jej przyglądałem. Chciałem zadać pewne pytanie. Trochę się wahałem, bo bałem się, że będzie niestosowne, ale na chwilę wyłączyłem swoje prawdziwe, wewnętrzne emocje i przeszedłem do żartobliwego tonu. Poza tym... Przecież to Judy! Nie obrazi się.

- A powiedz mi... A czemu jesteś dziś tu u pewnego szczwanego liska, a nie u swojej rodziny?

Ahhh... To wyszło tak głupio i sztucznie... Mam nadzieje, że ona weźmie to za żart lub coś... Aż się musiałem ugryźć w język. Szkoda, że nie zrobiłem tego wcześniej.

- Wiesz... u rodziny jestem często gdy mamy dzień wolny. Pomyślałam, że raz mogłabym odwiedzić ciebie. Poza tym... Ja już rozmawiałam dziś z mamą... i... powiedziałam jej, że nie przyjadę, bo chciałam odwiedzić chło... Aaaa... Niiiiiii...

Zaczęła mówić poważnie. Potem, nie wiedzieć czemu, jej język zaczął się plątać. Po chwili usłyszałem jednak jej płynny głos.

- Przyjaciela. Ciebie Nick.

- Ależ nie trzeba było. Jeśli chciałaś się spotkać z rodzicami...

- Spokojnie... To żaden problem dla mnie, ani dla moich rodziców. Zrozumieli.

- No cóż... To dobrze.

Oparłem łokcie o krawędź stołu i spojrzałem w dół, jakby smutno, mimo tego, że czułem się wprost przeciwnie. Podrapałem się lekko z tyłu głowy. Nawet mnie nie swędziało. Nie wiem czemu to zrobiłem. Jakby odruch. Zrobiłem to tak mocno, że moje haczykowate pazury zahaczyły się o skórę i zrobiły drobne rany, ale mimo tego nie czułem zbyt silnego dyskomfortu. Chwilę później znów skierowałem wzrok na Judy.

- Chcesz coś zjeść... Albo gdzieś wyjść... Nie wiem...

Judy patrzyła na mnie z zainteresowaniem. Na chwilę wyglądała jakby zaczęła rozważać propozycję. Wtedy również się wyprostowała i popatrzyła przez sekundę na ziemie. Gdy tylko jej białka z oczach z powrotem przekręciły się, odezwała się swoim miłym głosem.

- W sumie... Myślę, że chciałabym się przejść. Na zewnątrz ładna pogoda. Świeci słońce.

Na chwilę się tutaj zatrzymała. Po czym przełknęła ślinę niemalże haustem i wstrzymała oddech. Jej usta po chwili delikatnie otworzył się, a klatka piersiowa zaczęła się ruszać. Odetchnęła i kontynuowała swoją wypowiedź.

- Jeśli chodzi o jedzenie... Myślę, że możemy zjeść coś na mieście. No wiesz... Jak wczoraj, wieczorem. Było bardzo miło. Chciałabym to powtórzyć.

Wstałem pełen entuzjazmu i zacząłem niemal wykrzykiwać radośnie:

- Tobie też się podobało! To świetnie!

Tanecznym krokiem podszedłem do szafy i ubrałem pierwszą lepszą koszulę. A najlepsza była ta którą nosiłem na co dzień. Myślę, że ta koszula urosła już do rangi legendy. Każdy kto spotka mnie więcej niż dwa bądź trzy razy zawsze pyta się czy noszę tą koszulę cały czas. Odpowiadam, że z wyjątkiem kąpieli i pracy. No, ale... Każdemu się raczej ta koszula podoba.

- Hej! Judy! Idziesz?

- Co?

Wychyliłem się zza rogu i popatrzyłem na nią. Patrzyła na mnie lekko nierozgarniętym wzrokiem. Jej usta ułożyły się w subtelny wyraz zdziwienia. Zdziwienie zwiększyło się kiedy podszedłem do niej dynamicznie i chwyciłem za dłoń. Pociągnąłem ją tak, że od razu wstała. Przez chwilę stała jak słup. Po chwili zaczęła już normalnie kontaktować.

- W porządku? A gdzie konkretnie chcesz iść?

- Nie wiem! Gdzieś! Po prostu! Po drodze coś znajdziemy.

- Takiego Nicka to ja szczególnie lubię.

Zaśmiała się lekko i uścisnęła moją dłoń mocniej.

- Chodźmy więc zaprzyjaźniony drapieżniku.

- Nie wiem czy wiesz, ale to tylko taka moja przykrywka, by mieć lepsza okazję by Cię pożreć.

- Ah tak? Jak to zrobisz to nie dostaniesz już nigdy więcej borówek od mojej mamy.

- Do takiego zwyrodnienia to się nie posuniesz.

- Jako trup i tak nie miałabym dużo do powiedzenia.

Uśmiechnąłem się szeroko do niej, lekko wystawiając moje zęby na zewnątrz. Ona zwyczajnie odpowiedziała podobnym uśmiechem. Bardzo ciepłym i wręcz otulającym moją duszę. Tak jak to robiła kiedyś moja mama. Jej uśmiech powodował u mnie radość. Tutaj czuje dokładnie to samo. Teraz już nie mam cienia wątpliwości. To ta, która poukłada moje sny. Nasza wspólna przyszłość jest nam już pisana. Widzę to i czuje każdym moim gestem. Szalenie się w tobie zakochałem Judy. Zwariowałem przy tobie. I chcę byś o tym wiedziała. Obiecuje, że nie będę już długo zwlekać. Przysięgam Ci.

- Dobrze, więc. Chodźmy.

Otworzyłem drzwi i powędrowaliśmy w dół, cały czas zaciskając nasze dłonie. Przy mojej trochę szorstkiej dłoni, jej była wyjątkowo delikatna. Słabsza i kruchsza, ale za razem miększa i cieplejsza. Mimo tego i tak potrafi przywalić. Heh... Czy to nie idealne? Ten kontrast naszych dłoni. Tan kontrast który my razem tworzymy. To wspaniałe! Z jednej strony mężczyzna. Silny, wytrzymały, a nawet zimny, ale również bywa troskliwy, opiekuńczy oraz wręcz wrzący z miłości. Z drugiej strony kobieta. Z pozoru słabsza, bardziej krucha, czasem zbyt nieprzewidywalna emocjonalnie, ale również bywa troskliwa, opiekuńcza oraz wręcz wrząca z miłości. Za równo pozytywne jak i negatywne cechy łączą się ze sobą w harmonii, którą nawet potężne sztormy i wiatry huczące nie zagłuszą. Oczywiście jeśli będą idealnie współgrać, o co trzeba się cały czas starać by utrzymać to piękno.

Maszerowaliśmy razem ulicą. Tak... cały czas idąc i trzymając się za ręce. Czy inne ssaki krzywo się na nas patrzyły? Tylko niektóre, ale raczej większość z nich była pochłonięta swoimi sprawami. Byli też tacy, którzy przechodzili obok nas i wyglądali na takich jakby nie widzieli nic złego w tym co robimy i akceptowali to. No i racja. Mamy prawo do tego by okazywać sobie miłość. Może nie koniecznie do tego żeby się za bardzo z nią obnosić, ale w trzymaniu się za rękę nie ma nic złego. Poza tym są pary między gatunkowe. Są raczej rzadkością, bo naturalnie raczej jesteśmy skłonni do posiadania partnera tego samego gatunku... Hmmm... Miłość... Nadal nie wiem czy ona mnie kocha, ale myślę, że chyba tak... Nie ważne... Nie myśl o tym Nick! Po prostu idź...

- Hmmm... Chcesz pójść do parku Judy?

- Jasne, czemu by nie?

Wiedziałem, parki zawsze działają. Stanie się tak jak chcesz.

Ostrożnie przeszliśmy przez ulice i znaleźliśmy się po drugiej strony drogi. Chodnik w tym miejscu był zrobiony z małych czerwonych kostek. Sam park był otoczony dookoła starymi budynkami. Budynki były blisko siebie. Niemal do siebie przylegały. Wszystkie były ceglane. Większość z nich była obecnie sklepami, ale pamiętam jeszcze jak kiedyś mieszkało tu dużo ssaków. Nad parkiem górowała mała iglica budynku banku po drugiej stronie, a spośród gąszczu drzew wyłaniał się biały pomnik kogoś ważnego. Nie pamiętam kogo. Wiem tylko, że był to strażak, jeszcze za starych czasów. Dziwne imię miał. Coś na "F" lub na "L". Albo "L" było drugą literą? Sam już nie wiem. Nie zastanawiałem się nad tym dłużej i mijając czarną, ozdobną barierkę, przeszliśmy na drugą stronę i weszliśmy do parku od rogu. Rozglądając się, widzieliśmy małe drzewka po bokach. Były naprawdę niskie. Około dwóch metrów. Dla nieco większych ssaków, byłyby nieprzyjemnymi drapakami w głowę, a dla jeszcze większych byłyby koszmarem. Jednak one były dla nas i były w tym idealne. Szkoda, że to nie wiosna. Widzielibyśmy je przyozdobione w piękne i gęste kępy różowych kwiatów. Poczulibyśmy zapach przypominający miód oraz dotyk małych listków. Teraz jednak liście zrobiły się ciemno- brązowe. To też było na swój sposób urokliwe, ale jednak to nie były te same, tętniące życiem, drzewka. Idąc dalej, kamienistą drogą, dotarliśmy do centrum parku. Były tam cztery czarne ławki i osiem dróg odchodzących w każdym innym kierunku. Cztery główne drogi i cztery mniejsze, takie jak jedna z tych, którą szliśmy. Przed nami stał wielki pomnik, tejże osoby, którego imienia nie pamiętam. Ale coraz bardziej jestem pewny, że jego imię zaczynało się od "F" i chyba było w nim gdzieś "an". Nie wiem czy to w środku czy na końcu.

- Ładnie tutaj. Dziękuje, że mnie tu zaprowadziłeś Nick. Dzięki tobie poznaje to miasto lepiej i kocham je jeszcze bardziej.

- Taka już moja robota, Karotka.

Usiedliśmy na jednej z ławek i trzymaliśmy się za ręce. Wpatrywaliśmy się przez chwilę w pomnik. To była chwila zatrzymana w milczeniu. Jednak było to całkiem przyjemne dla nas milczenie. Po kilkunastu minutach Judy odezwała się do mnie.

- Przepraszam, że się pytam, ale... Miałeś kiedyś dziewczynę, Nick?

To pytanie, jak można się domyśleć, wprawiło mnie w nie małe zakłopotanie. Mimo tego, bez większego problemu, ze spokojem, potrafiłem odpowiedzieć na nie.

- Tak, nawet dwie.

- Dwie?

- Tak dwie.

Judy zaczęła się podśmiechiwać pod nosem. Wyglądało to bardzo uroczo jak jej mały pyszczek drgał. Zaskoczyłem się tym trochę i spytałem z niepokojem, bardzo mocno "podkreślając", że to pytanie, wypowiadając je w charakterystyczny, wręcz w przesadzonym, pytającym tonie.

- Czemu się śmiejesz, Judy?

Ona na chwilę przestała się śmiać i obróciła się do mnie z wesołym grymasem. Potem zadała mi pytanie, które zabrzmiało bardzo poważnie.

- Te dwie to chyba nie na raz?

Moje oczy rozszerzyły się i przestały mrugać. Przez chwilę nie wiedziałem, co robić. Na szczęście nawrót ataku śmiechu u Judy, uspokoił, lekko nerwową dla mnie sytuację. Uznałem to za żart i dołączyłem się do jej śmiechu. Po chwili jednak przerwaliśmy. Judy oparła rękę o podłokietnik ławki i znowu mnie zapytała, tym razem na poważnie, jednak zachowując wesoły ton głosu.

- Jeśli mogę wiedzieć, to kim one były i kiedy...

Potem jakby chciała się z tego pytania wycofać.

- Znaczy się... Nie... Nie musisz mi odpowiadać, jeśli nie chcesz. Skoro...

- To normalne, że chcesz wiedzieć o mnie jak najwięcej. Nie widzę, żadnego problemu w tym pytaniu. Nie jest problemem dla mnie Ci na nie odpowiedzieć.

Judy odetchnęła z ulgą. Odwróciłem się wtedy bardziej w jej stronę, mając nogi ułożone niemal równolegle do ławki.

- Pierwsza dziewczyna to miłość jeszcze z liceum. Nawet nie pamiętam jej imienia. To było dawno i nie do końca na poważnie. Szczerze to w ogóle jej już nie pamiętam. Pamięć mam dobrą, ale... No cóż... Być może chciałem wymazać ją z pamięci i z jakiegoś powodu o niej zapomnieć. Pamiętam tylko, że była białą lisicą o bardzo puchatym futrze. To wszystko...

- Rozumiem. A druga?

- Druga pytasz... Ah... No ją to pamiętam aż za dobrze. Lisica, wyglądająca prawie identycznie co ja. Prawie idealna kopia mnie, tylko w żeńskiej formie. Nie pamiętam ile to już lat temu było. Możliwe, że byłem w twoim wieku, albo trochę starszy... Myślę, że raczej starszy... Nie wiem już. No, ale tak czy owak...

- A dlaczego się z nią rozstałeś?

- Hmmm... Powiedzmy, że to była moja wina, a nie jej. Chociaż ciężko jest mi to jednoznacznie określić. Od czego tu zacząć... Może od samego początku. Poznałem ją gdy przechodziłem wieczorem, jednym z parków...

Judy zaczęła uważnie słuchać. Obróciła głowę i śledziła uważnie każdy, najmniejszy ruch moich warg. Warg na które słowa same były przenoszone z języka.

- Ten wieczór był wyjątkowo ciepłym i wietrznym wieczorem. Niebo nadal było ciemno- niebieskie, ale powoli zaczynał przechodzić w czerń. Chmury mimo tego, że wcześniej były szare, teraz zmieniły kolor, maskując się nad moją głową. Postanowiłem posiedzieć sobie na jednej z ławek i odpocząć po tym wyjątkowo niefortunnym dla mnie dniu. Ławka znajdowała się przy małej dróżce na wzniesieniu. Wpatrywałem się z niej na witryny pozamykanych już sklepów, oświetlonych przez lampy uliczne oraz okazjonalnie przejeżdżające samochody. Byłem przygnębiony. Pokłóciłem się z rodzicami. I... To tak, wyjątkowo mocno... Przyjechałem do nich, bo próbowałem jakoś naprawić nasze relacje, ale nic z tego nie wyszło... Eh... Wiem, że to brzmi jak wstęp do jakiejś romantycznej komedii lub romantycznego dramatu, ale właśnie w takich okolicznościach ją poznałem. Przechodziła obok i usiadła na ławce, tuż obok mnie. Co ciekawe, nawet się nie zauważyliśmy. Po prostu oboje spoglądaliśmy w tym samym kierunku, a nasze dusze były gdzieś daleko w obcych dla nas krainach. Gdy chciałem już wstać, nasze oczy się spotkały. Lekko się wzdrygnąłem, po chwili jednak się uspokoiłem, gdyż zobaczyłem obok siebie piękną, delikatna istotę. Zaprosiłem ją do restauracji. Jak tego dokonałem? Do dziś jest to dla mnie tajemnicą. Po prostu zacząłem z nią gadać i jakoś samo wyszło. Przy kawie dowiedziałem się, że dużo rzeczy nas łączy. Wiele zainteresowań, poglądów i miejsc, które wspominamy. Piłem każde jej zdanie, nawet gdy składało się z niemal nieskładnych wyrazów. Była mi jak bratnia dusza. Ona też posiadała w sobie... te głębię.

- Głębię?

- Po prostu... Ona mnie rozumiała, a ja ją. Bez przeszkód... Po prostu... Jakbym znał jej każdą najbardziej intymną myśl. Tak samo ona... Chociaż nie wiadomo jak bardzo bym się starał, zawsze potrafiła się dokopać do dna mojego umysłu i odnaleźć w nim wszystko. To samo z naszymi sercami... Rozumieliśmy się idealnie.

- Rozumiem? A co było dalej?

Judy zapytała się dociekliwie, niemal jak mała dziewczynka. Zabawne... Już się domyślam jakim typem dziecka była...

- Nick? Co było dalej? Jestem ciekawa... Chyba, że teraz to ta część...

Pod koniec wypowiedzi, jej głos spoważniał i ucichł. Zacząłem się zastanawiać czy kontynuować opowiadanie. Teraz, jak dobrze wyczuła Judy, będzie powoli ta smutniejsza część. Jednak ze swoją przeszłością trzeba się od czasu do czasu zmierzyć, żeby nie zaatakowała z zaskoczenia w gorsze dni.

- Jeszcze nie, ale zaraz... Tak... Zaraz będzie ta smutniejsza część...

- Na pewno chcesz o tym mi opowiadać?

Jej troskliwy jak to zwykle głos, dodał mi siły.

- Tak, ufam Ci i chcę Ci to opowiedzieć. Zacząłem i skończę to.

Rozciągnąłem się trochę, zaplątując palce obu dłoni i podnosząc je do góry, ponad głowę. Poczułem przyjemne łaskotanie w plecach i zacząłem kontynuować historię.

- Generalnie wspomnę jeszcze, że byłem bardzo zdziwiony, że nie wpadliśmy na siebie wcześniej, bo mieszkaliśmy od siebie dosłownie w odległości dwóch ulic i skrzyżowania. Ale już bez zbędnego przedłużania. Zaczęliśmy się widywać coraz częściej i częściej. Potem zaczęliśmy wyjeżdżać razem na wieś. To była jej inicjatywa. Ona była malarką. Jej obrazy nie były zbyt wybitne, ale z czasem uczyła się i osiągała coraz lepsze rezultaty. Ogólnie miała bardzo duży dystans do siebie i tego co tworzy, dlatego czasem żartowałem z nią o tym, że coś na obrazie jest krzywe... Miała też ciekawy styl. Rysowała ssaki, ale w "starej formie". Mam tutaj na myśli, że malowała tak jakby naszych przodków. Na czterech nogach, bez ubrań. Jednak w odróżnieniu od ogólnego wyobrażenia o naszych przodkach, postacie na jej obrazach nie były dzikimi bestiami. Wyglądały na bardzo żywe. Mam tutaj na myśli, miały w sobie wiele uczuć. Mimo tego, że czasem wyglądały jak bohomazy to jednak jak patrzyłem się na nie to widziałem w nich całkiem realistyczny obraz. To mnie inspirowało do pisania wierszy, które były równie wybitne co jej obrazy. Ahhh... Mówię Ci, Judy... Czułem się wtedy naprawdę dobrze. Ona i przyroda nas otaczająca. Lasy, pagórki, głazy, strumienie. Nasze uczucie ewoluowało wtedy w miłość. Nie było żadnego ckliwego wyznania. Po prostu, dokładnie w tym samym momencie, poczuliśmy to samo. Byliśmy razem 3 miesiące. Myśleliśmy już nawet o ślubie, ale byliśmy zgodni, że jeszcze na to za wcześnie. Teraz żałuje, bo być może w ten sposób bym ją przy sobie zachował... Tak czyś jak wszystko zaczęło się burzyć od tego, że nie chciałem zapoznać jej z moimi rodzicami. Ona bardzo cierpliwie znosiła moje wymówki. Była niemal tak delikatna jak Panna Święta. Nie raniła mnie ostrymi słowami, a chowała wszystkie noże do środka, raniąc siebie. Szybko się zorientowałem, że tak jest, a ostrza, chodź stłumione jej bólem i tak mnie raniły. Chciałem jej to wynagrodzić i poznać ją przynajmniej z babcią, z którą miałem dobre relacje, ale ta niestety zmarła. Chciałem przyjechać na jej pogrzeb, ale zbyt bardzo bałem się konfrontacji z moimi rodzicami, dlatego przyszliśmy na grób, po tym jak już na cmentarzu nikogo nie było. Potem zaczynały się drobne sprzeczki o byle powody. Czasem tak prozaiczne jak głupia herbata, którą jej przypadkiem wypiłem. W gruncie rzeczy robiło się coraz gorzej. Ona nadal tłumiła wszystkie emocje w sobie, a ja coraz bardziej cierpiałem. Aż w końcu nadeszła noc, która miała nas wybawić od wszelkiego zła. Miała nas uratować, ale poniosła porażkę. I to z mojej winy. To był późny wieczór. Taki sam jak ten, w który się spotkaliśmy. Byliśmy na randce w restauracji. Pierwszej udanej randce od dłuższego czasu. Po jej zakończeniu, pożegnaliśmy się i standardowo mieliśmy się rozejść do własnych domów. Ona jednak ułożyła bardzo sprytny plan. Dorobiła klucz do mojego mieszkania i kiedy wszedłem do mojej sypialni, ona czekała na ładnie udekorowanym łóżku, ze świecami, a dookoła wisiały nasze zdjęcia i jej obrazy. Zaniemówiłem... Nie chcę Cię teraz zawstydzać Judy, ale chyba domyślasz się, o co chodziło... Nie będę tu wnikał w szczegóły. Po prostu rozebrałem się i usiadłem na krawędzi łóżka. Jednak kiedy mieliśmy po raz pierwszy okazać sobie miłość w sposób najwyższy, ja... Normalnie wziąłem... iiii odsunąłem się od jej ciała. Wyjaśniałem, że nigdy nie obcowałem z kobietą w ten sposób i zwyczajnie nie czułem się jeszcze gotów. Poza tym, jakoś tak wolałem zrobić to dopiero po ślubie. Na początku zareagowała jak zazwyczaj. Uświadamiała mi, że mnie rozumie tym samym obracając się do tyłu i wycierając łzy w nadziei, że ich nie ujrzę. Zacząłem się jeszcze bardziej tłumaczyć i przepraszałem ją z całej siły. Ona na spokojnie odpowiadała mi. Później coraz bardziej przez łzy. Wtedy całe cierpienie jakie w sobie tłumiła, w jednej chwili pękło jak gigantyczny granat. Zmieniła się z istoty delikatnej i wrażliwej o miłym głosie i charakterze w hydrę, nieokiełznanego potwora. Z całej siły kopała po meblach. Wydarła się na mnie, w niezrozumiały dla mnie sposób. Każde jej słowo teraz smakowało jak najgorsze wymiociny. Pod koniec uspokoiła się nieco. Stanęła w progu drzwi i patrząc na mnie zimnym wzrokiem, powiedziała, że przez ten cały czas samotnie budowała naszą relację, a ja nie dość, że jej nie pomogłem w jej rozwoju to jeszcze zmarnowałem idealną okazję. Wtedy zatrzasnęła drzwi i wyszła. Wyjrzałem przez okno i patrzyłem jak odchodzi. Na skaju zasięgu lampy ulicznej, a ciemności, zatrzymała się i popatrzyła na mnie znów swoim ciepłym wzrokiem. Zrobiła krok w moją stronę. Chciałem uchylić okno. Krzyknąć by wróciła i że ją kocham. Na jej ustach było widać to samo. Jednak oboje, mimo chęci, nie odważyliśmy się powiedzieć nic. Ona zrobiła się roztrzęsiona i smutna. Pobiegła w rozpaczy w stronę mroku. Otworzyłem drzwi i chciałem wybiec na ulice, ale coś mnie zatrzymało. Zostałem w domu, leżąc na łóżku, gdzie mogłem teraz z nią być. Myślałem o niej cały czas. Cały czas jakby czułem mentalną więź z nią. Nie umiem tego wyjaśnić, ale znałem jej każde uczucie i każdą myśl jakie była w jej głowie, mimo tego, że była daleko. Tylko dwie ulice stąd i skrzyżowanie, ale jednak daleko. Potem usiadłem w koncie, z myślą, że powinienem do niej iść. Pocieszałem się również tym, że wróci. Nie potrafiłem się pogodzić z jej odejściem w ciemność. Nad ranem nadal byłem zagubiony. Zastanawiałem się nad tym, dlaczego za nią nie pobiegłem. Próbowałem racjonalnie do siebie przemówić, że to i tak by nic nie dało. Pozostało mi tylko patrzeć na jej obrazy i nasze zdjęcia i czekać. Po tygodniu rozłąki, postanowiłem w końcu samemu do niej przyjść. Kupiłem kwiaty, napisałem wiersz, ładnie się ubrałem. Nawet ułożyłem sobie w głowie wypowiedzi, adekwatnie do tego jak na to zareaguje. Gdy byłem przed drzwiami jej mieszkania, dowiedziałem się, że wyprowadziła się dzień wcześniej. Spóźniłem się dosłownie o kilka godzin. Zacząłem do niej dzwonić, ale nie odbierała. Szukałem jej w każdym naszym wspólnym miejscu, które były teraz opustoszone. Ostatni był staw na powierzchni, którego kiedyś uczyłem jej puszczać kaczki. Była mgła, a droga prowadziła przez gęsty las, ale nie bałem się. Byłem zbyt zdeterminowany. Gdy odgarnąłem ostatnie gałęzie drzew na bok, zobaczyłem we mgle, nad jeziorem, jej sylwetkę. Zapłakałem ze szczęścia. Pobiegłem, przepraszając za wszystko, jednak kiedy się zbliżyłem dostatecznie blisko, jej kształt się zdeformował. Przyglądnąłem się temu z blisko i okazało się, że to była kora, która pozostała po suchym drzewie. Szukałem jej jeszcze miesiącami. Dzwoniłem, ale nie odbierała. Obecnie nie wiem co się z nią dzieje, ani gdzie jest. Miałem nawet myśli, że popełniła samobójstwo, ale pewnego dnia zauważyłem w sklepie, na wystawie, jeden z jej obrazów, którego nie pamiętałem, ale rozpoznałem po stylu. Data na nim była dość nowa, więc wiem, że żyje. Czasem gdy widuje jakieś lisice to zaczepiam je by tylko się rozczarować, bo nie okazują się nią. Obecnie, wiem, że nie odbuduje tego co nas łączyło, ale chciałbym ją jeszcze spotkać i przeprosić za wszystko.

Przez chwilę po wypowiedzeniu przeze mnie ostatniego słowa, nastała cisza. Miałem wrażenie, że na ustach Judy było teraz tysiące słów, które nie mogły zostać wypowiedziane z obawy, że powie coś nie tak. Wtedy zrobiła coś znacznie lepszego niż jakiekolwiek słowa. Po prostu uścisnęła moją rękę. Byłem trochę zdezorientowany. Rozum, mówił mi, żebym odsunął się z nieznanego powodu. Jednak uczucia wzięły górę i pozwoliłem jej to robić. Chciałem nawet ją objąć, ale na to już sobie nie pozwoliłem. Reszta dnia upłynęła na drobnych pogawędkach i spacerze. Nawet się nie obejrzałem, a słońce było znów za horyzontem. Pożegnaliśmy się jak zawsze. Wracając miło wspominałem każde wypowiedziane przez nią słowo. Każdy jej dotyk i gest. Kolejny, udany dzień, Panie Bajer. Kolejny, udany dzień.


Link do oryginału: klik!
Autor: Michael Lught

Komentarze

Prześlij komentarz

Wszystkie komiksy

Legenda

¤ - W trakcie tłumaczenia
¤ - W trakcie rysowania
¤ - Dawno nieaktualizowane, brak informacji o dalszych częściach
¤ - Wstrzymane bądź niedokończone
¤ - Zakończone