Przejdź do głównej zawartości

Ostatni post

Prison Life (cz. 6) - Land24 & Nauyaco [Tłumaczenie PL]

Zwierzogród: Alternatywna kontynuacja (Roz. 1 Cz. 7.2 - Zdefiniuj) - Michael Lught [Opowiadanie]




***

Pukanie do drzwi. Ten głośny monotonny dźwięk. Ahhh... Tak dobrze robi na moje uszy. Dlaczego? Dlatego, że wiem do kogo ono należy. Wiem kto stoi za tą małą drewnianą tarczą wmontowaną w ścianę. Czuje jej zapach. Użyła perfum. Musi jej zależeć. Słodki zapach fiołków i innych pięknych kwiatów oraz traw. Od razu czuję się jak w na wsi. Czuję jakbym stał na wielkim polu pełnego zbóż i kwiatów. Stukanie przypomina mi śpiew ptaków. A poza tym cisza. Jedyna rozumna istota w pobliżu to właśnie ona. Oczami wyobraźni widzę jak macha do mnie. Akurat do mnie. Jest tyle osób na świecie. Tylu mężczyzn. Akurat ja jestem tym jednym, który jest tu na tym polu o idealnej godzinie. Jest taka piękna. Czuję się taki doceniony, bo akurat mnie wybrała. Tylko mnie. Jest niczym rusałka. Jej piękno przyćmiewa mi wszystko...

Krok po kroku. Niczym jak w walcu podchodzę do drzwi. Kiedy tylko moja dłoń chwyta za zimną klamkę od razu je otwieram by ujrzeć ją. Moją i tylko moją... Moją Judy.

- Cześć Nick. Widzę, że ładnie się dziś przyodziałeś.

Jej głos jest nektarem, który spijają moje narządy słuchu.

- Ty też dzisiaj pięknie wyglądasz, Judy. Witaj w moich średnio skromnych, ale jednak skromnych progach.

Powoli postawiła pierwszy krok w moją stronę. Weszła do mojego domu. Jestem taki szczęśliwy. Dawno taki nie byłem. To nie jest tak, że jestem radosny. Jestem zwyczajnie w pełni szczęśliwy. Tak w pełni szczęśliwy.

- Wow, Nick. Nie musiałeś aż tak wystrajać stołu. Ale dziękuję, że zrobiłeś to dla mnie. Doceniam to.

- Cieszę się, że Ci się podoba.

- I nawet kupiłeś wino. Myślałam, że raczej to będą zwyczajne odwiedziny, ale widzę, że zrobiłeś... Jakby to nazwać?

- Kolacje dla dwojga przy świetle świec? Może i jestem szczwanym lisem, ale wiem jak ugościć kogoś.

- Wiem. Dziękuję za to. Ale pewnie musiałeś wydać sporo pieniędzy. Mogę Ci je zwrócić.

- Twoją zapłatą będzie zwykłe bycie tu ze mną. Nic więcej. A teraz proszę usiądź.

Zasiadła naprzeciw mnie. Szkoda, że nie mam zbyt ładnych krzeseł, i że ten stół nie jest zbyt duży. Jednak ważne jest to, że nie narzeka oraz się jej podoba, a przynajmniej tak mi się wydaje.

- Nie spodziewałam się kompletnie. Znaczy się, wiedziałam, że na pewno się przygotujesz, ale to jest wspaniałe. Przerosłeś moje najśmielsze oczekiwania.

- Miło mi to słyszeć Karotka. To jak, może po kieliszku wina?

- Z całą chęcią odrobinę się napije.

Nalałem powoli po trochu tego płynu sobie i Judy. Widzę, że jest szczęśliwa. Tak bardzo mnie to cieszy. Usłyszałem też komplementy od niej. Dawno takowych nie zaznałem od nikogo. Niby to tylko zwykłe słowa, ale przyjemnym jest usłyszeć coś miłego, gdy przez pół życia mogłeś dostać tylko obelgi z ust innych ssaków.

Rozmawialiśmy jakiś czas o mało ważnych tematach. Ogółem świetnie się bawiliśmy. Jednak widziałem, że Judy chce mi powiedzieć coś bardzo ważnego. Wnioskuje po jej mimice. Swego czasu interesowałem się trochę tym i wiem, że coś skrywa.

- Coś się stało, Karotka. Widzę, że coś przede mną ukrywasz. Chcesz mi coś powiedzieć.

Starałem się by mój głos był bardziej troskliwy niż dociekliwy. Nie wiem jak ona to odebrała, ale chyba nie tak źle, bo po chwili odpowiedziała trochę wolniejszym, spokojniejszym i jakby z lekką barwą smutku głosem.

- Tak. Jest coś, co mnie martwi od dawna.

- Hmmm, mów dalej.

- Czuję, że w Zwierzogrodzie coś jest nie tak. Coś wisi w powietrzu. Ja zawsze jestem pozytywnie nastawiona do życia, ale to coś mnie niepokoi.

- Mogłabyś rozwinąć temat.

- Zacznijmy od tej listy dziwnych nakazów. Tych nadesłanych przez burmistrz odnośnie policji.

- Mówisz o tym odpowiedniej długości pazurów, delikatnym traktowaniu bandytów i tego typu inne bzdury? I tak nikt się do tego nie stosuje.

- A jak Ciebie i inne drapieżniki do tego zmuszą?

Wtedy wstałem, a mój ton głosu stał się niszy i żartobliwy.

- Nie wiem co siedzi w głowie Pani burmistrz. Jestem zbyt słaby by to pojąć. Naszej wspaniałej burmistrz Obłoczek. Najlepszej i wszechmogącej. Wszechwiedzącej i pracowitej Pani burmistrz.

- Jesteś naprawdę zabawny Nick. Ale...

- Żadnych ale, Karotka. Mamy nową burmistrz i jakoś to przeżyjemy. Swinton była podobna. Tylko, że ona się nie patyczkowała i chciała radykalnie działać. Obłoczek najwyraźniej popiera poglądy byłej burmistrz, ale jej działania jak na razie są nieszkodliwe. Jakieś dziwne nakazy. Przecież żadnego ssaka na siłę nie przymusi.

- Jak na razie jest to w formie nakazu, który nie jest obowiązkowy, ale co jeśli uda się jej wprowadzić to jako prawo?

- Prawdą jest to, że to co robi jest niepokojące, ale jak na razie pokazuje tylko swoją niekompetentność. Jak tak dalej będzie to straci stanowisko.

- Obawiam się, że pewnego dnia świat się stanie nieczuły na cierpienia innych. Jednak staram się o tym nie myśleć. Wierzę, że jeśli choć jeden ssak będzie czynił dobrze, to ten świat nie upadnie.

- Jedna jaskółka nie czyni wiosny.

- Każde życie się liczy. Każda jedna osoba.

- Życie... Zdefiniuj co oznacza słowo "życie".

- Jak to co oznacza? Oznacza coś, co każdy ma i każdy może je wykorzystać jak tylko chce. Należy żyć na sto procent. Całą parą. Trzeba wierzyć, że istnieje księżyc nawet jeśli przykryły go chmury.

- Nie to miałem na myśli. Pomyśl o tym bardziej w sposób bardziej dosłowny. Podam taki przykład. Wyobraź sobie rybę. Może to być zwykły śledź, albo pstrąg lub dowolna jaką sobie wymyślisz. Masz ten obraz w głowie?

- Tak. Mam.

- To teraz wyobraź sobie, że ta ryba pływa swobodnie wśród wód. I pływa... I pływa... I pływa. A teraz wyobraź sobie, że ta ryba się starzeje. I zwalnia... I zwalnia... I zwalnia... Aż w końcu umiera. Wyobraziłaś to już sobie?

- Tak, ale mieliśmy mówić o życiu.

- Do tego zmierzam. Teraz wyobraź sobie, że w jednej ręce trzymasz tą rybę przed śmiercią, a w drugiej dopiero co zdechłą. Powiedz mi. Czym się różni jedna od drugiej.

- Jedna żyje, a druga nie.

- Dobrze, ale nie uwzględniajmy teraz tego. Czym się różnią.

- Chyba... niczym.

- Tak, to prawda. Skład chemiczny ten sam. DNA? To same. Wady wrodzone? Te same. Opcjonalne pasożyty? Te same. Historia ta sama, ale jednak o jednej powiemy, że żyje, a druga nie. Obie niczym się nie różnią, a jednak tak. I teraz postawmy pytanie: Czym jest życie? Co jest tą iskierką, która powoduje, że jedna ryba jest żywa, a inna nie? Są prawie identyczne.

- To powiem Ci Nick, że mnie bardzo zaskoczyłeś mnie tym filozoficznym rozważaniem. Lubię takie tematy, ale nie jestem zbyt dobrym filozofem. Jednak porozmawiajmy może o czymś innym?

- Tak masz rację. To może... ehhh. Może Ty coś wymyślisz? Ty jesteś w wymyślaniu rozmowy lepsza.

- Wiesz, nie bardzo chciałabym poruszać temat pracy, ale wiesz... Jutro zostaniemy przydzieleni do tej sprawy co ostatnio miała miejsce.

- Mówisz o tym terroryście, który wysadził ten budynek? Ten co nosi białą maskę?

- Tak. Kim on może być?

- Nie wiem Judy. Pewnie to kolejna osoba, która szuka sensu i znajduje go w wyrządzaniu innym krzywdy. Nie martw się. W końcu to my jesteśmy Ci dobrzy, którzy go powstrzymamy. Prawda Karotka?

- Oczywiście szczwany lisie.

- Dobrze, więc może coś zjedzmy. Może zobaczymy czym karmią nas dziś propagandowe media?

- Jeśli masz na myśli telewizje to oczywiście, że chętnie coś zobaczyłabym, ale nie koniecznie media.

- Z tymi mediami to taki lekki żart. Poczekaj na mnie chwilę. Dobrze Judy?

- Poczekam, ale się pośpiesz, bo dobre jedzenie i ja tworzymy zgrany duet.

Wyszedłem na chwilę do łazienki. Trochę głupio, że zacząłem te swoje filozofie, ale najwidoczniej nie jest tak źle. Jej się podoba. Gorzej jednak jest ze mną. Lek nadal działa i co chwilę muszę się pilnować, żeby nie zasnąć.

Przemyłem tyko twarz dla orzeźwienia i szybko wróciłem do Judy.

- Jestem już jak widzisz.

- Tak. Niezaprzeczalnie widzę Nick. Wyglądasz jakbyś czymś się denerwował.

- Nie, Judy. Ja tylko...

Tak, trochę się denerwuje. Nie chcę czegoś popsuć. Jednocześnie czuje się jakby z mojej klatki piersiowej zaraz miał się wylęgnąć Obcy z filmu pt. Obcy: Ósmy pasażer Zootromo. Chodzi o to, że mi na niej bardzo zależy i... Tak, chyba to jest to, czego się obawiałem. Znaczy się, ja to wiedziałem wcześniej, ale teraz jestem już pewny. Chyba się...

Wtedy Judy przerwała moje rozmyślania i podeszła do mnie dość blisko.

- Coś się stało Nick? Widzę, że coś jest nie tak. Możesz mi powiedzieć.

- Teraz się rewanżujesz?

- Nie rozumiem.

- Wcześniej zadałem Ci podobne pytanie.

- Ach, no tak. Ale tak na poważnie to czy coś jest nie tak?

- Judy, a cokolwiek to będzie to czy... Nie obrazisz się na mnie?

- No co Ty szczwany lisie. Dlaczego niby? Jesteśmy w końcu przyjaciółmi.

- Tak Judy, jesteśmy. Ehhhh... Usiądź proszę.

- A powiesz mi, co Cię trapi?

- Tak, tylko usiądź.

Judy spełniła moją prośbę lub rozkaz. Oba ostatnio coraz mniej się od siebie różnią. Starałem się ukryć emocje, ale organizm odmawiał posłuszeństwa. Cały się trzęsłem. Były to małe ruchy, ale dość widoczne. Najgorzej było z rękoma, więc schowałem je za siebie. Pomyślałem, że powiem jej prawdę. Ale jak to powiedzieć? Z każdą chwilą patrzyła się na mnie z coraz to bardziej ciekawską i zatroskaną miną. Chciałem coś z siebie wydusić, ale każda próba kończyła się na jąkaniu.

- Czemu tak się denerwujesz? Spokojnie. Jesteśmy przyjaciółmi. Nie denerwuj się. Zaufaj mi.

To chyba jeszcze nie ten moment. Spuściłem głowę, a gdy ją podniosłem z ust wylało mi się słodkie kłamstwo. Właściwie to nawet wyrwało mi się.

- Ja też się niepokoję tą sprawą. W dodatku to co robi Obłoczek... Co będzie jak zakażą nam razem pracować?

- Nie pozwoliłabym na to.

- Niezaprzeczalnie, ale co jeśli będą chcieli mnie zwolnić.

- Nick, głuptasie. To ja też bym się zwolniła.

- Zmarnowała byś swoją karierę i...

- Cicho. Co będzie to będzie. Nie pozwoliła bym, żeby
Cię zwolnili bez przyczyny. Tylko dlatego, że Pani burmistrz ma coś do drapieżników i to bez powodu. Jeśli jednak nic by moje apele nie dały też bym się zwolniła. Nie chciałabym pracować z nikim innym kto nie jest Tobą. Jesteś dla mnie ważniejszy niż ta praca.

Bardzo się wzruszyłem tymi słowami. Tym razem moje nogi i ręce mnie nie posłuchały i przytuliłem Judy. Me ręce znów zatonęły w jej futrze. Po chwili ona również mnie objęła.

- Wy lisy jesteście takie...

- Stop. Mam do tego cytatu prawa autorskie.

- Zabawne, a ja mam prawa autorskie do przytulania.

Czas jakby zwolnił. Staliśmy wtuleni tak tylko przez kilka sekund, ale czułem się jakby przeminęły lata. Bardzo przyjemne i piękne lata. Ta chwila była lepsza niż całe moja życie przedtem. Gdybym wiedział wtedy, że kiedyś dojdzie to tej chwili. Jednak gdy już przestaliśmy się obejmować szczęście zastąpione zostało przez wyrzuty sumienia. Mogłem jej to powiedzieć. Tak to troszeczkę ją okłamałem. W sensie, że prawdą jest, iż martwię się tym co robi burmistrz, ale to nie to chciałem powiedzieć. Jednak wolę teraz miło spędzić wieczór niż myśleć o tym.

- To może potańczymy?

- Dobrze, ale tylko poczekaj sekundkę.

Judy wyjęła telefon i go przeglądała. W końcu znalazła to chciała i włączyła jej ulubioną piosenkę Gazeli.

- Chcesz do tego tańczyć?

- Czemu by nie. Kocham tę piosenkę.

- No dobrze.

Tańczyliśmy razem przez dłuższy czas. Nie mam pojęcia jak długo. W międzyczasie dowiedzieliśmy się osobie czegoś ważnego. Oboje jesteśmy kiepskimi tancerzami. Judy od czasu do czasu zmieniała piosenkę, ale tylko jak udało nam się w końcu złapać jej rytm, ta się kończyła. Wirowaliśmy chyba pół nocy. Przez chwilę nawet przypadkiem weszliśmy na balkon, którego zapomniałem zamknąć. Księżyc był w pełni. Jego światło poszarzało nasze futro tak bardzo, że czuliśmy się jak w starym czarno-białym filmie sprzed wielu lat. Ale ze mnie naukowa fajtłapa. Księżyc nie świeci. On wyłącznie odbija światło słońca. Nie ważne Nick. Nie myśl chwili, tylko czuj chwilę. Sercem, a nie rozumem.

Judy na chwilę się zatrzymała trzymając mnie za ręce.

- Nick, bardzo się przyjemnie z tobą tańczy, ale jestem już zmęczona.

- Czyli się poddajesz.

- Czemu?

- W konkursie przydeptanych nóg wygrałem 10 do 8.

- Heh... No widzisz przegrałam. Dobrze, że Bogo się nie dowiedział o mojej klęsce. Wtedy w końcu by się mnie pozbył.

- Mnie się tak łatwo nie pozbędziesz.

Popatrzyliśmy sobie w oczy. Nasze spojrzenia były bezmyślne. Zupełnie jak wzrok małego dziecka patrzącego na matkę lub zabawkę. Małymi ruchami przybliżaliśmy się do siebie. Jednak Judy odwróciła wzrok i pomaszerowała do salonu.

- Wiesz Nick. Jest już późno i chyba muszę już iść.

- Coś zrobiłem nie tak?

- Nie, tylko trochę za bardzo zabalowałam. W sensie, że jutro mamy prace... Ale chętnie jeszcze się z Tobą spotkam.

- Zobaczymy się w pracy.

- Miałam na myśli, że tak po pracy.

- No dobrze.

Spojrzałem na zegarek. Jest już prawie północ. Nie jest jeszcze tak późno, ale Judy ma jeszcze przed sobą powrót do mieszkania..

- To co Ty ma przyszły weekend?

- Dobrze. Może być, Nick.

Jestem naprawdę szczęśliwy z tej krótkiej wizyty Judy. Szkoda, że ona już musi iść. W końcu udało mi się na moment zapomnieć o tej całej goryczy tego lekko chorego świata. Chorego, ale do wyleczenia.

Wtedy ktoś strasznie głośno zapukał do drzwi. Wręcz właściwie zaczął do nich walić pięści.

- Co to takiego. Zapraszałeś kogoś?

- Nie. Nie mam pojęcia kto to. Poczekaj.

Zabrałem ze sobą kij od miotły. Nie jest to za dobry oręż, ale jeśli to jakiś pijak to powinien wystarczyć. Gdy Wyglądałem przez otwór w drzwiach, nikogo nie widziałem. Albo ta osoba leży, albo jest bardzo niska. Poczułem lekki niepokój. Powoli chwyciłem klamkę. Zrobiłem parę wdechów nim rozpocząłem jej przekręcanie. Gdy nieco oddaliłem drzwi od framugi usłyszałem cichy jęk. Rozpoznałem go od razu. Szybko rozwarłem wejście. I ujrzałem leżącego na wycieraczce Feńka. Całego we krwi. Jęczał z bólu. Ledwo co oddychał. Obrócił oczy w moją stronę. Krew ściekająca mu z głowy zalała mu je. Nagle opadł bezwładnie na ziemie...

To właśnie jest życie. Gdy jeden się cieszy inny cierpi. Pomyśl o tym za każdym razem kiedy się cieszysz. Pomyśl o tych wszystkich, którzy w tym momencie cierpią. Urodziny jednego są śmiercią drugiego. Ten wesoły korowód kręci się od początku świata. Gdzie życie tam śmierć. Gdzie radość tam łzy. Nie pozwól zbytnio zasłonić sobie oczu szczęściem, bo kiedyś na pewno będziesz nieszczęśliwy. Tak samo gdy cierpisz to pamiętaj, że po burzy nastaje słońce. Ciesz się każdą dobrą chwilą, ale nie daj się jej zaślepić. Smuć się każdą złą chwilą, ale miej świadomość, że istnieje szczęście. Taka jest właśnie równowaga tego świata. Tak to zostało zrobione. A wszelkie próby wyłamania się z tej karuzeli skończą się porażką.


***

Link do oryginału: klik!
Autor: Michael Lught
Korekta: _NG_

Komentarze

  1. T-o j-e-s-t g-e-n-i-a-l-n-e

    OdpowiedzUsuń
  2. Wybaczcie drodzy bracia i siostry że ponownie pytanie ...czy znacie jakieś inne tego typu strony poświęcone tematyce zwierzogródu z góry ślicznie dziękuję

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Wszystkie komiksy

Legenda

¤ - W trakcie tłumaczenia
¤ - W trakcie rysowania
¤ - Dawno nieaktualizowane, brak informacji o dalszych częściach
¤ - Wstrzymane bądź niedokończone
¤ - Zakończone